Szukaj na tym blogu

niedziela, 31 maja 2015

Słowo na niedzielę



















Powtarzam za Frommem:
 
Najważniejszą dziedziną, w której człowiek może coś dać człowiekowi, nie jest sfera rzeczy materialnych, lecz ściśle ludzkich. Co daje jeden człowiek drugiemu? Daje siebie, to, co jest w nim najcenniejsze, daje swoje życie. Nie musi to oczywiście oznaczać, że poświęca swoje życie dla drugiego człowieka, lecz że daje mu to, co jest w nim żywe; daje swoją radość, swoje zainteresowanie, zrozumienie, swoją wiedzę, humor i swój smutek. W ten sposób, dając swoje życie, wzbogaca drugiego człowieka, wzmaga poczucie jego istnienia, wzmagając zarazem poczucie własnego istnienia. Nie daje po to, aby otrzymać; dawanie samo w sobie jest doskonałą radością.”

Słucham rad  o. Adama Szustaka

Poczytajcie, posłuchajcie i miejcie się dobrze, jako i ja się mam.



obrazek złowiony w sieci

sobota, 30 maja 2015

Lubię takich ludzi i podobają mi się ich pomysły


W świecie rozbuchanego konsumpcjonizmu, w którym pytanie: „Mieć czy być?” już dawno straciło na aktualności bo, jak powszechnie wiadomo, dzisiaj być jest równoznaczne z mieć, więc sposób życia Raphaela Fellmera może dziwić.


Może nie wszystko jeszcze stracone... Mam nadzieję, chcę ją mieć, bo współcześnie propagowany sposób na życie - w którym człowiek stał się wyłącznie środkiem produkcji i konsumentem a ekonomia i kult pieniądza obowiązującą religią - jest dla mnie nie do przyjęcia. Będę więc kibicować idealistycznie nastawionym „dziwakom”,którzy udowadniają, że można przywrócić ludzkiemu życiu normalne proporcje. 

czwartek, 28 maja 2015

Ciągle w niedoczasie


 
















Czas ucieka, czas nie czeka, a ja wciąż w niedoczasie, ciągle z czymś spóźniona. Kiedy kończy się dzień przeważnie okazuje się, że znowu na coś zabrakło mi czasu. Wkurza mnie to, ale nie mam pomysłu jak to zmienić. Może za dużo chcę… Nic to, szkoda czasu na narzekanie.

Zamiast biadolić wklejam piękne
opowiadanie. Taki spóźniony prezent z okazji Dnia Matki. Do miłego.

*  *  *

Biała gardenia

Odkąd ukończyłam dwanaście lat, co roku na urodziny jakiś tajemniczy nieznajomy przysyłał mi jedną białą gardenię. Nigdy nie było przy niej żadnej karteczki ani bilecika, a telefony do kwiaciarni również na nic się nie zdały, ponieważ za kwiat zawsze płacono gotówką. Po jakimś czasie poniechałam więc starań, by poznać tożsamość owego zagadkowego nadawcy. Rozkoszowałam się za to pięknem i intensywnym zapachem tego magicznego, doskonałego, białego kwiatu, otulonego warstwami miękkiej, różowej bibułki.
Nigdy jednak nie przestałam wyobrażać sobie, kim ta osoba może być. Wiele szczęśliwych chwil spędzałam, marząc o kimś wspaniałym i ekscytującym, lecz zbyt nieśmiałym czy ekscentrycznym, by mógł się tam po prostu ujawnić. Kiedy byłam nastolatką, fantazjowanie, że nadawcą może być chłopak, który właśnie wpadł mi w oko, czy nawet jakiś nieznajomy, któremu się spodobałam, sprawiało mi wielką przyjemność.
Moja mama często włączała się do moich głośnych rozmyślań. Pytała, czy może wyświadczyłam jakąś wyjątkową przysługę komuś, kto wolałby anonimowo okazywać swoją wdzięczność. Przypomniała, że kiedy jeździłam na rowerze, a nasza sąsiadka parkowała samochód wypchany sprawunkami i dzieciakami, zawsze pomagałam jej wypakować zakupy i pilnowałam, żeby maluchy nie wybiegły na ulicę. A może tym tajemniczym człowiekiem jest starszy pan, który mieszka po drugiej stronie ulicy. Zimą często zanosiłam mu pocztę pod same drzwi, żeby nie musiał schodzić po oblodzonych stopniach.
Mama dokładała wszelkich starań, aby pobudzić mnie do głębszych rozważań o gardenii. Pragnęła, by jej dzieci były twórcze. Chciała, żebyśmy czuli się kochani i doceniani nie tylko przez nią, ale także przez cały świat.
Kiedy miałam siedemnaście lat, pewien chłopiec złamał moje serce. W nocy, po jego ostatnim telefonie, utuliłam się o snu płaczem. Po przebudzeniu spostrzegłam na moim lustrze zdanie wypisane czerwoną szminką: ,,Zaprawdę, uwierz mi, gdy odchodzą bożkowie – Bogowie przybywają”. Myślałam o tym cytacie z Emersona tak długo, aż moje serce się wyleczyło. Do tego momentu zostawiłam to zdanie tam, gdzie umieściła je mama. Toteż kiedy zobaczyła mnie w końcu z płynem do czyszczenia szyb w ręku, wiedziała, że wszystko znowu było w porządku.
Były jednak pewne rany, których nawet mama nie potrafiła zaleczyć. Na miesiąc przed ukończeniem przeze mnie szkoły średniej ojciec zmarł nagle na atak serca. Moje emocje balansowały wtedy pomiędzy zwykłym smutkiem a poczuciem porzucenia, strachem, nieufnością a przytłaczającą złością, że tato przegapi najważniejsze wydarzenia mojego życia. Zupełnie straciłam zainteresowanie zbliżającymi się uroczystościami, nad którymi całkiem niedawno ciężko pracowałam i których z wielką niecierpliwością oczekiwałam. Rozważałam nawet możliwość pozostania w domu i wstąpienia do miejscowego college’u, zamiast wyjazdu, jaki wcześniej zaplanowałam, ponieważ takie rozwiązanie wydawało mi się po prostu bezpieczniejsze.
Mimo, że mama sama była pogrążona w głębokim smutku, nie chciała opuścić do tego, aby ominęła mnie jakakolwiek z tym zabaw. W dniu poprzedzającym śmierć ojca udałyśmy się wspólnie na zakupy. Wybrałyśmy wyjątkowo piękną, długą suknię w czerwone, białe i błękitne kropki, w której mogłam pójść na bal. Chociaż była trochę za długa, gdy ją włożyłam, poczułam się jak Scarlett O’Hara. Kiedy następnego dnia zmarł mój ojciec, zupełnie o niej zapomniałam.
O sukni pamiętała jednak mama. Przed balem, odpowiednio skrócona, już na mnie czekała. Ułożona po królewsku na sofie prezentowała się artystycznie i wzruszająco. Choć sama nie martwiłam się, co włożę na zabawę, mama nawet wtedy o tym nie zapomniała.
Troszczyła się o to, aby wszystkie jej dzieci w pełni akceptowały siebie. Wpoiła w nas poczucie magii świata i przekazała nam zdolności dostrzegania piękna nawet w obliczu nieszczęścia.
Tak naprawdę mama pragnęła, abyśmy widzieli w sobie takie same cechy, jakie przypisywaliśmy mojej gardenii – siłę, piękno, doskonałość, aurę magiczności i odrobinę tajemniczości.
Mama zmarła, kiedy miałam dwadzieścia dwa lata, zaledwie dziesięć dni po moim ślubie. W tym roku gardenie przestały nadchodzić”. Helen Keller

















obrazek złowiony w sieci

sobota, 23 maja 2015

Nareszcie mamy sobotę



Sobota – czas na życie bez pośpiechu, w harmonii z wewnętrznym rytmem, na pełnym oddechu. Pogoda jest taka sobie, bo pochmurno, chłodno i wieje, ale świat umyty deszczem jutro będzie piękniejszy, więc nie ma co narzekać. Ważniejsza od pogody za oknem jest pogoda ducha a ta zależy od nas. Mnie dzisiaj żyje się dobrze i tego samego życzę też Wam. A w prezencie mam dla Was przypowieść Anthonego de Mello.

* * *
 
Medytacja

Uczeń zapadł w sen.
Śniło mu się, że znalazł się w raju.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy ujrzał tam Mistrza wraz z pozostałymi uczniami. Wszyscy pogrążeni byli w medytacji.
- Czy to właśnie jest rajska nagroda? – wykrzyknął. 
– Przecież dokładnie to samo robiliśmy na ziemi!
Usłyszał głos:
- Głupcze! Myślisz, że ci medytujący, których widzisz są w raju?
Wprost przeciwnie:
Raj jest w tych, którzy medytują
.
















obrazki złowione w sieci

czwartek, 21 maja 2015

A dlacego?

Nie odzywałam się kilka dni, bo nie miałam czasu. Musiałam w pojedynkę ogarniać codzienność i przygotowania do remontu, bo Ślubnemu trafiła się bardzo intratna robota i całymi dniami jest poza domem. Poza tym jestem pełnoetatową babcią, bo Młodsi ciągle w pracy i ktoś musi pomóc przy dziecku. Przedszkole nie załatwia sprawy do końca ponieważ obydwoje pracują dłużej niż jest czynne. Spędzam więc dużo czasu z wnukiem, który wszedł właśnie w okres buntu czterolatka i ćwiczy moją cierpliwość. Poniżej próbka naszych dialogów.

- Danielku słuchaj się babci.
- A dlacego?
- Bo dzieci muszą słuchać dorosłych.
- A dlacego?
- Bo dorośli wiedzą co jest dla dzieci dobre.
- A dlacego?
- Bo dorośli mają większe doświadczenie i wiedzę.
- A dlacego?
- Bo dłużej żyją i zdążyli się nauczyć.
- A dlacego?
- Dlatego, że tak jest.
- A dlacego?
- Przestań ciągle pytać dlaczego tylko się wreszcie posłuchaj – powiedziałam, siląc się na spokój.
- Nie. Dziękujem – odpowiedział grzecznie mój wewnątrzsterowny wnuk.

I bądź tu człowieku mądry. Jak pomyślę, że rodzice nadali mu imię Daniel (z hebrajskiego Daniel to ten, którego sędzią jest tylko Bóg), żeby mocne imię dodało mu siły i zdecydowania, to chce mi się śmiać z przewrotności losu. Cóż, nie przewidzieli, że mały, już od pierwszego oddechu nie będzie miał najmniejszych wątpliwości, że nad nim tylko Bóg. Nic to, wytrzymamy, przynajmniej nie wyrośnie z niego melepeta. Przeczytałam gdzieś, że dzieci, które od małego potrafią walczyć o swoje zdanie, dużo lepiej radzą sobie w życiu, więc mogę pocierpieć trochę w imię dobrej przyszłości mojego słodziaka. I to by było na tyle. 

Pozdrawiam Was serdecznie.
 









obrazki złowione w sieci

czwartek, 14 maja 2015

Modlitwa jest jak schody do nieba




Nie proszę o cuda ani wizje, o Panie,
Lecz o siłę na codzień!
Naucz mnie sztuki małych kroków:
Uczyń mnie pomysłowym i wynalazczym,
Abym w codziennej różnorodności i mnogości
W porę dostrzegł moje doświadczenia i poznania,
Które spotykają mnie.
Uczyń mnie bardziej zręcznym we właściwym podziale czasu,
Obdaruj mnie wyczuciem, abym dowiedział się,
Co jest najważniejsze, a co stoi na drugim miejscu.
Pozwól dostrzec mi, że sny nie prowadzą do niczego,
Ani odnośnie przeszłości, ani też przyszłości.
Pomóż mi czynić jak najlepiej moje następne zadania
Oraz dostrzec teraźniejszość jako najważniejszą rzecz.
Uchroń mnie przed naiwną wiarą,
Iż w życiu wszystko musi gładko przebiegać.
Obdarz mnie trzeźwym poznaniem,
Że trudności, upadki, niepowodzenia i zmiany na gorsze
Są normalnym dodatkiem do życia,
Za pomocą których wzrastamy i dojrzewamy.
Przypomnij mi o tym, że czasami serce sprzeciwia się rozumowi.
Przyślij mi w odpowiednim momencie kogoś, kto ma dosyć odwagi,
Powiedzieć mi prawdę.
Chciałbym pozwolić wypowiedzieć się tobie i innym.
Prawdy nie mówi się samemu sobie,
Prawdy dowiadujemy się od innych.
Wiesz, jak bardzo potrzebujemy przyjaźni.
Spraw, abym dorósł do najpiękniejszego, najtrudniejszego,
Najbardziej ryzykownego i najdelikatniejszego przedsięwzięcia w życiu.
Użycz mi potrzebnej wyobraźni,
Abym we właściwej chwili, z udziałem słów lub w milczeniu,
Przesłał paczuszkę dobra pod właściwym adresem.
Uczyń ze mnie człowieka, który
Podobny jest do głęboko zanurzonego statku,
Abym osiągnął także tych będących na dole.
Ustrzeż mnie przed strachem,
Iż mógłbym zaniedbać moje życie.
Nie dawaj mi tego, czego sobie życzę,
Lecz to, czego potrzebuję.

A. Saint-Exupéry

wtorek, 12 maja 2015

Cudze słowa, pod którymi mogłabym się podpisać

 
 

Bo człowiek jest tym, kim się czuje. I nie musi zaraz wszystkiego w sercu nosić.” Wiesław Myśliwski

I na dzisiaj to tyle, bo dzisiejszy dzień zmęczył mnie ponad miarę. Musiałam być taaaka wielka, że aż nie mieściłam się we własnej skórze i pół dnia trzeszczałam w szwach, i bałam się, że pęknę. Nie pękłam, bo nie mogłam sobie na to pozwolić. I to cała moja wielkość. Ale i tak przyznaję sobie nagrodę za dzielność. Należy mi się.Teraz pora na odpoczynek i zbieranie siły na jutro. A jutro będzie lepiej, bo wiem, że sobie poradzę, bo przynajmniej nie będę się denerwować o wyniki badań Ślubnego, bo... na pewno znajdzie się jeszcze kilka pozytywnych „bo”. I tego będę się trzymać.Wy też trzymajcie się dobrych myśli, bo to najpewniejszy punkt podparcia.


 
























 
obrazki złowione w sieci

poniedziałek, 11 maja 2015

Dokolusia własnego pępka kręci się paniusia




Jak już pisałam, zrobiłam sobie przerwę od trosk i zmartwień wszelakich i zajęłam się wyłącznie tym co przyjemne. Dlatego, jak najwredniejszy trzygłowy Cerber,odganiałam każdą negatywną myśl, która zakłócała mi zaplanowany święty spokój. Odcięłam się też od wszystkich sytuacji, które były potencjalnie trudne oraz egoistycznie odizolowałam się od potrzeb moich znajomych. 

Skupiłam się wyłącznie na sobie, bo bardzo potrzebowałam przerwy od życia, które od jakiegoś czasu zaczęło mnie przerastać i męczyć. Wzięłam więc sobie wolne i, niczym Budda, zapatrzyłam się we własny pępek. 

Na pozytywne efekty nie trzeba było długo czekać. Czuję się o wiele lepiej, znużenie ustąpiło miejsca radości i znowu mam siłę mocować się z życiem. Nawet pomimo różnych bolicosiów, które tak kochają moje ciało, że za nic nie chcą go opuścić. 

Wniosek? Potwierdza się stara prawda, że: nasze życie jest takie jakie są nasze myśli, stajemy się tym, co myślimy, nasze myśli indukują emocje a emocje są związane nierozerwalnie z naszymi myślami zaś my zależymy od naszych emocji... i tak, dokolusia wszystko się kręci. 

To tyle u mnie. Pozdrawiam serdecznie zaglądających na bloga i życzę samych pozytywnych myśli. 

A na koniec tego wpisu dwa cytaty z mojego ostatnio najbardziej ulubionego autora, Wiesława Myśliwskiego:

To prawda, że znaleźć siebie to nieprosta sprawa. Kto wie, czy nie najtrudniejsza ze wszystkich spraw, jakie człowiek ma do załatwienia na tym świecie.”
 

Nie zawsze trzeba szczęścia w świecie szukać. Nieraz nie wie się, że ono czeka tu, na miejscu, na ciebie.”



 

obrazki złowione w sieci

piątek, 8 maja 2015

Sam na sam ze sobą


Za kilkanaście minut będzie północ. Kończy się kolejny dzień. Przeżyłam go w biegu i dopiero teraz mogę się wyciszyć, pobyć tylko ze sobą. Bardzo tego potrzebuję i bardzo to lubię. Czas tylko dla siebie jest luksusem, który daje mi wiele radości. Zanim pójdę spać muszę pobyć trochę w swojej głowie,żeby pomedytować, coś przemyśleć, coś przeczytać, coś powspominać. Lubię swoje towarzystwo i ten rodzaj samotności. Jest dobrze. Ktoś mądry powiedział, że wszystko co nam potrzebne do szczęścia mamy w sobie, i kwestią wyboru jest czy chcemy to sobie dać. Moim zdaniem, to najprawdziwsza prawda. 

Ja sobie nie żałuję dobrych rzeczy. A Wy? Odpowiedzi możecie udzielić(oczywiście jak chcecie) na priv albo telefonicznie, bo, jak wiecie, komentarzy przy blogu nie obsługuję. 

Na do widzenia zostawiam w prezencie 
piękny wiersz Czesława Miłosza. Do miłego.


Na dzień dobry
 
Czasem wiatr zdmuchnie
Smutek przelotny,
Ciepłym tchnieniem znów dłonie ogrzeje,
I przegoni wszystkie kłopoty,
Więc dziękuję wiatrowi, że wieje.

Czasem deszcz o szyby zadzwoni,
Mokra trawa kroplami lśni,
Łzami łatwiej tęsknotę zasłonić,
Więc dziękuję deszczowi za łzy.

Czasem słońce w gonitwie do lata
Znowu ogród barwami roznieci,
Pozapala iskry na kwiatach,
Więc dziękuję słońcu, że świeci.

No, a czasem się do mnie uśmiechniesz,
Znikną smutki szaro-niebieskie,
Stoisz w progu i słońce masz w oczach,
Więc dziękuję Ci za to, że jesteś ... 


obrazki złowione w sieci 

środa, 6 maja 2015

Maluję




















Jak w tytule; słucham mądrzejszych i maluję. W przenośni i dosłownie. Wiosna dodała mi energii, więc wzięłam się za robienie rewolucji w domu i w życiu. Bo, jak nie ja to kto? Jak nie teraz to kiedy? Z moich kalkulacji wynika że: ja i teraz. Bo  to najlepsza opcja. I tego będę się trzymać. 

niedziela, 3 maja 2015

Siedzę w spokoju i mam się dobrze



Jak w tytule – siedzę w spokoju, mam się dobrze i pilnuję, żeby nie spłoszyć tego szczęścia, które mam.  Za drzwiami mojego domu jest pewnie dużo innych szczęść, których mogłabym pragnąć, ale... to, które mam na razie mi wystarcza, dobrze się z nim czuję, jest na moją miarę.

Częścią składową mojego poczucia szczęścia jest czas na czytanie. Leżę sobie z książką, składam literki i czuję się fantastycznie. Dzisiaj czytałam opowiadania B. Ferrero a jedno z nich szczególnie chciałabym zapamiętać. A że coraz bardziej sklerotyczna się robię, więc: zapamiętać znaczy się zapisać.

*  *  *

Niemiecki poeta Reiner Maria Rilke przez pewien czas mieszkał w Paryżu. Na uniwersytet chodził codziennie ulicą bardzo uczęszczaną w towarzystwie pewnej koleżanki Francuzki. Na jednym narożniku tej ulicy siedziała żebraczka, która prosiła przechodniów o jałmużnę. Kobieta siedziała zawsze na tym samym miejscu, bez ruchu, jak jakiś posąg, z wyciągniętą ręką, nie podnosząc oczu na osobę, która jej coś dawała.

Rilke nigdy jej nic nie dawał. Jego koleżanka natomiast wręczała żebraczce jakąś drobną monetę. Pewnego dnia młoda Francuzka zdziwiona zapytała go:
- Dlaczego nigdy nic nie dajesz tej kobiecie?
Rilke, ponieważ był poetą, odpowiedział:
- Winniśmy darować coś jej sercu, a nie jej rękom!
Po kilku dniach Rilke przyszedł ze wspaniałą różą, dopiero co rozkwitłą i włożył ją do ręki żebraczki... i zdarzyło się coś nieoczekiwanego: żebraczka podniosła oczy, spojrzała na poetę, z trudem wstała, ujęła jego rękę i ucałowała ją. Potem odeszła przyciskając różę do serca. 
Przez tydzień nie było jej widać. Po 8 dniach żebraczka znów siedziała na zwykłym miejscu, na narożniku ulicy. Milcząca i nieruchoma, jak zawsze... Z czego ona żyła w tych dniach, w których nic nie użebrała? – spytała Francuzka.
Rilke odpowiedział: - Żyła różą.












obrazek złowiony w sieci