Szukaj na tym blogu

niedziela, 24 kwietnia 2022

Jak się żyje w geriatrycznym przedszkolu

 Jak już nie raz donosiłam, Artur jest dobry z kościami, ma do mnie świętą cierpliwość, ale  i tak często jest wkurzający. Na ogół staram się pamiętać, że każdy ma wady, ale bywa, że muszę ponarzekać. Artur niezmiennie uważa, że on jest taki jak trzeba, a nawet jeżeli zrobił coś nie tak, to jest to przecież mały, niewarty uwagi szczegół. Dla świętego spokoju przeprasza i dalej robi po staremu. Zawsze tak miał, ale wcześniej ja miałam więcej cierpliwości, której teraz mi brakuje. Dlatego często odgrażam się, że zacznę go wychowywać patelnią. I co? I nic. Nie boi się, nie chce się słuchać i nawet nie strzela fochów. O to że nie strzela fochów czepiać się nie będę, ale reszta mnie wkurza, więc trzeszczę. Moje trzeszczenie spływa po nim i tyle, więc bywa, że w chałupie mocno iskrzy, a dokładniej mówiąc iskrzę ja.

Ale żyć z prądem koło własnego zadka to żadna przyjemność. Dlatego szybko odpuszczam i obśmiewam nasze dziaderskie przypadłości, które sama też niestety posiadam. W ogóle dużo się śmiejemy i to bardzo nam pomaga w pokojowym współistnieniu.

Zamiast się kłócić założyliśmy w chałupie geriatryczne przedszkole i staramy się dobrze bawić. Każde z nas pilnuje swoich zabawek i rządzi się w swoim pokoju. Bez udziału pani przedszkolanki przyjęliśmy pakt o nieagresji i staramy się go przestrzegać. Właściwie to ja przyjęłam i ja się staram, bo Arturowi nie był potrzebny. On nie potrzebuje, bo przecież on się nie kłóci, on się mnie nie czepia, on tylko lubi robić po swojemu i doradzać. Tiaa... Zrobił się z niego taki wkurzający wujek dobra rada, ale on nie widzi problemu. 

Teraz kilka przykładów, może nie najcelniejszych, ale te pierwsze przyszły mi do głowy. 

Kicam po kuchni, bo jeść coś trzeba. Jeść lubię, a gotować nie bardzo, ale jak mus to mus. Nastawiłam wodę w garnku, wrzuciłam przyprawy i obrałam warzywa. Wtedy w kuchni zjawił się książę małżonek i zaczął wywiad.

- Co robisz?

- Nastawiam zupę.

- Jaką?

- Ogórkową.

- Masz ogórki?

- W tym słoiku.

- To za mało będzie.

- Wystarczy.

- Zobaczysz, że będzie bez smaku.

- Artur, dasz mi wreszcie spokój?

- O co ci chodzi? Tylko zapytałem.

- To nie pytaj.

- Ziele angielskie dałaś?

- Dałam. 

- To dobrze, ale wiesz tych ogórków to naprawdę będzie za...

- Masz rację, do tej zupy są potrzebne ogórki i dobry kucharz, bo inaczej będzie bez smaku. Ja chętnie zjem taką jaką ugotujesz. Woda posolona, przyprawy dodane, z resztą rób co chcesz - powiedziałam wręczając mu łyżkę.

- Ale ja tylko chciałem...

- Wiem, wiem. Jestem pewna, że ty zrobisz to lepiej  - przerwałam mu, cmoknęłam w policzek i sobie poszłam.

Bo ja nie jestem ambitna, ale wygodna i owszem. Poza tym, wychodzę z założenia, że jak ktoś potrafi lepiej to trzeba dać mu okazję się wykazać.  Mam też alergię na doradzanie w kuchni, bo moja mama instruowała mnie, w którą stronę mam łyżką machać, żeby dobrze w garnku zamieszać. Zupa ogórkowa wyszła palce lizać. Zjadłam, podziękowałam i pochwaliłam, czyli zrobiłam tylko to co lubię.

Artur lubi robić za rycerza, ale życie że mną trochę go zepsuło i zaczął się do mnie upodabniać. Oboje bywamy ironiczni i sarkastyczni, ale nikt się nie obraża i jest całkiem fajnie. Ostatnio była taka sytuacja. Wylazłam z łóżka skulona, rozczochrana, z kwaśną miną po nieprzespanej nocy. Po drodze do łazienki spojrzałam w lustro. 

- O Boże, wyglądam jak czarownica - mruknęłam do siebie pod nosem. 

- Nie przejmuj się Słoneczko. Ty wyglądasz jak czarownica za to ja wyglądam jak czarodziej, więc wszystko się wyrównuje - pocieszył mnie Artur, który był świadkiem mojej samokrytyki. No wie chłop jak się zareklamować i żonę rozbawić, ale pocieszyciel z niego marny.

Sytuacja sprzed dwóch dni. Siedzimy przy stole z naszym wnukiem. Ja z Adasiem gram w warcaby. Artur pije kawę, chwali wnuka i komentuje moje niezbyt udolne posunięcia. Adaś gra lepiej ode mnie, bo chociaż ma tylko cztery lata, to już potrafi myśleć strategicznie i wyraźnie ma talent.  Ja mam pamięć krótkotrwałą krótszą niż ta u złotej rybki, więc wolę planszówki niewymagające wiele myślenia. Dziecko, któremu wciąż wkładam do głowy, że liczy się przyjemność z gry, a nie tylko wygrana, czasami zwraca mi uwagę, jak chcę się wpakować na minę. 

- Nie podpowiadaj babci, bo przegrasz - przestrzega wnuka Artur.

- Nie śkodzi - odpowiada mały.

- Widzisz? I po co się wtrącasz? 

- Co to za gra, gdy podpowiadasz przeciwnikowi, jak ma grać? - ciągnie temat Artur.

- Ciekawe, że tobie nie przeszkadza jak sam mi podpowiadasz co mam robić. Masz na to jakieś wytłumaczenie? 

- Mam. Ty i tak nie słuchasz, więc nie ma problemu.

- To mam tak samo jak ty, czyli dobraliśmy się jak w korcu maku.

- Tseba słuchać - wtrącił się wnuk, który sam nie lubi się nikogo słuchać. Genów nie wydłubiesz. Adaś jest we wszystkim podobny do rodziny, a wolałabym, żeby trochę odstawał.

Wkurzam się, jak Artur ostentacyjnie zaczyna dziadzieć i dobitnie wyrażam sprzeciw. Kiedy tłumaczy coś tym, że jest stary albo mówi, że przecież z niego już jest dziadek, to protestuję. Oświadczam, że mi nie pasuje życie ze starym dziadem, więc się na jego dziadzienie nie godzę, a jak mówi, że jest stary to niech jeszcze doda, że jest głupi, bo tylko durnie idą w starość jak nóż w masło. Po takich komplementach Artur oszczędniej powołuje się na starość. Ja tam mam plan, żebyśmy zdążyli zdziecinnieć zanim całkiem stetryczejemy i nie odpuszczę.

Na koniec trochę kreskówek znalezionych w sieci, bo lepiej śmiać się głupio niż wcale.













 

 

I na dzisiaj to by było na tyle.

37 komentarzy:

  1. Poznalam kiedys zakochanych w sobie staruszkow, malzenstwo z 70-letni stazem, ich dzieci nigdy nie widzaly rodzicow klocacych sie. Spytalam kiedys owa starsza pania, co jest najwazniejsze w z zwiazku, po namysle odpowiedziala "szacunek".
    Mysle, ze tak jest z Wami, mozna sie przeciez od czasu do czasu posprzeczac, czy podokuczac dla "rozrywki" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My się nie kłócimy, kłócę się ja, bo mąż tylko powtarza: "Tak, tak, wiem. Ty zawsze masz rację." Jednak robi to w taki sposób, że nie mam wątpliwości, że ironizuje. To jest okropnie wkurzające, ale jak dotąd nie znalazłam na to rady, więc pewnie już nie znajdę. Nasza różnica zdań najczęściej kończy się na docinkach, z których oboje się śmiejemy. Mamy podobne poczucie humoru, a poza tym oboje wiemy, że naszym celem nie jest ranienie drugiej strony. W tym wypadku intencje są najistotniejsze.

      Usuń
  2. Cieszę się, że któregoś dnia odkryłam ten blog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi. Wpadaj częściej.

      Usuń
    2. Na pewno będę. Dziękuję. Przepraszam, nie przedstawiłam się. Bogumiła.

      Usuń
  3. Och ten Pesel, trzeba morza cierpliwości, by znieść siebie nawzajem we wspólnym M.
    Ale gdy stać nas jeszcze na poczucie humoru, to nie jest źle!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wciąż sobie powtarzam, że nikt mi męża nie wybierał, więc mam co chciałam. Tylko z tą cierpliwością coraz trudniej. Jednak podobne poczucie humoru bardzo pomaga, więc obśmiewamy co się da i jakoś to leci .

      Usuń
  4. To nie kłótnie, to przekomarzanie się,od razu widać że dobre z Was małżeństwo:))a kreskówki bardzo zabawne:)))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu dziękuję za serdeczne słowa i też pozdrawiam.

      Usuń
  5. Hahaha :D Uśmiałam się:D:D
    Ja się ze swoim od nowa docieram już 2 lata, odkąd przeszedł na emeryturę i non stop razem jesteśmy:D
    Pozdrowionka dla Was!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ty masz teraz manewry wojskowe, bo wojak cały dzień w domu to dopiero wyzwanie. Jakoś to ogarniesz, bo masz fajne podejście do życia i radosną naturę. Przesyłam serdeczności.

      Usuń
  6. Nie bede sie powtarzac bo jak obie wiemy nasi mezowie to zagubieni po dwoch stronach oceanu bracia:))) moj tez zadaje tysiace pytan:))
    Ale, ze Ty taka rozmowna z rana to mnie zaskoczylo:))) Bo ja to wstaje i wlaze do kuchni z jednym otwartym okiem, na radosne "dzien dobry" wypowiedziane przez Wspanialego mowie "yhyyy" na co on pyta dalej "wiesz kim jestes?" ja w odpowiedzi rzucam "mmmm" na co on znow pyta "jak masz na imie?" a ja warcze "ummm hummm brrrr" Dopiero przy pierwszej kawie jestem zdolna wydac artykulowane dzwieki uformowane w slowa:)))
    W weekend zrobilam wiosenna pierestrojke czyli zmiana poscieli z zimowej na letnia i jak zawsze mialam ubaw po pachy, bo takie zmiany sa co roku od zawsze wiosna i jesienia i moj maz jest przez pierwsze noce pod nowa posciela caly nieszczesliwy:)))
    Sam nie potrafi tego wytlumaczyc, ale marudzi, narzeka, gledzi jak stara baba bo wszystko mu nagle nie pasuje. Po tygodniu juz jest spokoj:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Star, ja też przez jakiś czas od pobudki robię za zombie. Wstawanie mam podzielone na etapy: w pierwszym otwieram oczy, w drugim przechodzę do fazy ani śpię, ani nie śpię, w trzecim wstaję z łóżka i idę pod prysznic, w czwartym, budzę się podczas jedzenia śniadania i szykowania leków. We wszystkich fazach mogę gadać do siebie, bo jak wydaję komendy, to przynajmniej wiem co wtedy myślę.
      Nie wiem co jest z tymi chłopami, że nawet najlepszy robi się z czasem bardziej męczący. Artur był taki pogodny, wiecznie zadowolony, a teraz nic tylko by narzekał. Nabijam się z niego, że walczy o palmę pierwszeństwa w byciu upierdliwie narzekającym zgredem, ale on jakoś się tym nie przejmuje. Cóż, trza to jakoś znieść, a jak trza to trzeba. Ty się ciesz, że Wspaniały w łóżku się psuje się tylko przy sezonowej zmianie pościeli, bo przecież mógłby po całości)))

      Usuń
    2. Eeee to Ty jeszcze mlodka jestes jak masz taka koordynacje ciala z mozgiem, ze pierwsze kroki kierujesz pod prysznic:))) Ja przed pierwsza kawa nie robie NIC. Gdybym poszla pod prysznic to pewnikiem bym sie albo utopila albo zabila w jakis inny sposob na ten przyklad myjka do plecow na dlugim kiju:))
      Chlopy sie psuja na starosc, ale my tez sie psujemy czyli wszystko jest jak trzeba. Chlopu trzeba znalezc zajecie zeby nie mial za wiele czasu na wtracanie sie do naszego zycia i to w duzym stopniu ulatwia wspolzycie.
      Moj ma ogrodek, ma garaz... o wlasnie chlopy uwielbiaja garaze.
      Moze spraw swojemu jakis garaz zobaczysz, ze bedzie przychodzil do domu tylko na obiady:))) No i moj ma jeszcze ojca, ktoremu dwa razy dziennie truje dupe zamiast mnie.
      Cza se radzic Basiu na ile sie da i jak sie da :***

      Usuń
    3. Star, tak mi mów, tak mi dobrze))) Mnie budzi prysznic, a potem śniadanie. Myję się przed spaniem, a rano tylko się płuczę, więc spoko, szczotek nie pomylę. Artur kiedyś uwielbiał siedzieć w piwnicy, ale mu przeszło. Moje koleżanki to nawet podejrzewały, że jak one przychodzą, to ja wyganiam chłopa do piwnicy. Prawda jest taka, że on owszem uciekał do piwnicy, ale tylko wtedy, gdy nie chciał słuchać moich jakże uzasadnionych pretensji. Zamiast się pokłócić to on zmieniał miejscówkę. Teraz za to wszystko robi jutro. Kłócić się dalej nie kłóci, ale w narzekaniu przechodzi sam siebie. No tak mu się odmieniło. Trucie dupy to raczej moja przypadłość, bo on tylko doradza)))

      Usuń
    4. Hahaha "jutro" to ulubione slowo Wspanialego:))) Najpierw bylo "zrobie w weekend" ale jak mu wreszcie wytlumaczylam, ze w zyciu emeryta to weekend jest kazdego dnia to teraz jest "jutro":)))
      A dzis mu powiedzialam, ze jak nie przestanie truc dupy to go oddam do adopcji. I wiesz co? wcale sie skubaniec nie zmartwil:)))

      Usuń
    5. Star, jak wiesz ja pracowitością nie grzeszę, ale jak trzeba coś zrobić to się mobilizuję, więc to jego "zrobimy jutro" mnie wkurza. Sama też chętnie odkładała bym na jutro, bo brak mi energii, ale taki hamulcowy mi nie potrzebny.
      Jabym Wspaniałemu nie wierzyła, że on taki chętny do adopcji. Na bank skubany się tajniaczy.

      Usuń
    6. Myslisz, ze Wspanialy moze juz miec "cos na oku":))) ja tam nie jestem zachlanna wiec jak tylko poda adres zebym mogla wyslac kartke z podziekowaniem to nie mam nic przeciwko :)))

      Usuń
    7. Nie sądzę żeby miał, bo na to jest za mądry. No wiesz, po złym panie jeszcze gorszy nastanie, z deszczu pod rynnę))) Moim zdaniem on siedzi cicho, bo wie, że to mu się najbardziej opłaci. Opowiedziałam Arturowi historię z robotą Wspaniałego pod szyldem "w następny weekend", to skomentował, że obaj mają przechlapane.
      Przeczytalam ostatni swój komentarz i widzę, że emocje nie robią mi dobrze, bo zapominam o ortografii.

      Usuń
  7. Nadrabiam zaległości, bo mnie wylogowało trochę :) W pierwszym rzędzie serdeczne życzenia dla Męża :) Jakoś on podobny do mojego bardzo, pewnie dlatego, że i my jesteśmy trochę podobne, a podobne przyciąga podobne. Starzenie się to proces, który nie koniecznie mi się podoba. Ale jakoś, z godnością osobistą, pełznę wrwz moim Mężem tetrykiem :)
    A zdjęcie księżyca i to co widzisz...Kiedyś usłyszałam: wyobraź sobie, że na świecie jesteś tylko ty i wszystko co widzisz, czujesz, jest twoje...Tak jakby zewnętrze też było tobą. Dość ciekawa perspektywa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, ja też taka bardziej off niż on, bo chociaż remontu nie robię to wciąż ścigam się z czasem. Dziękuję za życzenia. To prawda, że my z tej samej parafii i im dłużej Cię znam, tym bardziej to widzę. Twój odbiór świata jest mi bardzo bliski. To o czym piszesz znajduję też w sobie. W pierwszym wpisie na tym blogu napisałam coś takiego: Jestem nic nieznaczącą drobinką, ale jednocześnie jestem całym światem, bo w pewnych wymiarach jak umieram ja, umiera cały świat. W moich oczach, myślach, uczuciach, jest wszystko, czym ten świat jest, więc jak to możliwe, żebym przestała istnieć?
      Myślimy podobnie, chociaż Ty masz niewątpliwie większą wiedzę, o tym co niewidoczne na pierwszy rzut oka. No i bardziej poetycko potrafisz to opisać. Ja odkąd pamiętam odbierałam rzeczywistość bardzo emocjonalnie i rzeczom materialnym nadawałam metafizyczne znaczenie. Np. bawiłam się głową starej lalki, którą ktoś połamał i wyrzucił, bo było mi żal, że nikt już jej nie chce. Kiedy głaskałam jej plastikowe loki czułam od niej prawdziwe ciepło. W szufladzie mam stare klucze. Kiedy biorę je do ręki ogarnia mnie nostalgia, trochę tak, jakbym odbierała energię tych, którzy kiedyś otwierali nim zamknięte drzwi. Nie umiem tego wyjaśnić, bo to wszystko dzieje się w mojej głowie, ale czuję, że jest prawdziwe. Wiele razy bywałam w miejscu, gdzie był dom mojego dzieciństwa. Chodząc po trawie w tamtym miejscu czułam jakiś dziwny rodzaj energii, chociaż nie potrafię określić na czym ta dziwność polegała. Bliskie jest mi powiedzenie Einsteina, że: "Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko." My Aniu chyba się zgodzisz, że jesteśmy bardziej na tej drugiej.

      Usuń
  8. Jak bym o swoim mężu czytała. To "ja tylko chcę dla ciebie dobrze" jest cholernie irytujące. ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam nasze doświadczenia przy kiszeniu ogórków. Twój mąż też wiedział lepiej ile przypraw trzeba dodać. Mężczyźni chyba nie wiedzą, że ich dobrymi chęciami jest wybrukowany przedsionek piekła)))

      Usuń
  9. Ha ha ubawilam sie Basiu, macie to co w malzenstwie najwazniejsze ( oprocz milosci) - poczucie humoru! :) Moj chlop uwielbia sosy i zawsze czepia sie tylko o jedno : ze tego sosu jest mu zawsze za malo! :) probuje mu wytlumaczyc, ze dolewanie wody do dobrego tresciwego sosu zamienia go w rozwodniona bezsmakowa lure, ale jakos slabo to dziala... On by chcial , zebym z paru kawalkow miesa albo jednej pieczeni wyczarowala mu wielki gar sosu :)) Na szczescie nie doradza w innych potrawach , a ostatnio chyba go sumienie ruszylo, bo zaczal sam z siebie zmywac wielkie gary i brytfanki :)) Bo to on jest jednak glownym beneficjentem mojej produkcji, czesto gotuje cos, czego sama nie moge jesc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty, z Ciebie jest dobra kobieta, że gotujesz nawet to czego sama nie jesz. Jak on lubi wodniste sosy to mu nie żałuj, niech się chłop cieszy.
      Artur nie krytykuje ugotowanych przeze mnie potraw, ale od jakiegoś czasu niepytany chętnie doradza, a to wkurza mnie do białości.

      Usuń
    2. Dobrze, ze to tylko Artur:)) zawsze go mozesz zdzielic patelnia i juz - zartuje oczywiscie 😁Ja mam taka ciotke dobra rada w pracy... Nie daj buk jest w kopii mojego maila ... zanim zdaze odpisac autorowi, juz mam od niej dziesiec maili z rada co powinnam sprawdzic, odpowiedziwc, napisac :)) Normalnie instruktaz - jakbym byla zagunionym dzieckiem we mgle a ona moja przewodniczka :)) Jest 20 lat mlodsza, i o tyle mniej doswiadczona , ale to ona poucza, udziela rad, mowi rzeczy oczywiste od poczatku ... Dzisiaj po ktoryms mailu typu : musisz to i to ... odpisalam : You think?😬 W koncu zadzwonila do mnie z przeprosinami i dluga lista czemu ona jest taka zestresowana i czemu ona potrzebuje urlopu ...To akurat rozumiem, ale dzis mialam ochote zdzielic ja patelnia! 😁 urlop jest lekiem na wszystko - moze i Wam by sie przydal , chocby krociutki? Dalabys rade, czy to nierealne ? 😘

      Usuń
    3. Kitty, ja nie mam alergii na dobre rady, chętnie wysłucham podpowiedzi, ale też wkurzają mnie tacy wszystkowiedzący. Czasami taki ktoś pitoli bez ładu i składu, ale ma się za mędrca. Ty jesteś za miła i za grzeczna, więc kuzynka sprzedaję Ci te swoje mądrości bez opamiętania. A co się tyczy wychowywania patelnią to szybciej bym zastosowała wobec kuzynki niż męża. Bo wiem, że jego intencje są dobre, a namolna kuzynka to raczej udowadnia swoją wyższość i domniemaną mądrość. Poza tym, chop bardziej przydatny niż wymądrzają a się kuzynka)))

      Usuń
    4. Kochana to nie jest moja kuzynka tylko kolezanka z pracy😁Ciotka dobra rada, a w realu nadgorliwa i strasznie protekcjonalna , choc nie wiem czy to slowo tu pasuje :))

      Usuń
    5. Pomyliłam osoby, ale to bez większej różnicy, czy truje prawdziwa ciotka, czy taka wszystkowiedząca w pracy. Protekcjonalny pasuje, bo takie doradzanie na siłę związane jest z poczuciem wyższości. Wiesz, ona Ci radzi, bo przecież ona wie lepiej))) A Ty chyba jesteś za grzeczna. Odkąd się popsułam to jakoś rzadziej mi doradzają)))

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, nie zdążyłam odpowiedzieć na Twój komentarz. Szkoda że go skasowałaś, bo był bardzo mądry i ciekawy. Dziękuję bardzo, że podzieliłaś się swoim doświadczeniem. To co napisałaś o szacunku i wzajemnej trosce, żeby szukać wspólnej drogi i nie ranić się wzajemnie przez brak uwagi, to podstawa dobrego związku. Podobnie jak Ty uczę się swojego męża, żeby było nam dobrze obojgu. Czasami się śmieję, że robię to z egoizmu, bo prawdziwe szczęście w związku jest wtedy, gdy obie strony są zadowolone, gdy obie są jednakowo ważne. Kiedy trzeba w czymś ustąpić, to zawsze lżej to zrobić, gdy wiemy, że nasze ustępstwo nie jest przymusem, ale wyborem. Małżeństwo to nie przeciąganie liny, kto silniejszy i czyje będzie na wierzchu.
      Mam nadzieję, że jeszcze tu zajrzysz i przeczytasz te słowa. Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  11. Zupełnie przypadkowo w poczcie gmail, której w ogóle nie używam, ani nie zaglądam dziś w smartfonie otworzyła się sama z Twoim Abasiu komentarzem. Wertując więc dalej znalazłam mój stary komentarz.. Przepraszam, że usunęłam go bez słowa wytłumaczenia.... uznałam po prostu wtedy, że się za bardzo otworzyłam. Zdałam sobie też sprawę, że jesteśmy jakby z innej epoki. Wy - jeszcze trwacie /oby jak najdłużej / w swoich szczęśliwych mniej, lub bardziej związkach, a ja mogę już tylko wspominać. Zachowałam się trochę niegrzecznie - przywracam swój odnaleziony dziś komentarz..... miło mi znaleźć się w Twoim blogu. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mój komentarz gdzieś przetrwał w zakamarkach..... ale jednak mam nadal obiekcje czy go przywrócić.... . Jestem jakby z innej epoki. Już 11 lat jak męża nie ma... a jeszcze 54 lata wspólnego pożycia małżeńskiego.... można policzyć jak dawne są moje wspomnienia. I pamięć zamiast maleć rośnie.
    Prawie każdy drobiazg, półeczka, obraz w tym, a nie innym miejscu to wszystko było przecież kiedyś naszym codziennym życiem. . Bardzo długo szukałam tylko poezji i poetów, których ukochani odeszli. Przeżywali to samo..... miałam ich obok, dzięki ich wierszom.... wspólnym uczuciom - tęsknocie, rozpaczy było mi lżej i jakoś przetrwałam.
    Szczęśliwie - potrafiłam zapełnić pustkę, która powstała po męża odejściu.... dużo fotografowałam, uczyłam się grafiki, kochałam i kocham poezję, dużo czytam..... niestety zaczynam traktować życie zbyt refleksyjnie. Tyle się dzieje,... nie umiem już w dzisiejszym świecie odnaleźć swojego miejsca. Natknęłam się przypadkowo na Twój blog Abasiu.... tyle w nim autentyczności..... przepraszam, że się wycofałam, ale za bardzo się otworzyłam..... zdałam sobie sprawę z różnicy czasowej, jaka nas dzieli..


    Mój usunięty komentarz:

    Świetny blog, trafiłam przez "Tak sobie tylko" Nie wiem od kiedy u Was liczy się tzw. starość. Od 11 lat jestem. już sama, razem przeżyliśmy z mężem 54 lata. Czytając dochodzę do wniosku, że macie na ogół bardzo podobnych mężów. Mój był zupełnie inny, a jednak byliśmy szczęśliwi. Przede wszystkim musiałam się męża nauczyć, pochodził z innego domu, z innymi przyzwyczajeniami. Mieliśmy zupełnie inne poczucie humoru.... i tego musiałam się nauczyć, by uniknąć konfliktów. Podaję przykład: bardzo jeszcze młodzi wybieraliśmy się potańczyć.... nie mieliśmy wtedy samochodu więc na piechotę... akurat po deszczu, droga fatalna, błotnista i śliska, mąż w garniturze,. niespodziewanie poślizgnął się i upadł prosto w to błoto Wstał utytłany...szczególnie siedzenie. Opanował mnie niepowstrzymany, nie do opanowania atak śmiechu. O mało nie rozstaliśmy się na zawsze. Ale już wiedziałam.... do końca życia.... muszę uważać ze swoja skłonnością do serdecznego śmiechu w sytuacjach prowokujących do tego. Krytykować - tak, podśmiechiwać się też, ale śmiech tylko do pewnych granic. Zresztą na szczęście nie zdarzały się już takie sytuacje, mąż nauczył się też śmiać z samego siebie. W ogóle małżeństwo polega jednak na wzajemnej nauce siebie.... przejmowanie swoich, często zupełnie różnych przyzwyczajeń. Powoli zauważamy, że myślimy i postępujemy tak samo jak małżonek, co nas kiedyś b. raziło Oczywiście wzajemnie. Rano byłam zawsze niemową. W dni powszednie dość krótko, bo się pędziło do pracy i trzeba było uzgadniać plany dnia. Ale w dni świąteczne i na emeryturze przeważnie milczałam do 10.00 . Mąż mi w tym nie przeszkadzał. Mówi się, że żona kręci głową męża .I faktycznie bywa tak, że wyraźnie wyczuwa się kto w danym małżeństwie trzyma ster.. U nas ten ster na zmianę przejmowało jedno z nas. Mąż potrafił wiele osiągnąć, mimo, że się przy czymś upierałam - komplementami i rozśmieszaniem mnie. W miarę upływu lat małżeństwo upodabnia się do siebie.... bardzo jednak ważne by mieć wspólne zainteresowania i oprócz tych moich cichych poranków lubiłam dyskusje o wszystkim – o polityce, religii, astrofizyce, lubiłam dzielić się refleksjami, wrażeniami po obejrzeniu filmu, przeczytaniu książki. Szanowałam zainteresowania małżonka, choć nie koniecznie je podzielałam...Dobry jest podział obowiązków.... co należy do męża, a co do żony. Nie starałam się zmuszać męża do udziału w gotowaniu, ale w pomocy - tak. A w ogóle to przecież nie przyłączyłam się przecież do blogu by kogokolwiek pouczać.... z przyjemnością i ciekawością przeczytałam jak to jest w innych małżeństwach w porównaniu do mojego 54- letniego. .



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, że przywróciłaś komentarz. Mogę się tylko domyślać, jak ciężko się żyje po śmierci człowieka, z którym przeżyło się tyle lat, z którym dzieliło się świat na pół. Masz prawo dzielić się swoją prywatnością tak jak chcesz, więc przeprosiny są zbędne. Cieszę się, że jednak namyśliłaś się i zostawiłaś świadectwo. Takie słowa są potrzebne, szczególnie gdy bierzemy jakiś życiowy zakręt. Ludzie teraz zbyt szybko rezygnują ze związków, bo udany związek wymaga jednak pracy nad sobą i akceptacji dla tego kto z nami żyje. Mam takie wrażenie, że teraz ludzie traktują się tak użytkowo i jak ta druga strona zapewnia łatwe, przyjemne życie to ze sobą są, a jak zaczyna się coś psuć to odchodzą. A przecież nie kocha się tylko za coś, prawdziwie się kocha pomimo czegoś. Ja staram się zawsze pamiętać, że im lepiej będzie mężowi ze mną tym bardziej mnie będzie dobrze z nim. No taka egoistka ze mnie))) Miałam szczęście, że trafiłam na mężczyznę, który potrafi kochać. Kiedy po 45 latach życia razem można powiedzieć, że nikomu się tak nie ufa jak mężowi to wiele znaczy. I to nie jest tak, że zawsze mąż i ja mówimy jednym głosem, że się nie ścieramy i nie działamy sobie na nerwy. Robimy to co większość małżeństw, ale oboje mamy pewność, że mimo wszystko wzajemnie się szanujemy i nie chcemy sobie robić krzywdy. Po prostu jesteśmy różni, ale wzajemnie dla siebie ważni. Są gorsze dni, gdy mąż irytuje mnie z byle powodu, ale wiem, że to minie i są to bardziej moje humory niż jego wina. Ja też go złoszczę, ale cierpliwie to znosi, chociaż na głowę sobie wejść nie daje. I za to też go szanuję, bo nie chciałabym być z mężczyzną, który robi za marionetkę. Boję się, jak mi będzie bez niego. Wiem, że głupio to zabrzmi, ale chciałabym (w jak najdalszej przyszłości) zostać wdową. Ciężko byłoby mi zostawić go samego. Uważam, że w życiu w pojedynkę lepiej sobie poradzę niż on. Mąż jest twardszy, ale przez to może szybciej się złamać. Ja mam w sobie dużo siły, więc mogę wziąć na siebie ten ból. Mam wokół siebie wiele osób, które mi pomogą. Jestem otwarta na świat i potrafię cieszyć się z życia mimo wszystko. Jak widzisz, pokazuję na blogu dużo mojej prywatności, ale piszę szczerze, bez lukru i tworzenia alternatywnej rzeczywistości. Kiedyś bym się nie odważyła, a teraz mogę to robić. Blog, oprócz wirtualnego pamiętnika, jest też miejscem, w którym mogę się podzielić swoim doświadczeniem, pokazać to co ważne dla mnie, ale nie tylko dla mnie. Kiedy zerkam w statystyki cieszę się, że tyle osób do mnie zagląda, że chcą poświęcać swój czas, żeby przeczytać co mi w duszy gra. Znalezienie wspólnego mianownika z innymi ludźmi daje mi dużo radości. Poza tym, dzięki blogowi mam szansę poznać wiele ciekawych osób. Jedną z nich jesteś Ty. Dziękuję.

      Usuń
  14. Wpisałam mój usunięty komentarz już po raz drugi...... ale niestety nie ukazał się / czy może jest poddawany cenzurze ?/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarze pod postami starszymi niż tydzień są przeze mnie moderowane, żebym mogła na nie odpowiedzieć.

      Usuń