W nocy po Zaduszkach przyśnił mi się dziadek Michał, ojciec mojego taty. Znowu byłam u dziadków na Noworybnej, siedziałam przy oknie i wyglądałam na ulicę. Do pokoju wszedł dziadek, spojrzał na mnie, a w jego spojrzeniu było zdziwienie.
- Bajka co ty tu robisz? - spytał.
- Przyszłam na truskawki.
- Skąd ci wezmę truskawki w listopadzie?
- Babcia mi dawała, bo muszę jeść dużo witamin.
- Nie mam truskawek, mówiłem, jest listopad.
- Ale ja muszę, bo nie mam siły żyć - nie ustępowałam.
- Jak nie masz siły żyć to umrzyj. Ja tak zrobiłem - powiedział twardo.
Ta rada tak bardzo mi się nie spodobała, że od razu się obudziłam, kończąc tym samym spotkanie z dziadkiem. Była czwarta nad ranem, w okienne szyby stukał deszcz.
Mój śpiący mózg odtworzył sytuację, która miała miejsce, gdy miałam siedem lat, ale dodał swój komentarz, bo na jawie dziadek nie udzielał mi tak drastycznych rad. Nie wiem, jak to się stało, że zapamiętałam tak prozaiczną sytuację, jak wyglądanie przez okno i jedzenie truskawek w mieszkaniu dziadków na Starym Mieście. Dlaczego sytuacja nie nacechowana jakimś znaczącym ładunkiem emocjonalnym zapisała się w mojej głowie na ponad pięćdziesiąt lat i widzę, jak na filmie, siedmioletnią dziewczynkę patrzącą na ulicę i jedzącą wielkie, czerwone truskawki. Może stało się tak, bo wizyta u dziadków była związana jakoś z chorobą dziadka, a ja intuicyjnie czułam strach babci, podenerwowanie mamy. Nie wiem, mogę się tylko domyślać.
Dziadka Michała znałam głównie z opowiadań. Wiedziałam, że chorował na ziarnicę złośliwą, która w tamtym czasie była nieuleczalna. Gdy było już bardzo źle wezwał pogotowie i kazał zawieść się do szpitala, żeby oszczędzić rodzinie widoku umierającego, bezradnego człowieka. Znając diagnozę lekarz z pogotowia nie chciał go zabrać, ale dziadek postawił na swoim. Ledwie trzymając się na nogach poszedł do karetki i dał lekarzowi wybór, że albo zabiera go do szpitala, albo pod pierwszy most, bo on nie życzy sobie umierać na oczach wnuków. Lekarz skapitulował i odwiózł dziadka do szpitala. Po tygodniu dziadek zmarł, tak jak żył, czyli na swoich warunkach.
Słuchając deszczu, zastanawiałam się co miał znaczyć ten sen. Wkurzyłam dziadka w zaświatach, bo za bardzo narzekam na starość i kiepski stan mojego organizmu? A może mój uśpiony mózg dał mi lekcję, przypominając, że życie wymaga wysiłku - nie chcesz się wysilać, to umieraj. Bo choć życie to krótka kreseczka pomiędzy dniem urodzin, a dniem śmierci, to wymaga od nas hartu ducha i kondycji maratończyka. Przyjęłam lekcję - w listopadzie nie ma słodkich truskawek, ale dopóki trwa życie trzeba cieszyć się każdym dniem.
Brat przysłał mi stare zdjęcie dziadka Michała. Niestety bardzo zniszczone. Po przerobieniu przez AI zdjęcie jest lepszej jakości, ale zmienia się wyraz oczu dziadka, a w nich widzę spojrzenie mojego taty, więc żadnych przeróbek nie będzie.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz