Szukaj na tym blogu

niedziela, 26 maja 2013

Żeby Kościół był wsparciem w drodze do Boga a nie egzekutorem

zdjęcie znalezione w sieci
















Dziś niedziela, więc jak w każdą niedzielę pójdę do kościoła, usiądę w jego najmniej oświetlonej części i czekając na mszę będę myślała o tym co wydarzyło się od ostatniej niedzieli, co zrobiłam, jaka byłam dla siebie i bliźnich, na ile udało mi się postępować w zgodzie z wiarą, którą wyznaję. Z zadumy wyrwie mnie dźwięk dzwonka i pieśni rozpoczynającej mszę. Udział w eucharystii to moja potrzeba bycia bliżej Boga a nie uciążliwy obowiązek narzucony przez Kościół. 

Jestem z tych, o których się mówi wierzący praktykujący, ale rozumiem tych, którzy chociaż w Boga wierzą, to do kościoła nie chodzą. Nic mi do tego jak kto wierzy i w co, dlatego tak samo nie lubię gorliwców, na siłę nawracających innych, jak i wojujących ateistów. Jako osoba wierząca złoszczę się na to co dzieje się w Kościele i nie dziwię się tym, którzy bardzo krytycznie wypowiadają się na jego temat. 

Ale jest jeszcze nadzieja, że Kościół się zmieni na lepsze. Tę nadzieję widzę w takich ludziach Kościoła jak nowy papież Franciszek czy ks. Wojciech Lemański, którzy widzą błędy i grzechy duchownych oraz instytucji kościelnych. A co ważniejsze głośno o tym mówią, bo chcą żeby Kościół był otwarty na współczesnego człowieka zaś w działaniu bliższy temu co głosił Chrystus .

Wklejam wypowiedzi w/w. 

Papież Franciszek: księża zamieniają się w strażników wiary

Papież Franciszek powiedział, że księża nie mogą być "kontrolerami wiary". W kazaniu podczas mszy w watykańskim Domu świętej Marty mówił o potrzebie otwierania drzwi Kościoła i napiętnował przykład odmowy ochrzczenia dziecka niezamężnej młodej matki. Z kolei w przemówieniu do delegacji międzynarodowej fundacji Centesimus Annus papież powiedział, że konieczne jest nowe podejście do solidarności społecznej, by nie uważać jej tylko za "zwykłe niesienie pomocy najbiedniejszym". Temu pojęciu niezbyt dobrze widzianemu w świecie ekonomii trzeba nadać właściwe miejsce - dodał.

- Wiele razy jesteśmy kontrolerami wiary zamiast tymi, którzy ułatwiają ludziom dostęp do niej - stwierdził papież w kazaniu, przytoczonym przez Radio Watykańskie. Przestrzegał przed pokusą "zawłaszczania" Boga przez duchowieństwo.

Zwracając się do obecnych na mszy księży Franciszek dodał: "Pomyślcie o dziewczynie-matce, która idzie do parafii i mówi osobie na plebanii, że chce ochrzcić swoje dziecko". 
-  A ten chrześcijanin czy chrześcijanka mówi jej: "Nie, nie możesz, bo nie jesteś zamężna". I co znajduje ta dziewczyna, która miała odwagę donosić ciążę? Zamknięte drzwi! - mówił papież. Położył nacisk na to, że taka postawa oddala ludzi od Kościoła, nie służy ich dobru.

- Jezus ustanowił siedem sakramentów, a my taką postawą dodajemy ósmy: duszpasterską komorę celną - oświadczył Franciszek
Zwrócił uwagę na potrzebę głoszenia "prostej wiary", bez nadmiaru teologii, ale "z Duchem Świętym". Papież podał też, jako przykład niewłaściwej postawy, zachowanie zakrystiana, który na prośbę pary narzeczonych o udzielenie ślubu reaguje natychmiast żądaniem różnych świadectw i pokazaniem cennika mszy. Franciszek zakończył kazanie w pensjonacie św. Marty apelem, "ażeby wszyscy zbliżający się do Kościoła znajdowali zawsze drzwi otwarte".

Papież apeluje o reformę systemu solidarności społecznej

Papież zaapelował o reformę całego systemu solidarności społecznej - tak, by był bardziej spójny z prawami człowieka - w przemówieniu do delegacji międzynarodowej fundacji Centesimus Annus. Jej nazwa nawiązuje do tytułu społecznej encykliki Jana Pawła II z 1991 roku, a celem jej działalności jest między innymi popularyzacja treści tego dokumentu oraz wspieranie zgodnych z nim inicjatyw socjalnych.

Mówiąc o konieczności przemyślenia idei solidarności Franciszek podkreślił: "Temu słowu niezbyt dobrze widzianemu w systemie ekonomicznym, jakby miało negatywne znaczenie, należy przywrócić należyte społeczne uznanie". 


 W swym wystąpieniu papież odnotował, że bezrobocie szerzy się szybko na Zachodzie, przesuwając granice ubóstwa.

- Ta najgorsza forma materialnej biedy - ocenił. I dodał, że "pokazuje, że coś nie działa. I nie dotyczy to tylko Południa, ale całej planety".

Franciszek wyraził przekonanie, że obecny kryzys jest nie tylko kryzysem ekonomicznym i finansowym, ale ma również swe przyczyny etyczne. - Podążanie za bożkami władzy, zysku, pieniądza, ponad wartością osoby ludzkiej, stało się fundamentalną formą działania i decydującym kryterium - mówił papież.

- Zapomina się - wskazał - że ponad logiką interesów, logiką parametrów rynku, jest człowiek i coś, co mu się należy z racji jego głębokiej godności; możliwość godnego życia i aktywnego dostępu do dobra wspólnego - przypomniał papież. 
( źródło: wiadomości wp.pl)

Nie do zniesienia

„ Jezus powiedział swoim uczniom: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy.” / J 16,12-13 /

Powiedzieć do kogoś, że jest nieznośny, niesie ze sobą wyrzut, ale taki, który jeszcze nie rysuje ani mocną, ani nawet łagodną linią, perspektywy rozstania. Ten termin niesie treść odmienną od prostego, językowego znaczenia. Wszak jeśli coś lub ktoś jest nie do zniesienia, to właściwie dalej go znosić, to znaczy przebywać z nim, rozmawiać, współpracować - nie powinniśmy, bo jest to niemożliwe. Po prostu nie do zniesienia. A jednak ten wyrzut – jesteś nie do zniesienia, zawiera w potocznym rozumieniu raczej przypomnienie uciążliwości, jakie są konsekwencją takiej bliskości, ale tej bliskości nie przekreślają, a czasem nawet paradoksalnie podkreślają tę bliskość. Jezus mógł w tym miejscu powiedzieć coś o dysproporcji pomiędzy mądrością bożą i inteligencją apostołów. Mógł skupić swoją wypowiedź na skomplikowanej materii wymagających wyjaśnienia zagadnień. Mógł wskazać na niejednoznaczność i oryginalność terminów, których przyjdzie w tych kwestiach używać. Powiedział słowa, które według mnie łączą wszystkie te znaczenia i być może jeszcze wiele innych, nieodkrytych dotychczas. Powiedział słowa ukazujące przepaść i bliskość zarazem.

Warto pamiętać, że Ewangelista Jan w swojej relacji zbliża się w tym rozdziale do scen kończących publiczną działalność Mistrza z Nazaretu. Pisał wcześniej o takich słowach Jezusa, po których tłumy uczniów kroczących za Nim odeszły i pozostała zaledwie garstka. Wspominał Jan, że i tych którzy pozostali, Jezus zapytał, czy i oni również chcą odejść. Może więc to zwyczajnie ludzki strach przed odejściem garstki uczniów skłonił Jezusa do wypowiedzenia tych słów. Mam wam jeszcze tyle do powiedzenia... A tu już czas mój się kończy, grono słuchaczy niknie w oczach, a i ci, którzy pozostali, okazali się nienajwyższych lotów. Nikodem, choć uczony, nie rozumie. Józef z Arymatei nie przychodzi na dysputę. Faryzeusze, zamiast spierać się i stawiać trudne pytania, doszukują się w każdym słowie Jezusa ataku i odpowiadają tym samym. A Jezus ma jeszcze tyle do powiedzenia. Komu ma przekazać to bogactwo, którego okruchy okazują się być nie do zniesienia dla uczniów?

Czy dlatego, że znieść nie mogli, nie powiedział im, że mają zanieść Ewangelię Samarytanom, Grekom, Rzymianom, Egipcjanom, Germanom, Rusom i Lachom? Był z nimi tyle czasu, a o głoszeniu Ewangelii poganom musiał apostołów pouczyć natchniony Duchem prześladowca Kościoła. Dlatego że nie mogli znieść, czy też z innego powodu nie powiedział im wprost, że ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, tylko nowe stworzenie. Może dlatego nie zająknął się nawet wobec nich na temat homoseksualizmu, relikwii, kultu obrazów, sukcesji apostolskiej, odpustów, losu dzieci nienarodzonych, badań prenatalnych, transfuzji krwi, przeszczepów organów, modyfikacji genetycznych, struktury DNA, in vitro, uporczywej terapii...

Ciekawe, o czym jeszcze Mistrz chciał wtedy powiedzieć, ale widząc, że są jak „przeciekające bukłaki”, zdecydował się nie obciążać ich kolejną porcją mądrości z wysoka. Może chciał im coś powiedzieć o roli kobiet w normalnej społeczności, w tym również tej religijnej. Kościół wiedziony Duchem, ale i zwyczajnym rozsądkiem, dosyć szybko dostrzegł taką konieczność, choć do dziś dnia broni pewnych bastionów przed kobietami, argumentując to brakiem wskazań Mistrza z Nazaretu. A przecież mówił, że tego znieść nie mogli. Za trudne. Nie na męskie, szowinistyczne, zakute w wiekowe stereotypy głowy.

Może chciał im coś powiedzieć o wyznaczonych przez Stwórcę początkach i naturalnym kresie człowieka. Nie musieliby Jezusa po wiekach zastępować w tej roli pan Terlikowski z panem Gowinem. Ale co z tamtego niewygłoszonego kazania o szacunku dla życia poczętego zrozumieliby rybacy znad Jeziora Galilejskiego i pewien celnik, skoro ani Augustyn, ani Tomasz z Akwinu, choć święci, specjalnie się w tej materii nie rozeznali.

Czy to był dla słuchaczy ciężar zbyt wielki, by usłyszeli, po co ich Nauczyciel zamierza zstąpić do piekieł? Byłaby okazja rozstrzygnąć odwieczny spór, czy za natchnieniem księdza Hryniewicza pusto może być w piekle, czy raczej, za podszeptem pana Terlikowskiego, mało kto do nieba się dostanie. Czemu im nie powiedział, czy można będzie Eucharystię sprawować na ryżowych, sojowych czy bezglutenowych chlebach oraz na bezalkoholowym winie? Czemu nie wyjaśnił, co to znaczy chrzest za zmarłych? Czemu nie wspomniał nawet słowem o losie naszych prapraprzodków, którzy nie tylko Ewangelii nie znali, ale zbierali korzonki i walczyli o ogień? Czy widział wtedy, jaki los współcześni zgotują Ormianom, Prusom, Żydom, Indianom, Rwandyjczykom, Romom...

A właściwie, co by to zmieniło, gdyby im o tym wszystkim opowiedział. Mało, że znieść tego nie mogli. Oni niewiele by z tego zrozumieli, jeszcze mniej zapamiętali, że o zapisaniu dla potomnych nie wspomnę. Oni, oraz my, ich następcy, nawet prostych słów – Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody - nie zrozumieliśmy przez te blisko dwadzieścia wieków.
( blog ks. Wojciecha Lemańskiego) 

sobota, 25 maja 2013

Dzisiejszy dzień był taki jak życie















Dzisiejszy dzień był taki jak życie – trudny, bolesny, ale też przepełniony radością i nadzieją. Cały dzień padał deszcz. Poranny telefon od przyjaciółki spowodował, że płaczliwa pogoda zagościła też w moim sercu. Odchodzi Mama E, więc na moich oczach kolejny bliski mi człowiek przeżywa dramat, dźwiga swój krzyż i nie może się od niego uwolnić. W całym tym nieszczęściu jedno jest budujące – E i jej bliscy świetnie zdają test z miłości. Jednak ból pozostaje bólem i trzeba go przeżyć.

Jasne strony dzisiejszego dnia, to czas spędzony na zabawie z wnukiem, to że miałam siłę, żeby zrobić coś dla innych, to poznanie Eweliny. Ta ostatnia rzecz była równie radosna jak dziwna. Zaczęłyśmy rozmowę, stojąc przed przejściem dla pieszych, na którym chwilę wcześniej został potrącony przez samochód mały chłopiec. Potem poszłyśmy obie w kierunku przystanku, ale zamiast ruszyć każda w swoją stronę przegadałyśmy prawie godzinę. O czym można rozmawiać z obcym człowiekiem, stojąc na siąpiącym deszczu? O wszystkim, o tym co najważniejsze. Jest tylko jeden warunek. Trzeba spotkać człowieka, z którym mamy dużo wspólnego. Ewelina jest osobą z mojej bajki. To spotkanie to był promyk słońca z zachmurzonego nieba. Umówiłyśmy się na następną rozmowę i bardzo mnie to cieszy.


sobota, 18 maja 2013

Zafascynowały mnie prace J.D. Hillbery



Długo mnie nie było, bo wirtualny świat przegrywał z realem. Przyszła wreszcie wiosna, wciąż miałam coś do zrobienia, więc nie zaglądałam na bloga. Dzisiejszego wieczora zaległam wcześniej w łóżku i znalazłam w sieci coś co mnie zafascynowało. Tym czymś są wspaniałe rysunki. Poczułam potrzebę podzielenia się z Wami pracami artysty-magika J. D. Hillbery
Ten człowiek ołówkiem, grafitem, węgielkiem drzewnym tworzy iluzję - rysunki, które trudno odróżnić od rzeczywistości.

Spójrzcie jakie świetne prace.