Szukaj na tym blogu

środa, 23 grudnia 2020

Życzenia świąteczne


Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia składam Czytelniczkom bloga  najserdeczniejsze życzenia. Niech nadchodzące dni będą pełne nadziei na lepsze jutro. Niech Wam nie zabraknie bliskości z tymi, których kochacie. Zdrowie i humor niech Wam dopisują. Potrawy niech wybornie smakują. A wszystkie kłopoty i smutki niech pójdą z waszych domów precz. Wesołych Świąt. 

niedziela, 20 grudnia 2020

Babka kosmitka w roli anioła

Babka kosmitka w roli anioła

Co tam u was? -  spytałam niezobowiązująco córkę. - Nic nowego. Uczymy się zdalnie. Daniel przerabiał dzisiaj temat aniołów. Miał narysować osobę ze swojego otoczenia, która jest  jak anioł. Narysował ciebie, ale nie jesteś na tym rysunku przesadnie do siebie podobna. Wiesz jak on rysuje, a na dodatek bardzo się śpieszył do kolegi, więc wyszło, jak wyszło. Przyślę ci, to zobaczysz - skończyła i za chwilę w telefonie plumknęło, że mam wiadomość. 

A na rysunku,  babka kosmitka jak żywa, włos rozwiany, uśmiech od ucha do ucha i na nosie najnowsze okularki. Bąbelek mój kochany, babka mu się z aniołem kojarzy, rozczuliłam się.

- Co tam u dziecka? - zainteresował się mąż, który nie może żyć bez wiadomości o swojej córci, ale zamiast sam zadzwonić to przepytuje mnie. 

- Po staremu. Chodź zobaczysz jak Daniel narysował mnie jako anioła.

czwartek, 17 grudnia 2020

Przedświąteczne nieporządki

Mamy teraz czas, gdy normalni ludzie szykują się do świąt. Panie domu pieką mięsa, pasztety, ciasta, gotują bigosy i lepią uszka, latają po chałupie na szmacie,  jednocześnie planując co, jak i kiedy.  Panowie dbają o to, żeby nie wkręcić się za bardzo w świąteczne przygotowania, więc chętniej niż zazwyczaj biegają na zakupy, ale też bez większego problemu trzepią dywany i wynoszą śmieci. Ludzie obojga płci latają z obłędem w oku za gwiazdkowymi prezentami, bo przecież wypada położyć coś pod choinkę ulubionej rodzinie. W normalnych domach kalendarz adwentowy już prawie zapełniony, lodówki ledwie mieszczą świąteczne zapasy, pierniki dojrzewają, okna błyszczą, kurze wytarte, bałagany uprzątnięte, choinki ubrane. Idą święta i są coraz bliżej. I nawet covid na spółkę z niekochanymi politykami nie są wstanie nadchodzącym świętom bardzo przeszkodzić.

A jak to wygląda w moim domu? No głupio wygląda, ale jaki pan, taki kram.

niedziela, 13 grudnia 2020

Stara i niestara

Napisałam na swoim profilu, że jestem kobietą, która ma już życia popołudnie. Tak sobie napisałam, bo to ładnie brzmi. Co się będę chwalić, że jestem stara. No jestem i tego nie da się ukryć, ale chwalić się nie ma czym.  Określenie "seniorka" też mi nie leży. A odkąd poszłam na spotkanie w pewnym klubie seniora, to nie leży mi jeszcze bardziej. I nie dlatego, że zapieram się swojego peselu. Co to, to nie. W końcu nieźle się namęczyłam, żeby dożyć do emerytury. Jednak stara być nie zamierzam. Wiem,  brzmi to trochę schizofrenicznie,więc już wyjaśniam jakimi to meandrami płynie moja myśl i jak próbuje złapać kontakt z rozumem.

Posłużę się przykładami, bo tak najłatwiej. A ja "najłatwiej" kocham, chociaż nie zawsze praktykuję. Za przykłady posłużą mi dwie kobiety, które znam osobiście od kilkudziesięciu lat. Na potrzeby tego wpisu nazwę je: Staraniestara i Starastara.

czwartek, 10 grudnia 2020

Dłubałam, dłubałam i wydłubałam

Taki sobie szaliczek
Star przypomniała mi, że też mam pudełko, w którym zadołowałam rozpoczęte robótki.  Dlatego dzisiejszy post będzie o moich dłubankach. Kiedyś dużo robiłam na drutach i szydełku, bo ubierałam rodzinę i łatałam domowy budżet, ubierając znajome. Ale jak czegoś jest za dużo to można się zniechęcić. No to się zniechęciłam i na wiele lat rzuciłam szydełko i druty. Cieszyłam się, że zamiast po nocach szyć, pruć i przerabiać, wszystko mogę kupić. Kiedy przy okazji przeprowadzki odkryłam na pawlaczach różne włóczki postanowiłam wrócić do dziergania. I znowu mi się spodobało. Robota na drutach działa uspokajająco, więc będę się uspokajać.

niedziela, 6 grudnia 2020

O prezentach i skąpym Mikołaju

Dzisiejszy post miał być mikołajkowy, ale zabrakło mi czasu na napisanie wspomnień z dzieciństwa. A wszystkiemu jak zwykle winny jest mąż, jakżeby inaczej. I nawet nie mogę mieć do niego pretensji, bo chciał dobrze i bardzo się o to "dobrze" starał. Zaczął od tego, że postanowił uszczęśliwić mnie nowym laptopem. Moim zdaniem staremu laptopowi nic nie brakowało, ale przecież mój mąż wie lepiej, o czym skrycie marzę. Wyszło na to, że marzyłam o laptopie, więc w prezencie imieninowym dostałam laptopa. Mąż był szczęśliwy. Ja trochę mniej, ale przecież ja wydziwiam, ja się nie znam. No nie znam się, więc nie wiem, dlaczego Dell miałby być gorszy od jakiegoś Vaio i po co bez sensu wydawać pieniądze.

czwartek, 3 grudnia 2020

Słów kilka o tym co muszę "inaczej" i za co kocham narciarza

Moja siłownia pod chmurką

Kto mnie zna ten wie, że siedzi we mnie sobieradek i moje hasło przewodnie brzmi: Jak nie można tak, to trzeba spróbować inaczej. Życie często dawało mi okazję do szukania  tego "inaczej", to szukałam i żyło mi się nie najgorzej. Oj tam, oj tam, szału nie było, ale z drugiej strony nie oszalałam, żeby móc sprostać swojemu życiu, więc uważam, że nie było źle. Niestety, od pewnego czasu do życia dołączył  także mój organizm, który zaczął wymagać ode mnie większej uwagi i nowych ścieżek dostępu do wykonywania niektórych czynności. I wtedy przekonałam się jakim szczęściem było żyć w nieświadomości z czego się składam i jak to działa. Spokojnie, nie zamierzam Wam opowiadać o moich rozlicznych chorobach, bo i po co, macie swoje, pewnie równie rozliczne i ciekawe. Dzisiaj skupię się na ruchu, bo jak mówią ruch to zdrowie, a ja o zdrowie staram się dbać. Ale jak to robić, gdy człowiek pod tytułem "ja" nie działa na ustawieniach fabrycznych jakie miał od nowości i nie może się ruszać tak, jakby chciał? No trzeba poszukać obejść i znaleźć to "inaczej". 

niedziela, 29 listopada 2020

Odtrutki: zapis magicznej chwili i fototerapia z moich jesiennych ścieżek


Oglądałam  dzisiaj zdjęcia na telefonie i postanowiłam umieścić je na blogu, żeby móc popatrzeć na nie w większym formacie. Wiecie albo i nie, ale gromadzę takie plasterki na duszę, żeby w trudniejszych chwilach mieć po co sięgnąć. Bardzo skutecznym plasterkiem na zbolałą duszę jest piękno natury, więc trzymam go nie tylko pod powiekami, ale też na zdjęciach.

Ostatnio bardzo potrzebuję czegoś co ukoi mój smutek, żal i złość, bo to z czym mamy teraz do czynienia jest tak okropne, że nie mogę już tego przełknąć. Polskę opanowała zaraza, jedna pisowska, druga covidowa, a sfrustrowani ludzie gubią gdzieś logikę, rozsądek i resztki życzliwości dla bliźnich. Kobiety protestują na ulicach, żeby stary kawaler z kotem, na spółkę z drugim starym kawalerem w liliowej sukience nie decydował o ich życiu i prokreacji. Policja usłużnie pilnuje, żeby suweren, na którego wciąż powołują się rządzący, za dużo nie spacerował, bo podczas takich spacerów może suweren złapać wirusa. Poza tym,  w państwie policyjnym można robić tylko to na co władza pozwoli. Strach, strach, rany boskie. Koniec, muszę się odciąć -  zero wiadomości, zero polityki tylko książki, muzyka, filmy i długie spacery, bo inaczej zacznę gryźć i tak jak niektórzy będę chciała naprawiać innych choćby młotkiem.  

Pora na wspomnienia dobrych, szczęśliwie przeżytych dni, a czasem tylko chwil. W pamięci mam całą ścianę z mentalnymi haczykami, na których zawieszam wszystko co w moim życiu piękne i dobre. Dopóki mam co zawieszać i co wspominać, to jakoś sobie poradzę. Mam taką nadzieję.

czwartek, 26 listopada 2020

Kwiatki, kwiateczki

 

Donosiłam Wam uprzejmie, że ja to się cieszę byle czym? Jeżeli nie, to teraz donoszę, że tak właśnie jest. Najnowszy powód do radości sponsorują... koszule nocne, które wzięły na siebie obowiązek pilnego uszczęśliwienia mojej steranej życiem osoby. A pocieszenia wymagałam na gwałt, bo ostatnie dni dały mi okropnie w kość.

niedziela, 22 listopada 2020

Jak żyć pani kochana, jak żyć?

Niedzielny poranek przywitał mnie ćmiącym bólem głowy. Wyczołgawszy się z piernatów odsłoniłam rolety, żeby może ucieszyć oczy czymś ładnym i ignorując ból  z entuzjazmem wejść w ten dzień. Ale nic z tego. Za oknem szaro-buro, nagie gałęzie drzew kiwają się monotonnie w prawo i w lewo... na spółkę z gaciami sąsiada z bloku naprzeciwko. Odwróciłam szybko wzrok, ale gacie raz zobaczone nie dają się "odzobaczyć". Nie lubię sąsiada. No nie lubię, bo ja nie lubię dewiantów, a trzeba być dewiantem, żeby powiesić sobie na wysokości okna i w zasięgu wzroku sąsiadów zdeformowane, niedoprane gacie. Normalni ludzie tak się nie zachowują, a przynajmniej nie powinni.

środa, 18 listopada 2020

Ciut, ciut samokrytyki i donos na męża

Niestety mam jak ta pani z powyższej ilustracji - latek przybywa a klepek ubywa. Kiedyś byłam stateczna, poukładana, zawsze na miejscu i zawsze zgodne z metryką. Już nie jestem,  bo na starość zaczęłam się psuć. Niestety albo właśnie jak najbardziej stety.  Wiem, wiem starość to żadne wytłumaczenie ani sprawa kalendarzy, bo jak mówił poeta: "jedni są wiecznie młodzi, drudzy wiecznie starzy". Ale, to właśnie z wiekiem tak mi się porobiło, że mówię rzeczy, które kiedyś były nie do pomyślenia i czasami zachowuję się niepoważnie. I nawet nie bardzo się tym przejmuję. Nie psuję się sama, bo do towarzystwa mam męża, który też coraz bardziej popsuty. No, ale przecież wiadomo, że kto z kim przestaje, takim się staje. A mój mąż jest narażony na moje towarzystwo od 44 lat, to miałam dużo czasu, żeby go popsuć. Na dokładkę jeszcze ten wirus, który nie robi nam dobrze pod każdym względem.

Sytuacja epidemiczna sieje w naszej chałupie olbrzymie spustoszenie, bo jesteśmy na siebie skazani przez 24 h , więc musimy nieustannie wprowadzać się w hahaha, bo inaczej byśmy się pozabijali. I tak z mniejszym, czy większym powodzeniem obalamy z chłopem mity, że na starość człowiek mądrzeje.

niedziela, 15 listopada 2020

Nieprzewidziany dopisek do mojego poprzedniego posta

Nie spodziewałam się, że będę zmuszona dopisywać coś do mojego poprzedniego posta, ale muszę. Odsyłając Czytelniczki do zweryfikowania moich słów na blogu Jaskółki nie przewidziałam, że Jaskółka tchórzliwie usunie post z 30 sierpnia 2020 roku wraz ze wszystkimi komentarzami.

piątek, 13 listopada 2020

List otwarty do Jaskolki

Zanim zaczne to chce serdecznie podziekowac autorce bloga za udostepnienie mi jej "kawalka podlogi" dla mojego "wystepu". Obiecuje szanowac Twoje podworko i bede bardzo grzeczna, no dobra, na ile sie da 😜 a teraz pozwol, ze przejde do meritum mojej tu obecnosci. 

Jaskolko, kaplanko nauk wszelakich. 

Mozesz wierzyc lub nie, ale nie bylam na Twoim blogu od wiosny. Nie mialam potrzeby, nie jestem zainteresowana, bo od "tamtego czasu" dla mnie nie istniejesz. Pamietasz jak calkiem niedawno na jakims blogu staralas sie mnie sprowokowac w komentarzach ale ja Ci napisalam, ze ja NIE widze Twoich komentarzy na co Ty zareagowalas slowami "no jak mozesz nie widziec?" a ja w odpowiedzi powtorzylam  "po prostu NIE widze". Wscieklo Cie to, prawda? 

Jednak po otrzymaniu sygnalow jak to swietnie polerujesz mi dupe na blogowisku najpierw mialam tego nie ruszac kierujac sie madroscia mojej babci (bez dyplomu) "gowno nieruszane nie smierdzi".
Ale jak sygnaly nadchodzily nawet od osob, u ktorych Ty ciagle jestes gosciem to juz mnie zaciekawilo. Jedna z tych osob napisala "Star, ja sie zwyczajnie boje bo Jaskolka czasem komentuje u mnie. Jestem mila, ale sie boje, ze kiedys cos napisze i spotka mnie to co robi z Toba. Ja jestem za slaba zeby uniesc tyle podlosci"

Poszlam wiec i poczytalam. 
Najpierw chce Ci podziekowac za poswiecenie mi tyle uwagi i prace jaka wlozylas w ten spektakl zlosliwosci i zawisci. Naprawde Gratuluje!! 
Czegos takiego nie widzialam w zyciu, no ale widocznie za malo przebywam w swiecie pt. "my inteligencja" i niech tak zostanie, bo inteligencja Twojego pokroju sie akurat brzydze. 
Dla mnie blogowisko jak wszystko inne w zyciu jest jak rzeka, wiecznie plynac po drodze cos nowego przynosi, cos starego zostawia przy brzegu i to jest naturalne. W czasie mojego blogowania poznalam wiele osob, z niektorymi drogi nam sie rozeszly z roznych powodow, ale jakims cudem obie strony potrafia sie zachowac z klasa. Nikt nikogo nie opluwa, nie kopie po kostkach, po prostu mijamy sie milczaco co jest wyrazem szacunku dla przeszlosci, ktora nas kiedys laczyla.
To sie nazywa klasa. 
Na to nie ma dyplomow, tego nie ucza w szkolach, to sie ma albo sie nie ma. 

Nie ukrywam, z ciekawoscia czytalam o Twoich zmaganiach z pisaniem doktoratu, bo to zawsze ciezka praca, do ostatniej chwili trzymalas napiecie i juz bylam sklonna uwierzyc, ze masz doktorat w dziedzinie blizej nieokreslonej, bo niby bylo tam cos o smierci, o narodzinach, o religiach, o nauczaniu... itp. itd. czyli generalnie jestes doktorem wszech nauk a nawet wszechswiata. 

środa, 11 listopada 2020

Ad vocem postów blogowej koleżanki

Nie lubię być komukolwiek dłużna, więc postanowiłam odpowiedzieć koleżance z Blogera, która na swoim blogu poświęciła mi i moim koleżankom dużo uwagi. Co prawda wyzywała nas bezosobowo, niemniej na tyle czytelnie, żeby inne blogerki nie miały wątpliwości o kogo chodzi. Żeby było zabawniej to jednocześnie narzekała na chamstwo i zawiść na blogosferze. Cóż, można i tak, jak ktoś lubi pływać w mętnej wodzie i nie może żyć bez osobistych wrogów. Ja mam inne zasady, więc wrogów nie szukam i nie robię zaocznie tego, czego nie zrobiłabym patrząc komuś w oczy. Dlatego daruję sobie fałsz oraz kamuflaż i powiem wprost co mam do powiedzenia.

Od pewnego czasu z zainteresowaniem czytałam bloga Jaskółki, bo podobały mi się prezentowane tam treści, szczególnie te dotyczące przyrody. Jaskółka również zaglądała do mnie, zostawiała komentarze, więc było bardzo miło. Jednak kilka miesięcy temu bardzo się jej naraziłam poniższym komentarzem.

poniedziałek, 9 listopada 2020

Polacy antysemici? Boże broń, to nie my, to oni

Wiecie albo i nie, ale od zawsze interesuję się historią. Jestem stara, ale nie aż tak, żeby wszystko pamiętać, więc czytam książki historyczne. Czasami idę na skróty (bo życie jednak mam coraz krótsze) i sięgam po jakieś opracowania, artykuły prasowe, pamiętniki.

piątek, 6 listopada 2020

Nie najkrótsza historia o tym jak się psułam

Tytułem wstępu powiem, że od grzecznej dziewczynki do wrednej baby dochodziłam długo i po wyboistej drodze. Namęczyłam się okropnie, więc zawracać nie będę. Uważam, że jak komuś się nie podobam, to jest to wyłącznie jego problem. Ja się sobie podobam. Powiem więcej, z wiekiem podobam się sobie coraz bardziej. No taka spaczona jestem. Biorę pod uwagę, że mój zapał w podobaniu się sobie, może być irytujący dla otoczenia, ale to problem otoczenia, nie mój. A wredna bywam, gdy ktoś nie daje się lubić. Długo byłam przede wszystkim grzeczna, więc od pewnego czasu ćwiczę się z zapałem neofity w byciu wredną. Jak już zagaiłam, to zaczynajmy te opowieści dziwnej treści.

wtorek, 3 listopada 2020

Lubię wrony

Jak wiecie albo i nie, lubię wrony. Od lat obserwuję te ptaki i zbieram informacje na temat krukowatych. Wrony nie zachwycają urodą, ale powiedzenie "mieć ptasi móżdżek" ich nie dotyczy, bo są bardzo mądre. Nie tak jak np. papugi, które  są znane z kolorowych piórek, pewnego rodzaju nabzdyczenia, a cała ich mądrość jest w powtarzaniu po innych. Ptaki z rodziny krukowatych to indywidualiści, którzy potrafią myśleć abstrakcyjnie.  Ich inteligencję można porównać z inteligencją 5-7 letniego dziecka.

niedziela, 1 listopada 2020

Znowu listopad

Znowu listopad i zaczynający go Dzień Wszystkich Świętych, a po nim Zaduszki. Dwa dni w roku kiedy tłumnie odwiedzamy cmentarze i wspominamy tych, co odeszli za niewidzianą granicę jaka dzieli życie od śmierci. W tym roku cmentarze zamknięte, bo rząd nagle się ocknął i w przededniu święta zakazał wstępu. Trudno, jakoś to zniosę i pójdę kiedy indziej, pomyślałam.

piątek, 30 października 2020

"Aha", relacja kobieta - mężczyzna

To co dzieje się dookoła jest tak frustrujące i przygnębiające, że czuję, jak zaczynają mi się przepalać styki. Dlatego zaszyłam się w domu i w ramach odreagowania zrobiliśmy sobie dziś z mężem powtórkę ze skeczów Poniedzielskiego. Jak wiecie, jestem jego fanką, bo nikt, tak jak on, nie operuje naraz śmiechem i melancholią. Jego piosenki i monologi są przepełnione humorem i refleksją. Poetycko i dowcipnie bawi się słowem. Twórców takich jak Poniedzielski jest coraz mniej, a takich kabareciarzy, to już prawie nie ma wcale.

sobota, 24 października 2020

Proszę, niech rząd już się o mnie nie troszczy

Jak powszechnie wiadomo, są dwa rodzaje ludzi tj. ci, którzy myślą, że rząd działa w ich interesie oraz ci, którzy myślą, więc sprawdzają, co niby dla ich dobra rządzący robią. Nie wiem, do jakiej grupy należy większość moich Czytelniczek. Znam niezbyt wielką grupę osób czytających bloga, ale ze statystyk wynika, że liczba wejść na bloga waha się w przedziale od 100 do  250 odsłon dziennie, więc może to, co tu napiszę, trafi do większej liczby ludzi. Postanowiłam podzielić się kilkoma informacjami, żeby zwrócić uwagę na to, co obecnie się dzieje. I prosić, żeby każdy czytający te słowa zechciał sprawdzić w jakiej rzeczywistości za chwilę przyjdzie mu żyć. Po co mam się sama denerwować, jak mogę w towarzystwie))) Ja należę do tych ludzi, którzy wiarę praktykują  wyłącznie w aspekcie duchowym, a w pozostałych sferach życia wolą mieć wiedzę. Uważam też, że wiedzą należy się dzielić, żeby inni też mogli skorzystać, sprawdzić, zastosować. Po tym przydługim wstępie, pora na konkrety.

W Polsce od czwartku trwają protesty związane z decyzją Trybunału Konstytucyjnego w sprawie "aborcji eugenicznej". Wczoraj w 60 miastach Polski odbyły się mniej lub bardziej liczne manifestacje kobiet i organizacji kobiecych. Czy sytuacja się rozwinie i będzie miała skalę "protestu czarnych parasolek"? Nie wiem, bo przecież mamy pandemię, a pandemią można już przykryć wszystko, nawet tak WIELKI WSTYD, jakim było to orzeczenie.  Zgodnie z obostrzeniami wydanymi przez rząd spotykać można się tylko w grupie 5 osób, a policja coraz lepiej wynagradzana chętnie manifestuje swoją siłę i przywraca porządek. W ubiegły czwartek policjanci dali popis siły, bo atakowanie protestujących kobiet i ganianie za małolatami bez maseczek jest jednak bezpieczniejsze i lepiej płatne niż ściganie przestępców. Przestrzegający prawa obywatele najlepiej niech siedzą w domu i oglądają wiadomości, żeby ani na chwilę nie przestali się bać.

A tymczasem władza w trosce o obywateli przygotowała stosowne przepisy ujednolicając przepisy epidemiczne. Dz. U. 2020 poz. 1845 OBWIESZCZENE MARSZAŁKA SEJMU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ z dnia8 października 2020r.w sprawie ogłoszenia jednolitego tekstu ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi

Na 41 stronach spisane jest prawo, które pozwala organom państwowym zarządzać naszym zdrowiem i życiem w sytuacji epidemicznej. Wraz z ogłoszeniem w dzienniku ustaw te przepisy będą dotyczyły  nas wszystkich. W trosce o tych  szczególnie nierozgarniętych obywateli, którzy nie przyjmują wszystkiego na wiarę, którzy zadają pytania i nie na wszystko chcą się zgodzić jest taki przepis.

Art.36.1.22)Wobec osoby, która nie poddaje się obowiązkowi szczepienia, badaniom sanitarno-epidemiologicznym, zabiegom sanitarnym, kwarantannie lub izolacji obowiązkowej hospitalizacji, a u której podejrzewa się lub rozpoznano chorobę szczególnie niebezpieczną i wysoce zakaźną, stanowiącą bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia innych osób, może być zastosowany środek przymusu bezpośredniego polegający na przytrzymywaniu, unieruchomieniu lub przymusowym podaniu leków.2.O zastosowaniu środka przymusu bezpośredniego decyduje lekarz lub felczer, który określa rodzaj zastosowanego środka przymusu bezpośredniego oraz osobiście nadzoruje jego wykonanie przez osoby wykonujące zawody medyczne. Każdy przypadek zastosowania środka przymusu bezpośredniego odnotowuje się w dokumentacji medycznej.3.Lekarz lub felczer może zwrócić się do Policji, Straży Granicznej lub Żandarmerii Wojskowej o pomoc w zastosowaniu środka przymusu bezpośredniego. Udzielenie pomocy następuje pod warunkiem wyposażenia funkcjonariuszy lub żołnierzy w środki chroniące przed chorobami zakaźnymi przez tego lekarza lub felczera.4.Przed zastosowaniem środka przymusu bezpośredniego uprzedza się otym osobę, wobec której środek przymusu bezpośredniego ma być zastosowany, i fakt ten odnotowuje się w dokumentacji medycznej. Przy wyborze środka przymusu bezpośredniego należy wybierać środek możliwie dla tej osoby najmniej uciążliwy, aprzy stosowaniu środka przymusu bezpośredniego należy zachować szczególną ostrożność idbałość odobro tej osoby.5.Przymus bezpośredni polegający na unieruchomieniu może być stosowany nie dłużej niż 4godziny. Wrazie po-trzeby stosowanie tego przymusu może być przedłużone na następne okresy 6-godzinne, przy czym nie dłużej niż 24godziny łącznie.6.Przytrzymywanie jest doraźnym, krótkotrwałym unieruchomieniem osoby zużyciem siły fizycznej.7.Unieruchomienie jest dłużej trwającym obezwładnieniem osoby zużyciem pasów, uchwytów, prześcieradeł lub kaftana bezpieczeństwa.8.Przymusowe podanie leku jest doraźnym lub przewidzianym w planie postępowania leczniczego wprowadzeniem leków do organizmu osoby bez jej zgody.  

Widzicie? Nawet jak nie będziecie chcieli, to władza zrobi Wam dobrze i będzie Was leczyć. Bo WŁADZA wie lepiej. A jak już tacy zaopiekowani będziecie sobie leżeć w obszernym kaftaniku, jak noworodek w rękawiczkach niedrapkach, to może przypomnicie sobie, jak mówiliście: co mnie obchodzi jakaś tam Konstytucja, gdzieś mam protesty o wolne sądy, mnie polityka nie interesuje, lekarze wiedzą co robią... itp. itd. 

Możecie oczywiście uniknąć kłopotów i zastosować się do wszystkiego, czego rządzący od was oczekują. Ale skoro rządzący chcą dla nas tak dobrze, to dlaczego ujednolicenie przepisów, które mają chronić społeczeństwo przez złym covidem przykryły aferą Trybunału Konstytucyjnego dot. aborcji eugenicznej? Co tacy są skromni, że nie chcą się pochwalić, jakie dobre prawo uchwalili? Skromni nie są, ale swoje wiedzą. Jak już jakiś kumoter znajomych królika założy spółkę, żeby kupować szczepionki, to się wszystkich obowiązkowo i oczywiście dla ich dobra zaszczepi, a co będzie się działo dalej z tymi zaszczepionymi to już nie ważne. Ręka do góry, kto wie, że firmy farmaceutyczne są zwolnione z długofalowych skutków ubocznych wywołanych przez szczepionkę? A o tym, że banki namawiają obecnie na lokaty strukturyzowane z inwestycją w firmy produkujące szczepionkę, bo to świetny interes? A jak jest interes, to trzeba to wykorzystać. Wirusolodzy wiedzą, że koronawirusy mutują (w Polsce mamy obecnie 5 typów wirusa), więc stworzenie skutecznej szczepionki i jeszcze w tak krótkim czasie graniczy z cudem. Ale dla kasy nie takie cuda się robiło. Wystarczy przypomnieć sytuację ze świńską grypą w roku 2009 i rekomendacje WHO, żeby wszystkich wyszczepić, bo inaczej będziemy masowo umierali. I co? Warto było tego słuchać? Rząd Tuska i ówczesna minister Ewa Kopacz nie dała się przestraszyć i powiedziała, że dopóki nie będzie pewności, że lekarstwo nie jest gorsze od choroby, to Polska szczepionek nie kupi. I to była jedna z najlepszych decyzji tego rządu. Teraz sytuacja się zmieniła, bo zastosowano więcej instrumentów, żeby ludzi ogłupić, przestraszyć i uczynić bezwolnymi. Pandemia jest, ale to ile na niej niektórzy zarobią spowoduje, że jeszcze długo nie będziemy mogli o niej zapomnieć. Tym bardziej, że jest cała rzesza ludzi, którzy tak się boją, że myślenie zastąpili atakowaniem każdego, kto nie podziela ich strachu i nie dmie w rządową tubę. I co? I strach, strach rany boskie. O tych, którzy umierają codziennie, bo nie mogą się leczyć, nikt gadał nie będzie. Teraz priorytetem jest covid i koniec. Onkologia prawie stoi, chociaż na raka dziennie umiera około 400 osób, ale teraz nie oni są ważni. Kobiety mają rodzić niepełnosprawne dzieci, żeby te umierały w cierpieniu, ale dla tych dzieci, które już są na świecie nie ma pieniędzy, żeby im ulżyć. Szlachetność w wykonaniu bigotów jest rodem z piekła, ale ci mają zbyt ciasne umysły, żeby to pojąć. Widocznie rządzący mają ten sam problem, ciasnotę umysłową.

To jeszcze z innej beczki. Rządzący twierdzą, że wszystkie restrykcje służą tylko temu, żeby społeczeństwo się nie zakażało i było zdrowe, bo zdrowie obywateli jest naczelnym priorytetem rządzących. No, nie wierzę i grosza bym za to nie dała. Mam przykład z dziedziny chorób zakaźnych.  Jak szanowny rząd wytłumaczy, że od lat ogranicza środki na leczenie Polaków zakażonych wirusami zapalenia wątroby chociaż wirus zapalenia wątroby jest bardziej zakaźny niż hiv? W 2018 roku podczas dużej akcji informacyjnej ujawniono, że 165 000 osób choruje na WZW typu C, 500 000 pacjentów miało WZW typu B. Polskie Towarzystwo Hepatologiczne od lat bije na alarm, bo tych, którzy mają wirusa nie ma jak leczyć a z roku na rok przybywa ich w postępie geometrycznym. W kolejce do leku czeka się latami. A co jest jeszcze gorsze, rośnie rzesza ludzi zakażonych, którzy nie wiedzą o tym, że są zakażeni i zakażają innych. Chyba, że tak jak ja, ktoś ma szczęście do nieszczęścia i od razu ciężko zachoruje. Znam temat bardziej niż bym chciała, bo miałam nieprzyjemność zachorować i jeszcze zarazić męża. Do szpitala zakaźnego trafiłam, gdy moje próby wątrobowe wyleciały w kosmos (ALT - 760 norma do 40, ASP 840 norma  norma do 40, GGTP 353 norma do 35). Następnie szpital nasłał na moją rodzinę Sanepid, który nakazał się przebadać, oczywiście na własny koszt. Na szpital, który podczas operacji wszczepił mi wirusa (zachorowałam książkowo 6 tygodni po operacji czyli momentu zakażenia) żadnych restrykcji nikt nie nałożył. Bo wiecie, szpital państwowy, a rodzina prywatna))) Na szczęście z całej rodziny zakażony okazał się tylko mąż. Potem nikt się specjalnie nami nie interesował. Zakazić się wirusem zapalenia wątroby wcale nie jest trudno chociaż zakaża się przez krew. Wystarczy np. lekko skaleczoną ręką dotknąć czegoś, czego wcześniej dotykała osoba zakażona, która też miała przerwany naskórek albo wirusa na rękach, wystarczy pójść do fryzjera, który nie odkazi maszynki do golenia, skorzystać z usług dentysty, który ma stary sprzęt do sterylizacji, manikiurzystki,  kosmetyczki, zrobić sobie tatuaż. Wystarczy seks bez zabezpieczenia i już transmisja wirusa się rozszerza. Jak można się leczyć, gdy placówki zajmujące się leczeniem chorób zakaźnych są tak oblężone, że ostatnie miejsca na grudzień są rezerwowane przez pacjentów już w styczniu? To temat na całą książkę. Mój mąż był zakwalifikowany do leczenia w drugiej kolejności (tzn. wirus zniszczył mu wątrobę w sposób znaczny, ale nie miał marskości). Na lek czekaliśmy dwa lata i cztery miesiące. Pomyślcie ile osób mógłby w tym czasie zarazić, gdyby nie wiedział o chorobie. Ja ze skutkami zakażenia borykam się do dziś, bo to nie jest lekka choroba. Niesprawna wątroba rujnuje cały organizm, a nie ma jak się leczyć, bo wszystkie leki obciążają wątrobę i koło się zamyka.

Niestety rząd dba o obywateli bardzo wybiórczo i wyłącznie tak, jak mu to pasuje, rządowi nie obywatelowi. Dlatego ja nie wierzę temu rządowi i każdemu następnemu też będę patrzyła na ręce. Boję się myśleć, jak dalej rozwinie się sytuacja, bo to co obserwuję dookoła przypomina sen wariata dyletanta, który wprawdzie nie ogarnia sam siebie, ale chce rządzić innymi.  

Ponieważ poruszałam na blogu temat głęboko niepełnosprawnych dzieci, to pozwalam sobie przypomnieć tego posta.

Link BO ŻYCIE JEST BEZ ODWROTU

I na dzisiaj to by było na tyle.

 

środa, 21 października 2020

Wszyscy tacy źli, a ja taka dobra

Jak często słyszałyście takie historie, w których ktoś opowiada, jak bardzo pomagał, dawał serce na dłoni, użyczał ostatniej koszuli, a w zamian spotkał się z wykorzystaniem i czarną niewdzięcznością? Ja słyszałam nie raz.  Bo rzeczywiście często tak bywa, że ktoś kogoś wykorzystuje. No, ludzie tak już mają, że jak się daje bez stawiania granic to biorą, a potem często zapominają nawet podziękować. Ale. Wcale nie mało jest też kobiet, bo to kobiety dzierżą palmę pierwszeństwa w byciu męczennicą, które lubują się w byciu tą biedną, bo przez wszystkich wykorzystywaną. Żeby przyjemność z wykorzystania była  jeszcze większa, to opowiadają o tym wykorzystaniu na prawo i lewo, ale nie wyciągają wniosków.  A potem to już trzeba tylko przyczesać loczki, żeby korona cierniowa i wieniec laurowy dobrze na głowie leżały.

Nie różnię się bardzo od innych, więc też dawałam się wykorzystywać. I też było mi źle. Dziś wiem, że zupełnie niepotrzebnie przeżywałam ten żal i te pretensje skoro wcześniej bredziłam o aptekarskiej wadze, którą nie należy odmierzać, tylko dawać ile ten ktoś bliski potrzebuje. A trzeba było posłuchać męża, który czasami mądrze gada i zachować zasadę wzajemności zamiast robić za służącą uruchamianą na dźwięk dzwonka. Robiłam, bo chciałam, więc pretensje powinnam mieć do siebie. No, ale do takich wniosków to ja doszłam dopiero po latach. Widocznie dość wolno mądrzeję. 

Ale teraz nikt mnie nie wykorzysta, bo nie daję się wykorzystywać. Daję tylko tyle, ile chcę dać i nie oczekuję wdzięczności. Ci, którzy zechcą być mi wdzięczni, będą wdzięczni i bez moich oczekiwań. Tym, którzy mając powód do wdzięczności, wdzięczni jednak nie będą, ja będę wdzięczna, że dzięki nim mogłam zrobić coś dobrego. Pamiętacie Tewje Mleczarza, jak dziękował Perczykowi za to, że ten przyjął od niego mleko? No. I tak trzeba robić. Dla siebie i dla zachowania równowagi na świecie.  A czemu akurat dzisiaj o tym piszę? Bo dzisiaj wysłuchałam gorzkich żalów znajomej i coś mnie tak w sercu zakuło. I znowu niepotrzebnie. To zapisałam, żeby lepiej pamiętać, że tę lekcję już przerobiłam i nie ma co do tego wracać. Dobrze jest też pamiętać, że ani wszyscy tacy źli, ani my tacy dobrzy.  A zawsze mamy to, na co się godzimy. 

Kiedyś już poruszałam podobny temat, cytując bardzo mądre SŁOWA  Fredericka Buechnera.  Wychodzi na to, że się powtarzam, ale niektóre trudne lekcje trzeba przerobić wiele razy zanim człowiek porządnie się nauczy. Może niektórym wystarcza jedna lekcja, ale człowiek pod tytułem "ja" czasami musi zaliczyć repetę. 

I na dzisiaj to by było na tyle.         

 

 

Cytaty złowione w sieci.

sobota, 17 października 2020

Z deszczowej panienki stałam się deszczową babinką

Kolorowo, jesiennie, deszczowo

Odkąd  pamiętam zawsze lubiłam deszcz. Lubiłam słuchać jak deszcz dzwoni o szyby i spływa strużkami, strugami, żeby uderzać raz głośniej raz ciszej werbelkami kropel w parapet. Jak chlupie w rynnach domu i pluszcze rozbryzgując się o kamienne płytki chodnika. Kiedy bardzo padało i Mama nie pozwalała mi wyjść na dwór siadałam na ganku i patrzyłam na ogród zamotany w deszczowe firanki albo wchodziłam na strych, kładłam się na starym żelaznym łóżku i słuchałam, jak deszcz puka, stuka, szeleści uderzając  w dach. Jak tylko mogłam szłam na deszczowy spacer, żeby poczuć zapach mokrego świata, podziwiać zachmurzone niebo, przyjrzeć się jak w kałużach na jezdni robią się małe tęcze, gdy deszczówka mieszała się z benzyną. Przyjemnie było wystawiać twarz ku niebu i łapać krople ciepłego wiosennego czy letniego deszczu. Przyjemnie było słuchać deszczu wśród gęsto rosnących drzew, bo brzmiał monumentalnie jak wielkie organy. W młodości, gdy mieszkałam blisko starego parku, często chodziłam tam na spacery. Podczas deszczu w parku było pusto, mokro i cudnie deszczowo. O każdej porze roku deszcz jest trochę inny. Niby deszcz, jak deszcz - z nieba leci woda i tyle - ale nie do końca jest tak samo. Gdy się uważnie posłucha to  tak, jak zmienia się wokół przyroda, tak zmienia się deszcz. Wiosenny deszcz brzmi bardziej metalicznie, bo spada na młode, sprężyste trawy i liście. Jesienią deszcz odbijający się od zwiędłych lub suchych liści szemrze ciszej, nostalgicznie, jakby żegnał zieloność i soczystość minionego lata. Tylko deszcz padający na jezdnie i chodniki jest zawsze taki sam, tyle że raz bardziej raz mniej intensywny. Mam za sobą wiele deszczowych dni, więc z deszczowej panienki stałam starszą panią, która wbrew zdrowemu rozsądkowi chodzi po deszczu. No chodzę, bo lubię, bo już dawno nie ma Mamy, która by mnie naprawiała, bo nie chcę, żeby deszcz kojarzył mi się wyłącznie z łamaniem w kościach. Dzisiaj też wywlekłam się na spacer. Trochę mżyło, trochę się przejaśniało, było szaroburo i mgliście, ale świat w jesiennym wydaniu był niezmiennie piękny. 


Do towarzystwa na spacerze miałam wrony i kawki.

Niebo co chwilę się chmurzyło, grożąc większym deszczem. 


Po chwili  się przejaśniało i niebo zmieniało barwę na szaroniebieską, popielatą z kroplą fioletu albo różu. Aż nadciągały kolejne deszczowe chmury i znowu padał deszcz.




Pod koniec spaceru niebo rozjaśniło się na dobre i prawie przestało padać.  Zrobiłam więc parę zdjęć, na których jest trochę późnego lata, ale też widać jesień. Bloger wyczerpał już moją cierpliwość na formatowanie posta, więc reszta opisów pod zdjęciami.
Takie ładne coś
Ładne coś w przybliżeniu

Położyłam parasolkę na ładne coś, żeby wymiziać psy sąsiadki 




Ja w trakcie rozmowy z sąsiadką, maseczka w maseczkę i karnie dwa metry od siebie, więc sąsiadka nie zmieściła się córce w kadr.

Córka sąsiadki w roli opiekunki piesków, które nie chciały mi pozować do zdjęcia 

Wśród róż już jesień

Akacje też jeszcze w letnich sukienkach

Trawa i koniczynka wciąż optymistycznie zielone














Winobluszcz się zarumienił, że tak się pośpieszył z tym jesiennieniem



Te drzewka nie stoją na głowie, one przeglądają się w kałuży

Jodła też się przygląda jaka jest ładna



Cis miał najmniejsze lusterko














 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I na dzisiaj to by było na tyle.




środa, 14 października 2020

Ciekawi jutra? Polecam do poczytania książkę "Homo deus"

 

"Homo deus. Krótka historia jutra" to  książka, od której nie mogłam się oderwać chociaż kupiłam ją dla męża. Autor Yuval Noah Harari jest historykiem, który, opierając się na ewolucji i historii ludzkości, bawi się w proroka. Oj jak ciekawie i przekonująco się bawi. Czytelnika też bawi, bo książka napisana jest z dużym poczuciem humoru.  Jaki może być świat jutra i jak odnajdziemy się w nim jako ludzie? Czy w przyszłości epidemie będą wyłącznie skutkiem zaniedbań? Jak zmieni się pojęcie "wojny"? Czym jest terroryzm i jak jest wykorzystywany? Czy nieśmiertelność będzie udziałem przyszłych pokoleń? W czym Epikur miał rację? Czy oprócz wskaźnika PKB, będącego  miarą rozwoju i dobrobytu będziemy też mieli wskaźnik SKB (szczęścia krajowego brutto)? Czy może ludzkość osiągnęła już taki poziom szczęśliwości, że w przyszłości będziemy odbijać się od szklanego sufitu? Czy opłaci się przedłużać ludzkie życie bez względu na jego jakość? Jak nauka miesza się z polityką, a ekonomia z psychologią i medycyną? Na te i wiele innych pytań stara się odpowiedzieć autor i całkiem dobrze mu to wychodzi. Każdą tezę popiera kilkoma przykładami i ogląda wszystko od podszewki. Dlatego, jak w tytule, polecam tę lekturę, bo chociaż to książka popularnonaukowa, to czyta się ją jak najlepszy kryminał. Futurystyczna wizja przyszłości jest tak odległa od wszystkiego co znane, tak ingerująca w naturę, że można się zadziwić i przestraszyć, ale nie można powiedzieć, że jest niemożliwa. Dla zachęty do lektury wklejam kilka przypadkowo wybranych stron. I  na dzisiaj to by było na tyle.