Szukaj na tym blogu

czwartek, 26 lutego 2015

Takie tam dywagacje na temat Oscarów, kompleksów i kiecek

Jak duża część kochanej publisi zostałam poinformowana... że nareszcie, że nobilitacja, bo w końcu (zdaje się po 10 nieudanych próbach) mamy SUKCES – polski film dostał Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. I dobrze. Cieszę się. Miło jak nas doceniają, szczególnie, jak jest za co. Ale. Od ekstazy jestem daleka a od hejtu, który rozlał się po sieci z w/w okazji jeszcze dalsza.

Ida” to podobno (piszę podobno, bo jeszcze nie obejrzałam) naprawdę dobry film, więc z Oscarem czy bez, jego twórcy i odbiorcy mogą być dumni i mają się z czego cieszyć. Jednak dla ogromnej rzeszy ludzi uhonorowanie filmu nagrodą zdaje się być rzeczą najistotniejszą. Trochę tego nie rozumiem. Myślę podobnie jak Agata Kulesza, która po powrocie z Oscarów powiedziała, że (tu luźny cytat) fajnie być docenionym, że bardzo się cieszy, ale jej świat nie stanął na głowie i dalej będzie robiła swoje, bo nagroda to tylko miły epizod w wykonywanym przez nią zawodzie. I o to chodzi. Agata Kulesza jest świetną aktorką i mądrym człowiekiem, dlatego o wartości jej pracy i życia nie decydują wyłącznie nagrody, popularność i przyklejane jej etykietki.

Tak sobie myślę, że Polakom wciąż trudno uwierzyć, że chociaż materialnie odstajemy od tzw Zachodu, to w dziedzinie Kultury mamy się nawet lepiej. Przecież polskie kino, szczególnie to z lat 70 i 80 ubiegłego wieku ma się czym pochwalić. Nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów, bo mimo ograniczonych środków w Polsce powstawały obrazy, które miały znaczący udział w rozwoju sztuki filmowej. Ostatnio również kręci się sporo wartościowych filmów, ale są one jakby poza głównym nurtem, bo komercja i pieniądz rządzą. Co zrobić, takie życie, takie czasy, takie wymówki...

A co do gali rozdania Oscarów to jednak w dużej mierze targowisko próżności, na którym Sztuka stoi sobie w kąciku i patrzy co się wokół niej wyrabia. Na pewno zwróciliście uwagę, jak wiele mówi się podczas tej uroczystości kto z kim przyszedł, strój jakiego projektanta miał na sobie i kto bardziej zaszokował zaś o nominowanych filmach wspomina się niejako przy okazji i wcale nie za wiele, przynajmniej tak to wygląda w przekazach medialnych. Dlatego uważam, że „Gala Oscarów” jest takim multimedialnym maglem z życia „wyższych sfer” i tyle.

A jednak, bez wielkiej ekscytacji ale... też uległam powszechnemu trendowi i obejrzałam sobie krótką relację z tego wydarzenia. Przy okazji zwróciłam też uwagę na kiecki znanych aktorek, bo jakże by inaczej. Moje wrażenia zawarłam w opisach zamieszczonych poniżej zdjęć. Dobrze się przy tym bawiłam, czego i Wam życzę.









































Podoba mi się - elegancko, seksownie i bez zadęcia.


Ta suknia nie została najlepiej oceniona przez znawców tematu, ale mnie bardzo się podoba. Klasa, subtelność i nutka romantyzmu - to lubię.

































Hmm... dużo materiału, na którym dużo się dzieje, ale aż chce się zapytać: Gdzie żarówka, bo abażur już jest?


Fason prosty, klasyczny, ale coś jest z tą suknią nie tak - piękna aktorka zgubiła w niej talię a z daleka wygląda jakby owinęła się folią bąbelkową zabezpieczoną trzema wzmacniającymi taśmami.































No cóż, biała, bogato wyglądająca, firana z salonu, która ma robić za suknię. Scarlett O'Hara z "Przeminęło z wiatrem" też uszyła sobie suknię z zasłony, ale to była konieczność a nie chęć tworzenia kanonu. I jeszcze ten czarny pas z tyłu... aktorka prezentując kreację zdaje się mówić: Ojtam, ojtam. Siadłam i coś mi się przykleiło do... miejsca gdzie kończą się plecy.




A to suknia z gatunku "nieważne kto nosi, ważne że ekscentrycznie wygląda". Kok w stylu starej bibliotekarki średnio pasuje, ale jeżeli miało być dziwnowato, to trafione w punkt.
































Na tę suknię projektant nie żałował pięknego materiału i pewnie stąd te kosmicznie duże rękawy. Innego uzasadnienia nie widzę, bo jak dół z duży i z rozmachem, to góra powinna być dla równowagi mniej wyeksponowana, a więc skromniejsza. Niestety, tu dużo a tam jeszcze więcej dało marny efekt końcowy. Ale co ja tam wiem. Przecież nawet nie przyszłoby mi do głowy, żeby do sukni balowej włożyć hutnicze rękawice...


Można powiedzieć, że to suknia wieczorowa, ale... gdyby tak zabrać torebeczkę, bogato zdobiony pasek i zdjąć kolczyki, to właścicielka tej kreacji miałaby gustowny peniuar w pięknym kolorze. Ta druga opcja bardziej mi pasuje, więc dobranoc pchły na noc.

obrazki złowione w sieci

niedziela, 22 lutego 2015

Dziecinnieję zamiast pierniczeć




















Oglądałam z wnukiem bajkowe obrazy Jacka Yerki. Daniel robił za eksperta od magicznych światów i objaśniał mi po swojemu, co widać na załączonym obrazku. Cieszę się ogromnie, że mam z kim odkrywać na nowo dziecięcą radość życia. Chwilo trwaj, bo jesteś piękna, trwaj, bo jest cudnie.

Zapraszam do podziwiania fantazji i talentu Jacka Yerki na stronie autorskiej stronie. Poniżej zamieszczam obrazy, które najbardziej spodobały się mnie i Danielowi.




























































































sobota, 14 lutego 2015


















Do walentynkowej kartki dołączam podziękowania za dowody pamięci oraz muzyczny prezent - piosenkę , której dzisiaj od rana słucham.