Miałam się nie denerwować, więc wyautowałam się dobrowolnie z mediów i skupiłam się na dbaniu o mój ciężko wypracowany optymizm, szwankujący organizm oraz dobry humor. Kontakty międzyludzkie zapewniała mi rodzina, rozmowy telefoniczne z ulubionymi znajomymi i przymusowe wizyty w szpitalu. Jednak przed życiem nie da się uciec, więc coraz dopada mnie coś co psuje mi humor i charakter. Staram się być miła, bo wolę siebie w tej wersji, ale, jak w podpisie obrazka znalezionego w sieci, moja gęba czasem nie współpracuje. Tak też było ostatnio, gdy zostałam zaatakowana na przystanku autobusowym przez dwie ciotki rewolucji opanowane misją naprawiania świata i głupich ludzi.