Kolejny raz listopadowe święto w całkiem nielistopadowym anturażu, bo było ciepło i słonecznie. Jak każdego roku wędrowałam po lubelskich cmentarzach, żeby odwiedzić groby bliskich i dalszych mi ludzi, którzy są już po tamtej stronie. We wszystkich Świętych chodziłam z mężem, a w Dzień Zaduszny z córką i wnukiem.
Szukaj na tym blogu
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą refleksje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą refleksje. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 2 listopada 2023
sobota, 6 sierpnia 2022
Każdy ma swoją pieśń
źródło : internet |
piątek, 2 października 2020
Jan Wołek w roli głównej
Za oknem pochmurno i od czasu do czasu pada drobny deszcz. W taką pogodę dobrze jest posiedzieć w domowym ciepełku i powoli ogarniać codzienność. Ja prasuję. Mąż naprawia laptopa. Na kuchence podskakuje garnek z ukraińskim barszczem. A w tle lecą piosenki z tekstami Jana Wołka. Wołek to tekściarz ze starej, dobrej szkoły. Potrafi zmieścić w piosence cały felieton. Słuchałam muzyki wespół w zespół z mężem i oboje przy tym trochę skisnęliśmy. Chociaż minęło tyle lat, to niektóre piosenki wciąż takie aktualne. Smutne to, bo dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby te teksty straciły na aktualności. Milej byłoby tylko powspominać, ale niestety, ciągle jemy tę żabę. Zresztą same posłuchajcie.
Na koniec "Mały testament" w wykonaniu autora tekstu, bo Jan Wołek także śpiewa. W ogóle jest obdarzony wieloma talentami. Oprócz tekstów piosenek, pisze jeszcze wiersze, jest autorem książek. Maluje też klimatyczne obrazy. Jeżeli nie znacie tego artysty, to bardzo polecam zapoznać się z jego twórczością. Fajnie się go słucha i dobrze się przy nim myśli.
I na dzisiaj to by było na tyle.
niedziela, 4 stycznia 2015
Zawiesiłam się na starym roku i nowym wirusie
Właśnie
mija czwarty dzień nowego roku a ja nie mogę jakoś zamknąć drzwi
za tym, który minął. Zawiesiłam się jak przeładowany komputer i
tonę we wspomnieniach, podsumowaniach, refleksjach. Mogę sobie pozwolić na oderwanie od codzienności, bo po Sylwestrze dopadł mnie jakiś nowy wirus i dzięki temu mam czas tylko dla siebie. Grzeję więc obolałe kości i czytam sobie różne rzeczy, np. takie jak ta na załączonym
obrazku...
obrazki złowione w sieci
poniedziałek, 21 listopada 2011
Niedziela
Kończy się niedziela, dzień odpoczynku od pracy, dzień rodzinnych obiadów, dzień, w którym powinno się znaleźć trochę czasu na refleksję i na bycie w kontakcie ze sobą, z Bogiem (jak ktoś wierzący). Dla mnie dzisiejsza niedziela należała do udanych, byłam z bliskimi, ale miałam też czas tylko dla siebie.
Bez pośpiechu cieszyłam się życiem.
Pogoda była ładna, więc poszliśmy z mężem i wnukiem na niedzielny spacer. Mały z zachwytem przyglądał się wszystkiemu a mąż robił zdjęcia, kilka z nich zamieszczam w tym wpisie. Wnuk i jesienne pejzaże prezentowali się w obiektywie bez zarzutu, ja wprost przeciwnie rzadko, na którym zdjęciu wyglądałam dobrze. Dlatego większość swoich zdjęć wykasowałam jeszcze zanim wróciliśmy do domu. Mężowi to się nie spodobało, ale musiał się pogodzić z tym, że nawet nieudana modelka może mieć swoje zdanie na temat zdjęć.
Wieczorem spotkaliśmy się ze znajomymi. W rozmowie nie udało się ominąć polityki. Nowe expose starego-nowego premiera oceniliśmy jako powtórkę tego sprzed czterech lat. No, może poza zmianami w ubezpieczeniach dla księży, bo wszystko inne już było, przynajmniej w kampanii wyborczej.
Moim zdaniem naprawdę już od dawna nie ma powodu, dla którego księża powinni być traktowani inaczej niż reszta społeczeństwa. Głosy mówiące, że odebranie przywilejów, to zamach na wiarę, są mocno przesadzone. Najwyższa pora żeby Kościół przypomniał sobie, że jego misją nie jest gromadzenie dóbr i przestał gorszyć wiernych swoją pazernością. Jeżeli księża nie chcą posłuchać ewangelicznej przypowieści o bogaczu, któremu trudniej wejść do Królestwa Niebieskiego niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne, to może wezmą pod uwagę, że jako osoby duchowne nie powinni swoim zachowaniem potwierdzać słów Dantego, że „Ci, którzy sądzą, że pieniądz wszystko może, są zdolni wszystko zrobić, by go mieć.”
Bez pośpiechu cieszyłam się życiem.
Pogoda była ładna, więc poszliśmy z mężem i wnukiem na niedzielny spacer. Mały z zachwytem przyglądał się wszystkiemu a mąż robił zdjęcia, kilka z nich zamieszczam w tym wpisie. Wnuk i jesienne pejzaże prezentowali się w obiektywie bez zarzutu, ja wprost przeciwnie rzadko, na którym zdjęciu wyglądałam dobrze. Dlatego większość swoich zdjęć wykasowałam jeszcze zanim wróciliśmy do domu. Mężowi to się nie spodobało, ale musiał się pogodzić z tym, że nawet nieudana modelka może mieć swoje zdanie na temat zdjęć.
Wieczorem spotkaliśmy się ze znajomymi. W rozmowie nie udało się ominąć polityki. Nowe expose starego-nowego premiera oceniliśmy jako powtórkę tego sprzed czterech lat. No, może poza zmianami w ubezpieczeniach dla księży, bo wszystko inne już było, przynajmniej w kampanii wyborczej.
Moim zdaniem naprawdę już od dawna nie ma powodu, dla którego księża powinni być traktowani inaczej niż reszta społeczeństwa. Głosy mówiące, że odebranie przywilejów, to zamach na wiarę, są mocno przesadzone. Najwyższa pora żeby Kościół przypomniał sobie, że jego misją nie jest gromadzenie dóbr i przestał gorszyć wiernych swoją pazernością. Jeżeli księża nie chcą posłuchać ewangelicznej przypowieści o bogaczu, któremu trudniej wejść do Królestwa Niebieskiego niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne, to może wezmą pod uwagę, że jako osoby duchowne nie powinni swoim zachowaniem potwierdzać słów Dantego, że „Ci, którzy sądzą, że pieniądz wszystko może, są zdolni wszystko zrobić, by go mieć.”
czwartek, 15 września 2011
Drzewa i ludzie
Jutro już połowa września i coraz bliżej do jesieni. Dzisiaj byłam na długim wieczornym spacerze i przyglądałam się drzewom, które powoli zmieniają kolor i zaczynają gubić liście. Kończy się kolejny cykl wegetacji, nadchodzi zima pora spoczynku a wiosną wszystko zacznie się od nowa.
Jednak akacja, rosnąca na końcu jednej z alejek, już się nie odrodzi. Większość konarów i gałęzi uschła, wiatr albo piorun przepołowił częściowo pień, więc pewnie zostanie ścięta. Patrząc na nią przypomniałam sobie sztukę hiszpańskiego dramatopisarza Alejandro Casony „Drzewa umierają stojąc”. To piękna, trochę sentymentalna historia o ludziach, których miłość i troska skłania do stworzenia podłemu człowiekowi wyimaginowanego życia, po to, żeby oszczędzić cierpienia starej kobiecie, która go kocha. Niestety mistyfikacja się nie udaje i kobieta dowiaduje się kim jest jej ukochany wnuk. Musi unieść ciężar prawdy i nie może sobie pozwolić na pogrążanie się w rozpaczy. Jest to winna tym, którzy chcieli ją chronić. Teraz ona, bez względu na to co się dzieje w jej wnętrzu, musi zawalczyć o nich. Dlatego nie upada. Stoi.
Ludzie nie są tak długowieczni jak drzewa, nie mają w sobie takiej zgody na bezwarunkowe poddanie się naturze, ale podlegają tym samym procesom – budzą się do życia, kwitną, owocują, zamierają. A czasem też umierają stojąc.
Jednak akacja, rosnąca na końcu jednej z alejek, już się nie odrodzi. Większość konarów i gałęzi uschła, wiatr albo piorun przepołowił częściowo pień, więc pewnie zostanie ścięta. Patrząc na nią przypomniałam sobie sztukę hiszpańskiego dramatopisarza Alejandro Casony „Drzewa umierają stojąc”. To piękna, trochę sentymentalna historia o ludziach, których miłość i troska skłania do stworzenia podłemu człowiekowi wyimaginowanego życia, po to, żeby oszczędzić cierpienia starej kobiecie, która go kocha. Niestety mistyfikacja się nie udaje i kobieta dowiaduje się kim jest jej ukochany wnuk. Musi unieść ciężar prawdy i nie może sobie pozwolić na pogrążanie się w rozpaczy. Jest to winna tym, którzy chcieli ją chronić. Teraz ona, bez względu na to co się dzieje w jej wnętrzu, musi zawalczyć o nich. Dlatego nie upada. Stoi.
Ludzie nie są tak długowieczni jak drzewa, nie mają w sobie takiej zgody na bezwarunkowe poddanie się naturze, ale podlegają tym samym procesom – budzą się do życia, kwitną, owocują, zamierają. A czasem też umierają stojąc.
piątek, 1 kwietnia 2011
Doba wciąż jest za krótka
Żyję w niedoczasie. Doba wciąż jest za krótka. Wieczorem zwykle okazuje się, że zostaje jeszcze parę rzeczy, z którymi nie zdążyłam się wyrobić i żal mi że trzeba iść spać. A przecież wcale nie jestem pracusiem, który zapełnia każdą minutę działaniem. Powiedziałabym że wprost przeciwnie.
Lubię robić różne rzeczy, ale lubię też mieć czas na refleksję, zamyślenie, zapatrzenie, rozmarzenie. Dziwię się ludziom, którzy się nudzą, bo nie rozumiem, jak można się nudzić. Jeżeli mi czegoś brakuje, to na pewno nie rzeczy, którymi chciałabym się zająć.
Ostatnio doba skróciła mi się jeszcze bardziej, bo dużo czasu spędzam z wnukiem. Pomagam córce, chociaż dobrze sobie radzi i bez mojej pomocy. Jednak nie mogę przepuścić okazji, żeby dosłodzić sobie życie zajmowaniem się Niutkiem. Córka ma dobre serce, więc dzieli się ze mną wielką radością, jaką jest bycie z dzieckiem. Nie odgania mnie od małego a ja gapię się w niego jak w telewizor i rozpływam się ze szczęścia.
W międzyczasie kończę pracę na umowę i czytam książkę, którą obiecałam ocenić. Czytanie przemyśleń Ryżaka jest bardzo przyjemną czynnością, ale poświęcam temu zbyt mało czasu, bo proza życia domaga się mojej uwagi. Niestety nie przepadam za wieloma czynnościami, które trzeba codziennie wykonać, żeby jako tako żyć. Ale bez większej chęci z moje strony musi mi się chcieć . Robię więc to czego akurat robić mi się nie chce. A czas ucieka.
Jeden z moich ulubionych autorów Phil Bosmans napisał słowa, które wykorzystuję do rozgrzeszenia siebie ze zbyt małej wydajności: „Czas to nie droga szybkiego ruchu pomiędzy kołyską a grobem, czas – to miejsce na zaparkowanie pod słońcem” Przyznam bez zbytniej skruchy, że często robię sobie przerwy w jeździe i sprawdzam gdzie trawa bardziej zielona.
Lubię robić różne rzeczy, ale lubię też mieć czas na refleksję, zamyślenie, zapatrzenie, rozmarzenie. Dziwię się ludziom, którzy się nudzą, bo nie rozumiem, jak można się nudzić. Jeżeli mi czegoś brakuje, to na pewno nie rzeczy, którymi chciałabym się zająć.
Ostatnio doba skróciła mi się jeszcze bardziej, bo dużo czasu spędzam z wnukiem. Pomagam córce, chociaż dobrze sobie radzi i bez mojej pomocy. Jednak nie mogę przepuścić okazji, żeby dosłodzić sobie życie zajmowaniem się Niutkiem. Córka ma dobre serce, więc dzieli się ze mną wielką radością, jaką jest bycie z dzieckiem. Nie odgania mnie od małego a ja gapię się w niego jak w telewizor i rozpływam się ze szczęścia.
W międzyczasie kończę pracę na umowę i czytam książkę, którą obiecałam ocenić. Czytanie przemyśleń Ryżaka jest bardzo przyjemną czynnością, ale poświęcam temu zbyt mało czasu, bo proza życia domaga się mojej uwagi. Niestety nie przepadam za wieloma czynnościami, które trzeba codziennie wykonać, żeby jako tako żyć. Ale bez większej chęci z moje strony musi mi się chcieć . Robię więc to czego akurat robić mi się nie chce. A czas ucieka.
Jeden z moich ulubionych autorów Phil Bosmans napisał słowa, które wykorzystuję do rozgrzeszenia siebie ze zbyt małej wydajności: „Czas to nie droga szybkiego ruchu pomiędzy kołyską a grobem, czas – to miejsce na zaparkowanie pod słońcem” Przyznam bez zbytniej skruchy, że często robię sobie przerwy w jeździe i sprawdzam gdzie trawa bardziej zielona.
Subskrybuj:
Posty (Atom)