Szukaj na tym blogu

niedziela, 29 listopada 2020

Odtrutki: zapis magicznej chwili i fototerapia z moich jesiennych ścieżek


Oglądałam  dzisiaj zdjęcia na telefonie i postanowiłam umieścić je na blogu, żeby móc popatrzeć na nie w większym formacie. Wiecie albo i nie, ale gromadzę takie plasterki na duszę, żeby w trudniejszych chwilach mieć po co sięgnąć. Bardzo skutecznym plasterkiem na zbolałą duszę jest piękno natury, więc trzymam go nie tylko pod powiekami, ale też na zdjęciach.

Ostatnio bardzo potrzebuję czegoś co ukoi mój smutek, żal i złość, bo to z czym mamy teraz do czynienia jest tak okropne, że nie mogę już tego przełknąć. Polskę opanowała zaraza, jedna pisowska, druga covidowa, a sfrustrowani ludzie gubią gdzieś logikę, rozsądek i resztki życzliwości dla bliźnich. Kobiety protestują na ulicach, żeby stary kawaler z kotem, na spółkę z drugim starym kawalerem w liliowej sukience nie decydował o ich życiu i prokreacji. Policja usłużnie pilnuje, żeby suweren, na którego wciąż powołują się rządzący, za dużo nie spacerował, bo podczas takich spacerów może suweren złapać wirusa. Poza tym,  w państwie policyjnym można robić tylko to na co władza pozwoli. Strach, strach, rany boskie. Koniec, muszę się odciąć -  zero wiadomości, zero polityki tylko książki, muzyka, filmy i długie spacery, bo inaczej zacznę gryźć i tak jak niektórzy będę chciała naprawiać innych choćby młotkiem.  

Pora na wspomnienia dobrych, szczęśliwie przeżytych dni, a czasem tylko chwil. W pamięci mam całą ścianę z mentalnymi haczykami, na których zawieszam wszystko co w moim życiu piękne i dobre. Dopóki mam co zawieszać i co wspominać, to jakoś sobie poradzę. Mam taką nadzieję.

czwartek, 26 listopada 2020

Kwiatki, kwiateczki

 

Donosiłam Wam uprzejmie, że ja to się cieszę byle czym? Jeżeli nie, to teraz donoszę, że tak właśnie jest. Najnowszy powód do radości sponsorują... koszule nocne, które wzięły na siebie obowiązek pilnego uszczęśliwienia mojej steranej życiem osoby. A pocieszenia wymagałam na gwałt, bo ostatnie dni dały mi okropnie w kość.

niedziela, 22 listopada 2020

Jak żyć pani kochana, jak żyć?

Niedzielny poranek przywitał mnie ćmiącym bólem głowy. Wyczołgawszy się z piernatów odsłoniłam rolety, żeby może ucieszyć oczy czymś ładnym i ignorując ból  z entuzjazmem wejść w ten dzień. Ale nic z tego. Za oknem szaro-buro, nagie gałęzie drzew kiwają się monotonnie w prawo i w lewo... na spółkę z gaciami sąsiada z bloku naprzeciwko. Odwróciłam szybko wzrok, ale gacie raz zobaczone nie dają się "odzobaczyć". Nie lubię sąsiada. No nie lubię, bo ja nie lubię dewiantów, a trzeba być dewiantem, żeby powiesić sobie na wysokości okna i w zasięgu wzroku sąsiadów zdeformowane, niedoprane gacie. Normalni ludzie tak się nie zachowują, a przynajmniej nie powinni.

środa, 18 listopada 2020

Ciut, ciut samokrytyki i donos na męża

Niestety mam jak ta pani z powyższej ilustracji - latek przybywa a klepek ubywa. Kiedyś byłam stateczna, poukładana, zawsze na miejscu i zawsze zgodne z metryką. Już nie jestem,  bo na starość zaczęłam się psuć. Niestety albo właśnie jak najbardziej stety.  Wiem, wiem starość to żadne wytłumaczenie ani sprawa kalendarzy, bo jak mówił poeta: "jedni są wiecznie młodzi, drudzy wiecznie starzy". Ale, to właśnie z wiekiem tak mi się porobiło, że mówię rzeczy, które kiedyś były nie do pomyślenia i czasami zachowuję się niepoważnie. I nawet nie bardzo się tym przejmuję. Nie psuję się sama, bo do towarzystwa mam męża, który też coraz bardziej popsuty. No, ale przecież wiadomo, że kto z kim przestaje, takim się staje. A mój mąż jest narażony na moje towarzystwo od 44 lat, to miałam dużo czasu, żeby go popsuć. Na dokładkę jeszcze ten wirus, który nie robi nam dobrze pod każdym względem.

Sytuacja epidemiczna sieje w naszej chałupie olbrzymie spustoszenie, bo jesteśmy na siebie skazani przez 24 h , więc musimy nieustannie wprowadzać się w hahaha, bo inaczej byśmy się pozabijali. I tak z mniejszym, czy większym powodzeniem obalamy z chłopem mity, że na starość człowiek mądrzeje.

niedziela, 15 listopada 2020

Nieprzewidziany dopisek do mojego poprzedniego posta

Nie spodziewałam się, że będę zmuszona dopisywać coś do mojego poprzedniego posta, ale muszę. Odsyłając Czytelniczki do zweryfikowania moich słów na blogu Jaskółki nie przewidziałam, że Jaskółka tchórzliwie usunie post z 30 sierpnia 2020 roku wraz ze wszystkimi komentarzami.

piątek, 13 listopada 2020

List otwarty do Jaskolki

Zanim zaczne to chce serdecznie podziekowac autorce bloga za udostepnienie mi jej "kawalka podlogi" dla mojego "wystepu". Obiecuje szanowac Twoje podworko i bede bardzo grzeczna, no dobra, na ile sie da 😜 a teraz pozwol, ze przejde do meritum mojej tu obecnosci. 

Jaskolko, kaplanko nauk wszelakich. 

Mozesz wierzyc lub nie, ale nie bylam na Twoim blogu od wiosny. Nie mialam potrzeby, nie jestem zainteresowana, bo od "tamtego czasu" dla mnie nie istniejesz. Pamietasz jak calkiem niedawno na jakims blogu staralas sie mnie sprowokowac w komentarzach ale ja Ci napisalam, ze ja NIE widze Twoich komentarzy na co Ty zareagowalas slowami "no jak mozesz nie widziec?" a ja w odpowiedzi powtorzylam  "po prostu NIE widze". Wscieklo Cie to, prawda? 

Jednak po otrzymaniu sygnalow jak to swietnie polerujesz mi dupe na blogowisku najpierw mialam tego nie ruszac kierujac sie madroscia mojej babci (bez dyplomu) "gowno nieruszane nie smierdzi".
Ale jak sygnaly nadchodzily nawet od osob, u ktorych Ty ciagle jestes gosciem to juz mnie zaciekawilo. Jedna z tych osob napisala "Star, ja sie zwyczajnie boje bo Jaskolka czasem komentuje u mnie. Jestem mila, ale sie boje, ze kiedys cos napisze i spotka mnie to co robi z Toba. Ja jestem za slaba zeby uniesc tyle podlosci"

Poszlam wiec i poczytalam. 
Najpierw chce Ci podziekowac za poswiecenie mi tyle uwagi i prace jaka wlozylas w ten spektakl zlosliwosci i zawisci. Naprawde Gratuluje!! 
Czegos takiego nie widzialam w zyciu, no ale widocznie za malo przebywam w swiecie pt. "my inteligencja" i niech tak zostanie, bo inteligencja Twojego pokroju sie akurat brzydze. 
Dla mnie blogowisko jak wszystko inne w zyciu jest jak rzeka, wiecznie plynac po drodze cos nowego przynosi, cos starego zostawia przy brzegu i to jest naturalne. W czasie mojego blogowania poznalam wiele osob, z niektorymi drogi nam sie rozeszly z roznych powodow, ale jakims cudem obie strony potrafia sie zachowac z klasa. Nikt nikogo nie opluwa, nie kopie po kostkach, po prostu mijamy sie milczaco co jest wyrazem szacunku dla przeszlosci, ktora nas kiedys laczyla.
To sie nazywa klasa. 
Na to nie ma dyplomow, tego nie ucza w szkolach, to sie ma albo sie nie ma. 

Nie ukrywam, z ciekawoscia czytalam o Twoich zmaganiach z pisaniem doktoratu, bo to zawsze ciezka praca, do ostatniej chwili trzymalas napiecie i juz bylam sklonna uwierzyc, ze masz doktorat w dziedzinie blizej nieokreslonej, bo niby bylo tam cos o smierci, o narodzinach, o religiach, o nauczaniu... itp. itd. czyli generalnie jestes doktorem wszech nauk a nawet wszechswiata. 

środa, 11 listopada 2020

Ad vocem postów blogowej koleżanki

Nie lubię być komukolwiek dłużna, więc postanowiłam odpowiedzieć koleżance z Blogera, która na swoim blogu poświęciła mi i moim koleżankom dużo uwagi. Co prawda wyzywała nas bezosobowo, niemniej na tyle czytelnie, żeby inne blogerki nie miały wątpliwości o kogo chodzi. Żeby było zabawniej to jednocześnie narzekała na chamstwo i zawiść na blogosferze. Cóż, można i tak, jak ktoś lubi pływać w mętnej wodzie i nie może żyć bez osobistych wrogów. Ja mam inne zasady, więc wrogów nie szukam i nie robię zaocznie tego, czego nie zrobiłabym patrząc komuś w oczy. Dlatego daruję sobie fałsz oraz kamuflaż i powiem wprost co mam do powiedzenia.

Od pewnego czasu z zainteresowaniem czytałam bloga Jaskółki, bo podobały mi się prezentowane tam treści, szczególnie te dotyczące przyrody. Jaskółka również zaglądała do mnie, zostawiała komentarze, więc było bardzo miło. Jednak kilka miesięcy temu bardzo się jej naraziłam poniższym komentarzem.

poniedziałek, 9 listopada 2020

Polacy antysemici? Boże broń, to nie my, to oni

Wiecie albo i nie, ale od zawsze interesuję się historią. Jestem stara, ale nie aż tak, żeby wszystko pamiętać, więc czytam książki historyczne. Czasami idę na skróty (bo życie jednak mam coraz krótsze) i sięgam po jakieś opracowania, artykuły prasowe, pamiętniki.

piątek, 6 listopada 2020

Nie najkrótsza historia o tym jak się psułam

Tytułem wstępu powiem, że od grzecznej dziewczynki do wrednej baby dochodziłam długo i po wyboistej drodze. Namęczyłam się okropnie, więc zawracać nie będę. Uważam, że jak komuś się nie podobam, to jest to wyłącznie jego problem. Ja się sobie podobam. Powiem więcej, z wiekiem podobam się sobie coraz bardziej. No taka spaczona jestem. Biorę pod uwagę, że mój zapał w podobaniu się sobie, może być irytujący dla otoczenia, ale to problem otoczenia, nie mój. A wredna bywam, gdy ktoś nie daje się lubić. Długo byłam przede wszystkim grzeczna, więc od pewnego czasu ćwiczę się z zapałem neofity w byciu wredną. Jak już zagaiłam, to zaczynajmy te opowieści dziwnej treści.

wtorek, 3 listopada 2020

Lubię wrony

Jak wiecie albo i nie, lubię wrony. Od lat obserwuję te ptaki i zbieram informacje na temat krukowatych. Wrony nie zachwycają urodą, ale powiedzenie "mieć ptasi móżdżek" ich nie dotyczy, bo są bardzo mądre. Nie tak jak np. papugi, które  są znane z kolorowych piórek, pewnego rodzaju nabzdyczenia, a cała ich mądrość jest w powtarzaniu po innych. Ptaki z rodziny krukowatych to indywidualiści, którzy potrafią myśleć abstrakcyjnie.  Ich inteligencję można porównać z inteligencją 5-7 letniego dziecka.

niedziela, 1 listopada 2020

Znowu listopad

Znowu listopad i zaczynający go Dzień Wszystkich Świętych, a po nim Zaduszki. Dwa dni w roku kiedy tłumnie odwiedzamy cmentarze i wspominamy tych, co odeszli za niewidzianą granicę jaka dzieli życie od śmierci. W tym roku cmentarze zamknięte, bo rząd nagle się ocknął i w przededniu święta zakazał wstępu. Trudno, jakoś to zniosę i pójdę kiedy indziej, pomyślałam.