Szukaj na tym blogu

wtorek, 31 grudnia 2013

Ostatni wpis 2013 r.


Witam po długiej przerwie, w ostatnim dniu 2013 roku. Powinnam się wytłumaczyć z nieobecności, bo pytacie co u mnie, dlaczego tak rzadko odzywam się na blogu, więc … już się tłumaczę. 
Po pierwsze od mojego ostatniego wpisu niewiele się u mnie zmieniło czyli robię co mogę, żeby trzymać się pionu i wciąż jestem w niedoczasie. 
Po drugie, „Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa.”, jak rzekła Jane Austen. A ja rzeczywiście nie miałam nic do powiedzenia, przynajmniej nic pozytywnego. Dlatego ostatni wpis pasował do tytułu bloga jak garbaty do ściany - pod warunkiem, że ściana krzywa.

Cóż, mój z takim trudem wypracowany optymizm ustąpił, pod naporem życiowych okoliczności, miejsca mojej melancholijnej naturze. A jak do tego dodacie wredne zagrywki mojego starczego organizmu, chorobę Ślubnego, mnogość upierdliwych spraw do załatwienia, to już wiecie opisu jakich „atrakcji”wam i sobie oszczędziłam.

Dzielenie się problemami jest dobre, ale nie zawsze wystarcza siły, żeby opowiadać o problemach i rozwiązywać problemy. Mi nie wystarczało, więc zamiast ubierać w słowa, co i jak mnie gniecie, czego nie ogarnia mój mały rozumek, skupiłam się na rozsupływaniu supełków.

Poza tym, robiłam co było do zrobienia i szybko przenosiłam uwagę na sprawy oderwane od mojej codzienności. Czytałam autobiografie, bo to świetny sposób na naukę pokory i dystansu do życia. Oglądałam sidcomy i kryminały. Obejrzałam cały cykl zekranizowanych powieści Agaty Christie, chociaż jakiś czas temu bardzo dziwiłam się mojej Jolci zamiłowania do takiej literatury. No tak, nikt nie zna siebie na tyle, żeby się, od czasu do czasu, sobie nie dziwić. A świat pana Herkulesa Poirota i panny Marple w zderzeniu z życiem jest tak urzekająco sielski. Dlatego, każdemu kto ma nerwy w strzępach i chce oderwać się od rzeczywistości, pogimnastykować umysł, nacieszyć oczy pięknymi krajobrazami, wnętrzami i luksusowym życiem na angielskiej prowincji, polecam taką filmową terapię.

I to tyle na dziś, bo najwyższy czas szykować się na sylwestra. Jeszcze tylko najlepsze życzenia dla wszystkich, którzy czytają bloga. Niech nowy rok 2014 przyniesie Wam dużo zdrowia, spełnienie marzeń, codzienną radość i dużo miłości. Dziękuję za to, że o mnie pamiętacie. DO SIEGO ROKU 


poniedziałek, 11 listopada 2013

Ech... melancholijnie, refleksyjnie i zbyt powolnie, ale mimo wszystko dość pogodnie


Moja ulubiona brzoza - en face
Znowu przepadłam na dłużej, ale zainteresowanym donoszę, że żyję, chociaż nie odzywam się na blogu, nie sprawdzam poczty i nie udzielam się na ulubionym forum. Po prostu, nie tracę niepowtarzalnej okazji, żeby siedzieć cicho, bo jakoś nie chce mi się gadać. Energii wystarcza mi jedynie na to co dzieje się w realu. A że dzieje się dużo. Wiele razy włączałam laptopa, żeby donieść Wam co u mnie słychać, ale na zamiarach się kończyło. Powód? Ogólnie rzecz ujmując, czas mnie zjada i rozkłada na obie łopatki, więc ciągle z czymś nie nadążam. Do tego jeszcze te jesienne klimaty. Wszystko dokoła brzydnie i umiera. Drzewa ogołocone z liści kojarzą mi się z cmentarnymi pomnikami. Niebo przykryte ołowianymi chmurami jest za nisko, żeby wzlecieć i oderwać się od rozmiękłej ziemi, na której leży brązowo-szara plajta butwiejących roślin - memento tego do czego zmierza wszystko co żyje. I tym oto sposobem pałętam się po swojej codzienności zatopiona w jesiennej zadumie, karmiąc się melancholią i wspomnieniami, oglądam swoje życie od podszewki. Ale.Ten czas wycofania, skupienia się tylko na tym co niezbędne, niesie za sobą wyciszenie, wewnętrzny spokój, dystans do życiowych problemów. I mimo wszystko... nie jest mi źle, da się żyć. A zatrzymane na zdjęciach obrazy z kilku ostatnich dni cieszą swoim kolorowym pięknem serce i oczy.


Malinowszczyzna 2013
Malinowszczyzna 2013



















Malinowszczyzna 2013



Malinowszczyzna 2013

Malinowszczyzna 2013

Malinowszczyzna 2013
Malinowszczyzna 2013

Malinowszczyzna 2013
Okolice domu -nasza trasa spacerowa



Okolice domu - wąwóz nasza trasa spacerowa

Kolory jesieni





                                                                                                     Ktoś musi posprzątać ten jesienny zawrót głowy





sobota, 19 października 2013

Zawsze interesowałam się historią














Zawsze interesowałam się historią, w szkole to był mój ulubiony przedmiot. Na maturze zdawałam historię jako przedmiot dodatkowy i dzięki zaliczeniu egzaminu na piątkę podciągnęłam sobie średnią zdołowaną przez nielubianą matmę. A tak na marginesie, to na moim życiu najbardziej zaważyło   nie to, co lubiłam, ale właśnie nielubiana matematyka w wykładana przez histeryczną prof. R., której bałam się jak diabeł święconej wody. 

Pani R. wrzeszczała na uczniów, jak polewana wrzątkiem, rzucała zeszytami, podskakiwała nerwowo przy tablicy i rzadko kiedy udawało się jej dotrwać do końca lekcji we względnym spokoju. Żeby nie narażać się na zbyt bliski kontakt z psorką, z zasady odmawiałam przepytywania przy tablicy. Zgłaszałam, że jestem nieprzygotowana, dostawałam lufę i było po sprawie. Wolałam to aniżeli ryzyko, że zirytuję czymś panią profesor i dostanę zeszytem po głowie, bo i takie sytuacje się zdarzały. Efekt moich wyborów był taki, że stopnie na semestr ratowały tylko kartkówki i klasówki. Pani R. wiedziała od mojej wychowawczyni, że odmawiam odpowiedzi przy tablicy tylko ze względu na nią, więc strasznie ją to wkurzało. Koniec z końców, wkurzone byłyśmy obie, ale ona była górą. Szczerze mówiąc, orłem z matematyki nie byłam, ale w podstawówce miałam czwórkę, więc była szansa, że w szkole średniej też jakoś dałabym radę, gdybym nie bała się panicznie  matematyczki, a właściwie jej nieprzewidywalnych zachowań. Dlatego nauczycielki unikałam i jak nazbierałam za dużo luf, to chodziłam na wagary. Poszukałam też fachowej pomocy, czytaj korepetytora. Korepetytor okazał się skuteczny podwójnie,  bo jako student matematyki pomógł mi zdać maturę, a potem się ze mną ożenił. 

I od tamtej pory wspólnie liczymy mijające lata. Ale ile razy ślubny mi podpadnie, to zawsze przypomina mi się też psorka R., bo gdyby nie ta sfrustrowana baba to może..... książę  na białym koniu albo ... albo milioner z wybiórczą  dyskalkulią (ograniczoną do rachunków sklepowych) i urodą Paula Newmana )))  

A wracając do początku tego wpisu, zamiłowanie  do wiedzy o przeszłości wciąż mi towarzyszy, ale zauważam, że coraz mniej w mojej pamięci wiadomości przyswojonych w szkole i poza nią. Cóż, widocznie z wiekiem głowa częściej służy do tego, żeby bolała, aniżeli przechowywała stare i gromadziła nowe informacje. Jednak nie ma się czym przejmować, bo historia wciąż się powtarza i stare wraca w nowym (przeważnie gorszym) wydaniu. Niestety.

Przeczytałam zalinkowany artykuł dot. historii wojny i powojnia w Europie i tak sobie pomyślałam, że współczesna Europa wydaje się znowu narażona na to, o czym traktuje przytoczony tekst. Znowu odżywają ruchy nacjonalistyczne, rasistowskie, dla których kryzys gospodarczy, społeczne rozwarstwienie, zerwane więzi rodzinne i społeczne, są świetną pożywką.

W zakamarkach mojej pamięci ostało się hasło wypisane wielkimi literami nad tablicą w sali historycznej: "HISTORIA NAUCZYCIELKĄ ŻYCIA, HISTORIA NAUCZYCIELKĄ NARODÓW" oraz słowa Bismarcka ( który w moich czasach szkolnych był czarnym ludem, więc bardzo mnie interesował): „Tylko ludzie głupi uczą się na własnych błędach. Ludzie mądrzy – uczą się na błędach cudzych.”

I tak sobie myślę, że ogół ludzi zwany ludzkością, nie tylko znajduje się poza klasyfikacją Bismarcka ale potrzebuje całkiem odrębnej kategorii, nazwy. Tylko jak określić cywilizacje, które mając dostęp do wiedzy płynącej z historii, nie korzystają z doświadczeń przeszłych pokoleń, nie uczą się też na własnych błędach? Inteligentne inaczej? Zachowawczo-Destrukcyjne? Jak zrozumieć sposób funkcjonowania świata, w którym ludzkość goni jak pies za własnym ogonem a tylko nieliczni mają z tego frajdę? Dlaczego większość godzi się na ogłupiający pęd z nosem przy ziemi? Wiem, wiem masowy zryw, zrobienie porządku z tymi, którzy dzielą i rządzą, to byłaby rewolucja, na czele której stanąłby jakiś całkiem nowy pretendent do grupy nielicznych, itp... Historia kołem się toczy - olbrzymia większość ludzi patrząc, w jakim kierunku zmierza ten świat i kto nimi  rządzi, też robi kółka, tyle że na czole. Smutno i żal d..ę ściska, więc i ja się potoczę, na spacer. 



piątek, 18 października 2013

Żaden deszcz nie zepsuje nam zabawy


Pogoda taka sobie. Trochę siąpi deszczyk, ale, od czasu do czasu zza chmur wygląda nieśmiało  słońce. Biorę więc wnuka i idę na spacer. Ubrani w płaszcze przeciwdeszczowe poszukamy kasztanów, najbardziej kolorowych liści i pośpiewamy sobie na całe gardło nasz ostatni hit: „Nienie nie nie nienienienie nie, nie nie nie!”. Razem jest nam cudnie, więc żaden deszcz nie zepsuje nam zabawy. I już życie jest piękne.

środa, 16 października 2013

O narzekaniu na zdrowie i pięknej jesieni

OCH,  MAM  PODOBNIE )))

Kolejny październikowy dzień. Za oknem pełnoobjawowa złota jesień... No, masz babo placek - napisałam „pełnoobjawowa”. Zupełnie jakbym opisywała jakąś chorobę a nie bajecznie kolorową porę roku. Cóż, za dużo we mnie i wokół mnie chorób, więc odbija się to nawet na moim słownictwie. Większość ludzi dzieli się chętnie informacjami o złym stanie ducha i ciała, więc nie trudno nimi nasiąknąć. Niestety nie jestem wyjątkiem, też należę do większości.

Można powiedzieć, że to wina naszej biologii, bo ludzki mózg jest tak zbudowany, że negatywne sygnały zajmują go dłużej aniżeli pozytywne. I dlatego nie słychać dookoła zachwytów nad sprawnym działaniem ludzkiego organizmu, świetnym samopoczuciem, ogromem sił witalnych, ale sygnały co komu szwankuje dobiegają zewsząd. Po prostu, kiedy wszystko działa jak powinno to nie ma tematu. I tu jest pies pogrzebany. 

Z jakichś względów przyjęliśmy za pewnik, że dobre samopoczucie i sprawność naszego ciała należy nam się jak psu miska, więc wszystko ma działać i już. A jak nie działa, to rodzi się w nas sprzeciw, bunt i święte oburzenie, które domaga się objawienia wszem i wobec, jaka to niesprawiedliwość nas spotkała. I słychać dokoła  jęki-stęki schorowanego narodu, licytacje kto chory, chorszy, a kto prawie trup-nieboszyk.

Od gadania o chorobach zdrowia nie przybywa, wprost przeciwnie, ale jak się trochę ponarzeka, to jakoś lżej przychodzi znosić to co nas nyje, siepie, pije i kłuje. Świadomość, że nie sami cierpimy, pomaga łatwiej pogodzić się z ograniczeniami i bólem. Ale niestety, problemem staje się zachowanie umiaru w narzekaniu, bo im człowiek starszy tym powodów do narzekania więcej, i więcej...

Dlatego przyjrzałam się sobie krytycznie i postanowiłam, że będę się cenzurować, bo... jestem już po okresie gwarancji i rękojmi, więc wszelkie pretensje na temat stanu mojego organizmu są nieuzasadnione i nie ma się co nad nimi rozwodzić. Zdrowie raz jest a raz go nie ma, dlatego choroba jest częścią życia. I trzeba się z tym pogodzić. Szkoda czasu i energii na międlenie w kółko tego samego. I tego będę się trzymać. Przynajmniej spróbuję...

Zanim zaczęłam pisać i wyskoczyła mi ta „pełnoobjawowa jesień” tematem wpisu miały być piękne jesienne widoki, które przesłała mi znajoma. Wklejam je teraz a Wy ucieszcie oczy obrazami Urszuli Ostowskiej.







piątek, 27 września 2013

O wszystkim po trosze

 No i stało się – dopadł mnie pierwszy jesienny wirus. Od kilku dni łaził mi po kościach a w ostatnią środę przypuścił atak frontalny. Niestety nie mogłam się zapakować do łóżka, bo akurat tego dnia była ostatnia rozprawa batalii sądowej o podział schedy po teściach. 


Pojechałam z mężem, żeby go wesprzeć, ale na niewiele się przydałam, bo ślubny nafaszerowany lekami przeciwbólowymi nie był w stanie zebrać myśli i wyciszyć stresu. Mężczyźni są jednak słabsi od kobiet w radzeniu sobie z trudnymi emocjami. Im bardziej prostolinijny facet tym gorzej znosi wyrachowanych krętaczy. Dlatego w drodze powrotnej zdzierałam sobie gardło zabawiając go rozmową, chrypnąc w zastraszającym tempie.
Po powrocie do domu z buta wzięłam się za wypędzanie wirusa. Wskoczyłam do kąpieli z olejkiem pichtowym, odziałam się we flanelową piżamę, ciepłe skarpety i zaległam w łóżku. Bez większego apetytu zjadłam gorącą zupę z kilkoma ząbkami roztartego świeżego czosnku. Zalały mnie dziesiąte poty, więc piłam wodę z sokiem malinowym i cytryną. Rozgrzana jak piec czekałam aż wirusa trafi szlag i wrócę do żywych. Przy okazji obejrzałam jakąś komedię i pogadałam przez telefon. Przed snem zmieniłam piżamę, bo była cała mokra, zaaplikowałam sobie jeszcze 10 kropli olejku pichtowego wewnętrznie, 3 tabletki Rutinoscorbiny, aspirynę i w ekspresowym tempie przywitałam się z Morfeuszem. Następnego dnia kurowałam się podobnie i dziś czuję się prawie dobrze. 

Olejek pichtowy to moje ostatnie odkrycie i polecam go każdemu, kto ma problem z odpornością i górnymi drogami oddechowymi. W moim przypadku okazał się rewelacyjny. A to, że odbijało mi się jednocześnie żywicą, czosnkiem i maliną, może nie było przyjemne, ale dało się znieść. Lepsze to niż katar, ataki suchego kaszlu i bóle w kościach.

Meteorolodzy zapowiadają pogodny weekend i mam nadzieję z niego skorzystać. Jak ślubny będzie się czuł na siłach, to pojedziemy do lasu. Bardzo lubię zapach jesiennego lasu, chrzęst liści, plamy słońca w koronach drzew, nawoływania ptaków. Spacery po lesie to ulubione zajęcie mojego męża i moje też, chociaż nie zawsze tak było. Pamiętam, jak kiedyś się złościłam, gdy mąż ciągnął mnie do lasu, a ja wolałam spotkać się w mieście ze znajomymi. Mówiłam wtedy, że nie jestem dzikiem, żeby w każdej wolnej chwili łazić po lesie. Cóż, widocznie na starość zdziczałam, bo teraz wolę las i towarzystwo męża. Fajnie tak chodzić łapka w łapkę i rozmawiać albo zgodnie milczeć, patrząc na drzewa. Pomyśleć, że tak niewiele potrzeba żeby cieszyć się życiem.

 

 I jeszcze mały komunikat. Psinka mojej koleżanki z babskiego forum bierze udział w konkursie http://lublin.naszemiasto.pl/plebiscyt/karta/602,dora,16052,id,t,kid.html
Jeżeli nie jest już za późno proszę oddajcie na nią głos. Zobaczcie jaki słodki z niej śpioch.

poniedziałek, 23 września 2013

Skończyło się lato




















Skończyło się lato, zaczęła się jesień. A u mnie wszystko po staremu. Czasu wciąż mi brakuje, więc skupiam się na tym, co nie da się odłożyć na później – życiem w realu. Zajęć mi nie brakuje, ale sił już tak. Chyba jednak się starzeję, bo na wszystko potrzebuję więcej czasu. Jestem jakaś spowolniona, zamyślona i najlepiej mi w łóżku z książką. Po ostatniej wizycie przyjaciółki mam co czytać, więc czytam.

Polecam książkę starszego Stuhra „Stuhrowie historie rodzinne”. Aktor opisuje historię swojej rodziny, zaczynając od pradziadków emigrantów, którzy zdecydowali się związać swój los z polskim Krakowem. Dużo w tej książce wątków historycznych, kulturowych, patriotycznych, które tworzą tło dla dziejów rodziny aktora. Miło się czyta tę sagę rodzinną, ale jeżeli ktoś szuka ekshibicjonistycznych wyznań, pikantnych szczegółów z życia Stuhrów, plotek o środowisku aktorskim, to raczej się rozczaruje. Stuhr nie sprzedaje nadmiernie swojej prywatności, ale taktownie opowiada o ludziach i czasach, w których żyli, o tym co w życiu ważne. „To właśnie rodzina nadaje sens naszemu życiu, uczy nas zachowań, postępowania wobec otaczającego świata, szacunku, tolerancji, pokazuje nam cele i wartości" – pisze, a ja w pełni się z nim zgadzam. 
 
Zainteresowanym skandalami i religią polecam „Kobiety w Biblii” J. Kelen i „Skandale w Biblii” J.P. Prevosta. Miłośników historii może zainteresować powieść Arturo Ortegi Blake „Joanna kobieta która została papieżem”. Mit? Historia? Trudno powiedzieć. Dobrze się czyta, ale jakoś nie porwała mnie bardzo ta książka. Może za dużo sobie obiecywałam po przeczytaniu notki o autorze.

Na koniec informacyjnie – Jacek Gaworski pojechał zawalczyć o swoje życie. Udało się , więc każdy, kto się do tego przyłożył chociaż grosikiem, może czuć satysfakcję.

„I to by było na tyle”, jak mawiał Stanisławski, spadam, bo robota czeka.

PADA  DESZCZ


środa, 11 września 2013

Pomóżmy














 

W Polsce nie ma zgody na eutanazję, przynajmniej oficjalnie. Tyle, że rzeczywistość wygląda tak, jak w przypadku 

Jacka Gaworskiego Urzędnicy państwowi zdecydowali, w oparciu o ustalone przez siebie reguły, że ratowanie Jego życia jest nieekonomiczne, nie kalkuluje się, bo pacjent nie rokuje. NFZ postawił się w roli Boga. Dlaczego? Bo może. Proste. Kto na to pozwala? MY – SPOŁECZEŃSTWO.

Skoro godzimy się, żeby rządzili nami bezduszni karierowicze, bezideowe urzędasy, bo jedyne na co nas stać, to narzekanie, biadolenie i rozkładanie rąk, to powinniśmy się dołożyć do leczenia Jacka Gaworskiego. Ja już to zrobiłam i Was też proszę.

Nie czujecie się winni? W porządku. Poczucie winy niczego nie zmieni. Posłuchajcie Einsteina: „Świat jest niebezpiecznym miejscem nie przez tych, co czynią zło, ale przez tych, którzy patrzą na to i nic nie robią.”

POMÓŻ JACKOWI GAWORSKIEMU
KONTO FUNDACJI:
„FUNDACJA NA RZECZ CHORYCH NA STWARDNIENIE ROZSIANE I CHOROBY NOWOTWOROWE – POMÓŻ WALCZYĆ O ŻYCIE” KRS: 0000428288
skrócona nazwa: „Fundacja – Pomóż Walczyć o Życie”
Opis przelewu : Jacek Gaworski

ING Bank Śląski S.A., Oddział Wrocław,
Numer konta: 25 1050 1575 1000 0090 9712 1306 

http://jacekgaworski.pl/

niedziela, 1 września 2013

Kto cię kocha...

TAK  SOBIE   MYŚLĘ, ŻE...

Danielku, kto cię kocha? - zapytałam wnuka. "Ty, mama, tata, baba, djadia, tiotia..." – wyliczał. Mały, który mówi o sobie "ty", wymienił siebie na pierwszym miejscu, tak po prostu. Ilu dorosłych by tak zrobiło? Śmiem twierdzić że niezbyt wielu. A szkoda, bo żeby kochać innych trzeba najpierw pokochać siebie. Pisałam już, że biorę u wnuka  korepetycje z nauki o życiu?

BUDUJĘ   ZAMKI   NA   PIASKU


SZUKAM   ZŁOTEJ   RYBKI

czwartek, 29 sierpnia 2013

Członek rządu powiedział wreszcie prawdę! Niesłychane


"Udowodnimy, że to państwo ma monopol na przemoc"

Minister spraw wewnętrznych w rządzie Tuska, Bartłomiej Sienkiewicz, powiedział wreszcie prawdę, jaka jest rola państwa polskiego. Pomyliły mu się tylko czasy, bo zamiast przyszłego powinien użyć teraźniejszego. Ekipa rządząca już dawno udowadnia, że ma monopol na przemoc, i wcale ta przemoc nie dotyczy  kiboli; referendum w sprawie sześciolatków przepadło, bo przecież rząd szuka oszczędności; nowelizacje Kodeksu pracy przyklepane, bo szara masa pracowników najemnych nie ma nic do gadania; żywność GMO ......  Szkoda gadać, każdy bez trudu znajdzie kolejne przykłady rządowego monopolu na przemoc.

środa, 28 sierpnia 2013

Lubię oglądać fotografie...





Lubię oglądać fotografie, te w starych albumach, te ilustrujące teksty, te wystawione do różnych konkursów. W konkursie Nikon Photo Contest 2012-2013 zdjęcie wykonane przez Marcina Ryczka zdobyło pierwszą nagrodę w kategorii "Najbardziej popularna fotografia" oraz drugą nagrodę w konkursie głównym. 

Podobało mi się też kilka innych zdjęć, więc wkleiłam je na bloga, żeby móc do nich kiedyś wrócić. A może Wam też się spodobają.

fot.  Murathan Ozbek



fot. Diego Chavarro


fot. Gobotoru


fot. Chang Feng


fot.  Shuchen Lang

wtorek, 27 sierpnia 2013

Trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno

 
Dawno, dawno temu na moją pocztę zaczęły przychodzić pozytywne cytaty ze strony http://www.pozytywnemysli.pl/ Od tamtej pory dość często czytałam sobie co tam wymyślili mądrzejsi ode mnie. Kiedy parę miesięcy temu dostałam plik PDF ze zbiorem pozytywnych cytatów rzuciłam go na laptopa i wyrzuciłam z pamięci, to ostatnie przychodzi mi z coraz większą łatwością. Na zapomniany plik trafiłam kiedy przenosiłam dane na nowego laptopa. Wzięłam się za czytanie i spotkała mnie miła niespodzianka, bo wśród cytowanych znalazłam swoje nazwisko. Można powiedzieć, że trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno. Ale i tak się cieszę.

Uwaga. Chwalę się.

Twój Świat Pozytywnych Myśli przedstawia Pozytywne Cytaty

Nie lećmy na autopilocie życiowych schematów, włączmy mózg i róbmy z niego użytek. Nasze życie się nie zmieni jeżeli będziemy uporczywie trzymać się jednego sposobu działania, bez wyciągania wniosków, czy przynosi on oczekiwany efekt.
                                    Barbara Anna Serwin
 

Sukces to drabina, po której nie sposób wspiąć się z rękami w kieszeniach.

                                   Philip Wylie

Co z tego, że stoisz na środku skrzyżowania, jeżeli nie masz chęci, by iść dokądkolwiek?
                              Antoine de Saint-Exupéry







poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Powtarzam się? Nie szkodzi



W drodze ze sklepu przyglądałam się przechodniom. Gdyby sądzić po minach to większość mijających mnie ludzi nie była specjalnie szczęśliwa. Grymas niezadowolenia na twarzy, zacięte usta, smutne oczy, zupełna obojętność wobec tych, którzy są obok, i ani śladu uśmiechu. Odruchowo przejrzałam się w wystawowej szybie, czy też tak wyglądam. Uspokoiłam się, bo choć nie wyglądałam na bardzo szczęśliwą, to na nieszczęśliwą też nie.

Nie sądzę, żebym miała lepiej niż inni, ale mimo to wyglądam na bardziej zadowoloną. Nie jestem hurra optymistką, bo widzę wiele ciemnych stron życia, a moja refleksyjna natura przyciąga do mnie niczym magnes smutki duże i małe. A jednak bilans końcowy wychodzi mi na plus.

Może powodem mojego zadowolenia jest brak wygórowanych wymagań? Bo rzeczywiście, staram się żyć szczęśliwie w tych warunkach jakie mam. Natura nie obdarzyła mnie dobrym zdrowiem, los poskąpił bogactwa, moje pięć minut szybko się skończyło, z głupoty zaprzepaściłam kilka talentów i możliwości, ale... mimo to nie jest źle.

Żyję. Mam wokół siebie ludzi, których kocham i którzy mnie kochają. Mam ciepły i spokojny dom. Bogata nie jestem, ale stać mnie na płacenie rachunków i mogę sobie pozwolić na drobne przyjemności. Czy to mało? Moim zdaniem nie. A bez willi z basenem, konta z wielką ilością pieniędzy, ekskluzywnego samochodu, urlopu na egzotycznych wyspach, mogę żyć. Niechętnie, ale jednak. Więc co miałoby mnie unieszczęśliwiać i pozbawiać radości życia? Jak bym chciała, to bym coś znalazła, ale nie chcę. Wolę się skupiać na tym, co dobre. Zamiast analizować jakich luksusów los mi poskąpił doceniam to, co mi dał.

Kiedyś zastanawiałam się jacy ludzie mają w życiu najgorzej. Oczywiście nie chodziło mi o to, żeby jak najszybciej do nich dołączyć, ale przeciwnie, nie pójść tą samą drogą, która prowadzi do rozgoryczenia. I tak, moje rozmyślania doprowadziły mnie do wniosku, że najgorzej mają ludzie, którzy chcą zawsze mieć łatwo, lekko i przyjemnie.

Nie odkryję Ameryki, jak powiem, że każdemu człowiekowi towarzyszy jakiś rodzaj cierpienia, bo życie nie jest linią prostą, wznoszącą się wprost do nieba. Ludzie na ogół to wiedzą, jednak nie chcą przyjąć do wiadomości, że wykres ich życia może być sinusoidą i trzeba się z tym pogodzić. Obraz świata jest dualistyczny, więc spotykają nas rzeczy dobre i złe, pogodna aura przechodzi w burzową, radość miesza się z cierpieniem, spokój z niepokojem, itd.

Unikanie za wszelką cenę nieprzyjemnych aspektów naszego życia prowadzi najczęściej do większego cierpienia, rozczarowania sobą i swoim życiem. A drogi na skróty najczęściej prowadzą na manowce. Drzwi do szczęścia dają się otwierać tylko kluczem, więc stratą czasu i sił jest szukanie wytrycha.

Dlatego coraz rzadziej wybieram to co łatwiejsze zamiast tego co ważniejsze. Nauczyłam się żyć pełniej w takich warunkach jakie w danej chwili mam, co nie oznacza rezygnacji z dążenia do dobrostanu. Ale gdy trafiam na drodze na wyboje, to mówię sobie, jak niezapomniany Kobiela w roli trenera narciarstwa:”Jak się nie przewrócis to się nie naucys. Łoo!”.

Strasznie się rozpisałam, ale rzadko zaglądam na bloga, więc może jakoś zniesiecie moje wywody. W ubiegłym tygodniu dużo czasu poświęciłam sobie – joga, pogaduchy z Przyjaciółkami, zabiegi kosmetyczne, badania kontrolne – więc teraz powinnam się skupić na obowiązkach. Dzisiaj mają mi przywieść maliny, więc pobawię się w kuchni. 






wtorek, 13 sierpnia 2013

List poparcia dla ks. Wojciecha Lemańskiego

Arcybiskup Hoser nie poszedł jednak po rozum do głowy i utrzymał w mocy swoją decyzję odwołującą ks. Lemańskiego z funkcji proboszcza. Przykre to i głupie, bo jeżeli Kościół pozbywa się takich księży, jak Lemański, to sam działa na swoją szkodę i szkodzi wiernym. Starsze pokolenie, które jest wychowane w szacunku do Kościoła, szanuje księdza jaki by on nie był, ale kiedyś ono odejdzie i wtedy kościoły opustoszeją. Młodzi odwracają się od Kościoła, bo nie godzą się na panującą tam hipokryzję. W dzisiejszych czasach, bardziej niż kiedykolwiek,  księża muszą sobie zasłużyć na szacunek.

Ksiądz Lemański budzi szacunek nawet u tych, którym jego światopogląd jest obcy. Jest bliski swoim parafianom i wszystkim, którzy chcą odnowy w Kościele i jego instytucjach. Dlaczego? Bo jest czytelny, żyje w zgodzie z tym w co wierzy i czego naucza. Taką samą miarę przykłada do siebie jak i do wiernych.  Mówi prawdę i dąży do prawdy. Postąpił tak, jak napisano w Biblii "15 Gdy brat twój zgrzeszy <przeciw tobie>, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. 16 Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. 17 Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! 18 " I wiadomo co z tego wynikło. 

To ludzkie, że nikt nie jest idealny, że nikt nie lubi słuchać niewygodnej prawdy, więc nie dziwi, że głos Lemańskiego był irytujący dla części księży i hierarchów kościelnych. Ale czy to daje prawo abp. Hoserowi pozbawiać Kościół dobrego kapłana? Skazanie ks. Lemańskiego na życie emeryta zamiast korzystać z jego potencjału, żeby naprawiać ten nie najlepszy ze światów, jest zwyczajnie głupie.

Moim zdaniem, abp. Hoser działa na szkodę Kościoła. Sprawowanie urzędu powinno być oparte na dążeniu do dobra ogółu a nie na zaspokajaniu swoich ambicji i napawaniu się władzą. Abp. Hoser chyba zapomniał, że  "Komu wiele dano, od tego wiele będzie się żądać, a komu wiele powierzono, od tego więcej będzie się wymagać." ewangelia św. Łukasza 12:48. Może krzyżując drogi abp. Hosera i ks. Lemańskiego Bóg dał swojemu Kościołowi na ziemi szansę na odnowę w Duchu Świętym. 

Załączam link do strony, na której można poprzeć działania ks. Lemańskiego zmierzające do przywrócenia go do funkcji proboszcza w Jasienicy.  http://poparcie-lemanskiego.blog-bobika.eu/ 

To koniec świata, że trzeba bronić dobrego księdza przed jego biskupem. Cóż, coraz więcej jest absurdów, które trudno zrozumieć.