Szukaj na tym blogu

środa, 31 sierpnia 2011

Będę się udoskonalać

Ponieważ, jak pisałam ostatnio, gonię jak pies za własnym ogonem i jestem niezadowolona ze swojej wydajności, postanowiłam wziąć się za siebie i od jutra będę nad sobą pracować. Dlaczego od jutra? Nie dlatego, że zwykle wszyscy zaczynają od jutra. Po prostu znalazłam coś w rodzaju kursu samodoskonalącego, który zaczyna się 1 września i zapisałam się.

Zobaczę jak będzie mi szło. Nie nastawiam się na rewolucyjne zmiany, bo wychowanie to proces ewolucyjny. A że biorę się za wychowanie starej baby, to muszę się liczyć z trudnościami. Wolę jednak nieudolnie coś robić aniżeli udolnie narzekać. Tak więc, jeszcze dzisiaj podejmę decyzję, co i jak będę naprawiać a od jutra zaczynam to praktykować.

Może to trochę dziwnie wyglądać, że narzekając na nadmiar zajęć dodaję sobie kolejne, ale dziwne czy nie, takie postępowanie może przynieść pożądane efekty. Jest takie powiedzenie: Jak chcesz żeby coś było zrobione zleć to komuś kto jest zajęty. Jest jeszcze inne: Najmniej czasu mają ci co nic nie robią. Tak więc postanowione – będę się udoskonalać.

Jak podaje słownik PWN słowo „udoskonalić się” ma dwa znaczenia: zostać ulepszonym, stać się sprawniejszym, bardziej umiejętnym. Mnie szczególnie zależy na tym drugim, bo do ideału się nie przymierzam. Bardziej umiejętnie korzystać z życia - to mi wystarczy.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Gonię jak pies za własnym ogonem

Gonię jak pies za własnym ogonem, dlatego nie mam czasu na pisanie bloga i serfowanie po internecie - real kontra świat wirtualny 1:0. Na parę innych rzeczy we wspomnianym realu też czasu mi brakuje. Nie wiem, czy świat tak przyśpieszył czy ja stałam się zbyt powolna, żeby dorównać mu kroku, ale faktem jest, że „nie nadanżam”.

Dlatego u schyłku dnia czuję się często jak pies - naganiać się naganiałam a ogona nie złapałam. Gdy pomyślę, ile rzeczy kiedyś potrafiłam zrobić w ciągu jednego dnia, to aż trudno mi uwierzyć, że wszystkiemu dawałam radę.

Teraz ciągle mam wrażenie, że coś mnie omija, bo nie udaje mi się pomieścić się w czasie. Doba jest stanowczo za krótka na to, co chcę zrobić. Ostatnio, to bycie w niedoczasie szczególnie mi dokucza. Podjęłam się kilku rzeczy naraz i nie wyrabiam na zakrętach. Nadchodzący tydzień też zapowiada się pracowicie, bo dochodzą przygotowania do chrztu Niutka.

Przydałby mi się zegar z obrazów Salvadora Dali, który rozpłaszcza się jak naleśnik, leniwie zwisa z gałęzi, rozciąga się jak guma. Szkoda, że czas tak wolno płynie tylko we wspomnieniach, w meandrach pamięci.

Na pocieszenie pośpiewam sobie z Anną Marią Jopek.

* * *
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam
Na pierwszej stacji, teraz, tu!
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat bo wysiadam
Przez życie nie chce gnać bez tchu

Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubiąc wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!

A życie przecież po to jest, żeby pożyć
By spytać siebie: mieć, czy być
No, życie przecież po to jest, żeby pożyć
Nim w kołowrotku pęknie nić

Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubiąc wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam
Na pierwszej stacji, teraz, tu!
Już nie chce z nikim ścigać się, z sił opadam!
Przez życie nie chce gnać bez tchu

Będę tracić czas, szukać dobrych gwiazd
Gapić się na dziury w niebie
Jak najdłużej kochać ciebie
Na to nie szkoda mi zmierzchów, poranków
I nocy..

Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubiąc wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!
A życie przecież po to jest, żeby pożyć
By spytać siebie: mieć, czy być
No życie przecież po to jest, żeby pożyć
Nim w kołowrotku pęknie nić

autor: M. Czapińska

wtorek, 23 sierpnia 2011

Agata - moja ulubiona wersja człowieka

Lubię ludzi, którzy mają odwagę żyć po swojemu. Lubię dziwaków, którzy dla życiowej pasji umieją zrezygnować z powszechnie uznanych wartości; bogactwa, prestiżu, świętego spokoju. Lubię ludzi, którzy nie oglądając się na panujące mody, społeczne obowiązujące wzorce, projektują swoje życie po swojemu.

Do takich pozytywnie zakręconych należy Agata, którą mam przyjemność znać. Studia skończyła ze świetnym wynikiem, ale nie została na uczelni, chociaż miała taką propozycję. Nie zatrudniła się też w firmie ciotki, gdzie mogłaby za dużą kasę uczyć biznesmenów, jak osiągać sukcesy zawodowe. Zamiast tego zajęła się prostowaniem życia ludziom, którzy już na starcie dostali od życia gorsze karty. Robi to za śmieszne pieniądze, ale nie narzeka. Wie czego chce i jest gotowa wiele zrobić, żeby to osiągnąć. Lubię Agatę, bo dzięki niej łatwiej mi wierzyć, że ludzie są dobrzy. A nawet jeżeli nie wszyscy, to Agata na pewno.

W pokoju Agaty wisi duży, abstrakcyjny obraz, który sama namalowała. Kolorowe plamy, przypominające główki kwiatów, zlewają się ze sobą tworząc wizerunek dłoni, które ułożone są w geście objęcia, osłony, zupełnie tak, jak wtedy gdy osłaniamy płomień świecy przed wiatrem. Obraz emanuje pogodną energią, spokojem i jest pełen harmonii, zupełnie jak jego autorka.

Zapytałam kiedyś Agatę, co daje jej siłę, żeby wciąż wyciągać ręce do ludzi i nie zwracać uwagi na to, że zawodzą. Radość dawania -odpowiedziała. Agata potwierdza takie powiedzenie: Kto bierze ma pełne ręce, kto daje ma pełne serce.


poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Dieta? To nie moja specjalność

Dobiega końca sierpniowa niedziela, leżę sobie pod kocykiem, popijam mocną herbatę i odpoczywam. Dzisiejszy dzień był bardzo przyjemny, ale czuję go w kościach, bo przed południem obściskiwałam Niutka a po obiedzie ślubny wyciągnął mnie na spacer. Poszliśmy piechotą na Starówkę a że ślubny jest jak zły duch, to zawlókł mnie na deser do Akwareli, gdzie zgrzeszyłam naleśnikami w sosie pomarańczowym ze świeżymi owocami. A miałam uważać na dietę. Gdy już mieliśmy iść do domu napatoczyli się znajomi, więc zostaliśmy. Skutek był taki, że poszłam w obżarstwo - zjadłam pyszne placki ziemniaczane w sosie z zielonego pieprzu i podlałam to piwem. Fajna dieta, nie ma co. W życiu się nie odchudzałam, więc nie mam wprawy a ubrania coraz ciaśniejsze. Muszę zacząć się pilnować, bo nie mam kasy na zmianę garderoby a jak tak dalej pójdzie to całkiem przestanę mieścić się w ciuchy. Nie spodziewałam się, że kiedyś będę się odchudzać, ale wielu innych rzeczy też się nie spodziewałam a teraz mnie dotyczą. Nie ma co labidzić. Od jutra spróbuję ograniczyć dogadzanie sobie a teraz skubnę jeszcze kawałek placka ze śliwkami. Raz się żyje... raz się tyje.

piątek, 19 sierpnia 2011

Obraza a'la Nergal

Dzisiejsze serwisy informacyjne pełne są komentarzy dotyczących wyroku wydanego przez Sąd Rejonowy w Gdyni w sprawie Nergala. Nergal odpowiadał za obrazę uczuć religijnych, bo podarł Biblię. Co prawda zrobił to na zamkniętym koncercie, ale znaleźli się tacy, którzy strasznie chcieli poczuć się obrażeni.

Zachowanie Nergala było głupie, ale zachowanie święcie oburzonych też mądre nie jest. Nagłaśniając sprawę zrobili więcej złego niż dobrego. Nergal manifestował swoje poglądy przed jakąś niewielką grupą ludzi, jemu podobnych, którzy byli na koncercie, a protesty oburzonych nagłaśniają jego zachowanie na cały kraj. Sędzia wykazał się zdrowym rozsądkiem i nie wypowiedział wojny krzyżowej muzykowi, co z kolei jeszcze bardziej oburzyło oburzonych.


Jestem trochę egocentryczna, więc zadziwiają mnie ludzie, którzy tak lubią czuć się obrażani, bo ja tak nie mam. Nie obraża mnie zachowanie Nergala, bo on mnie nie interesuje i nie jest z mojej bajki. Nie byłam zmuszona słuchać jego piosenek, oglądać jego występów a nawracać go nie mam zamiaru, bo mam wystarczająco dużo roboty ze swoimi grzechami. Wiedząc kim jest nie poszłabym na jego koncert i tyle. Jednak obrońcy „słusznej sprawy” zadali sobie trud, żeby mieć okazję do obrazy i teraz protestują, że ich obrażono.

Zastanawiałam się, przy okazji tej sprawy, jak to jest, że niektórzy są tak wrażliwi na obrazę. Szukają na siłę okazji, żeby móc bronić swojego dobrego imienia, nawet jak nikt nie miał zamiaru ich obrażać, ba, nawet o nich nie myślał.
Coś w tym jest, że najbardziej walczą o dobre imię i pryncypia, ludzie, którzy mają większy niż inni problem z twarzą i zasadami.

Sama miałam taką sytuację. Pisałam sobie kiedyś bloga, na którym odreagowywałam różne sytuacje ze swojego życia. Blog był anonimowy, nie podawałam żadnych imion, nazwisk, dlatego nie przypuszczałam, że ktoś poczuje się obrażony. A jednak. Moja największa fanka, wyśledziła mnie w sieci i poczuła się obrażona do żywego, że mam czelność wyrażać swoje opinie, które jej się nie podobają. Żeby zamknąć mi usta i uprzykrzyć mi życie, poleciała ze swoją obrazą do adwokata. Dostałam pismo, w którym straszono mnie, że jak nie założę sobie knebla, to będę pociągnięta do odpowiedzialności przed sądem. Tyle, że ja jestem tak samo niepodatna na obrazę jak i zastraszanie. A z nas obu, to ona tak psuła sobie dobre imię, że ja nie byłabym wstanie bardziej jej zaszkodzić. Odpisałam, co o tym myślę i sprawa ucichła.

Wnioski końcowe? Jak ktoś lezie tam gdzie go nie proszą, narzuca się ludziom, którzy nie szukają jego towarzystwa, podsłuchuje, szpicluje, to niech się nie dziwi, że może usłyszeć coś, co mu się nie spodoba.


wtorek, 16 sierpnia 2011

Ubiegły tydzień - odptaszkowany

Przez ostatnie dni zbyt wiele się działo i fizycznie czułam się do bani, więc nie miałam chęci na pisanie bloga. Przetrwałam tylko dzięki lekom przeciwbólowym, ale pojedynek ja kontra mój organizm 0:1. Jednak jak człowiek jest już po okresie rękojmi, to nie powinien za bardzo protestować. Toteż nie protestuję, tylko czekam cierpliwie aż poczuję się lepiej.

Mimo kiepskiej kondycji udało mi się załatwić parę spraw urzędowych, które ciągną się jak śluz za ślimakiem i są równie obrzydliwe. W nadchodzącym tygodniu też nie będę się raczej nudziła, bo skoro powiedziałam, z własnej chociaż przymuszonej woli, „a”, to teraz trzeba powiedzieć „b”. Mam już po kokardę zajmowania się sprawą męża, ale jak mus to mus.

W tym tygodniu chciałabym odptaszkować wszystko, co wlecze się za mną od zeszłego tygodnia i osiąść na chwilę na laurach, najchętniej w miłym towarzystwie. Odptaszkowywanie (tak nazywam odhaczanie punktów na spisie zadań do wykonania) jest bardzo przyjemną czynnością, więc trzeba się brać za robotę. Lista na ten tydzień trochę długa i na pewno nie wszystko uda się zrobić... Ale spróbuję, bo każda droga zaczyna się od pierwszego kroku a ja nie zamierzam szukać wytłumaczenia w tym, że jestem kulawa.

Wciąż idę, bo nie jestem sama.

* * *

Twarze, twarze - J. Wołek

Czy w trwaniu
Czy to we wrzątku zdarzeń
Twarze, twarze
Wciąż widzę wasze twarze
Płyną tu, gdzieś z głębi wspomnień
Z otchłani snu
Idą nocą do mnie

Z jasnym śmiechem
Lub smutku makijażem
Twarze, twarze
Wciąż widzę wasze twarze
W ciszy łąk i zdań różańcu
Twarzy krąg
W niepowstrzymanym tańcu

Dzięki losie
Za to żeś dał mi w darze
Twarze, twarze
Te bliskie twarze
Że mi dałeś tę jasną oczywistość
Im świat większy
Tym bliższa bliskość

Wśród marzeń
Rozwianych jak miraże
Twarze, twarze
Zawsze życzliwe twarze
Czyjaś dłoń i ciepłe słowo:
Trzymaj pion!
My jesteśmy z tobą!
Słońca duszy
Te oczy jak witraże
Twarze, twarze
Co płoną jak lichtarze
W mroczny czas
Serc drogowskazy
Ja wśród was -
Twarz pośród innych twarzy

Dzięki losie
Za to żeś dał mi w darze
Twarze, twarze
Te bliskie twarze
Że mi dałeś tę jasną oczywistość
Im świat większy
Tym bliższa bliskość

Czas toczy
Swe koła po zegarze
Prawda w oczy:
Kiedyś mnie Panie wskażesz
Skoro już
Tak jak w walizkę
W pamięć włóż
Te wszystkie twarze bliskie

Dzięki losie
Za to żeś dał mi w darze
Twarze, twarze
Te bliskie twarze
Że mi dałeś tę jasną oczywistość
Im świat większy
Tym bliższa bliskość

Czas toczy
Swe koła po zegarze
Prawda w oczy:
kiedyś mnie Panie wskażesz
Skoro już
Tak jak w walizkę
W pamięć włóż
Te wszystkie twarze bliskie

czwartek, 11 sierpnia 2011

Też jestem zmęczona...

Świat stacza się w zastraszającym tempie, strach włączyć wiadomości; na rynkach finansowych kryzys, współcześni wandale ruszyli do akcji, politycy wciąż zajęci sobą, ci co mają pracę pracują ponad siły - reszta pogrąża się w marazmie i społecznym wykluczeniu. Na normalność miejsca brak. Znowu niepotrzebnie obejrzałam wiadomości.

"Jestem zmęczony" J. Kofta

Czuję, usycha we mnie wiara
Instynkt ludzkości nieomylny
Tyle słów niepotrzebnych naraz
Złości i trwogi zgiełk bezsilny
Chcę uciec, Wiem to brzmi naiwnie
Chcę uciec choćby na pustynię
- Jesteś zmęczony?
Tak
To minie

Czy ktoś zatrzyma młyny słowa
Nim w proch ostatnią prawdę zmielą
Bełkot i zbrodnia, król, królowa
Władzą nad nami się podzielą
Pogodzi nas niepogodzonych
Słońce gdy pierwszy raz nie wzejdzie
- Jesteś zmęczony?
Tak
To przejdzie

Czasu już nie ma, nie ma na nic
Myśl ginie ogłuszona gwarem
Głupota tuczy się słowami
Wystarczy: mane, tekel, fares
Czy świat jest łodzią dla szalonych
Rozbitków, co ratunkiem gardzą
- Jesteś zmęczony?
Tak
Bardzo

środa, 10 sierpnia 2011

Bawimy się w życie, życie nami bawi się

„Bawimy się w życie, życie nami bawi się”, to słowa starej piosenki śpiewanej przez H. Frąckowiak. Słowa chwytliwe i prawdziwe, jak większość banałów.

Kiedy jesteśmy bardzo młodzi bawimy się w życie, odtwarzamy role dorosłych i wydaje się nam, że wiele wiemy i jeszcze więcej możemy. Dopiero z dojrzałością dociera do nas, że to życie bawi się nami, bo, owszem, coś tam wiemy i coś możemy, ale nie jest tego znowu tak wiele.

Trudno przyjąć tę prawdę. Jednak im wcześniej pogodzimy się z tym, że życie nie stosuje się do naszych oczekiwań i jest nieprzewidywalnym graczem, tym lepsza będzie jakość naszego życia, bo unikniemy wielkiego rozczarowania.

Od dawna tak myślę, więc nie wymagam od życia za wiele, pokornie znoszę wszystkie szturchańce, biorę co daje i staram się niczego nie zmarnować. Czasami, gdy moje życie staje się trudne do zniesienia, zgrzytnę zębami, przeklnę pod nosem, ale nie robię za Rejtana i nie drę koszuli. Życie mam jakie mam a koszuli szkoda.

Na paskudne zagrania życia stosuję sposób - „zabij dziada dobrocią” i śpiewam sobie tak:

Uparcie i skrycie
Och życie kocham cię, kocham cię,
Kocham cię nad życie
W każdą pogodę
Potrafią dostrzec oczy moje młode
Niebezpieczną twą urodę

Kocham cię życie
Poznawać pragnę cię, pragnę cię,
Pragnę cię w zachwycie
Choć barwy ściemniasz
Wierzę w światełko które rozprasza mrok

Wierzę w niezmienność
Nadziei, nadziei
W światełko na mierzei
Co drogę wskaże we mgle
Nie zdradzi mnie
Nie opuści mnie

A ja szepnę skrycie
Och życie kocham cię, kocham cię,
Kocham cię nad życie
Choć barwy ściemniasz
Choć tej wędrówki mi nie uprzyjemniasz
Choć się marnie odwzajemniasz

Kocham cię życie
Kiedy sen kończy się, kończy się,
Kończy się o świcie
A ja się rzucam
Z nadzieją nową na budzący się dzień

Chcę spotkać w tym dniu
Człowieka co czuje jak ja
Chcę powierzyć mu
Powierzyć mu swój niepokój
Chcę w jego wzroku
Dojrzeć to światełko które sprawi,
Że on powie jak ja... jak ja

Uparcie i skrycie
Och życie kocham cię, kocham cię,
Kocham cię nad życie
Jem jabłko winne
I myślę "ech, ty życie łez mych winne,
Nie zamienię cię na inne"

Kocham cię życie
Poznawać pragnę cię, pragnę cię,
Pragnę cię w zachwycie
I spotkać człowieka,
Który tak życie kocha
I tak jak ja
Nadzieję ma...

Pan Młynarski pięknie napisał, to co ja czuję i za to bardzo dziękuję. Na koniec wpisu walnęłam rym częstochowski, ale wdzięczność jest jak najbardziej autentyczna.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Nie zawsze chcę i mogę być słuchawką

Poniedziałkowy wieczór przyszedł z deszczem i przyniósł ze sobą jesienny chłód, chociaż do jesieni jeszcze daleko. Zawinęłam się w mięciutki kocyk i z kubkiem gorącej herbaty zaległam na łóżku. Pół dnia spędziłam na roztrząsaniu spraw, którymi zajmować się nie miałam chęci, więc relaks należał mi się jak psu miska.

W ramach relaksu wzięłam się za czytanie książki Marii Nurowskiej pt. „Powrót do Lwowa”. Nie jestem specjalnie romantyczna, ale książki Nurowskiej zawsze mnie ciekawią i wzruszają. Co tu dużo gadać, pięknie pisze o miłości i nie tylko o miłości.

Zwiedzałam właśnie z główną bohaterką unicką katedrę Świętego Jerzego, gdy w ucho wpadła mi melodyjka z mojej komórki. Spojrzałam na wyświetlacz, ale nie znałam tego numeru. Odłożyłam telefon przekonana, że to jakaś pomyłka i wróciłam do książki. Jednak telefon nie przestawał dzwonić, więc chciał nie chciał odebrałam.

- Słucham.
- Cześć Basiu, co robisz? Bo wiesz ja mam straszny kłopot i muszę z kimś pogadać. Już dłużej nie wytrzymam z tą bandą kretynów …......, itd.

Przez następne pół godziny słuchałam cierpliwie, pretensji jakie moja koleżanka ma do świata i współpracowników. Kiedy już wyrzuciła najgorętsze emocje, przypomniała sobie, że zmieniła operatora i nie dzwoni już do mnie za darmo, więc szybko skończyła rozmowę.

Wróciłam do Lwowa, ale nie było mi dane dowiedzieć się co Elizabeth przeżywa w chłodnych murach katedry, bo ślubas odczuł potrzebę podzielenia się ze mną swoimi przemyśleniami. Usiadł naprzeciw mnie i rozpoczął monolog.
- Wiesz, ja tak tego nie zostawię, dowiedziałem się, że............, itp.

Ślubas, podobnie jak koleżanka, nie pomyślał, że mogę nie mieć ochoty na słuchanie, co też on wymyślił i czego nie daruje. Przecież tak się utarło, że ja jestem od słuchania i nie trzeba mnie pytać, czy mam ochotę robić za życzliwe ucho.

Ponieważ sama jestem nad wyraz rozmowna, więc rozumiem potrzebę wygadania się, ale ostatnio gorzej znoszę bycie słuchawką. Dlatego coraz częściej wyłączam telefony.

W ramach ćwiczenia się w byciu asertywną mam taką informację: Koleżanki moje drogie, jak nie możecie się do mnie dodzwonić, to nie martwcie się – prawdopodobnie jeszcze żyję, tylko chcę pobyć w swoim świecie. Pogadamy innym razem, bo teraz słucham deszczu, wędruję po papierowych światach, marzę, albo robię cokolwiek innego, w czym nie chcę sobie przeszkadzać.
Buziaczki i piękna piosenka Kofty w prezencie specjalnie dla Was.

* * *
Wy mnie słuchacie, a ja śpiewam tekst z muzyką.
Taka konwencja, taki moment, więc tak jest.
Zaufaliśmy obyczajom i nawykom,
już nie pytamy, czy w tym wszystkim jakiś sens.
A ja zaśpiewać dzisiaj chcę w obronie ciszy,
choć wiem: nie pora, nie miejsce i nie czas

Lecz gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas
Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas

Przecież dosyć już mamy huku i jazgotu.
Ale gdy cicho, to źle i głupio nam,
jakby się zepsuł życia niezawodny motor,
coś nie w porządku, jakbyś był już nie ten sam.
Cisza zagłusza, sam już nie wiesz, jaki jesteś,
więc szybko włączasz wszystko, co pod ręką masz.

Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas
Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas

Gdy kiedyś nagle łomot umrze w dyskotekach,
do siebie nam dalej będzie niż do gwiazd.
Zanim coś powiesz, tak jak człowiek do człowieka,
cisza zgruchocze i wykrwawi wszystkich nas.
Dlatego uczmy się ciszy i milczenia.
To siostry myśli świadomości przednia straż.

Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas
Bo gdy się milczy, milczy, milczy,
to apetyt rośnie wilczy
na poezję, co być może drzemie w nas
na poezję, co być może drzemie w nas

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Nowy tydzień, nowe sprawy

Kończy się piękna niedziela a w nowym tygodniu czeka mnie załatwienie kilku spraw, których załatwiać nie mam ochoty. Nie lubię jak coś nade mną wisi, ale czasami stosuję strategię uników, bo brakuje mi energii albo odwagi. Albo jednego i drugiego. Jednak tym razem problem nie w chęciach, ale raczej w niechęci ... do grzebania się w śmieciach, w których, jak każdy normalny człowiek, grzebać się nie lubię. Jednak jak mus to mus.

Poza tym, zaplanowałam sobie na nadchodzący tydzień trochę dodatkowych zajęć. Obiecałam koleżance, pomalowanie ceramicznych uchwytów do szafek i muszę się wreszcie z tej obietnicy wywiązać. Farby i pędzelki już mam, to najwyższa pora pobawić się w malowanie kwiatuszków. Ślubny naprawił maszynę do szycia, więc muszę wreszcie skończyć szycie zasłon dla Marty. Nie wiem jak sobie poradzę z naszywaniem aplikacji, bo organza, to nie jest łatwy materiał, ale jak zaczęłam, to muszę skończyć.

Koniec tygodnia zapowiada się miło, bo mam spotkanie z psiapsiółami. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży i pobalujemy w komplecie, opijając szczęśliwie urodzonego wnuka, któremu już wyżyna się drugi ząbek. Nie można powiedzieć, żebym bardzo się spieszyła z pępkowym, ale, jakoś tak ciągle coś stało na przeszkodzie i nie wiadomo kiedy minęło 5 miesięcy.

No właśnie, Niutek wszedł dzisiaj w szósty miesiąc życia i z tej okazji dostał od dziadka kolejnego gryzaka, ale dalej najlepiej gryzie dziadka. Poza tym odkrył już że zabawki można nie tylko trzymać, ale też nimi rzucać i gorliwie praktykuje. Do nowych umiejętności Niutka doszedł śpiew, a właściwie melodyjne zawodzenie przy usypianiu. Ślubas, powyższe złośliwie wyjaśnia tym, że mały swoim zawodzeniem stara się zagłuszyć moje kołysanki. Stanowczo protestuję, bo my z Niutkiem śpiewamy na dwa głosy, tyle że każdemu wychodzi inna melodia.

sobota, 6 sierpnia 2011

Właśnie zaczął się pierwszy dzień z reszty mojego życia...

Właśnie zaczął się pierwszy dzień z reszty mojego życia. Wczoraj miałam urodziny a dzisiaj zaczynam życie od nowa, jak co dnia. Ranki bywają różne, jedne lepsze inne gorsze, ale zawsze niosą ze sobą jakąś nadzieję, trzeba ją tylko dostrzec. Ten ranek jest akurat bardzo miły. Po wczorajszych urodzinach mam dobry nastrój, bo nałapałam dobrej energii i dosłodziłam sobie życie. Bliscy tak zorganizowali mi urodziny, że nie musiałam nic robić. Córka zrobiła pyszne jedzenie, mąż posprzątał a ja ograniczyłam się do przyjmowania życzeń i prezentów. Było bardzo miło - proszę o powtórkę za rok.

Zastanawiam się, czy znak zodiaku, pod którym się urodziliśmy, ma rzeczywiście wpływ na to jacy jesteśmy, bo czasami czuję się jak lwica. Potrafię ryknąć, zapolować i lubię niezależność. Tak, jak lwica swoich młodych, bronię tych, których kocham. Kiedy życie mnie przygniata - prostuję się, bo mam w sobie niezgodę na styl „usmarkała się bida i płacze”. Co mnie naszło, żeby tak wystawiać sobie cenzurki? Z okazji urodzin dostałam horoskop dla urodzonych pod znakiem Lwa i zadumałam się nad sobą i przeżytymi latami.
* * *
Lew
Jest to człowiek serdeczny, kochający, wspaniałomyślny. Cechują go potężne wzruszenia i uczucia i najczęściej mocna wola. Lecz gdy nie jest rozwinięty – nie potrafi wówczas opanować samego siebie i staje się zbyt impulsywny, a uczucia znoszą jego wolę i opanowują świadomość.
Pośpieszny, impulsywny, niespokojny, zawsze jest w ruchu. Już we wczesnej młodości okazuje niezwykłą pewność siebie i zdolności wszechstronne. Gdy raz zdecyduje, że jakaś sprawa jest słuszna nie odstępuje jej nigdy. Jest to urodzony kierownik i przywódca innych ludzi.
Chociaż najczęściej usposobiony jest konserwatywnie, okazuje wielką aktywność życiową, a organizm jego odznacza się wielkim zapasem sił życiowych. Najczęściej żyje dość długo, ale powinien się wystrzegać chorób gorączkowych, ostrych, zapalnych, a także w wieku późniejszym zwracać uwagę na serce, które jest najwrażliwszym organem jego ciała.
Zwolennik wszelkiego piękna - nie jest pozbawiony idealizmu. Stały i pewny jest w swoich czynach, a praca wytrwała doprowadzi go w końcu do upragnionego celu. Na ogół wiedzie mu się w życiu.
Wady. Jest usposobiony nieufnie, sceptycznie, nie wierzy ludziom i wykazuje zbytnią opozycyjność.
Do czego powinien dążyć? Przede wszystkim do spotęgowania swej woli, co mu się najczęściej udaje. Zamiast poddawać się swym instynktom i namiętnościom, powinien dążyć do tego, aby żyć w wyższych światach umysłu i ducha, a wówczas rozwinie i zrealizuje zarówno swe duże zdolności, jak i wrodzoną szlachetność i wspaniałomyślność.

Czytając powyższe, powinnam chyba spuchnąć z dumy, jaki to ze mnie, potencjalnie, świetny okaz człowieczego rodu. Ale jakoś mi się nie chce, bo nadęte bufony to nie moja kategoria. Znam takich co są nadęci tylko z tego powodu, że istnieją i nie zamierzam do nich dołączyć. Muszę się trochę postarać, żeby, z przychylnością gwiazd czy bez, żyć najpiękniej jak będę potrafiła. Na koniec życzę sobie wielu darów, jak te z mojego ulubionego wiersza Cz. Miłosza
* * *

Dar

Dzień taki szczęśliwy.
Mgła opadła wcześnie, pracowałem w ogrodzie.
Kolibry przystawały nad kwiatem kaprifolium.
Nie było na ziemi rzeczy, którą chciałbym mieć.
Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć.
Co przydarzyło się złego, zapomniałem.
Nie wstydziłem się myśleć, że byłem kim jestem.
Nie czułem w ciele żadnego bólu.
Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle

czwartek, 4 sierpnia 2011

Przyjemnie popatrzeć.......jak się postarzała

K. Sienkiewicz i B. Wrzesińska mają w swoim repertuarze taki skecz. Rozmawiają dwie koleżanki.
-Wiesz kochana, widziałam wczoraj na mieście Kryśkę.
- I co? Rozmawiałaś z nią?
- Nie. Ale aż przyjemnie było popatrzeć jak się postarzała.

Wredne nie. No wredne, ale też tak mam, bo wczoraj byłam z córką na zakupach i spotkałam znajomego babona. Babon wlepił we mnie oczęta i obdarzył mnie szyderczym uśmiechem takim od ucha do ucha. Nie wiem, co babona tak ucieszyło - mój widok czy to, jak mierząc spodnie, walczyłam z własnymi nogami. Tak czy inaczej babon uradowany był bardzo i dobitnie to okazywał, żebym, broń Boże, nie przeoczyła jego reakcji. Mnie spotkania z babonem aż tak nie uszczęśliwiają, ale nie będę narzekać - też miałam radochę.

Kiedy babon tak się do mnie szczerzył, miałam okazję obejrzeć go w całej okazałości i stwierdziłam z mściwą satysfakcją, że wygląda coraz gorzej. Próbując ukryć upływ czasu, sama się oszpeca zbyt mocnym makijażem i wyczesanym na głowie hełmofonem. No i jeszcze to ubranie we wszystkich rodzajach niebieskości naraz, łącznie z tandetnymi koralikami. Trzeba jej przyznać, bardzo się postarała, żeby wyglądać jak amerykańska pensjonariuszka domu spokojnej starości, a ma przecież dopiero 54 lata, może nawet niecałe.

Nie będę hipokrytką i nie powiem, że mi jej żal, ale coś w rodzaju współczucia poczułam. Czas mija nieubłaganie, niestety. Jeszcze nie tak dawno obie byłyśmy młodymi kobietami a teraz powoli schodzimy ze sceny. Na to, jak czas obejdzie się z naszym ciałem wpływ mamy ograniczony, ale to nie zmarszczki i zdeformowana figura są największym problemem babona. Urodę odbiera jej to, że coraz bardziej widać po niej charakter. Lata nadęcia zostawiły na jej twarzy stempel, którego nie przykryje żaden fluid.

Nie wiem kto to powiedział, że na to, jak wyglądamy na starość, pracujemy przez całe życie, ale w 100% miał rację. Nasze zmarszczki są mapą naszych emocji, dlatego do kremu na twarz trzeba koniecznie dołożyć trochę życzliwości i uśmiechu. Nie wiem, skąd miałabym wziąć życzliwość dla babona, ale jeszcze to sobie przemyślę i się postaram, bo bardzo nie chciałabym być do niej podobna.

środa, 3 sierpnia 2011

Wnioski na dziś

Gdyby tak czas zatrzymał się na linie rozpiętej pomiędzy przeszłością a przyszłością i postał sobie chwilkę, właśnie teraz kiedy piszę te słowa, byłabym naprawdę wdzięczna.

Mogłoby zostać tak, jak jest w tej chwili, bez wielkich szczęść i spektakularnych sukcesów, ze znanymi ograniczeniami i marzeniami, które raczej się nie spełnią, bo tak jak jest, może nie jest najlepiej, ale jest wystarczająco dobrze.

* * *
MOGŁOBY ZOSTAĆ JAK JEST – J. Wołek

Mogłoby zostać jak jest
W tle gdzieś czeremcha i bez
W liści witrażach niech trwa
Zielona msza
Płomyk wiewiórki wśród traw
Ludzi łagodność i strach
Mogłoby zostać jak jest
Jaśmin i bez

Bywa, że świat się nam łasi do nóg
Pewny znak, że gdzieś blisko jest Bóg
Więc codzienność jest dziś bardziej odświętna
Gdy znów w dali wita nas świat
W takim świecie się nam maj zapamięta
I kręć się powoli, byś żył
Żeby starczyło ci sił

Czasie – pogromco nasz
Hodowco wspomnień
Ten jeden raz zapomnij o mnie
Mogłoby zostać jak jest
W tle gdzieś czeremcha i bez
W liści witrażach niech trwa
Zielona msza

Bo czasem świat nam się łasi do nóg
Pewny znak, że gdzieś blisko jest Bóg
Więc my mądrzy i tak zupełnie jak nie my
Więc w nas się rodzi i wiersz
I wierzymy, że spełniają się nam sny
A w tle czeremcha i bez
Mogłoby zostać jak jest
O tak jak jest
Jak jest  

wtorek, 2 sierpnia 2011

Zrobiłam sobie prasówkę...

Zrobiłam sobie prasówkę, chociaż ostatnio unikam śledzenia wiadomości. Przeczytałam relację z obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego i trochę się zbulwersowałam. Tego, co wyprawiają niektórzy politycy i ludzie związani z prawicą, nie sposób przełknąć bez odruchu wymiotnego.

Pies trącał przyzwoitość, my prawi i sprawiedliwi jesteśmy jedynymi szafarzami patriotyzmu i cnót wszelakich, dlatego mamy prawo każdą sytuację wykorzystać dla swoich celów. Tylko my jesteśmy prawdziwymi Polakami, tylko my wiemy co to honor, więc mówimy i robimy, co chcemy i gdzie chcemy – takie nasze prawo. Taką postawę prezentuje J. Kaczyński, który nie zważając na okoliczności, załatwia swoje sprawy. A mnie brzydzą ludzie, którzy na grobach walczą o swoje racje, dlatego straciłam dla niego resztki szacunku. Podobnie jak do bratowej mojego męża, która najpierw prowadziła dziwną dla mnie wojnę na wianki, następnie kosztem teściowej zrobiła sobie reklamę, jak to z potrzeby serca dbała o grób teścia a zaraz po tym na dobre zapomniała o sprzątaniu grobów. Kaliber sprawy inny, ale tak mi się przypomniała sytuacja z mojego podwórka, bo brak zasad ten sam.

Kolejna informacja, która mnie cokolwiek zniesmaczyła, dotyczyła Jacka Kurskiego, który emigruje z Polski z „powodów politycznych”. Nie wiem tylko, czy bardziej to oświadczenie mnie zniesmacza czy śmieszy. Kurski dorabiający ideologię, do podyktowanego własnym interesem wyboru, potwierdzający poniekąd tym wyborem twierdzenia o.(ojca wszystkich krętaczy)Rydzyka, że żyjemy w kraju w którym łamane są prawa człowieka, toczystej wody polityczny merkantylizm w endeckim sosie. Też może zemdlić.

Na „Gazeta. pl” trafiłam na zbiór cytatów z marszałka J. Piłsudskiego. Czasami nie sposób się z nim nie zgodzić. Diagnoza: „Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy.” może wytłumaczyć wszystko co dzieje się w Polsce. Podobał mi się też sposób w jaki marszałek pocieszał rannych żołnierzy:”Czego krzyczysz... co noga? A tamtemu głowę urwało i nie krzyczy, a ty o takie głupstwo.” Sposób na trudną rzeczywistość też fajny:”Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej.”

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Sztukmistrze i kuglarze – TAK Nadęte bufony – NIE

W niedzielę byłam na zakończeniu festiwalu Carnaval Sztuk Mistrzów. Mimo deszczowej pogody publiczność dopisała. Wśród tłumów przechadzających się po Śródmieściu były osoby, które przyszły „zabić czas”, ale nie brakowało też fanów sztuki ludycznej. Zabawa w wykreowanych bajkowych światach zrównywała dorosłych i dzieci.

Ale nie wszyscy poddali się atmosferze radości i dziecięcego zachwytu. W narodzie są jednostki wybitne, które nie zachwycają się byle duperelami. Dwie takie jednostki stały obok mnie - małżeństwo w wieku chyba przedemerytalnym, ale równie dobrze mogli być młodsi, wiek trudno mi było określić, bo najbardziej rzucały się w oczy ich skwaszone miny i nadęcie.

Wybitni wymieniali na głos poglądy, przeszkadzając innym oglądać występy kuglarzy.
-Też mi coś, jaka to sztuka, przecież takie wygibasy i podrygi, to każdy może robić.
- Każdy może, ale nasze władze zapłaciły tym zagranicznym pseudoartystom a głupi naród się cieszy.
- Co chcesz? Przecież u nas każdy chłam przejdzie, wystarczy żeby był zagraniczny.
- Co chcesz, jak ktoś nosa nie wysadził poza Lublin, to wydaje mu się, że to bóg wie jakie mecyje.
- Tak, tak. Ciemny ten naród, oj, ciemny.

Nie wiem, jak długo „wybitni” komentowali by występy i ile jeszcze złośliwości by wyprodukowali, bo inie wytrzymałam i przerwałam im.
- Przepraszam, ale skoro się państwu nie podoba, to, po co państwo oglądają ten chłam i psują innym zabawę? – spytałam.
Byli trochę zaskoczeni, ale od razu, wespół w zespół, podjęli rękawicę.
- Co to panią obchodzi? Oglądamy, bo to dla wszystkich – żachnęła się kobieta. - Oczywiście – wysapał mężczyzna, robiąc przy tym baaardzo stanowczą minę.
- Rozumiem - zdecydowaliście się państwo dołączyć do ciemniaków. Skoro tak, to bądźcie konsekwentni i siedźcie cicho jak tabaka w rogu, ciesząc się, że ktoś chce was rozbawić.

Obydwoje prychnęli z oburzenia i już otwierali otłuszczone usteczka, żeby coś mi powiedzieć, ale nie zdążyli, bo odwróciłam się na pięcie i poszłam jak najdalej od nich. Nie znoszę takich ludzi, bo w kontaktach z nimi psuje mi się mój i tak nie najlepszy charakter.

Każdy ma prawo do własnych ocen i nie wszystko wszystkim musi się podobać, ale takie nadęte mątwy, które korzystają z pracy innych (bo przecież oglądali występy) a potrafią na wszystko tylko napluć, powinny otrzymywać informację zwrotną, ot, tak jakby pluły pod wiatr.

A wracając do przyjemniejszych rzeczy, to obserwowanie z jaką pasją uliczni artyści bawią ludzi było bardzo miłym zajęciem. Bardzo szanuję ludzi, którzy robią to co lubią i dają radość innym. Niech żyją artyści. A nadęte bufony, mające zawsze coś za złe, niech spadają na drzewo prostować banany.