Szukaj na tym blogu

piątek, 29 marca 2013

Wesołego Alleluja




   
Wszystkim Czytelnikom mojego bloga     składam życzenia zdrowych i radosnych Świąt Bożego Zmartwychwstania, przeżytych w spokoju i miłości w gronie bliskich osób. Smacznego jajka, mokrego dyngusa i miłych upominków od wielkanocnego zajączka.
                                              Barbara
              

-->

czwartek, 28 marca 2013

Trzeba przyglądać się swoim myślom

 
znalezione w sieci
Po wczorajszym dobrym nastroju dziś rano nie było śladu. Obudziłam się jakaś przygnębiona i niezadowolona. Nie wydarzyło się nic takiego, co tłumaczyłoby mój wisielczy humor, więc zaczęłam się zastanawiać ki diabeł w tym siedzi. Jednak nie miałam czasu rozwinąć się w dzieleniu włosa na czworo, bo z zadumy wyrwało mnie walenie do drzwi. Przed drzwiami stał hydraulik ze spółdzielni, który powiedział, że musi sprawdzić moją łazienkę, bo zalewam sąsiadkę.

 Na pierwszy rzut oka w łazience wszystko było w porządku, żadnej wody, ale hydraulik rzucił okiem raz jeszcze i wypatrzył cienką strużkę wody przy kranie nad zlewem. Na szczęście ze sklepu wrócił Ślubny i zajął się cieknącym kranem. A ja mogłam dalej dociekać, co też mnie gniecie, skąd to zniechęcenie i poranny brak entuzjazmu do życia.
  • No to pięknie, trzeba skuć kilka płytek i wymienić baterię – poinformował Ślubny, patrząc na mnie spode łba jakbym była czemuś winna.
  • Żartujesz. Przed świętami chcesz rozbebeszać łazienkę? Nie wystarczy wymienić uszczelki?
  • Nie wystarczy, uszkodzenie tkwi głębiej – skwitował krótko, a ja skisłam jeszcze bardziej.

Nie dość że paskudnie się czuję, to jeszcze przybył mi kolejny kłopot – pomyślałam z pretensją bliżej nie wiadomo do kogo. Ale z drugiej strony, to tylko kłopot. A przecież mogło być gorzej, mogło zalać całe mieszkanie. Zamiast przeżuwać swoje niezadowolenie skupiłam się na tym, co trzeba zrobić. Baterię i tak mieliśmy zamiar wymienić, więc to niewielka strata. W piwnicy mamy kilka zapasowych płytek, to będzie czym załatać dziury. Mieszkanie ubezpieczone, więc nie będzie trzeba ponosić kosztów malowania łazienki sąsiadki. A do soboty Ślubny powinien zdążyć wszystko naprawić. Wniosek - nie jest tak źle.

I tak, rzeczywisty problem jakoś odsunął na bok emocjonalny dołek. Zjadłam pyszne śniadanie, przeczytałam relację z podróży mojej ulubionej koleżanki Joli i do południa zapomniałam, że nie wiedzieć czemu rano było mi źle. 

Natura ludzka ma to do siebie, że emocje dają nam poczucie szczęścia, ale mogą też nas unieszczęśliwiać. Dlatego dobrze jest pamiętać, że emocje przychodzą i odchodzą, więc nie powinno się traktować ich zbyt poważnie. Nie należy ich tłumić, ale też nie trzeba się od nich uzależniać. Warto się zastanowić z czego wynikają, co za sobą niosą, a potem nad nimi panować. Stoicki spokój pomaga ogarnąć emocje i racjonalnie z nimi postępować.

A tak a propos stoików. Marek Aureliusz twierdził, że „Nasze życie jest takim, jakim uczyniły je nasze myśli.” I trudno się z tym nie zgodzić. Dlatego, żeby mieć dobre życie trzeba starać się myśleć pozytywnie, bez zawieszania się tylko na tym co jest nie takie jakbyśmy chcieli. 

Świetną myślo-odsiewnią jest medytacja. Myśli sobie płyną a my się przyglądamy, nie nadając im szczególnego znaczenia, pamiętając, że my to nie tylko nasze myśli, to coś znacznie więcej. Pogodnych myśli życzę wszystkim i sobie samej.

znalezione w sieci

środa, 27 marca 2013

Puszczam pędy

 
znalezione w sieci

Wiosny nie ma, zima trzyma, a ja zakorzeniam się w życiu i puszczam pędy.  Mimo nie najlepszej passy chce mi się żyć. Znowu mam parę pomysłów na to, co i jak będę robić, żeby życie było więcej niż znośne. W sferze niematerialnej pomysły są prostsze do zrealizowania, wystarczy bardzo chcieć. Trochę inaczej wygląda sprawa z  bardziej przyziemną stroną życia. Nie jestem materialistką, ale bez kochanych pieniążków trudno żyć, więc staram się co nieco dorobić, a to niełatwe zadanie. Sama nie wiem dokładnie, jak to się dzieje, że wciąż znajduję w sobie siłę, żeby co dzień rozpoczynać życie na nowo, z nadzieją, że będzie dobrze.

Nie staram się zaczarować rzeczywistości, nie napędzam się udawanym optymizmem, nie bagatelizuję problemów, bo wiem, że takie zachowania pozbawione sensu. Zamiast tego biorę z życia co się da, nie płaczę nad rozlanym mlekiem i godzę się z tym, na co zupełnie nie mam wpływu. 

Jak to wygląda w praktyce? Pierwszy z brzegu przykład. Nie mogę pracować zawodowo, bo jestem chora, ale jak trafia się okazja, to w miarę moich możliwości dorabiam. Skoro nie muszę gonić za robotą, to mam więcej czasu dla siebie i bliskich. Dzięki temu, że mogę cieszyć się bliskością, czuję zadowolenie z życia i mam siłę, żeby cierpliwie znosić kuksańce losu i mierzyć się z nim jak równy z równym. Dzięki temu, że wyszłam już z wielu trudnych sytuacji, wiem że jakoś dam sobie radę, więc próbuję zmieniać to, co zmienić mogę. I dlatego biorę z życia co się da. I tu koło się zamyka. Proste? Nie zawsze najprostsze, ale możliwe. Wiem, bo sprawdziłam na sobie. O rany, znowu gadam jak ciotka dobra rada. Trudno, uprzedzałam, że każdy, kto czyta bloga, robi to na swoją odpowiedzialność.

A dzięki temu słodziakowi mój świat jest piękniejszy.

Daj, to ci dam kwiatka


Na pierwsze imię mam Daniel, na drugie amant


czwartek, 21 marca 2013

Kontrowersyjny poseł Palikot i nietykalna poślina Pawłowicz Krystyna

 
Surfując po sieci, zahaczyłam okiem informację dotyczącą pracy sejmowej komisji etyki poselskiej. Zainteresowałam się, bo moim zdaniem z etyką u posłów kiepściutko a posłanka Krystyna Pawłowicz jest tego najlepszym przykładem.

I, cóż ja czytam? Posłanka Pawłowicz nie stawiła się na posiedzenie, na którym rzeczona komisja miała ocenić jej wypowiedzi a zamiast tego przysłała list. We wspomnianym liście wytłumaczyła swoją nieobecność tym, że nie zgadza się aby komisja zajmowała się jej zachowaniem. Tym bardziej, że ona na pewno ma rację i stoi za nią prawo (co z tego że niemieckie i przedwojenne), a wnioskodawca ukarania jej to, uwaga – smaczek: rozpoznawalny w polskiej publicystyce poseł „ze świńskim ryjem i penisem”.

No proszę. Palikot kontrowersyjny polityk, bon vivant z kozackim loczkiem, szpanujący na Pogrzebie Szymborskiej białym berecikiem, wg posłanki Pawłowicz ma świński ryj i penisa. A posłanka Krysia jest bardzo czuła na punkcie urody. I tak, jak nie podobała się jej Anna Grodzka, która nie jest dla niej panią, bo ma „twarz boksera”, tak teraz nie podoba się jej przednia część głowy Janusza Palikota. I kto jej zabroni? Krysia chyba uważa że nikt. Ale z tymi pretensjami o penisa, to już chyba przesadziła. W końcu Palikot to mężczyzna, więc posiadanie przez niego penisa jest w pełni zgodne z naturą, do której często odwołuje się posłanka Krysia, i zwalnia rzeczonego z obowiązku tłumaczenia się komukolwiek z tego, co ten ma w spodniach.

Domniemana pani profesor Pawłowicz, bo podobno ten tytuł profesorski został przez nią przywłaszczony, nie ma twarzy boksera, penisa też z pewnością nie ma, ale ma za to cojones, żeby mówić co myśli, walczyć z każdym z kim walczyć zechce, nawet z rozumem, i za nic mieć zdanie innych. Ale jakoś jej nie podziwiam (chociaż lubię ludzi mających własne zdanie), wprost przeciwnie – irytuje mnie ta baba z jajami.

Palikot też coraz bardziej mi się nie podoba, bo zatracił już umiar w byciu oszołomem. Jego ostatnie pomysły - z prawem wyborczym od 16-go roku życia i przyzwoleniem na seks małolatów - świadczą dobitnie, że facet stracił kontakt z rozumem. 

A tak na marginesie. Czyż oni nie są do siebie podobni? Ta sama siła wyrazu.

znalezione w sieci










znalezione w sieci



Szła, szła i przyszła. Na razie jest w kalendarzu.

















Wiosna szła szła i przyszła 20 marca o godzinie 2013 roku. Jest!!! Na razie tylko w kalendarzu. Ale tylko patrzeć, jak wszystko w przyrodzie zacznie się odradzać. Spod zbutwiałych liści wychylą się główki kwiatów, drzewa pokryją się lepkimi pąkami, ptaki uwiją nowe gniazda a niebo stanie się bardziej błękitne. Cieszę się na to wszystko i już nie mogę się doczekać.

Póki co zbieram siły i marzę jak to będzie, gdy wreszcie przyjdzie prawdziwa wiosna. Mam zamiar się nią cieszyć, więc pośpiesznie robię porządki, pozbywając się zimowych smętów z głowy i zimowych ciuchów z szafy. Nowe potrzebuje miejsca. 

Przy okazji wietrzenia szafy pozbędę się paru ciuchów, które już mi się opatrzyły, może posłużą komu innemu. Na maszynie do szycia czeka na przeróbkę sukienka, więc jeżeli chcę się w nią ubrać na świąteczne śniadanie, to najwyższa pora wziąć się szycie. Dla podrasowania garderoby kupiłam sobie dwa kołnierzyki, bo kołnierzyki lubię od zawsze a teraz znów są modne. Jak przyjdzie przesyłka, to pochwalę się wiosenną stylizacją.

Wszystkich, którzy zaglądają na bloga namawiam, żeby tej wiosny znaleźli siłę, chęci i mądrość aby uczyć się życia od natury.






wtorek, 19 marca 2013

O czym przypomniał papież Franciszek

 
znalezione w sieci
Zima nas lubi i na razie nie wybiera się za morza. Temperatura skacze góra-dół, w nocy dwu stopniowy mróz, w dzień odwilż, miasto zasypane śniegiem. 




Na świecie się dzieje a u mnie w domu spokój, stara bida, bo na szczęście nie przybyło nic nowego, co by uczyniło nasze życie trudniejszym. Dlatego grzejemy się ze Ślubnym w ciepełku domowego ogniska i cieszymy się z tego co mamy. A mamy całkiem sporo. Wciąż jesteśmy razem, mamy blisko córkę i jej rodzinę, mamy wygodne mieszkanie, wystarcza nam pieniędzy na rachunki i małe przyjemności, jest parę osób z którymi nam po drodze, więc aż chce się powiedzieć oby tak dalej, oby nie było gorzej.

Rano oglądaliśmy ze Ślubnym inaugurację pontyfikatu papieża Franciszka. Kiedy w trakcie homilii papież mówił o rodzinie, zachęcał do okazywania sobie miłości, dobroci, opiekowania się sobą nawzajem, Ślubny spytał mnie: „Dlaczego on mówi o takich oczywistych rzeczach?” No właśnie, dlaczego? Bo trzeba ludziom przypominać co się naprawdę w życiu liczy? Bo nie dla wszystkich jest oczywiste, że bycie z drugim człowiekiem powinno być nacechowane troską o wspólne dobro? Bo w pogoni za władzą, materialnym dobrobytem, wygodnym życiem, ludzie zapominają kim są i co tak naprawdę może dać im spokój i szczęście? Moim zdaniem, o tym wszystkim trzeba mówić i papież to zrobił.

Zawiódł pewnie tych, którzy oczekiwali że homilia, na mszy inaugurującej pontyfikat, będzie swoistym expose głowy Kościoła Katolickiego. A tu nic z tych rzeczy. Papież Franciszek, odniósł się do czytań i skupił się przede wszystkim na tym jak wiara powinna przekładać się na życie oraz stosunek do drugiego człowieka i do natury. Nie pohukiwał, że Kościół jest dyskryminowany a wierzący są gnębieni, nie straszył, modlił się za wszystkich ludzi, bez różnicowania ich na tych lepszych bo naszych i gorszych bo inaczej myślących. Mam nadzieję, że papież Franciszek będzie miał wystarczająco dużo czasu i siły, żeby naprawić w Kościele to, co niektórzy księża i purpuraci zepsuli. I tej nadziei będę się trzymać. 

znalezione w sieci

poniedziałek, 18 marca 2013

Znaki na niebie



Zima żegna się z przytupem, ale za dwa dni początek astronomicznej wiosny, więc nie ma co narzekać. Poza tym, zawsze powtarzam, że gdybym mogła narzekać jedynie na pogodę, to byłoby bardzo dobrze. 




 Niestety, powodów do narzekania mi nie brakuje. Moje zdrowie ciągle ma się gorzej ode mnie, więc testuję na swoim organizmie kolejny lek, który jak dotąd, bo mam nadzieję że to się zmieni, mnie nie uleczył. Lista spraw do załatwienia ciągle się wydłuża a ja grzeję kości pod kocykiem, czekając aż przestanę czuć z ilu kości składa się mój kręgosłup. Inna sprawa, że nawymyślałam sobie trochę rzeczy do zrobienia, bo miałam więcej czasu na myślenie. Teraz czekam na poprawę zdrowia i jak przyjdzie, to wezmę się za robotę aż będzie furczało.

Póki co, korzystam z tego, że mam czas dla siebie i na przyglądanie się światu. A jest na czym oko zawiesić. Kto by pomyślał, że nad Lublinem będzie widoczna zorza polarna? Ja nie pomyślałam, ale zobaczyłam roziskrzone niebo z różową poświatą. Nie był to widok tak spektakularny, jak ten, który z Norwegii przysłała mi koleżanka, ale też piękny. Szkoda, że zamieszczone zdjęcie nie oddaje magicznej urody tamtej chwili, bo była to tylko chwila.














Jak jesteśmy przy pięknych zjawiskach na niebie, to jest jeszcze anioł z Florydy, który ukazał się po wyborze nowego papieża. 

zdjęcie z sieci


zdjęcie z sieci





















Czy to cuda? Być może, bo niby dlaczego nie. Einstein twierdził, że w życiu są dwie drogi, jedna to uważać, że nic nie jest cudem, druga, że wszystko jest cudem. Ja jestem na tej drugiej. Lubię patrzeć z zachwytem na to, co mnie otacza. Lubię wierzyć, że wszystko ma swoje logiczne uzasadnienie nawet to, co z pozoru jest dziełem przypadku. 

Piorun, który uderzył w Bazylikę św. Piotra w dniu ogłoszenia abdykacji przez papieża Benedykta XVI. Może to odpowiedź na pytania o kondycję KK. Bo ile razy wiernym cisnęło się na usta pytanie:Boże, Ty to widzisz i nie grzmisz? No to zagrzmiał.


zdjęcie z sieci













Mewa na kominie Kaplicy Sykstyńskiej, która przed wyborem papieża Franciszka usiadła na kominie. Podobno mewa traktowana jest przez niektórych jako symbol nieszczęścia, ale dla innych jest symbolem wolności, podróży. Mam nadzieję, że prawdziwsza okaże się ta druga wersja. Tym bardziej, że papież Franciszek wydaje się być bardziej kapłanem niż celebrującym urząd dostojnikiem.








zdjęcia z sieci























Tęcza nad Oświęcimem, gdy modlił się tam papież Benedykt XVI. To wszystko może być znakiem, że Bóg, natura, człowiek, wzajemnie się przenikają, są ze sobą w relacji.


czwartek, 14 marca 2013

Nowy papież Franciszek i stare problemy Kościoła

 
Wybrano nowego papieża, papież przyjął imię Franciszek, życie toczy się dalej. 


Mam nadzieję, że papież Franciszek będzie dobrym pasterzem, który wzorem swoich patronów św. Franciszka z Asyżu i św. Franciszka Ksawerego, będzie się skupiał na ewangelizacji i prawdziwej dbałości o wiernych, a także, ukróci praktyki purpuratów i księży, dla których Pan Bóg jest tylko dodatkiem do kościelnego interesu.

Mam nadzieję, bo jeżeli Kościół instytucjonalny się nie zmieni, to coraz mniej będzie w nim wiernych. Już teraz wielu odchodzi. A ci odchodzący, chociaż deklarują wiarę w Boga, to nie chcą mieć nic wspólnego z księżmi, których posługa daleka jest od zasad wiary. Przykładów złych księży nie brakuje a media robią im darmową reklamę. Moim zdaniem, jeden pazerny, niedokształcony ksiądz, który chce trzymać rząd dusz a nie radzi sobie ze swoją duszą, jest gorszy od stu wojujących ateistów. Z resztą nie jest wykluczone, że gdyby mniej było złych księży, to ubyłoby też ateistów. Niestety źli księża nawracający kijem, dający swoim zachowaniem jak najgorszy przykład, najbardziej krzykliwie „bronią wiary”. Taki o. Tadeusz Rydzyk, to najzręczniejszy pomocnik Belzebuba. Jednak większość hierarchów polskiego Kościoła traktuje go jak nietykalnego. Dlaczego? Czyżby dlatego, że Rydzyk umie robić pieniądze? A może z obawy, że próby okiełznania Rydzyka skończyły by się tym, że ten zręczny manipulator odwróciłby się od KK i stworzyłby swój własny kościół? W Polsce nie brakuje ludzi sfrustrowanych, wykluczonych i przepełnionych niechęcią do bliźnich. I to oni są oddanymi fanami o. Dyrektora. Jest też paru biskupów, którym ewangelizacja myli się niechętną człowiekowi dyktaturą. Dlatego są tacy co odchodzą od wiary, bo nie widzą dla siebie miejsca w Kościele, w którym łatwiej jest o pogardę aniżeli o miłość.

Mniej mówi się o tych kapłanach, którzy żyją zgodnie z zasadami wiary chrześcijańskiej. Dobro gorzej się sprzedaje, nie jest nachalne, więc mniej o nim słychać. A przecież jest wielu księży, którzy zasługują na to, żeby nazywano ich kapłanami. Co znamienne, oni nie namawiają do walki w obronie wiary, nie widzą wszędzie spisku, kierują się miłością a nie suchą doktryną, szanują wierzących na równi z niewierzącymi, są otwarci na dialog i w każdym człowieku szukają dobra. To właśnie tacy księża są nadzieją Kościoła, bez nich Kościół nie ma racji bytu.

Jeden z nich to ks. Wojciech Lemański. Gdyby jemu podobni mieli władzę w Kościele, to kondycja KK byłaby o wiele lepsza, można nawet powiedzieć o niebo lepsza.

Oto link do tekstu ks. Wojciecha Lemańskiego i wiersz, który chętnie przekazałabym nowemu papieżowi.





poniedziałek, 11 marca 2013

Kombinuję, jak płynąć a nie tylko dryfować



Zaczął się nowy tydzień, więc po weekendowym "odpuście", wróciłam do prostowania moich ścieżek. Dlatego - bez wielkiego entuzjazmu, ale z determinacją – wzięłam się za robotę. Bo jak chce się coś zrobić, to trzeba szukać sposobów, jak to zrobić, a nie powodów, dlaczego zrobić się nie da. W szukaniu sposobów pomaga mi moja rogata natura, bo od zawsze tak mam, że jak mnie życie przygniata do ziemi, to sprężynuję. Zupełnie jak leszczyna.

Wieczorem dopadło mnie zmęczenie, więc odpuściłam sobie działanie i przeszłam w stan kontemplacji, niekoniecznie religijnej. Właściwie może bardziej odpowiednie byłoby nazwanie tego, co robię, medytacją albo zadumą, ale mi bardziej pasuje kontemplacja. 

Lubię pogrążać się w myślach i oglądać wszystko od podszewki, pozwalając, żeby myśli swobodnie krążyły wokół tego co akurat mnie zajmuje. Staram się jednak nie wybiegać myślą za bardzo do przodu i skupiam się na tym, co tu i teraz. Snuję różne plany i oceniam które z nich mają choćby minimalną szansę powodzenia. Mapa moich myśli przypomina obrazy Pollocka - gmatwanina linii, plam, figur wśród których ukryty jest jakiś sens, jakaś odpowiedź. Trzeba się tylko nauczyć w jaki sposób patrzeć, żeby zobaczyć coś więcej aniżeli bazgroły. Kurcze, całkiem jak w życiu.





Na koniec, linkuję wywiad z Marcinem Prokopem Nareszcie ktoś uczciwie i otwarcie powiedział, że  bajońskie sumy płaci się ludziom, którzy są medialnymi wydmuszkami. Lubię Pana, Panie Marcinie.
 


niedziela, 10 marca 2013

Świętowałam dzien Kobiet i popieram Manifę



W piątek był Dzień Kobiet, dzisiaj Manifa z hasłem przewodnim „O Polkę niepodległą”. Ponad sto lat kobiety walczą o swoje prawa i chyba będą musiały jeszcze trochę powalczyć. Nie pamiętam kiedy Lennon napisał piosenkę, w której nazwał Kobietę Murzynem świata, ale było to dość dawno. Niestety tekst wciąż aktualny i problem też. Bo, co prawda, kobiety od dawna mają prawa wyborcze a Konstytucja gwarantuje równość płci, ale, jak pokazuje życie, wciąż kobiety muszą walczyć o to, co im się teoretycznie należy. Szczególnie dotyczy to funkcjonowania w życiu społecznym, bo tu nie sama kobieta decyduje o tym, jak jest traktowana i postrzegana.

Jestem umiarkowaną feministką, bo niektóre zagorzałe aktywistki swoim działaniem skutecznie uniemożliwiają mi identyfikowanie się w pełni z tym ruchem. Tak się składa, że nie przeszkadza mi różnica płci. Lubię być traktowana jak kobieta jednak śmieszy mnie walka o to, żeby kobiecość musiała się manifestować w nazewnictwie itp. rzeczy. Nie jestem przewrażliwiona na punkcie swojej kobiecości, więc nie szukam wszędzie seksistowskich podtekstów. Nie uważam że wszyscy faceci to świnie. Świnienie się nie jest, moim zdaniem, przypisane do płci. Paskudnych bab jest też całkiem sporo. Feministki, które chcą koniecznie we wszystkim dorównać chłopom, raczej mnie nie przekonają do swoich poglądów. Bo niby po co miałabym na siłę upodabniać się do faceta? Po to, żeby udowodnić, że też coś tam mogę. Dowód jest potrzebny gdy nie ma pewności.

Ja mam pewność kim jestem i co mogę. Na wiele rzeczy nie mam realnego wpływu, ale przynajmniej w życiu osobistym mam poukładane po mojemu. Ze swoim Ślubnym nie musiałam wojować o równouprawnienie, bo w naszych relacjach nigdy nie czułam się podporządkowana ani ograniczana. W naszym domu nie było sztywnego podziału obowiązków. Oboje robiliśmy to co było do zrobienia. Czasami więcej robiłam ja, czasami więcej robił mąż. I nikt nikomu nie wyliczał, żeby zawsze było równo pół na pół. Było dla nas jasne, że działamy dla wspólnego dobra i nie wykorzystujemy się wzajemnie. Mąż wspierał mnie w każdej sprawie jakiej się podjęłam, chociaż czasami nie było mu to na rękę. Na przykład, kiedy dużo pracowałam, a on wcześniej wracał do domu, mogłam nie martwić się o zakupy, lekcje córki czy przygotowanie obiadu. Ze swojej strony starałam się nie wykorzystywać sytuacji i zawsze doceniałam wszystko, co Ślubny robił dla rodziny i dla mnie. Nigdy nie skąpiłam mu okazywania wdzięczności i szacunku za to, że mam w nim oparcie.

Można powiedzieć, że miałam szczęście, że trafiłam na takiego faceta. Ja jednak uważam, że to nie tylko sprawa szczęścia. Wzajemne relacje kształtują się także przez stawianie granic. Może gdyby mój Ślubny trafił na inną kobietę, która zachowywałaby się jak męczennica, to też miałby ochotę robić za pana i władcę. Kto to może wiedzieć. Ja męczyć się nie lubię, więc staram się nie stwarzać niepotrzebnie okazji, w której ktoś miałby męczyć mnie albo męczyć się ze mną.

Nie rozumiem kobiet, które nie walczą o siebie i tkwią latami w niszczących związkach, ale staram się nie oceniać, bo wiem jak złożony to problem. Niby w dzisiejszych czasach, jak kobieta trafi na pijaka, łobuza, tyrana, to możne od niego odejść, ale czasami jest to bardzo trudne. Bo żeby odejść trzeba mieć dokąd, trzeba mieć jakieś wsparcie, ochronę przed zapędami porzuconego. Niestety w Polsce wciąż jest zbyt wiele społecznego przyzwolenia na przemoc wobec kobiet i dzieci. Nie wykorzystuje się też istniejącego prawa, żeby pomóc kobiecie, która chce zacząć życie od nowa bez męża łobuza, i bardziej dba się o oprawcę aniżeli o ofiarę. Dlatego właśnie potrzebne są Manify. Może one wpłyną na opinię społeczną i urzędników. Mam taką nadzieję.

A wracając do Dnia Kobiet. Co niektórzy walczą z tym świętem, widząc w nim relikt socjalizmu. Relikt nie relikt, ja świętuję. Od Ślubnego dostałam kwiaty i sama sobie zrobiłam prezent. Od jakiegoś czasu marzył mi się jakiś ciuch w kobaltowym kolorze, więc kupiłam sobie coś takiego i jestem bardzo zadowolona.




środa, 6 marca 2013

Zastanawiam się, co we mnie siedzi


-->
zdjęcie znalezione w sieci





















Na na ten artykuł trafiłam otwierając dziś stronę Gazety. Trudno odwrócić wzrok od przejmujących zdjęć ofiar mordu prowadzonego planowo wg. zaleceń samego Wodza. No tak, kolejna rocznica śmierci Stalina. Generalissimus wyzionął ducha 5 marca sześćdziesiąt lat temu i ta okrągła rocznica znalazła odbicie w mediach. Kiedy myślę o Stalinie przypominają mi się słowa Karola Bunscha: „ Gdy Bóg stworzył człowieka, diabeł stał się niepotrzebny.”. Rzeczywiście. Diabeł nie miałby chyba w tej historii nic do dodania, Stalin wszystko zrobił sam.

Zastanawiam się co musi się stać, czego trzeba doświadczyć, żeby stać się tak potwornym zbrodniarzem. Genetyką czy wychowaniem nie da się wyjaśnić wszystkiego, więc czym? Niepomyślnym zbiegiem okoliczności, które wyzwalają w normalnym dziecku potwora? Wolałabym myśleć, że zachowania jakie przejawiał Stalin, są spowodowane jakąś chorobą. Że miał na przykład guza mózgu, który upośledzał jego zdolność do panowania nad paranoicznymi zachowaniami. Ale nie trafiłam nigdzie na taką informację. A może miał jakąś nieznaną jeszcze medycynie chorobę psychiczną? Gdyby można przyjąć, że to kim był Stalin wynikało z jakiś nadzwyczajnych przyczyn, a nie z tego, że taka jest natura ludzka, byłoby łatwiej.

Podobno w każdym człowieku jest wszystko, ogromne pokłady dobra jak i mnóstwo zła. Co więc decyduje, że w życiu jednych przeważa dobro zaś życie innych jest pełne zła? Natura ludzka jest dwoista i jest w nas wszystko, to co z potworem, który siedzi we mnie? Może teraz potępiam Stalina, bo w moim życiu nie wydarzyło się nic takiego, co uwolniłoby potwora, który siedzi we mnie? Może po prostu miałam  więcej szczęścia. Nie wiem. Wszak tyle wiemy, ile nas sprawdzono.

znalezione w sieci





















znalezione w sieci


znalezione w sieci

















poniedziałek, 4 marca 2013

Przekaż 1% na Fundację Chustka

-->














Jakiś czas temu trafiłam na bloga Joanny, mocarnej dziewczyny w ciele elfa. Była piękną kobietą i miała piękne wnętrze.

Staram się unikać smutnych i tragicznych historii, bo dość mam własnych problemów, więc zapaliła mi się czerwona lampka – ewakuuj się stąd. A jednak, gdy przeczytałam pierwsze słowa nie mogłam zmienić strony. Okazało się bowiem, że blog Joanny wciągnął mnie niczym wir trąby powietrznej. Było w nim wszystko, wielka miłość, piękne chociaż bardzo trudne życie, ogromne cierpienie i śmierć. W takiej właśnie kolejności. Szybko dotarłam do informacji, że autorka bloga zmarła, przegrywając walkę z chorobą.

Myśląc o życiu (jakie było dane Joannie), przypominam sobie słowa Miłosza. Często je sobie powtarzam, szczególnie wtedy gdy los nie chce być dla mnie łaskawy: "Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna." Kilka razy w życiu dochodziłam do tej granicy i wiem jak bardzo prawdziwe są zacytowane słowa. W swoich zmaganiach z losem, podobnie jak Joanna, nauczyłam się uważnie patrzeć na to co niesie mi życie, doceniać każdą chwilę, pracowicie wyłuskiwać radości, szukać we wszystkim blasku i, na tyle na ile się da, nie skupiać się na jego ciemnych stronach. Wewnętrzna zgoda na to, że z życia nie można całkowicie wyeliminować cierpienia, pozwala łatwiej przez cierpienie przejść. Joanna miała w sobie tę zgodę, więc nie pytała, dlaczego akurat ją dotknęła choroba.

Po latach heroicznych zmagań Joanna przegrała walkę o życie. Ale śmierć dosięgła Ją tylko w fizycznym aspekcie życia, bo Joanna wciąż jest obecna w tym, co tu i teraz. Żyje w synku, Janku zwanym przez nią Giancarlem, niech mu Bóg błogosławi i prostuje ścieżki, skoro jego mama musiała stąd odejść. Wciąż jest obecna w życiu Piotra-Niemęża. Ma swoje miejsce pamięci tych, którzy się z Nią zetknęli, a odcisnęła swój znak na wielu. Była na ziemi przez chwilę, ale wiele po sobie zostawiła. I właśnie ta scheda zapewni jej miejsce wśród żywych. Jak inni czytelnicy Jej bloga dostałam bardzo cenną naukę i cały ogrom wzruszeń. Czytając bloga, uśmiechałam się i płakałam. Dziękuję Ci Joanno.

Mąż Joanny założył fundację, która ma być nadzieją dla cierpiących i chorych, uwalniając ich od bólu. Trzeba tylko dać tej pięknej idei szansę. Jest okazja wspomóc fundację oddając 1% naszego podatku. To nie jest dużo. Powiem więcej, to jest zbyt mało, ale od czegoś trzeba zacząć. Do pieniędzy trzeba dołożyć propagowanie fundacji i jej przesłania.

Jan Paweł II powiedział: „Człowiek jest wielki nie przez to, co ma, nie przez to, kim jest, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.” Każdy może być wielki otwierając swoje serce dla innego człowieka. Dlatego proszę czytających te słowa, bądźcie wielcy i pomóżcie rozpropagować informacje o fundacji. Joanna Sałyga już swoje zrobiła, pomagała gdy żyła a teraz pomaga z za grobu. Dochód uzyskany ze sprzedaży książki, będącej papierową wersją bloga, zasili konto Fundacji Chustka. Teraz czas na nas, przekażcie wiadomość dalej, niech dotrze do jak największej liczby ludzi. Nie ociągajcie się z pomocą, żebyście nie zostali sami, kiedy będziecie potrzebować pomocy.





niedziela, 3 marca 2013

Świetny gadżet - niebo i pyszna kanapka
















Wiatr wrócił, wieje jakby ktoś się powiesił. Dlatego, bez spinania się na pokonywanie własnej niemocy, zalegam w łóżku z laptopem na kolanach, pilotem w dłoni, książkami w zasięgu ręki. Czasami trzeba sobie odpuścić i ,zamiast udawać chojraka, dać sobie trochę czasu na regenerację zużytego organizmu. Nastrój też mam dziś trochę gorszy, więc, żeby się lepiej poczuć, zjadłam sobie na śniadanie moje ulubione kanapki.

Kanapki są mojego pomysłu. Chleb razowy smarujemy miodem (mi najbardziej smakuje gryczany), na miód sypiemy ziarno słonecznika, na to serek mascarpone a na wierzch plasterki banana. Pyszne i zdrowe. Niestety dosyć kaloryczne. Ale co tam kalorie. Ważny nastrój i zdrowie. Polecam też mój ulubiony gadżet. Instrukcja używania na załączonym obrazku. Polecam.