Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 marca 2015

O tym co trzeba, a co trzeba koniecznie

Początek nowego tygodnia niesie ze sobą huk spraw do załatwienia, więc będę załatwiać. Trzy wizyty, jakieś zakupy, jakieś porządki... A żeby sobie ulżyć i mniej odczuwać ciężary codzienności uciekam w marzenia. Jak mantrę powtarzam słowa mojego ulubionego Jonasza: Żeby coś się zdarzyło /Żeby mogło się zdarzyć” trzeba marzyć...

Obrazek ze specjalną dedykacją dla G., która ma teraz ciężkie dni. Trzymajcie się ciepło, jako i ja będę się trzymać.


































obrazek złowiony w sieci

niedziela, 29 marca 2015

Niedzielna prasówka

Przy porannej herbatce zajrzałam na bloga „TRZECIE DNO” i przeczytałam ostatni wpis zatytułowany „Pętla życia”. Autor bloga lubi oglądać życie od podszewki a ja lubię czytać jego teksty, ale... ten ostatni jakoś mnie zdołował. Cóż, przyznaję się bez bicia, że trudno mi zdobyć się na wyrozumiałość, gdy widzę, że ktoś tkwi w schemacie, który mu szkodzi i nie próbuje z niego wyjść. W moim życiu też pewnie są jakieś pętle, których dotychczas nie zobaczyłam, ale staram się żyć świadomie, udowadniając tezę, że życie bywa trudne, ale nie beznadziejne. Dlatego ciągle się uczę, bo: 

„Warto rozumieć życie – zarówno innych ludzi jak i swoje własne. Warto rozwijać się, zmieniać i poszerzać własną samoświadomość. I otwierać przed sobą możliwości innych życiowych wyborów. To prawda, że stare schematy i wypracowane niegdyś mechanizmy obronne są generalnie pozytywne i chronią nas przed dezintegracją. Ale mimo wszystko stanowią pewną pętlę życia. Zwykle nie warto jej gwałtownie rozrywać, a raczej delikatnie poluzowywać. Powoli otwierać przed sobą inne drogi rozwiązywania starych problemów. Aktywnie uczyć się, jak coraz lepiej wykorzystywać swój życiowy potencjał, zamiast biernie pozwalać, aby ta pętla stopniowo zaciskała się na szyi.” 

Dla relaksu przeczytałam wywiad z Marcinem Prokopem, który okazuje się być bardzo fajnym człowiekiem. Podoba mi się jego podejście do życia i stosunek do ludzi. Miło wiedzieć że wśród tzw gwiazd show-biznesu są też wartościowi ludzie, którzy w głowie mają mózg (a nie plastik i metki znanych projektantów) i sprawnie go używają. Co prawda, telewizji śniadaniowej nie oglądam, programów rozrywkowych, które prowadził, też nie widziałam, więc nie bardzo mogę ocenić pracę pana Marcina, ale felietony, które czytałam potwierdzają, że facet ma klasę. Miłej niedzieli Wam i sobie życzę.


















obrazki złowione w sieci

sobota, 28 marca 2015

Deszczowy dzień

„Zwykło się uważać za cud chodzenie po powierzchni wody czy unoszenie się w powietrzu, ale myślę, że prawdziwym cudem jest chodzenie po ziemi. Każdego dnia uczestniczymy w cudzie, z którego nawet nie zdajemy sobie sprawy: niebieskie niebo, białe chmury, zielone liście, ciekawskie oczy dziecka – nasze własne oczy. Wszy­stko jest cudem.” - Thich  Nhat Hannah 
A dzisiaj cudownie padał deszcz. Przez cały dzień w różnym natężeniu leciała z nieba woda - mżyło, kapało, lało... 

Ale mi  nie przeszkadzała ta pogoda, bo, po pierwsze primo, ja lubię deszcz, po drugie primo, po ostatnich słonecznych dniach przyszła pora na trochę wilgoci, po trzecie primo, świat obmyty deszczem zyskuje na urodzie, a po czwarte primo, musiałabym mieć „coś” z głową, żeby martwić się tym że pada. 
Nie wiem do końca, jak to jest z moją głową - podobno kretyni i wariaci są zawsze pewni, że nie odstają od normy - ale na pewno nie szukam na siłę powodów do narzekania na cokolwiek. Wolę cieszyć się z tego co mam. Dlatego włożyłam kalosze wzięłam parasol i poszłam na długi spacer. I wiecie co, było pięknie, szaro, mgliście, srebrzyście. Z kropelkami deszczu na twarzy chłonęłam piękno wczesnowiosennego krajobrazu i cieszyłam się, że mogę tak iść i iść... słuchając z iPada Beethovena albo deszczu z natury. Zresetowałam się i nabrałam chęci do życia. Czego i Wam z serca życzę. 

 

obrazki złowione w sieci



piątek, 27 marca 2015

Na spacerach ładuję akumulatory i łuskam fasolę z Myśliwskim


Pogada piękna, słonecznie i ciepło, więc próbuję reanimować swoje przyszłe zwłoki i wyprowadzam się na spacery. Odbieram Daniela z przedszkola i chodzimy sobie wespół w zespół podziwiając budzącą się do życia przyrodę. To bardzo nieskomplikowany sposób na osłodzenie sobie życia a ja coraz bardziej potrzebuję słodyczy. Ponieważ, albowiem, gdyż - poziom energii życiowej spadł mi do dolnych rejestrów stanów niskich i normalnie żyć się nie da. Budzę się rano i już jestem zmęczona jakbym przez noc taszczyła na własnych plecach ciężary całego świata. I jak tu wykrzesać z siebie choćby odrobinę entuzjazmu do życia? Jak? - pytam retorycznie.


Nie ja jedna tak mam po zimie, oj nie ja jedna, ale jakieś wątpliwe to pocieszenie. Zima zimą, ale poza tym, coraz bardziej dokuczają mi „siątki”, więc... żyje się trudniej. I chociaż nie składam broni, to walczyć ze sobą i światem też nie mam ochoty. A tu bez walki ani rusz, bo to, co kiedyś robiłam mimochodem, teraz wydaje się wyzwaniem przerastającym moje obecne możliwości. 


Myśliwski, którego czytam teraz ciurkiem, świetnie wyraził to, co ostatnio dość często czuję: "Chociaż powiem panu, kiedy sobie uprzytomnię, że cały świat razem ze mną wstaje, myje się, ubiera, nieraz chce mi się z powrotem do łóżka położyć i przynajmniej ten raz nie wstać czy już nie wstać w ogóle. Jakby jakieś przekleństwo wisiało nad człowiekiem, że każdego dnia musi wstać, umyć się, ubrać. Od tego samego miałby prawo czuć się zniechęcony do całego dnia, mimo że dzień się dopiero zaczyna, i do wszystkiego, co się w tym dniu zdarzy czy nie zdarzy. A teraz niech pan sobie wyobrazi, że przez całe życie tak. Ile to razy nawstawaliśmy się, namyli,naubierali i po co?" 
Bożeszszszty mój, jakby z ust mi wyjął te słowa. A tak na marginesie, to za „Traktat o łuskaniu fasoli” zabierałam się kilka lat, ale widocznie dopiero teraz przyszła odpowiednia pora. Cóż, czytam i pieję z zachwytu.


A wracając do meritum, świat pięknieje w oczach, więc głupio tak się poddawać marazmowi i bezsilności, dlatego jeszcze spróbuję, jeszcze powalczę, pójdę na bolących nogach na spacer... Co mam do stracenia? Skisnąć i zdziadzieć zawsze zdążę. A przecież nie ma gwarancji, że po zdziadzieniu będę równie urocza jak ten dziadek na zdjęciu poniżej, więc nie ma co, trzeba się starać.




































obrazki złowione w sieci

środa, 25 marca 2015

(...)























Cisza to nie zawsze spokój, ale cudnie jest znaleźć spokój w ciszy. Schować się pod zamkniętymi powiekami, pomilczeć, pomyśleć i popłynąć... Kiedy znudziło mi się wsłuchiwanie we własny oddech włączyłam sobie Beethovena, którego po długiej przerwie odkrywam na nowo. 

To właśnie robiłam dziś całe przedpołudnie. A teraz pora wziąć się za robotę. Święta coraz bliżej, więc trzeba ogarnąć chałupę i pomyśleć o jakichś świątecznych zakupach. Nie ma zmiłuj. 

Tym bardziej, że wyniki badań są całkiem dobre, więc odpadła jedna z istotnych przyczyn świątecznej wymuwkozy. No, ale pan doktor G. stracił w moich oczach, bo kto to widział tak mnie straszyć, jak ja i bez tego jestem przestraszona kiepskim stanem swoich przyszłych zwłok. Ale nic to. Nie dajemy się i żyjemy dalej. Serdeczności dla tych, których zmartwił mój ostatni wpis. 

obrazki złowione w sieci

poniedziałek, 23 marca 2015

Wpis terapeutyczny. Zaklinam los rzucając dupami
















Zaklinam los. Oj losie, losie... Mówią o tobie, że bywasz wredny. Wystawiasz ludzi dupą do wiatru a zapominasz dać skrzydeł. Ale coś się tak na mnie uparł? Staram się, sprostać temu co mi podrzucasz, rzadko się skarżę, więc mógłbyś być do cholery trochę milszy... bo wiesz, ja też mogę być wredna. Wiem, wiem... Gadam coś w stylu:”Gwałt niech się gwałtem odciska rzekła dupa do mrowiska”. Ale... spróbować nie zawadzi, więc wiedz, że jak jutrzejsze badania będą do dupy, to strzelam focha i zrywam współpracę. 

I jeszcze wyjaśnienie dla Kochanych Czytających. Piszę tego bloga głównie dla siebie, więc nie dziwcie się formie i treści, która czasami może wydać się dziwna. Przesyłam buziaki a Wy trzymajcie kciuki, żeby mnie jasny szlaczek w drobną pepitkę jutro nie trafił. I to by było na tyle, jak mawiał taki jeden Jan, którego mniemanologie lubię czytać.

wtorek, 17 marca 2015

Uff, ale romantycznie...




















No, może nie aż tak bardzo, jak na powyższym obrazku, bo ja bez papilotów, Ślubny bez piwa, kota (przynajmniej tego zewnętrznego) nie posiadamy, ale... reszta się zgadza. Spokojnie, pogodnie, wespół w zespół oglądaliśmy dziś wieczorem telewizję.

I wiecie co, fajnie było. Chyba głupieję, ludzie kochane... A może jednak nie... 


obrazek złowiony w sieci

piątek, 13 marca 2015

Poczytajmy o tym, co warto mówić innym



















Poranny przegląd prasy często zaczynam od portalu „na:temat”. Dzisiaj znalazłam tam ciekawy tekst pt. „12 rzeczy, które warto mówić innym” autorstwa Mateusza Grzesiaka. Przeczytałam i podpisuję się pod treścią wpisu obiema łapkami, bo rady w nim zawarte wcielam w życie od dawna. Ponieważ tekst jest warty zapamiętania i godny polecenia, więc kopiuję go na bloga i zachęcam do lektury. A teraz oddalam się, żeby czytać kodeksy, bo znowu za adwokata cholera będę robić i cieszę się tym jak pies pchłami, ale na ten temat rozwinę się innym razem.
 
* * *

12 rzeczy, które warto mówić innym

Ile z tego, co widać na zewnątrz, jest ukryte pod spodem? Naukowcy z programu Ants: Nature’s Secret Power wlali do mrowiska cement, by sprawdzić rzeczywisty jego rozmiar. Okazało się, że kolonia mrówek znajdowała się ok. 8 metrów pod ziemią na obszarze blisko 50 metrów kwadratowych (rozmiar 2-pokojowego mieszkania). Z kolei zasięg korzeni niektórych krzewów przekracza 10-krotnie zasięg korony, a jeden z największych budynków na świecie, 452-metrowe Petronas Towers w Kuala Lumpur, jest wspierany aż przez 104 kolumny o długościach nawet 114 metrów. W słynnej metaforze góry lodowej Zygmunta Freuda widzimy szczyt góry wystający nad powierzchnię wody, nie zdając sobie sprawy ani z rzeczywistego rozmiaru całości, ani z tego, jak głęboko ta góra sięga.

Tak samo jest z ludzkimi zachowaniami i niewidzialnymi motywacjami, z których wypływają te zachowania. Słyszymy więc często typowe słowa i zdania: „cześć”, „przepraszam”, „dzień dobry”, „jesteś fajny”, „zmień się” itd. i nadajemy im określone znaczenia. Podobnie na poziomie niewerbalnym mamy do czynienia z zupełnie normalnymi gestami czy ruchami, biorąc za pewnik, co oznacza dany uśmiech, mrugnięcie okiem albo uniesienie kciuka do góry. To, czego jednak zobaczyć nie możemy, to powód, dla którego ktoś się uśmiecha. Czy się boi i nerwowo zaciska zęby? Jest wprawnym manipulatorem, korzystającym z socjotechnik? Jest chwilowo szczęśliwy albo ma takie usposobienie? A jeśli przeprasza, to dlatego, że naprawdę ma wyrzuty sumienia czy jest tylko politycznie poprawny? I choć istnieją społeczne reguły gry mówiące o tym, że przepraszanie jest dobre, a przeklinanie złe, to przede wszystkim własna interpretacja intencji naszego rozmówcy nadaje określone znaczenie jego komunikacji.

Tutaj pojawia się wyzwanie. Po pierwsze, intencje są niewidzialne i jeśli nie dopytamy o nie, to nie będziemy wiedzieć, dlaczego to akurat mówi lub robi druga strona. Może mąż krzyczy na żonę, bo nie umie inaczej wyrażać zakłopotania? Po drugie, społeczeństwo, w którym żyjemy, narzuca nam określony sposób rozumienia danego słowa czy gestu, np. wyraz curva w języku hiszpańskim oznacza zakręt (a w językach słowiańskich coś zupełnie innego). Kciuk połączony z palcem wskazującym wcale nie oznacza w Turcji „OK”, ale mężczyznę homoseksualnego. Po trzecie wreszcie, mamy tendencję do stałego definiowania określonych zachowań, zapominając o tym, że ich znaczenie zależy właśnie od kontekstu i intencji. I dlatego świadomość, co kryje się pod spodem przekazu komunikacyjnego, ma kluczowe znaczenie dla jego skuteczności, a ta niewidzialna intencja decyduje o sposobie rozumienia Twych słów i zachowań przez odbiorcę.

Poniżej znajdziesz 12 krótkich zdań, które warto mówić ludziom, bo z całą pewnością chcą je usłyszeć. Ich wartość nie leży jedynie w samej mocy słów – jest ukryta w intencji, z którą je wypowiadasz. I to nią właśnie się kieruj, pozytywnie wpływając na swoje otoczenie.

1. „Świetnie to zrobiłeś”
Pozytywne wsparcie w polskiej kulturze, w której 80% ankietowanych systematycznie przeklina, hejting stanowi niemalże zasadę internetowej komunikacji, a poziom zaufania ludzi do siebie jest jednym z najniższych na świecie (jedynie 12% Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, iż większości ludzi można ufać; w Danii – 66%), świadomy i pozytywny feedback jest towarem szczególnie poszukiwanym. Entuzjastyczne, optymistyczne wsparcie pochwałą, uśmiechem czy prozaicznym przybiciem piątki wyraża uznanie dla czyjegoś osiągnięcia. Pokazuje przyjacielskie wsparcie, oducza zawiści, ukierunkowuje nagradzany mózg na kontynuowanie chwalonego zachowania. Nie omieszkaj każdego dnia zauważać u siebie, swoich bliskich i w pracy takich działań, które podsumujesz szczerym „Świetnie to zrobiłeś”.

2. „Wiem, że stać cię na więcej”

W psychologii istnieje kilka praw opisujących zależność wyniku od nastawienia nauczyciela (lidera, szefa). Efekt Rosenthala pokazuje, że ludzie chcą spełniać oczekiwania w nich pokładane – jeśli więc lider wierzy, że jego podopieczny może mieć lepszy wynik, podświadomie będą obaj do tego zmierzali – zarówno on jako prowadzący, jak i jego podopieczny (by nie zawieść nadziei w nim pokładanych).
Drugim prawem jest efekt Galatei – jeśli mamy pozytywne oczekiwania w stosunku do ludzi, to nawet mimo niesprzyjających warunków zaczynają się oni zgodnie z nimi zachowywać. Jego przeciwieństwem jest efekt Golema – ludzie zaczynają się zachowywać zgodnie z negatywnymi oczekiwaniami, nawet jeśli kontekst tego nie wymaga (np. pracownicy gorzej pracują, bo szef im wmawia, że się nie uda). Dlatego śmiało, w oparciu o optymistyczny zdrowy rozsądek, oczekuj postępów od swojego zespołu: „Wiem, że stać cię na więcej”.

3. „Wiem, że sobie poradzisz”
Nawet najtwardsi z najtwardszych mają momenty zwątpienia i gorsze chwile. Bo oczekiwany kontrakt nie wypalił, bo ważny pracownik zawiódł, bo dostawcy się spóźniają. W takich momentach potrzeba wsparcia. Ale nie tylko merytorycznego, czyli wiedzy o tym, jak rozwiązać dany problem – chodzi o wsparcie emocjonalne. O przekonanie, że nie jest się samemu w kłopotach. O zaufanie, że jest się razem na dobre i na złe. O wsparcie, którego wartość jest wprost proporcjonalna do obaw i innych negatywnych emocji związanych z przejściowym „dołkiem”. Bo wtedy właśnie mięsień cierpliwości i wytrzymałości jest testowany i dobrze jest usłyszeć od kogoś, że sobie poradzimy.

4. „Jak to proponujesz rozwiązać?”

Analityków diagnozujących problemy wśród pracowników nie brakuje – każdy doskonale wie, co nie działa. Ale sama diagnoza nie likwiduje choroby. Bez konstruktywnego znajdywania rozwiązań staje się narzekactwem, marudzeniem i prowadzi do utraty sprawczości, oddając kontrolę zewnętrznym okolicznościom. Kluczowe w takiej sytuacji staje się nauczenie nawykowego szukania rozwiązań, najlepiej minimum trzech. Dzięki temu diagnoza spełni swoją analityczną funkcję, a propozycje rozwiązań stworzą więcej opcji na przyszłość. Drugorzędna jest ich merytoryczna przydatność, bo ta przychodzi wraz z doświadczeniem; chodzi znacznie bardziej o naukę nawyków konstruktywnego myślenia, które z czasem będzie wypełniać się lepszą treścią.

5. „Przepraszam, myliłem się”

Przyznanie się do błędu nie jest oznaką słabości, ale siły. Zauważenie własnego przejawu głupoty jest przejawem mądrości, a okazanie wstydu – dowodem na odwagę. Lider, który poza dokonaniami merytorycznymi i uznaniem za wyniki potrafi także być ludzki, zdobędzie swój zespół sercem, a za sercem idzie się bardziej niż za pieniędzmi. Lider łączący siłę z wrażliwością jest człowiekiem przyszłości, bo jego własne zdanie i asertywność w jego bronieniu wraz z empatyczną otwartością na drugiego człowieka daje dostęp do większej ilości zasobów. Dlatego jeśli zdarzy ci się pomylić, nie unikaj konfrontacji ze swoją ludzką, nieidealną częścią: spójrz innym w oczy i przyznaj się do błędu. Zostanie to docenione.

6. „To będzie dobry dzień” i „Dzięki za dzisiaj”


Zgodnie z efektem pierwszeństwa mózg najlepiej zapamiętuje to, z czym miał do czynienia na początku, a idąc za efektem świeżości – także z tym, z czym zetknął się na końcu. Innymi słowy, kluczowe jest to, jak zaczynasz i jak kończysz, bo na tym skupią się Twoi ludzie. Jeśli więc wychodzisz z domu, mocno ucałuj rodzinę na pożegnanie, a po powrocie witaj się w równie ciepły sposób. Wchodząc do biura, powitaj wszystkich entuzjastycznie i rzuć motywacyjne: „To będzie dobry dzień”, a wychodząc, koniecznie podziękuj za udany dzień. Ta wdzięczność uwolni w ciele produkcję przeciwciał (wszyscy będą zdrowsi) i da zastrzyk endorfin (poczucie szczęścia). Najnowsze badania pokazują, że pracownicy nastawieni na szczęście przynoszą do firmy więcej pieniędzy niż ci, którzy chcą jedynie wyników.
7. „Kocham cię”
 Świadomość własnych potrzeb fizjologicznych i finansowych jest powszechna. A miłości? Bez niej dzieci chorują, dorośli wpadają w depresję lub nawet popełniają samobójstwa. I choć polskie społeczeństwo wyszło już z zabijających wrażliwość przekonań typu „prawdziwi mężczyźni nie płaczą”, to wciąż przeciętny Jan Kowalski nie jest świadomy tego, jak brać i jak dawać miłość. Daje ją więc tak, jak sam otrzymywał ją w dzieciństwie, czego nie rozumie mający inne doświadczenia partner. Skoro moja żona mi o tym nie mówi, to znaczy, że w ogóle nie widzi, jak bardzo poświęcam się rodzinie (żona uważa, że sam fakt bycia z nim już to oznacza). Skoro mój mąż nie zauważył, że byłam u fryzjera, to znaczy, że już go nie interesuję (mąż uważa, że dbanie o rodzinę jest oznaką miłości). Skoro mój tata ciężko pracuje i nie ma dla mnie czasu, to dlatego, że nie jestem dla niego ważny (tata okazuje miłość, ciężko pracując). Skoro szef tylko mnie krytykuje, to coś jest ze mną nie tak (szef w taki sposób rozumie okazywanie wiary w potencjał pracownika).
I choć w pracy zaspokajanie potrzeby miłości sprowadza się raczej tylko do uśmiechu i komentarza „świetna robota”, to jednak w rodzinie „kocham cię” powinno być równie popularne co „jestem głodny”. A często nie jest.

8. „Nie mam ochoty” 
Widać ich wszędzie. W parkach, gdy idą ze spuszczoną głową, a myślami są zupełnie gdzie indziej, bo poszli na spacer, na który nie mieli ochoty. W kawiarniach, gdzie siedzą ze wzrokiem utkwionym w telefonie, bo wyszli na randkę bez chęci na nią. Towarzyszą nieobecnym spojrzeniem dziecku w piaskownicy, mając poczucie straty czasu, bo nie stworzyli własnego modelu na bycie tatą i chcą robić to, co robią lubiące to mamy. W sylwestra piją alkohol, bo wypada się napić, choć krzywią się z niesmaku, albo palą papierosy w gimnazjum, bo chcą pokazać dorosłość. Uprawiają seks, wyjątkowo nudny, bo akurat tego dnia nie powiedzieli „nie mam ochoty”. A ochota jest właśnie tym niewidzialnym powodem, który da radość ze spaceru i świeżego powietrza. Który zapala do rozmowy przy kawie. Daje radość z zabawy z dzieckiem i wczuwania się w jego potrzeby. Pozwala zrobić toast niegazowaną wodą, rozmawiać z palaczami bez zaciągania dymka, pójść spać po daniu krótkiego pocałunku bez wyrzutów sumienia. Bardziej przykre jest oszukiwanie siebie i kogoś w imię bycia miłym niż uczciwe przedstawienie swojej motywacji.

9. „Plan jest następujący”
Poczucie bezpieczeństwa bezpośrednio wiąże się z możliwością wpływania na przebieg zdarzeń. Jeśli dodać do tego psychologiczny fakt, że jednym z największych ludzkich lęków jest lęk przed nieznanym, słowa „plan jest następujący” stają się ważnym narzędziem eliminowania niepewności. Im więcej można przewidzieć, tym większe poczucie kontroli. Na lotnisku amerykańskim oficer TSA w przypadku kontroli osobistej przed jej rozpoczęciem musi powiedzieć pasażerowi, co zrobi krok po kroku i w jakim celu. Wizyta w gabinecie lekarskim będzie łatwiejsza dla pacjenta znającego kolejność procedur, a pracownik opowiadający o etapach rozwiązania problemu uspokoi stargane nerwy szefa. Nawet telemarketer dzwoniący do klienta byłby skuteczniejszy, gdyby zamiast pytania o czas na rozmowę skonkretyzował komunikat i poprosił o dwie minuty. Przewidywalność daje poczucie bezpieczeństwa.

10. „Jak mogę pomóc?”
 
Pomaganie innym, poza oczywistymi kwestiami altruizmu i lepszego samopoczucia, ma dodatkowe korzyści. Zasada wzajemności nakazuje zrewanżować się pomocą temu, kto jej udzielił. Teorie wymiany w psychologii, choć ograniczające relacje międzyludzkie do wartości materialnych, podkreślają społeczną opłacalność pomagania. Bycie pomocnym motywuje samego dającego (a w momencie obdarowywania organizm podnosi poziom endorfin – hormonu szczęścia) i wywołuje uczucie wdzięczności u obdarowywanego. Pozwala szybciej piąć się po szczeblach kariery, bo pomaga organizacji rozwiązywać problemy. Buduje przedsiębiorcze, proaktywnie podejście do życia kształtujące docelową rzeczywistość i konfrontuje się z problemami, zamiast od nich uciekać. Warto więc pytać, jak można pomóc.

11. „Dowiem się”

Oto strategia pracownika, który nie wie, jak odpowiedzieć na pytanie szefa: użyć słów „dowiem się”. Jest skuteczna, bo prowadzi do aktywnego działania i gwarantuje szukanie rozwiązań. Odpowiedź „nie wiem” ma charakter diagnostyczny i opisuje istniejący stan rzeczy bez dokonywania w nim zmian. Jeśli do „nie wiem” doda się brak zainteresowania, powstanie: „to nie moja sprawa”, które odbiera sprawczość, pokazuje brak zaangażowania, odbiera nadzieję na uzyskanie pomocy. Tytułowe wyrażenie skłania do szukania rozwiązań, daje kontrolę nad sytuacją, wyznacza cel, umożliwia podjęcie działania. Pozwala też uniknąć kojarzonego w niektórych społeczeństwach (np. polskim, ale nie amerykańskim) poczucia wstydu związanego z niewiedzą.

12. „Dziękuję” i „Proszę bardzo”

Szczęście definiuje się jako umiejętność cieszenia się tym, co się ma. W trendzie wszechobecnego sukcesu, skupionego na „byciu kimś lepszym” i „posiadaniu więcej”, nie ma miejsca na zauważanie tego, jak wiele już się ma. A warto – badania wykazały (prof. Robert Emmons z University of California, Davis), że wdzięczność pobudza mózg do wydzielania hormonów szczęścia. Zamiast śrubować poziomy, od których zaczyna się dziękować, warto wrócić do najważniejszych fundamentów – zdrowia, rodziny, przyjaciół, pracy. I traktować nawet mniej istotne zachowania jako przejaw dobroci, kwitując je właśnie krótkim „dziękuję”.

Dlatego dziękuję ci, Drogi Czytelniku, że dotarłeś do końca tego artykułu. Zapraszam cię do kolejnych, które – jak zawsze – z chęcią napiszę, wierząc, że okażą się pomocne.
Wszystkiego najlepszego :-)

 obrazek złowiony w sieci

czwartek, 12 marca 2015

Niestety



Zadzwoniłam, odebrała, chwilę rozmawiałyśmy, właściwie to ja gadałam, bo jej się nie chce nawet nic mówić. Znam ten ten stan, kiedy jest się tak zmęczonym życiem, że nie ma się siły podnieść głowy. I nie chce się słuchać dobrych rad, szczególnie od tych, którzy mówią: weź się w garść. A tu nie ma się wystarczająco dużej garści, żeby móc pozbierać w nią ogrom wciągającej jak bagno beznadziei. I co wtedy? Każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Czy na przekór wszystkiemu zdobędzie się na wysiłek, żeby podnieść głowę, spojrzeć w niebo i uwierzyć, że tam jest gdzieś słońce, nawet jeżeli w tej chwili zakryte czarnymi chmurami, czy zostanie tam gdzie jest. Niestety, często najtrudniej jest uwierzyć, że mamy jeszcze jakikolwiek wybór, postawić sobie cel, choćby najmniejszy. Przykro mi, bo wiem jakie to trudne, bo w niczym nie mogę pomóc.

obrazek złowiony w sieci

poniedziałek, 9 marca 2015

Wywiad z Krzysztofem Pieczyńskim





















Przeczytałam wywiad z Krzysztofem Pieczyńskim (tu) i nie wiem co o tym myśleć. Próbując zrozumieć, wciąż pozostaję „zmieszana nie wstrząśnięta”, albowiem, ponieważ, gdyż...

Z jednej strony, nie sposób nie przyznać aktorowi racji, że Kościół jako instytucja ma ma dużo za dużo na sumieniu i powinien mocno uderzyć się w piersi. Ale, z drugiej strony, chrześcijaństwo, jako przyczyna całego zła na świecie? No, chyba jednak nie. 

I jeszcze to demonizowanie przez Pieczyńskiego roli symboli religijnych... jak dla mnie, jakieś to nawiedzone, fanatyczne.

Kościółkowi, zwani popularnie moherowymi beretami, winszują sobie krzyża w każdym miejscu, gardłują za obecnością Kościoła w każdym aspekcie życia społecznego (nawet tego pod kołdrą) a stojący w opozycji Pieczyński, z hipokryzją i świętoszkowatością godną najbardziej przebiegłego jezuity, stwierdza, że nie narzuca się ze swoimi poglądami, niczego nie chce wymuszać, ale... wszelkie symbole i przejawy religijności chce zamknąć na dobre za drzwiami kościoła, bo w innym wypadku czuje się atakowany, nawet bardzo.

A mi nie pasuje ani to ani tamto. Chociaż... w sposobie wyrażania swoich poglądów Pieczyński jest mi o niebo bliższy od prawdziwego katolika okładającego niewiernych różańcem po plecach. Wywiad zapisałam, bo mimo wszystko ciekawy i jeszcze do niego wrócę. 

obrazek złowiony w sieci

Świętowałam...



Mój wnuk miał wczoraj urodziny - skończył 4 lata. Zazwyczaj przy takiej okazji oprócz życzeń pojawia się refleksja nad upływem czasu i pytanie: Kiedy to minęło? Mam szczęście, bo wiem kiedy. Sercem byłam obecna w każdym z tych 1461 dni życia mojego wnuka, fizycznie niewiele mniej. To dla mnie ogromna radość i wielki przywilej.

Dorastaj kochanie, obrastaj w piórka, żebyś miał z czego zrobić skrzydła – powiedziałam, składając Danielowi urodzinowe życzenia. A sobie życzyłam czasu, żebym mogła jak najdłużej być obecna w jego życiu.

Obchodziłam też Dzień Kobiet, a co będę sobie żałować. Dostałam kwiaty od męża i zięcia, wnuk dał buziaka i laurkę, więc czuję się doceniona. Być kobietą, to też być matką, żoną, babką, przyjaciółką; jest się z czego cieszyć, więc się cieszę, na całego i z przytupem.  Czytelniczkom tego bloga życzę również wszystkiego najmilszego. Duża buźka. 





obrazek złowiony w sieci

sobota, 7 marca 2015

Patrzę, słucham, jestem...




Niebieskoszare niebo z kropelką kobaltu, gdzieniegdzie jaśniejsze białe plamy z delikatną malinową poświatą. A na tym tle pajęczyny czarnych gałązek uśpionej zimowym snem lipy. Od czasu do czasu, pomiędzy wolno płynącymi chmurami, przemykają czarne wirujące punkciki, to stada wron albo kawek, nie wiem dokładnie, bo są za daleko i za wysoko.  Widać, że bardzo się śpieszą. Obraz za oknem ciemnieje, wysyca się. Nikną szarości i jasne plamy, zacierają się kontury chmur. Z każdą chwilą niebo staje się bardziej atramentowoniebieskie. Gałęzie drzew tracą na wyrazistości, jakby oddawały niebu część swojego koloru. Zapada noc. 

Spoglądam na zegarek i okazuje się, że, odkąd zaczęłam gapić się w okno, minęło sporo czasu. Cieszę się, że mam luksus w postaci czasu; czasu dla siebie, czasu na życie, czasu na obserwowanie otaczającego mnie świata. I, jeszcze jedno, cieszę się bardzo, że to wciąż mnie cieszy. Życie ma tak wiele do zaoferowania, wystarczy tylko otworzyć oczy i serce. 


                                        

obrazki złowione w sieci

wtorek, 3 marca 2015

Czas dla duszy




Na dworze szaroburo, ponuro, siąpi deszcz na zmianę z wątłym śnieżkiem. Pogoda, jak pogoda, ani dobra, ani zła, marcowa. Na blaszany parapet ścieka woda wystukując nieregularny rytm: puk, puk...puk puk puk... 

Nie pamiętam, czy gdzieś to usłyszałam czy może sama wpadłam na to porównanie, że deszcz jest jak płacz duszy. A dzisiaj rozlał się we mnie łagodny smutek taki co to nie boli, a jedynie oczyszcza, jest tęsknotą za czymś, ale za czym... Nie wiem. Może za tym, żeby częściej znajdować czas dla duszy, żeby lepiej ją poznać... Jednego jestem pewna; w każdym przypadku balsamem na moją duszę są wiersze Wisławy Szymborskiej.


* * *
Duszę się miewa.
Nikt nie ma jej bez przerwy
i na zawsze.

Dzień za dniem,
rok za rokiem
może bez niej minąć.

Czasem tylko w zachwytach
i lękach dzieciństwa
zagnieżdża się na dłużej.
Czasem tylko w zdziwieniu,
że jesteśmy starzy.

Rzadko nam asystuje
podczas zajęć żmudnych,
jak przesuwanie mebli,
dźwiganie walizek
czy przemierzanie drogi w ciasnych butach.

Przy wypełnianiu ankiet
i siekaniu mięsa
z reguły ma wychodne.

Na tysiąc naszych rozmów
uczestniczy w jednej,
a i to niekoniecznie,
bo woli milczenie.
Kiedy ciało zaczyna nas boleć i boleć,
cichcem schodzi z dyżuru.

Jest wybredna:
niechętnie widzi nas w tłumie,
mierzi ja nasza walka o byle przewagę
I terkot interesów.

Radość i smutek
to nie są dla niej dwa różne uczucia.
Tylko w ich połączeniu
jest przy nas obecna.

Możemy na nią liczyć,
kiedy niczego nie jesteśmy pewni,
a wszystkiego ciekawi.

Z przedmiotów materialnych
lubi zegary z wahadłem
i lustra, które pracują gorliwie,
nawet gdy nikt nie patrzy.

Nie mówi skąd przybywa
i kiedy znowu nam zniknie,
ale wyraźnie czeka na takie pytania.

Wygląda na to,
że tak jak ona nam,
również i my
jesteśmy jej na coś potrzebni. 


obrazki złowione w sieci 

poniedziałek, 2 marca 2015

Wiem




Tak, wiem jaka jestem, bo od długiego czasu bardzo uważnie przyglądam się sobie . Moja wiedza może nie jest pełna, bo żaden człowiek nie zna siebie w 100%, ale wiem o sobie całkiem dużo. Jednak jak wykorzystuję tę wiedzę, to już zupełnie inna sprawa. Sądzę, że w tej kwestii nie różnię się chyba specjalnie od ogółu.


I tak, niby wiem, że nie powinnam czegoś robić, bo to mi nie służy, bo potem się na siebie złoszczę, bo obiecałam sobie, że już nigdy więcej, ale... puszczam stery i lecę gdzie wiatr mnie poniesie. A czemuż to, czemuż ludu drogi? Bo głupia jakaś jestem i łudzę się, że to samo działanie przyniesie inne rezultaty i będzie inaczej? Bo nie dość siebie kocham, żeby sobie nie odpuszczać i mądrze o siebie zadbać? Bo inni też tak robią i jakoś żyją? Bo nie zawsze można robić tylko to co się chce? Bo takie czasy?  

Bez względu na to, jak mądrze i prawdziwie odpowiedziałabym sobie na te pytania, i tak niewiele to  zmieni na lepsze. Wiedza ma znaczenie kiedy się z niej robi użytek. Mieć dużą wiedzę, to nie to samo co być mądrym. A ja właśnie nie skorzystałam z posiadanej wiedzy i dałam się wrobić w sprawę, przez którą straciłam mnóstwo czasu i energii. Jestem za to na siebie zła. Znowu zrobiłam coś wbrew sobie, bo zamiast posłać taką jedną na drzewo dałam się wykorzystać. No ale nie posłałam, więc na koniec powinnam rozwinąć tytuł wpisu i dodać: wiem, ale i tak jestem głupia.
 

A teraz, jak już wyrzuciłam co mi leżało na wątrobie, pora poprawić sobie nastrój. Dlatego egoistycznie i z pełną premedytacją oleję papierzyska, którymi miałam się zająć, zignoruję szansę na udział w wyścigu po tytuł perfekcyjnej pani domu (ha, ha, haa – gdyby ktoś się nabrał, że miałabym w tej dziedzinie jakieś szanse) i zakoleguję się z niejakim Wiesławem Myśliwskim. No to włażę pod kocyk (sama) i popijając herbatkę, posłucham  spektaklu Teatru Polskiego pt. „Drzewo”. 




obrazki złowione w sieci