Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą artykuł. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą artykuł. Pokaż wszystkie posty

piątek, 11 czerwca 2021

Dziewice konsekrowane i mój wredny mąż

Przy śniadaniu zahaczyłam o internet, chociaż miałam się trzymać od niego z daleka. Cóż, bywam niekonsekwentna, bo nie łatwo uciec od sieci. Weszłam na Onet.pl, bo na tym portalu można przeczytać ciekawe artykuły z dziedziny historii. Jako że interesuję się historią, to czasami tam zaglądam. Bez czytania pominęłam wszystkie informacje covidowe i polityczne horrory, ale rzucił mi się w oczy taki tytuł.

Trzy kobiety złożyły w archikatedrze warszawskiej ślub czystości

- No nie - jęknęłam po przeczytaniu tekstu. 

- Co się stało, znowu serce cię boli - zaniepokoił się książę małżonek, który ma już powyżej uszu moich problemów zdrowotnych.

sobota, 25 kwietnia 2015

Przeczytaj, przemyśl, zastosuj




Zbliża się weekend. Czas, który pozwala zwolnić, robić to co    przyjemne a nie tylko to co konieczne. Warto wykorzystać te dni na bycie bliżej siebie i bliżej tych, którzy są dla nas ważni. Niewiele trzeba, żeby odkryć się na nowo, a nawet na nowo zakochać.   

Podobno wystarczy głęboko spojrzeć w oczy                                            




obrazki złowione w sieci


czwartek, 2 kwietnia 2015

Pytam, czytam, przekazuję dalej...


 

 

 

 

 

 





Jakiś czas temu przeczytałam zapis rozmowy z psychoterapeutką Agnieszką Serafin. Tekst mi się spodobał, więc chciałam go podesłać psiapsiułce, ale... na chęciach się skończyło, bo za chińskiego boga nie mogłam go drugi raz znaleźć, a jak już znalazłam, to link był nieaktywny. Jednak, jak mówią: co się odwlecze, to nie uciecze...  I proszę,  jest. Kopiuję w całości, żeby go znowu nie wcięło. Miłej lektury.

*  *  *

Jak żyć żeby nie żałować?  

„Ludzie nie potrafią odpuścić. Przychodzą
na terapię z powodu wymagań, które sobie
stawiają, a którym nie mogą podołać.
Przychodzą nie po to, żeby o siebie zadbać,
ale żeby siebie naprawić” –
z psychoterapeutką Agnieszką
Serafin rozmawia Grażyna Lubińska.
 
W życiu lepiej planować czy poddać się biegowi
zdarzeń?
– Najlepiej połączyć planowanie ze spontanicznością.
To w ogóle jest możliwe?
– Poddawanie się biegowi zdarzeń nie oznacza bierności!
Wymaga dyscypliny i uważności na to, co się wydarza.
Na przykład zamierzam za dwa lata wyjechać do pracy
za granicę i po kolei realizuję swój plan: szlifuję język, robię
kursy zawodowe, oszczędzam na start za granicą. Ale jeśli
skoncentruję się tylko na tym, mogę nie zauważyć, co życie
przynosi. Na przykład kogoś poznaję i czuję, że mnie ta
osoba inspiruje, że to może być ktoś ważny w moim życiu.
Mogę to zignorować, żeby realizować plan, albo mogę
poświęcić tej osobie chwilkę. Zastanowić się, co mnie w niej
pociąga. Co może wnieść w moje życie. Zwykle plan
pozostaje ten sam, lecz jest wzbogacony. Styl wykonania jest
inny.
Pojawia się potencjalny partner/partnerka. I co?
Zrezygnować z wyjazdu?
– Jeśli po spotkaniu tej osoby mam od razu dylematy, czy
w ogóle wyjechać, to znaczy, że tak naprawdę nie chciałam.
Że to nie był plan.
Na weekend zaplanowałam porządki, bo od trzech
miesięcy nie mogłam się tym zająć. A tu dzwonią
znajomi i proponują wspólny wypad w góry.
Odłożyć znów sprzątanie? Trochę się boję, że nie
będę za to siebie lubiła.
– Zawsze jakąś cenę się płaci. Co mi da więcej satysfakcji dziś,
ale też za kilka dni – doświadczenie piękna gór czy
wywiązanie się ze zobowiązania wobec samej siebie?
I z czego wypływało to zobowiązanie? Z nielubienia siebie
i krytyki czy autentycznej potrzeby porządku?
Czy jeżeli zechcę, to mogę wszystko w życiu
zaplanować?
– Nie, a najlepiej nawet nie próbować. Gdy rozmawiamy
ze starszymi ludźmi, to mówią, że owszem, mieli swoje
ambicje, marzenia i pasje, ale linia wykresu ich życia szła
to w górę, to w dół. Z perspektywy czasu widać,
że decydujące były momenty, których nie mogli przewidzieć,
nie mogli zaplanować. Umiejętność wychwytywania tych
momentów, reagowania na nie, współtworzenia
rzeczywistości dużo wnosi w nasze życie. Nie wszystkie
odkryte potrzeby musimy realizować.
Skąd wziąć odwagę, by reagować na to, co się nam
przydarza? By być w życiu elastycznym,
a nie kurczowo trzymać się założonego planu czy
schematu?
– Z siebie. Zawsze przecież ponosimy ryzyko. Jeśli czegoś nie
zrobimy, też ryzykujemy, bo tracimy szansę uzyskania tego,
o czym marzymy, co chcielibyśmy osiągnąć. Tracimy
również to, co mogłoby się zdarzyć po drodze. Odwaga jest
ważna, ale ważniejszy jest wewnętrzny system wspierania
samego siebie. A może niektórzy ten system nazywają
odwagą?
Co to jest wewnętrzny system wspierania samego
siebie?
– To jest to, co o sobie myślisz, co o sobie i do siebie mówisz,
jak siebie traktujesz, również po niepowodzeniu.
Wewnętrzny system wspierania samego siebie jest kluczowy
przy dokonywaniu zmian w życiu. Ludzie często nie robią
czegoś nie dlatego, że boją się ryzyka, że stracą pieniądze,
rozpadnie się ich związek czy zostaną wydziedziczeni.
W większości boją się tego, co o sobie sami pomyślą,
gdy poniosą fiasko. Gdy ich wewnętrzny system wspierania
samego siebie nie działa, po porażce robią sobie piekło –
w głowie i w sercu – tak wielkie, że nie mogą go wytrzymać.
Jak można wzmocnić swój system wewnętrznego
wsparcia?
– Zadaję sobie pytanie, co będzie, jeśli mi się nie uda. Co
powinnam wtedy o sobie pomyśleć? Czy będę się nadal
szanować? Czy będę umiała zadbać o swoje dalsze życie, czy
też będę się pławić w autodestrukcji? Jeżeli marzę
o mężczyźnie i po roku wahania odważę się zaproponować
mu randkę, a on spojrzy na mnie i powie, że nie jest
zainteresowany, to czy przez następne pół roku będę gryźć
ścianę i obiecam sobie, że nikogo o randkę już nie poproszę?
Czy raczej popłaczę sobie, ale będę też zadowolona,
że w ogóle spróbowałam?
Trzeba się nauczyć być dumnym z tego, że się
spróbowało?
– Tak się po prostu łatwiej żyje. Jeśli docenimy to,
że spróbowaliśmy, szybciej po niepowodzeniu wykonamy
następne kroki. Nasze życie będzie ciekawsze.
Często cierpimy, bo wydaje się nam, że się
wygłupiliśmy. Zarzucamy sobie, że coś zrobiliśmy
i wyszło tak sobie. Z czego bierze się ten
dyskomfort?
– Z wychowania, kultury. Uczą nas: „Nie pytaj, bo wyjdzie
na to, żenie wiesz”, „Nie wychylaj się, lepiej być
niewidzialnym”.
Z jakiego wychowania? Co rodzice robią dziecku,
że takie potem jest?
– Nie robią dziecku, tylko sobie. Dziecko widzi, jacy są
rodzice, i wchłania panujący w domu klimat. Świetnie
to widać podczas terapii kobiet, które nie akceptują swojego
ciała. Mówią, że chcą uchronić przed tym swoje córki, i wciąż
im powtarzają, że są piękne, atrakcyjne. Ale córki tych
pochwał nie odbierają – córka się uczy od matki tego, jak być
kobietą, nie dzięki temu, co od niej usłyszy, lecz poprzez to,
co u niej widzi i co czuje. A widzi, że jej matka jest wciąż
niezadowolonaze swego wyglądu. Patrzy w lustro i ciężko
wzdycha.
Nie mamy wpływu na to, jak nas wychowywali
rodzice.
– Wychowanie to tylko jeden aspekt. Mamy wpływ na system
wewnętrznego wsparcia. Możemy nad nim popracować. Jeśli
podczas towarzyskiego spotkania tańczyłam, a potem się
wstydzę, że zrobiłam z siebie idiotkę, bo przecież nie umiem
tańczyć albo nie jestem tak zwinna jak ta tancerka
z telewizji, to jeżeli uruchomię swój system wewnętrznego
wsparcia, mogę pomyśleć: „Ale fajnie, że się odważyłam”
albo „Dobrze, że się poruszałam, poprawiłam krążenie”.
Czy sięganie w towarzystwie po papierosa, alkohol,
środki odurzające ma związek z tym, że łatwiej
znosimy robienie z siebie idioty w swoich oczach?
– Używki na moment wygłuszają wewnętrzne krytyczne
głosy. Dają nam dostęp do stanów, przeżyć,
których potrzebujemy. Jeśli na co dzień jestem ponura
i spięta, a chciałabym być wesoła i ciepła, a do tego
mój wewnętrzny krytyk nie daje mi przez to żyć, to będę
sięgać po alkohol, żeby być wesołą, seksowną czy na luzie.
Mechanizm ten może zapędzić nas w uzależnienie.
Jak podtrzymywać w sobie motywację do działania,
do zmian?
– Kiedyś podczas zajęć rzuciłam: „Jest tyle rzeczy, które
mogłabym robić, ale mi się nie chce”. Mój profesor, człowiek
po siedemdziesiątce, powiedział wtedy, że to jest to, czego
ludzie najbardziej żałują pod koniec życia – że im się nie
chciało czegoś zrobić, a mogli. Żałują nie tego, co zrobili źle,
ale tego, czego nawet nie spróbowali zrobić.
A dlaczego tego nie robią? Tylko z lenistwa?
– Czasem też dlatego, że przejmują się tym, jak wypadną, co
inni pomyślą, powiedzą, jak ich ocenią. To dlatego nie uczą
się nowych rzeczy, nie poznają nowych ludzi, nie ubierają się
tak, jak by chcieli. Kobieta wciąż uważa, że jest za stara
na krótką spódnicę i z czasem coraz bardziej jest na nią
za stara.
Albo: nie znam dobrze języka obcego, bo nie
chciałam pokazać, że mówię z błędami i słabo.
– To trochę dotyka perfekcjonizmu, myślenia, że dopóki nie
umiem robić czegoś idealnie, nie ujawnię się przed ludźmi.
A można przecież poczuć, że podjęcie próby już jest
wartością. Gdy się pyta ludzi, z kim się czują dobrze, kogo
lubią, to nie wskazują na ludzi idealnych, ale na takie osoby,
które potrafią coś spieprzyć i powiedzieć: „Cholera jasna,
ale przynajmniej spróbowałam”. Kobiety, które nigdy się
sobie nie podobały, gdy patrzą na swoje zdjęcie sprzed pięciu
lat, mówią: „W sumie wtedy nieźle wyglądałam. Dlaczego się
katowałam, że źle wyglądam, przecież było OK?”. Jakby dziś
przed lustrem umiały sobie wyobrazić, co zobaczą,
gdy spojrzą na siebie na zdjęciu za pięć lat, może by im było
łatwiej iść latem na plażę.
Czy wyznaczony cel może się zmieniać
pod wpływem nowych wydarzeń?
– On stale się zmienia. Cel, który sobie postawiliśmy dzisiaj,
za pięć lat już nie będzie nas
satysfakcjonował.
A jeżeli mój cel się nie zmienia, bo z różnych
powodów kurczowo się trzymam tego, co jest? Bo
boję się, że jeśli coś zmienię, to będzie gorzej?
Na przykład wciąż pracuję w tym samym miejscu
i ciągle robię to samo, a kiedyś marzyłam o czymś
zupełnie innym.
– Można zadać sobie proste pytanie: „Jakie mam potrzeby?”
Na przykład: nic nie zmieniam w pracy, bo chcę
założyć rodzinę. Mieć dzieci.
– Tak naprawdę często to tylko slogany. Powtarzamy je i nie
zastanawiamy się, o co nam właściwie chodzi. Lepiej spytać
siebie: „Po co chcę być w związku?”, „Po co chcę mieć
dzieci?” albo „Po co chcę pozostać sam?”. „Czy chcę być
w związku, żeby się rozwijać, poczuć bezpiecznie, czy też
po to, by mieć z kim iść na imprezę z tańcami?”. „Czy może
dla satysfakcjonującego życia erotycznego?”. „O co mi chodzi
w tych celach, które wydają mi się takie oczywiste, że nigdy
się nad nimi nie zastanawiam?”.
Czemu potrzebuję tych pytań?
– Namysł ułatwia realizację celu, który sobie stawiam.
Pozwala znaleźć realny sposób zaspokojenia swojej potrzeby.
Na przykład: mam 48 lat, słaby głos i nie najlepszy słuch,
ale nie opuszcza mnie przekonanie, że poczuję się szczęśliwa
tylko wtedy, gdy zostanę piosenkarką. Śpiewanie mi się śni
po nocach. Jak widzę, że ktoś śpiewa, łzy napływają mi
do oczu. Może mi chodzić o różne rzeczy: dodanie emocji
swojemu życiu, kontakt z czymś wyższym – pięknem, lub
chcę się poczuć jak gwiazda na scenie. Każde z tych odczuć
można realizować na wiele sposobów, nie tylko przez bycie
piosenkarką. Mogę spróbować wyrażać emocje w pisaniu
wierszy, w angażowaniu się w relacje z bliskimi czy dbaniu
o piękno wokół siebie, żeby obcować z nim na głębszym
poziomie.
Wybieramy szkoły w wieku w wieku, gdy rzadko
wiemy, kim chcielibyśmy w życiu być. I teraz mamy
pracę, zawód, które nas nie satysfakcjonują.
Co możemy zrobić?
– Czasami zmiana jest niemożliwa, ale narzekanie, że nie
mogę tego rzucić, bo mam zobowiązania, rodzinę, dzieci, nic
nie przynosi. Ja te zobowiązania wybrałam i nadal
wybieram. One też mi coś dają. Owszem, nie każdy może
rzucić pracę, by zacząć lepić garnki. Ale ważne jest, co ja
z tym mogę zrobić. Wycofuję się i obrażam na siebie
i na życie czy lepię te garnki, kiedy mogę? Raz w tygodniu,
a z czasem może coraz częściej? Czy jestem na zmianę
otwarta?
Nie lubię swojej pracy, ale dzięki niej stać mnie
na wakacje, a dzieci mogę wysłać do prywatnej
szkoły. Czy to wystarczająca rekompensata
za brak satysfakcji? Czy jednak samooszukiwanie
i usprawiedliwienie stagnacji?
– Jeżeli czegoś nie robię, bo się boję, a próbuję sobie
to wytłumaczyć innymi, wyższymi celami, to jest
to oszukiwanie się. Ale warto też podkreślić, że nie można
zrealizować się w pełni we wszystkich obszarach życia! Dla
różnych ludzi różne obszary życia są kluczowe. Dla
niektórych życie zawodowe to misja, powołanie, pasja – coś
tak niezbędnego do życia jak tlen. Nie tylko środek
do zarabiania pieniędzy, lecz coś, co sprawia, że moje życie
ma sens. Dla kogoś innego kluczowa w życiu będzie rodzina,
związek czy duchowość.
Każdy powinien zadać sobie pytanie, co dla niego
jest najważniejsze?
– Ale nie: „Co uważam za wartość nadrzędną?”, tylko: „Co
mnie naprawdę kręci?”, „Co mnie wzrusza?”, „Co sprawia,
że mi się robi gorąco w środku?” „O czym myślę, gdy się
budzę w nocy?”. To chodzi o tego typu doznania, a nie
nabyte przekonanie, że ważna jest nauka czy rodzina.
Gdy się dorosłych ludzi pyta, co ciekawiło ich, gdy byli
dziećmi, to mówiąc o tym, wciąż mają błysk w oczach. To coś
na ogół nadal jest aktualne, choć wcale tego nie robią teraz.
Pomysł, że wszyscy mogą się realizować i rozwijać
we wszystkich dziedzinach życia, jest nierealny, ale niektóre
obszary i doświadczenia są na tyle istotne,
że warto potraktować je poważnie. Dla różnych ludzi będą
to różne obszary.
Może z tego biorą się nieszczęścia, bo wydaje nam
się, że inni potrafią, tylko my nie? A może my
po prostu czegoś nie wiemy o tych spełnionych z
naszej perspektywy ludziach?
– Z czasem łatwiej dostrzec sens, kierunek pozornie
sprzecznych działań. Z perspektywy dwóch lat
tego nie zobaczymy. Widać to, kiedy się rozmawia
ze starszymi ludźmi, którzy mówią, że mieli ciekawe
życie, nawet gdy było pełne trudności. To, że nam czasem
coś nie wyjdzie, jest tylko kolejnym krokiem ku celowi, nie
końcem drogi. Żeby mieć siłę zrobić ten następny krok,
odwołujemy się do naszego wewnętrznego systemu
wsparcia.
A gdy nasz cel ma termin ważności? Na przykład:
chciałabym być matką.
– Lęk jest złym motywatorem. Skupiałabym się na tym, co
naprawdę chcę zrobić, a nie na tym, że mogę z czymś nie
zdążyć. Jeżeli mam dziecko z lęku, że potem nie zdążę, albo
nie mam dziecka z lęku, że na nie za wcześnie, to taka
motywacja raczej pozbawia mnie sił, niż kontaktuje
z najgłębszymi pragnieniami.
Niektóre kobiety na takie dywagacje się oburzą.
Powiedzą: „Bardzo bym chciała mieć dzieci, ale nie
mam z kim”.
– To może raczej być przykład na to, że kobieta ma trudności
w relacjach z mężczyznami, a nie – że nie ma z kim mieć
dziecka. Pytanie powinno brzmieć: „Po co mi dziecko?”.
Żeby je kochać…
– Czasem chodzi o to, żeby mnie ktoś kochał. Żebym miała
kogoś, kto mnie nie zostawi, albo żeby wykorzystać
to wszystko, co mam do dania, bo teraz nikomu nic nie daję.
Albo: bo potrzebuję nowego początku w życiu itd. Czasem
rzeczywiście odpowiedź jest prosta: „Dziecko to najgłębsze
moje marzenie”, i jak się poczuje siłę tego pragnienia, to ono
może nas przemienić, dać odwagę do działań wcześniej dla
nas nieosiągalnych. Może to przynieść zaskakujące
rozwiązania.
Jak żyć, żeby nie żałować tego, co nas ominęło lub
co zrobiliśmy nie tak?
– Żałowanie to strata energii, a rozpamiętywanie jest
czasochłonnym zajęciem. Nie chodzi o to, by zaprzeczać,
że coś źle zrobiliśmy, albo wmawiać sobie, że wszystko jest
świetnie, bo czasami naprawdę człowiek zrobi coś, czego
potem żałuje. Ale to nie może być powód lub wymówka,
by nic nie robić. Nieżałowanie, że się czegoś w życiu nie
zrobiło, dodaje odwagi do podejmowania decyzji i wyzwań tu
i teraz. Pozwala docenić chwilę.
Jak trenować w sobie odporność na żałowanie?
– Zastanowić się, czemu to żałowanie ma służyć. Jeśli można
komuś zadośćuczynić, to świetnie.
Zostałam sama, bo byłam zbyt mało uważna,
za bardzo zapatrzona w siebie, pracę, dzieci,
cokolwiek. I teraz tego żałuję.
– Istnieje dwuletni okres żałoby. Natomiast jeśli po 15 latach
dalej myślę o tym, że na przyjęciu, na którym coś między
nami pękło, powinnam być dla niego milsza, to trzeba zadać
sobie pytanie: „Po co ja to robię?”. Ludzie – co widać
podczas terapii par – często używają drugiej strony jako
wymówki, że czegoś nie osiągają. „Gdyby nie ty, to ja
bym była radosną kobietą”, „Gdyby nie ty, to byłbym
męskim, zadowolonym z życia facetem” – mówią. Ale to nie
jest prawda. Drugiej osoby, tak samo jak i przeszłości, lepiej
nie używać do tłumaczenia, dlaczego czegoś ważnego nie
robimy. Jak już myślę o tym, co było przed 15 laty,
to może raczej: „Czy teraz jestem milsza w stosunkach
z mężczyznami?”.
Żałowanie często wiąże się z tym, że jesteśmy dla siebie
bardzo surowi. Nie umiemy sobie
powiedzieć: „No dobrze, coś nie wyszło”, „Przykro mi”,
po czym odpuścić sobie i iść dalej.
A jak wszystko będę sobie odpuszczać
i w konsekwencji przestanę stawiać sobie
wymagania, przestanę się rozwijać?
– Jeśli mam problem z dyscypliną i wszystko sobie
odpuszczam, to przy kolejnym razie powinno mi się zapalić
czerwone światełko. Zwłaszcza w trakcie realizacji planu,
który już wiele razy wcześniej odpuściłam. Ludzie jednak
częściej zachowują się odwrotnie – nie potrafią odpuścić.
Nie odpuszczają nawet wtedy, gdy przychodzą
na terapię. Przychodzą nie po to, by sobie pomóc,
ale z powodu wymagań, które sobie stawiają, a którym nie
mogą podołać. Przychodzą na terapię nie po to, żeby o siebie
zadbać, lecz żeby siebie naprawić.
Co trzeba zrobić, żeby przestać myśleć o sobie jak
o maszynie do naprawienia, a zacząć myśleć jak
o człowieku, o którego chcę zadbać?
– Przede wszystkim zastanowić się, jak siebie traktuję. Czy
jak nauczycielka w szkole, która mnie nie lubiła, czy jak
babcia, która umiała pokazać mi moje mocne strony?
Na wiele sposobów można na siebie patrzeć i w różny sposób
można siebie traktować. To kwestia naszego wyboru. Jeśli
chciałabym o siebie bardziej dbać, mogę sobie
przypomnieć kogoś, kto mnie kochał i chciał dla mnie jak
najlepiej, i pomyśleć, jakiej rady by mi udzielił w danej
sytuacji. Co by powiedział, widząc, jak sama siebie traktuję?
Albo pomyśleć, jak bym chciała traktować kogoś, kto jest dla
mnie ważny. Czym to się różni od tego, jak dbam o siebie?
Jak o siebie zadbać? Jak trenować swoją życiową
energię?
– Trzeba mieć połączenie z tym, po co to coś chcę
zrealizować, z tym, co jest dla mnie największą wartością.
Dlaczego chcę się wysilać po drodze? Załóżmy, że mam duże
problemy w bliskich relacjach – kolejne związki, znajomości
nie wychodzą. Jeżeli moim planem jest stworzenie rodziny,
to bardzo ważne jest, bym wiedziała, o co mi w tym chodzi,
jakie wartości za tym stoją. Jeżeli wiem, że naprawdę ważne
jest dla mnie posiadanie kogoś bliskiego, z kim się
zrozumiem, z kim będę zmagać się z codziennością, kto mnie
będzie szanował, kogo pokocham – to w momencie, gdy
znowu zbliżę się do tego punktu, w którym za każdym
razem wcześniej rozpadał się mój związek
czy znajomość, to zdołam przytrzymać siebie i sobie
powiedzieć: „Czemu to robię? Przecież już wiem, że to do
niczego dobrego nie prowadzi”.
Trzeba docenić, dlaczego to „coś” jest dla nas
ważne?
– Jeśli nie możemy tego docenić, to nie ma czego realizować.
Nic z tego nie będzie. Jeżeli tylko dlatego chcemy być
w związku, że to daje prestiż społeczny, to możemy tkwić
w tym związku, ale to nie będzie coś, co będzie się rozwijało
i rosło.
Ważne też, by szukać wzorców, inspirować się innymi
ludźmi. Jeżeli mam z czymś kłopot, np. z dyscypliną,
to rozglądam się wokół siebie, aż znajdę kogoś, kogo
chciałabym naśladować. Albo się go poradzę, albo będę
trochę udawać, że nim jestem. To niezły trening.
Czasem pragnienia są powierzchowne, np. kobieta
chce być piosenkarką, ale nie z wrażliwości
artystycznej, tylko z próżności. Żeby
pięknie wyglądać, być podziwianą itp.
– To wspaniale! Niech się świetnie ubierze i pójdzie
na przyjęcie, do galerii czy w inne miejsce, gdzie będzie
mogła być zauważona i podziwiana. Nie ma w tym nic złego,
że najbardziej w byciu piosenkarką podoba mi się to, że ona
ładnie wygląda.
We współczesnym świecie na wiele pytań
dotyczących pragnień, zaspokajania potrzeb pada
jedna odpowiedź: pieniądze. Bo gdybym je miał…
– Trzeba zadać sobie pytanie: „Co by mi te pieniądze dały?”.
Wyobraź sobie, że zarabiasz tyle, ile chcesz. Ktoś powie:
„Jakbym był bajecznie bogaty, to dopiero wtedy miałbym
poczucie bezpieczeństwa”, co od razu wskazuje, że jest
niepewny, czuje się zagrożony, a nie, że po prostu brakuje
mu pieniędzy. Inna osoba powie: „Brakuje mi luksusu”, a
gdy ją zapytamy, kiedy poświęciła sobie dwie godziny,
to powie, że nie pamięta. Ktoś inny powie, że gdyby miał
pieniądze, to wreszcie nikt by nim nie pomiatał. Jeżeli sobie
powiemy, do czego nam są potrzebne pieniądze, może się
okazać, że te potrzeby możemy zaspokoić już dziś, bez
dodatkowych pieniędzy.
Jeżeli mam wizję stworzenia wielkiej firmy, zatrudniania
wielu osób, bo to mi przyniesie satysfakcję, to super.
To motywacja do zdobycia pieniędzy na realizację swego
marzenia – celu. Jest w tym energia. Natomiast jeśli te góry
pieniędzy mają być po to, żeby wreszcie przestali mną
pomiatać, to nie mamy problemu finansowego, lecz
psychologiczny.
A jeżeli ktoś chce mieć pieniądze, żeby nic nie robić?
– To proszę bardzo, proszę nic nie robić już teraz. Według
badań pieniądze wpływają na zadowolenie z życia
do pewnego momentu. Jeżeli ktoś żyje w niedostatku,
a zacznie zarabiać i będzie mógł zaspokajać swoje różne
potrzeby, to bardzo wpłynie na jego zadowolenie. Ale
powyżej pewnego pułapu – i to nie są milionowe sumy – to,
że będzie się zarabiać kilka razy więcej, nie wpłynie
na poczucie szczęścia.
Jaki jest ten pułap?
– Mówią o tym zagraniczne badania, gdzie realia życia są
inne niż w Polsce. Przekładając to na polskie warunki,
można powiedzieć tak: jak nie mam gdzie mieszkać, a potem
mam, to to znacząco wpłynie na mój dobrostan psychiczny,
ale jeśli mam dobry samochód i zamienię go na bardzo
dobry, to nie będzie miało to długotrwałego wpływu na moje
poczucie szczęścia.
Miewam dobre pomysły, lecz nie potrafię ich
realizować. Na ile zmuszać siebie do dokończenia
przedsięwzięcia?
– Jeśli jestem osobą, która wszystko zawsze musi
doprowadzić do końca – nawet zmuszam się do tego, kiedy
odczuwam opór – to pewnego razu dobrze jest coś odpuścić.
Zobaczyć, co z tego wyniknie. Natomiast jeśli zwykle nie
kończę rozpoczętych spraw, w pewnym momencie trzeba się
bardzo postarać i coś dokończyć, by poczuć
swoją sprawczość. Podejmowanie wyzwań powoduje zmiany
w życiu. Jedno i drugie rozwiązanie otwiera dużo
możliwości.
Starzy ludzie umieją odpuszczać różne sprawy. Jak
tego się nauczyć wcześniej?
– Starzy ludzie, którzy potrafią odpuszczać różne sprawy,
wiedzą, co jest ważne, a co nie. Możemy badać, co jest dla
nas ważne już teraz. Choć oczywiście mądrość wynikająca
z przeżytych lat daje wyjątkową perspektywę, która nie jest
dostępna, jak się ma lat dwadzieścia.
Czy na każdym etapie życia można dokonywać
zmian, czy trzeba się spieszyć?
– Myślę, że zawsze trzeba się spieszyć. To znaczy nie
odkładać na później. Jeśli zastana sytuacja nas nie
satysfakcjonuje albo wręcz nam ciąży, nie ma na co czekać,
żeby nie żałować, że za późno albo że wcale czegoś nie
zrobiliśmy.

Agnieszka Serafin – psycholog i socjolog, psychoterapeuta
w Instytucie Psychologii Procesu. Prowadzi psychoterapię
indywidualną, par oraz warsztaty rozwojowe. Wspólnie
z Mikołajem Czyżem założyła Centrum Rozwoju dla Par.

Wywiad został opublikowany w Wysokich Obcasach
Extra, Grudzień, 2014.

sobota, 13 grudnia 2014

Zmieniam stan skupienia i czytam o sukcesie

 



















Koniec tygodnia. Reset. Od tej chwili biorę sobie wolne, nie ma mnie. Obowiązki, problemy, zmartwienia - od tej chwili ta rubryka mnie nie dotyczy. Wszyscy bliscy i dalsi - radźcie sobie kochani sami, bo ja zmieniam stan skupienia. Spokojnie, nie odparuję i nie zmienię się w sopel lodu. Po prostu (ulubione wyjaśnienie mojego wnuka) od teraz skupiam się wyłącznie na sobie, przynajmniej do poniedziałku. Udało mi się przeżyć mijający tydzień i nie zwariować (co uważam za swoisty sukces), więc teraz święty spokój, należy mi się - jak psu miska.

A`propos sukcesu, wklejam artykuł autorstwa Joanny Wilguckiej, bo warto go przeczytać i przemyśleć. Życzę Wam miłej lektury, pięknej niedzieli i wielu, wielu prawdziwych sukcesów szytych na Waszą miarę.

*  *  *

Czym jest sukces dla Ciebie?


Na prawo i lewo szasta się słowem sukces jako czymś pożądanym, wartościowym i do czego wypada dążyć za wszelką cenę (nawet po trupach). Czym jednak jest ten sukces i czy rzeczywiście warto zapłacić każdą jego cenę? Czy on przesądza o wartości człowieka? 

Najgorzej sytuacja ma się wtedy, gdy przyjmiemy definicję sukcesu, która nie jest nasza, tak naprawdę nasza – zgodna z tym, jacy jesteśmy, właściwa dla nas, naszych przekonań, zgodna z sumieniem, pragnieniami. Gdy damy się wtłoczyć w schemat sukcesu narzucony nam przez innych… i trwamy w nim, jak w zbyt małym/dużym ubraniu.


Łatwo jest się dać wciągnąć w wyścig szczurów – bo przecież tak wielu z nas swoje poczucie wartości buduje zdobywając „sukcesy”. To one stają się w wielu środowiskach miernikiem wartości człowieka – nie liczy się już on sam – ale to, czy może poszczycić się dopiętymi do siebie łatkami „sukces” (właściwymi dla definicji sukcesu w danej grupie) i jak długo udaje mu się je utrzymać (prędzej czy później pojawia bowiem ktoś szybszy, silniejszy, mądrzejszy, zdrowszy, ktoś gotów więcej poświęcić).

Jak można zdefiniować sukces? To zdobycie, osiągnięcie czegoś uznawanego za wartościowe, pożądane, cenne. Mogą to być bardzo różne rzeczy, przez jednych uznawane za drobiazg, dla innych mające „rozmiar góry”. Sukces może być związany z jakimś wydarzeniem (np. wygrany mecz) lub też postrzegany, jako ogólna ocena działań danego człowieka (sukces życiowy, człowiek sukcesu). Dla przykładu:

  • Dla jednych będzie to świetne stanowisko w firmie – dla drugich własna firma.
  • Trzy kierunki studiów – poświęcenie czasu na wychowanie dzieci.
  • Życie zgodnie z ideą minimalizmu – otoczenie się setkami przedmiotów i ciągłe gromadzenie nowych.
  • Zakup nowego auta – jazda tramwajem, bo to zdrowsze dla środowiska.
  • Wyjazd na drogą, zagraniczną wycieczkę – przetrwania w głuszy, bez wygód.
  • Zorganizowanie akcji przeciw maltretowaniu zwierząt – zakup modnych, skórzanych butów.
  • Posiadanie dzieci – brak dzieci.
  • Zarabianie coraz większych pieniędzy – mniej zasobny portfel, ale więcej czasu dla rodziny.
  • Bycie matką pracują zawodowo – bycie matką pracująca na pełny etat w domu.
  • Dokonanie odkrycia naukowego na miarę światową – pokonanie strachu przed wodą i nauka pływania.
  • Bycie dyrektorem wielkiej firmy – bycie właścicielem domku i górach i prowadzenie agroturystyki.
  • Bycie pilotem – bycie ogrodnikiem.
  • Przebiegnięcie maratonu – zrobienie 2 kroków po wypadku.

Bywa, że jedne środowiska/grupy ludzi patrzą na inne z politowaniem – bo ich definicje sukcesu tak się różnią (cenią inne wartości), że każda z nich uważa, że to oni go odnieśli, a inni „przegrali życie”. Trzeba do tego zachować dystans – i „nie iść za tłumem”, dać sobie prawo do własnego zdania i pomysłu na życie. 

Więźniowie sukcesu – toksyczny sukces

Sukces potrafi być jak narkotyk. Jeśli postrzega się go np. jako sens życia  i przekłada na realizację kolejnych opłacalnych projektów, pięcie się po drabinie kariery, zdobywanie coraz większych pieniędzy, władzy, rzeczy, tytułów, prześciganie innych – można niechcący zatracić się w tym do tego stopnia, że cena będzie bardzo wysoka (utrata zdrowia, rodziny, więzi/relacji z bliskimi, nałogi, problemy psychiczne, samotność). Ważne jest, by umieć zachować rozsądek i granice – nie zatracić się w pogoni za sukcesem (jakkolwiek byśmy go nie definiowali), bo co będzie jeśli go zabraknie? Gdy zabraknie siły do pracy? Zmniejszą się dochody? Przyjdzie emerytura, problemy zdrowotne? Co uznasz za swoją wartość?

Z drugiej strony – dobrze się zastanów, jaki smak ma sukces, którego doświadczasz. Może jest w nim gorycz? Może to wcale nie jest Twój sukces, tylko twoich rodziców, partnera, koleżanek – sukces do którego dążysz, bo inni tak robią; mówią, że to ważne, że trzeba, że nie wypada inaczej, że musisz, że nie można inaczej…

Zapomnij na chwilę (tak wiem, że to może być trudne) – co znaczy sukces w Twoim środowisku życia, wśród Twoich znajomych, rodziny. Zastanów się głęboko, czym jest on dla Ciebie, jaką płacisz za niego cenę… Do jakiego sukcesu dążysz? Co on dla Ciebie znaczy? Czy daje Ci wolność? Radość? Poczucie spełnienia? Czy jest to zdrowy sukces? A może wręcz przeciwnie, czujesz się jak chomik w kołowrotku, który biegnie już ostatkiem sił; jak więzień w klatce…, w której sam jest sobie strażnikiem.

Przemyśl swoje pojęcie sukcesu i jeśli to potrzebne – stwórz takie, które będzie ubraniem szytym na miarę, a nie unieszczęśliwianiem się i płaceniem za coś ceny, która w ostatecznym rozrachunku okaże się dużo wyższa niż to, co za nią kupiłeś. 

Autor: Joanna Wilgucka

 







obrazki złowione w sieci