Tego jeszcze nie było – urzędujący
minister rządu RP w rozmowie z TOK FM cieszy się, że państwo
polskie bankrutuje, bo..... „Państwo
biurokratyczno-opiekuńcze jest państwem takiego miękkiego,
oblepiającego nas autorytaryzmu. Próbuje rozwiązywać za nas
problemy w imię naszego dobra, a w rzeczywistości ogranicza naszą
wolność, oduczając nas odpowiedzialności za siebie, za swoich
najbliższych" - tłumaczy Gowin
Brawo! Nareszcie wiadomo, dlaczego nasze państwo coraz bardziej wycofuje się z działań pro społecznych i socjalnych. Robi to dla dobra obywateli, żeby mieli wolność i liczyli wyłącznie na siebie. Gowin powiedział głośno to, co reszta rządzących myśli o roli państwa. Państwo i rząd nie są od tego, żeby opiekować się
obywatelami. Rządowi wystarczy zajmowanie się sobą i kłótniami z
opozycją, która to opozycja też zajmuje się głównie sobą. A we
współczesnej Polsce obywatel potrzebny jest jedynie do płacenia
podatków, bo przecież utrzymanie struktur państwa kosztuje.
Reszta działań rządu streszcza się w haśle: Obywatelu zrób
sobie dobrze sam. Tak to mniej więcej wygląda z perspektywy
obywatela szaraka.
W kontekście opinii ministra Gowina pozwolę sobie wymienić te opiekuńczo-zniewalające działania
państwa.
Polacy muszą uciekać za granicę, bo inaczej nie sposób uwolnić
się od namolnej pomocy państwa. Ci, co są za starzy albo brak im odwagi, zostają. Muszą się więc godzić, że Państwo ich zniewala, dbając o każdą dziedzinę ich
życia, dając dobre rady niemożliwe do zastosowania.
Dzieciom państwo gwarantuje, że matki muszą je urodzić. Następnie
jak dzieciaczki już się urodzą, to mają zagwarantowaną opiekę
matek, bo państwo nie przesadza z tworzeniem żłobków i
przedszkoli. W trosce o rodzinę urzędnicy państwowi nie robią
nic, żeby pracodawcy chcieli zatrudniać młode matki. Po prostu
zasługa goni zasługę.
Są oczywiście mamusie, które pomimo
dobrych chęci rządzących, kiszą dzieci w beczkach po kapuście
lub z dobrobytu zabijają je zaraz po narodzinach, ale rząd
się tym przesadnie nie przejmuje. Okoliczności społeczne, w których żyją te potworne matki, nie skłaniają rządu do podjęcia działań zapobiegających
biedzie i społecznemu wykluczeniu. Państwo ma wiele ważniejszych problemów do rozwiązania, a w budżecie brakuje pieniędzy na cele społeczne.
Furda tam, że z
badań The Economist wynika iż w 1983 r. Polska była na 23 miejscu
wśród krajów, gdzie są najlepsze warunki społeczne i ekonomiczne
do rodzenia dzieci, a w roku 2013 już tylko na miejscu 33. Ale kogo
tam obchodzą jakieś badania. Naszemu rządowi wystarczy biadanie
nad małym przyrostem naturalnym, który zagraża brakiem
zastępowalności pokoleń czyt.:kto będzie płacił podatki?
Polakom, którzy jeszcze mają pracę, nasze opiekuńcze państwo,
ułatwia rozwijanie cnoty pracowitości. Można pracować od rana do
nocy, bo PIP (organ administracji państwowej, który czysto
teoretycznie dba o prawa pracownicze) nie przeszkadza pracodawcom i
nie słucha skarg leniwych pracowników, którzy nie godzą się,
żeby praca wypełniała im całe życie. Pracodawców się nie zmusza do
przestrzegania zasad BHP, przymyka się oko na zmuszanie pracowników
do omijania przepisów.
A co z płacą za pracę? Cicho sza. Dżentelmeni nie rozmawiają o
pieniądzach, a panowie w rządzie na pewno mają się za
dżentelmenów. Poza tym nie trzeba drażnić pracodawców, bo i tak
wciąż narzekają na swoją trudną sytuację. Wiadomo podatki i
ludzie pracy najemnej nie chcą robić całkiem za darmo.
I jeszcze ten kryzys – słowo wytrych – którym
można skończyć każdą dyskusję.
Bezrobotnymi państwo też się opiekuje, co z tego że czysto teoretycznie. Politycy zapewniają, że sprawy bezrobotnych leżą im na sercu, a że serce z kamienia, to na zapewnieniach się kończy. Bezrobotni mogą sobie spokojnie wegetować i nikt nie zmusza ich do pracy. Nie tak, jak
za parszywego socjalizmu, kiedy człowiek musiał gdzieś pracować.
Bo wtedy praca była obywatelskim obowiązkiem, a teraz jest
przywilejem. Jak bezrobotny chce się poczuć uprzywilejowany, to
zawsze może zgłosić się do Urzędu Pracy. Tamże zostanie
poinformowany, że pracy trzeba szukać aktywnie, bo praca sama nie
przyjdzie.
Gdyby bezrobotny sądził, że przyszedł po pomoc we
właściwe miejsce, to powinien jak najszybciej zrozumieć, że
Urzędy pracy są głównie po to, żeby pracujący tam urzędnicy
nie byli bezrobotni. On musi znaleźć sobie pracę sam. To że na tablicy ogłoszeń wiszą nieaktualne ogłoszenia,
często sprzed kilku lat, nie spędza snu z powiek urzędnikom tych
instytucji. Przecież nikt ich za to nie wywali z roboty, w końcu
wuj radny albo ciotka urzędniczka wyższego szczebla na to nie
pozwolą. I w tym jednym wypadku godzę się z Gowinem, że państwo
nie powinno być aż tak opiekuńcze.
Państwo opiekuje się także zdrowiem obywateli, więc każdy, chce
czy nie, musi płacić składki na ubezpieczenie zdrowotne, bo
licho nie śpi. Naiwny obywatel sądzi, że płacąc składki zawarł
z instytucją państwową umowę i w razie czego będzie mógł
liczyć na opiekę zdrowotną i wsparcie.
Jednak, kiedy licho się
obudzi i obywatel zachoruje lub ulegnie wypadkowi, szybko się
przekona, że liczą się tylko jego zobowiązania wobec państwa. Bo
państwo nie traktuje umowy z nim (płacisz składki – masz opiekę)
na serio. Rząd stwierdza, że nie ma w budżecie pieniędzy, NFZ
wyczerpał limity, więc nic nie można zrobić.
Zamiast tego państwo
z troską przynależną dobremu opiekunowi nauczy obywatela
dzielności i operatywności. Kto chce być zdrowy niech walczy o kolejkę do lekarza specjalisty,
o przeprowadzenie koniecznych badań, o rehabilitację, itp. Jednym
słowem niech sobie obywatel radzi. Niech poszuka potrzebnych na
leczenie pieniędzy kontaktów ze znajomymi, którzy coś mogą pomóc, albo niech uzbroi się
w cierpliwość i nauczy się wchodzić oknem, gdy wyrzucając go
drzwiami.
Bo żeby leczyć się na NFZ trzeba spełnić wszystkie te
warunki, o których pisałam wcześniej i jeszcze mieć trochę
szczęścia. Jeżeli tego wszystkiego chory nie ma, to zamiast mieć pretensje powinien szybko
umrzeć. Jeżeli ktoś jest bardzo przywiązany do byle jakiego życia, to
może pójść po prośbie do ZUS-u. Narazi się na kolejne
upokorzenia, ale że nadzieja umiera ostatnia, więc może spróbować.
Jednak trzeba pamiętać, że ZUS jest najlepszym uzdrowicielem, więc
jest duża szansa, że z komisji wyjdzie zdrowy, przynajmniej na
papierze.
Kiedy mimo licznych trudności Polakowi uda się przeżyć do wieku dojrzałego, to dzięki inicjatywie opiekuńczego państwa nie
będzie stetryczałym staruszkiem i nie będzie się nudził. Rząd zadbało to, żeby każdy obywatel miał możliwość pracy do 67 roku
życia. Problem kto zatrudni osobę w tym wieku nie zaprząta uwagi rządzących,
bo oni na wygodnych posadkach i przy pełnych korytkach mogą
pracować nawet do siedemdziesiątki albo i dłużej.
Najważniejsze,
że wydłużenie wieku emerytalnego zwalnia państwo z
opieki socjalnej i wypłacania emerytur. A przecież PAŃSTWO JEST
NAJWAŻNIEJSZE.
Ale wróćmy do ministra Gowina:"dzisiaj to państwo
bankrutuje, nie ukrywam, ku mojej radości, i to w sensie podwójnym.
- Po pierwsze, dosłownym, to państwo jest zbyt kosztowne, nawet
najbardziej bogate społeczeństwa nie są w stanie utrzymywać tak
rozbudowanych struktur.”
Cóż, w tym punkcie można przyznać
Gowinowi rację, ale ktoś te struktury rozdął do niebotycznych
rozmiarów i na pewno nie był to tzw. szary obywatel. Dlatego
proponuję, żeby zamiast poprzestać na radości, minister Gowin
uderzył się w swoje chrześcijańsko-prawicowe piersi.
Najlepsze Gowin zostawił na koniec. Jednym zdaniem wprowadza nas w
nieznane dotąd rejony głupoty: „Po drugie, bankrutuje również
moralne, kryzys zaufania do polityki,
który daje się obecnie odczuć, jest w ogromnej mierze brakiem
zaufania do państwa opiekuńczego.„
I co? Mocna rzecz. Ciekawe jak długo nad tym myślał. Zastanawiam
się. Czy minister Gowin jest kompletnie oderwanym od rzeczywistości
idiotą czy swoich słuchaczy uważa za idiotów, którym wszystko da
się wmówić? Osobiście stawiam na to pierwsze.
Na koniec przykład demoralizującej opiekuńczości państwa z
mojego podwórka.Mój Ślubny od jakiegoś czasu źle
się czuł, ale do lekarza nie poszedł. Wiadomo, że pracodawcy jako pierwszych zwalniają tych, którzy korzystają z L4. Ślubnemu na pracy zależało, wiec z zasady na zwolnienia nie chodził. Jednak ból
zmusił go do zajęcia się sobą, więc poprosił o kilka dni
urlopu i poszedł do lekarza. Niestety już pierwsze badania
potwierdziły, że nie jest z nim dobrze.
Kiedy tylko wrócił do pracy firma, w
której pracował, nie czekając aż pójdzie się leczyć, szybko go
zwolniła bez zachowania ustawowego terminu wypowiedzenia, Bo po co firmie pracownik,
który musi się leczyć a na domiar złego skończył już 55 lat. Po nic, więc trzeba się go pozbyć jak najszybciej.
Chciał nie chciał Ślubny zajął się
swoim zdrowiem. Zrobił wszystkie potrzebne badania, z których wynikało,
że musi zoperować kręgosłup lędźwiowy, szyjny oraz staw barkowy. Teraz czeka w kolejce na te operacje. W pewnym sensie miał
szczęście, bo orzecznik zusowski okazał się być lekarzem, a nie
urzędnikiem, więc bez problemu przyznał zasiłek
rehabilitacyjny. Co będzie później? A kto to wie.
Ślubny głupi nie jest więc doskonale
zdaje sobie sprawę w jakiej sytuacji się znalazł. Neurochirurg
rozwiał nadzieje, że po operacji będzie całkowicie sprawny i
zdolny do pracy, którą wykonywał przez 33 lata. Po tym jak nie
wypalił „Program 50+”, szanse na przekwalifikowanie też są marne,
więc ludzie w jego sytuacji wpadają w czarną dziurę. Nikt nie
chce ich zatrudnić i nikt o nich nie dba. Do wieku emerytalnego
jeszcze kilka lat, więc Ślubny bije się z myślami, jak sobie poradzi bez
pracy.
Gdyby instytucje państwowe działały
i taka np. PIP pilnowała przestrzegania BHP, czasu pracy, relacji
pracodawca-pracownik, być może mój mąż nie byłby tak
wyeksploatowany i mógłby dalej pracować. Niestety wszystkie
postulaty Solidarności pozostały na tablicach a życie poszło drogą wytyczoną przez byłych działaczy tego społecznego ruchu. Ruchu który miał być nadzieją Polaków i gwarantem godnego życia. I to jest paradoks historii, że na plecach robotnika
na szczyty władzy dostali się ci, którzy teraz odcinają się
całkowicie od swoich korzeni, a solidarność to dla nich tylko stare, nośne hasło.
Jednak mój mąż nie z tych co się od
razu poddają. Zaczął od tego, że sprzeciwił się temu, jak potraktował go były pracodawca. Na początek zebrał kilku
kolegów, którzy podobnie jak on zostali zwolnieni z naruszeniem
prawa i w oparciu o kryterium wiekowe. I wszyscy podali
pracodawcę do sądu.
Kolejne kroki, to studiowanie przepisów z dziedziny prawa pracy,
wyszukiwanie komentarzy i wykładni poszczególnych artykułów, badanie orzecznictwa w podobnych sprawach, itp.
Ja byłam od pisania pozwów i pism procesowych. Można powiedzieć,
że Ślubny razem z kolegami stworzyli prywatne
stowarzyszenie poszkodowanych przez Elmo S.A. Ze mnie zrobili pisarczyka od pisania pozwów i pism procesowych. Na razie idzie nieźle.
Pierwszy proces już się odbył a w marcu będą następne. Mam
nadzieję, że finał będzie pomyślny i pracodawca odczuje na własnym portfelu, że z ludźmi można zrobić tylko tyle na ile sobie pozwolą.
A pan Gowin i jemu podobni dostaną
w końcu od społeczeństwa wilczy bilet. Bo tylko na to zasługują.
Tego samego życzę partiom opozycyjnym a szczególnie PiS-owi, bo
dzięki takiej opozycji PO może spokojnie robić to, co robi.