Trzeci dzień 2013 roku zaczęłam od mocnej herbaty, żeby w
ogóle przejrzeć na oczy. Za oknem szaro-buro i ponuro. Wiatr
szarpie gałęziami i pędzi drobne chmurki po wyblakłym niebie.
Pogoda zupełnie nie dla mnie, więc serducho ogłosiło pogotowie
strajkowe i dygoce, jak uschnięte liście na czubku rosnącej za
oknem lipy. I jak w takich okolicznościach realizować noworoczne
postanowienia? Cóż, na razie odpowiedzi brak.
Żeby nie marnować czasu wzięłam się za pisanie
urzędowego pisma dla koleżanki. Przy tej okazji podniosło mi się
ciśnienie, bo pismo dotyczy sprawy z gatunku tych, co podnoszą
ciśnienie i odbierają wiarę w człowieka. Wychodzi na to, że
oszust w Polsce ma się dobrze i nie straszne mu żadne konsekwencje
prawne, bo nie ma chętnych żeby go rozliczyć i ukarać. Politycy
wciąż zajęci sobą a obywatel ma sobie ze wszystkim radzić sam.
Polski standard.
Dla poprawienia nastroju zrobiłam internetową prasówkę,
ale tam też nie znalazłam specjalnych powodów do radości. Politycy
lecą starą płytą, media nieustannie zajęte nekrocelebrytką
zwaną umownie matką Madzi, wszelkiej maści ekonomiści wieszczą
koszmary kryzysowej zapaści w gospodarce, więc strach się bać. Co
może taki szarak jak ja? Chyba tylko wziąć przykład z dobrego
wojaka Szwejka, który wychodził z założenia, że najlepiej
siedzieć w gospodzie, popijać piwko i czekać aż szaleńcy sami
się uspokoją i sobie pójdą precz.
I jeszcze wiadomość o śmierci Teresy Torańskiej.
Dziennikarki, która jest znana każdemu, kto interesuje się
literaturą faktu i ludzkimi historiami. Szkoda wielka i żal.
Wybitni odchodzą a następców jakoś brak. Torańska pisała o
trudnych sprawach, pokręconych ludzkich losach i zawsze robiła to
rzetelnie, bez szczucia i obrażania ludzi. Za to szanowali ją
również ci, z którymi było jej nie po drodze.
Oj, nie wesoły ten dzisiejszy wpis, ale może jutro będzie
lepiej. Póki co, zajmę się sobą i będę pilnowała szczęśliwości
na moim kawałku podłogi.
