Święto Objawienia Pańskiego, popularnie zwane Świętem
Trzech Króli. Ulicami mojego miasta, tak jak w wielu innych miast Polski,
przeszedł orszak, którym podążali królowie w asyście tłumu wiernych i gapiów. Ten
przemarsz, rozpoczęty na Zamku a zakończony w lubelskiej
Archikatedrze, dla katoloków miał mieć znaczenie religijno-symboliczne zaś dla reszty mieszkańców kulturowe, ot taki kolorowy
happening z kolędową oprawą muzyczną.
Niestety nie mogę powiedzieć jak się udało to
przedsięwzięcie, bo nie byłam i nie widziałam. Zostałam w domu,
bo moja religijność ma znikomy pierwiastek tradycji. Nic na to nie
poradzę, że wolę bardziej refleksyjne podejście do wiary i nie
kręcą mnie ludyczno-tradycyjne sposoby jej manifestowania. Tak mam
i już.
W to święto, dla katolików trzecie pod względem ważności
po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy, ograniczyłam się do udziału we
mszy świętej i rozważaniu jaki ma dla mnie sens to, że przed
tysiącami lat na niebie zajaśniało światło, które wskazywało
drogę do Boga.
Starotestamentowy prorok Izajasz widzi, jak do wielkiej Światłości idą królowie zaś dla ewangelisty św. Mateusza za
gwiazdą podążają magowie tj. mędrcy. Oczywiście pomiędzy
królami i mędrcami jest duża różnica. Królowie mają władzę i
bogactwo a mędrcy tylko mądrość, która w świecie nie jest tym,
co powszechnie uważa się za najcenniejsze.
Czym więc dla mnie jest dzisiejsze Święto? Okazją, żeby
po raz kolejny wejść na drogę, którą będę szła do Boga,
żyjąc -najlepiej jak umiem- wśród ludzi. Wiem, że jak chcę iść
tą drogą, to muszę się pogodzić z tym, że nie będzie łatwo.
Ale spróbuję. Tak, jak próbowałam już wiele razy. Wierzę, że z
każdą próbą jestem bliżej celu i zmieniam się w lepszego
człowieka. I tej nadziei będę się trzymać.
Na koniec tego wpisu polecam ten tekst: http://wojciechlemanski.natemat.pl/45819,oswietlic-droge
Jak dla mnie – bomba.