Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szczęście. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szczęście. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 listopada 2021

Jesienne impresje wniebowziętych drzew

Wszyscy szukają szczęścia, szukam i ja. Znajduję je w małych rzeczach i umiem się nim cieszyć. Tym razem uszczęśliwił mnie wieczorny spacer.  Piękno listopadowej nocy nasyciło mnie zachwytem.  Zachmurzone niebo, drzewa, aparat w ręce i utrwaliłam takie jesienne impresje wniebowziętych drzew.

piątek, 21 sierpnia 2020

Pesymistycznie, optymistycznie, sklerotycznie

Zamiast szukać sznurka, żeby się powiesić, robię z niego serduszka.
Strasznie lubię być zadowolona, więc z zapałem stachanowca wszędzie doszukuję się czegoś pozytywnego i optymistycznego. Ale mimo najszczerszych chęci nie zawsze udaje mi się dogrzebać do tych pozytywów w negatywach i wtedy jestem strasznie nieszczęśliwa. Siadam więc w kącie i użalam się nad sobą, często przy tym popłakując. Jednak lata pracy nad byciem optymistką zostawiły ślad i mam przez to ograniczone możliwości użalania się nad sobą. Jeszcze się dobrze nie rozkręcę w swoich gorzkich żalach, a już napada mnie myśl: usmarkała się bida i płacze. A kto lubi być usmarkaną bidą? No, ja nie lubię. Dlatego chciał nie chciał zbieram się w sobie i idę w ten mój nienachalny optymizm, który każe mi z wisielczego sznura robić serduszka.  

Dzisiaj np. pół dnia sobie tłumaczyłam, że nie mam tak źle, jak mi się z rana wydawało. I wyobraźcie sobie, uwierzyłam. Co prawda dopiero pod wieczór, ale jednak. No, normalnie geniusz  perswazji we mnie siedzi. A wszystko dzięki temu, że naczytałam się różnych książek i słucham mądrzejszych od siebie. No dobra, siebie też słucham, bo nikt lepiej ode mnie nie wie, czego mi potrzeba do szczęścia. Wiem, złośliwi mogliby powiedzieć, że słucham siebie, bo i głupi czasem coś mądrego powie. Racja, niech im będzie, w końcu nie mam monopolu na złośliwości. Ale jak mowa o mądrych, to przekonując siebie, że nie warto być tą usmarkaną bidą, przypomniałam sobie takie chińskie przysłowie: 

„Nie możesz zabronić ptakom smutku krążyć nad twoją głową, ale możesz nie dopuścić do tego, by uwiły gniazdo w twoich włosach.”

O, to ja o tym napiszę, pomyślałam i zaczęłam pisać. Ale potem pomyślałam drugi raz, bo zdarza mi się pomyśleć dwa razy z rzędu - takie myślowe Bizancjum sobie robię - i postanowiłam sprawdzić, czy dobrze zacytowałam przysłowie. Wrzuciłam w wyszukiwarkę tekst i co widzą moje ślepawe acz ciągle ładne oczy? No widzą, że już kiedyś zamieściłam na blogu wpis, w którym podpierałam się tym przysłowiem. Patrzcie państwo, jak to skleroza nie boli, a jak człowiek o niej nie pamięta, to nawet mu ona w niczym nie przeszkadza. Także, jak ktoś chce, to TUTAJ  można przeczytać, jak oswajam śmierć. Oczywiście, żeby było pozytywnie. Tak jak lubię. I na dzisiaj to by było na tyle.

poniedziałek, 11 maja 2015

Dokolusia własnego pępka kręci się paniusia




Jak już pisałam, zrobiłam sobie przerwę od trosk i zmartwień wszelakich i zajęłam się wyłącznie tym co przyjemne. Dlatego, jak najwredniejszy trzygłowy Cerber,odganiałam każdą negatywną myśl, która zakłócała mi zaplanowany święty spokój. Odcięłam się też od wszystkich sytuacji, które były potencjalnie trudne oraz egoistycznie odizolowałam się od potrzeb moich znajomych. 

Skupiłam się wyłącznie na sobie, bo bardzo potrzebowałam przerwy od życia, które od jakiegoś czasu zaczęło mnie przerastać i męczyć. Wzięłam więc sobie wolne i, niczym Budda, zapatrzyłam się we własny pępek. 

Na pozytywne efekty nie trzeba było długo czekać. Czuję się o wiele lepiej, znużenie ustąpiło miejsca radości i znowu mam siłę mocować się z życiem. Nawet pomimo różnych bolicosiów, które tak kochają moje ciało, że za nic nie chcą go opuścić. 

Wniosek? Potwierdza się stara prawda, że: nasze życie jest takie jakie są nasze myśli, stajemy się tym, co myślimy, nasze myśli indukują emocje a emocje są związane nierozerwalnie z naszymi myślami zaś my zależymy od naszych emocji... i tak, dokolusia wszystko się kręci. 

To tyle u mnie. Pozdrawiam serdecznie zaglądających na bloga i życzę samych pozytywnych myśli. 

A na koniec tego wpisu dwa cytaty z mojego ostatnio najbardziej ulubionego autora, Wiesława Myśliwskiego:

To prawda, że znaleźć siebie to nieprosta sprawa. Kto wie, czy nie najtrudniejsza ze wszystkich spraw, jakie człowiek ma do załatwienia na tym świecie.”
 

Nie zawsze trzeba szczęścia w świecie szukać. Nieraz nie wie się, że ono czeka tu, na miejscu, na ciebie.”



 

obrazki złowione w sieci

piątek, 19 grudnia 2014

Wchodzę w to...

Wchodzę w to, bo już nie stać mnie na nic innego. Nie stać mnie na trwonienie energii na mało istotne rzeczy i nie mam zbyt wiele czasu, żeby go tracić. Nie chcę tylko wegetować, bo wciąż mam apetyt na życie. 

Lubię się dzielić  tym co dla mnie ważne i cenne, więc gorąco polecam przemyślenie i zastosowanie się do zacytowanych słów. Dobry drogowskaz czyni podróż łatwiejszą, nawet gdy droga bardzo wyboista, więc dlaczego nie skorzystać? A tak dziwnie się składa, że ludzie nawet znając świetnie drogowskazy zbyt często nie zwracają na nie uwagi lub lekceważą ich treść. Dlatego warto je pokazywać, co niniejszym dość namolnie czynię. I to by było na tyle, przynajmniej na dziś. Trzymajcie się ciepło.

poniedziałek, 27 października 2014

Wiedza tajemna... czy aby na pewno?

 

 

 

 

 

 

 

 

Tajemna wiedza o życiu w języku aborygeńskim brzmi:  Kaldowamp kungullun boorala wanye tumpinyer yackatoon, czyli zawsze kieruj się dobrymi myślami, a twoje życie będzie szczęśliwe.  Kungullun motong thure – niech twoje myśli będą silne. - Beata Pawlikowska”  

Powyższy cytat to jeszcze jeden dowód, że ludzie, bez względu na kulturę i region świata, z którego się wywodzą, mają wiedzę potrzebną do szczęśliwego życia. Ja też ją mam, chociaż czasami to, co istotne i ważne, ginie gdzieś z pola widzenia przysypane kurzem codziennych upierdliwości. Dlatego zbieram sobie... różne cytaty i podpieram się nimi w razie potrzeby. Dzisiaj potrzebę mam średnią, bo wirus powoli odpuszcza, więc tym samym łatwiej o pozytywne nastawienie, ale … przecież zawsze może być lepiej.

 Popatrzę sobie na księżyc i pomarzę... jak ten kotek. 





















A jutro może będę już mogła pójść na wieczorny spacer.

























 
Dobrej nocy Wszystkim.

 
                                                                                                          obrazki do posta złowione w sieci


piątek, 26 września 2014

Myśl na dziś od Anthonego de Mello



"Obie rzeczy - zarówno to, przed czym uciekasz, jak i to, za czym wzdychasz - są w tobie."
Ja dzisiaj dokopałam się do pogodnego nastroju, łagodnej zgody na istnienie dołków na mojej drodze, radości z dnia, który spokojnie się toczy.

A Wy czego dzisiaj w sobie szukacie? Co odkrywacie? Na czym skupiacie uwagę? Zastanówcie się i wybierajcie tylko to, co Wam służy. Całą resztę odsuńcie od siebie na odległość kija, żeby nie mogła Was podgryzać, odbierając radość z życia i spokój. Na wiele rzeczy nie mamy realnego wpływu, ale to my decydujemy, czy skupiamy uwagę na tym, co nas buduje czy na tym, co nas rujnuje.

Dla jasności, nie polecam tu „polityki strusia – głowa w piach a tyłek aż się prosi o kopniaki”, nie namawiam, żeby udawać, że ciemne strony życia nie istnieją, bo istnieją i czasami boleśnie nas dotykają. Namawiam, żeby przejść na psychiczną dietę i nie karmić się czarnymi myślami, nie produkować w głowie katastroficznych scenariuszy. Miłego dnia.


























Ilustracje posta znalezione w sieci.

piątek, 2 marca 2012

Co daje mi joga


Od pół roku regularnie ćwiczę jogę. Mogę więc powiedzieć, że kiedyś się nią interesowałam a teraz praktykuję. Jest wiele rodzajów jogi, ale mi najbardziej odpowiada bhaktijoga. Moja ścieżka rozwoju wije się po bardzo skalistej drodze jednak pocieszam się, że najważniejsze jest to, że wciąż próbuję od nowa i od nowa.

Gandhi twierdził, że: ”Nie ten jest joginem, który siedzi i ćwiczy oddychanie, lecz ten, który patrzy na wszystko sprawiedliwym okiem i widzi inne istoty w sobie.” Kiedy pierwszy raz przeczytałam te słowa pomyślałam, że są bardzo bliskie współczesnej psychologii. Rzeczywiście człowiek, który się rozwija zaczyna dostrzegać jak bardzo jest podobny do innych. Idąc dalej pomyślałam, że: Nie ten jest szczęśliwy, kto na oślep goni za szczęściem, lecz kto potrafi szczęście znaleźć w sobie. Ja odkrywam swoje szczęście również przy pomocy jogi.

Uczucie przepływu i dziwnego zawieszenia w czasie, to duża frajda a joga dostarcza jej w dużych ilościach. Mantrowanie przypomina wpadanie w korkociąg a na końcu jest błogi spokój. I to jest to.



środa, 18 stycznia 2012

Chcesz być szczęśliwsza - zrób coś dla innych

Jedząc śniadanie poczytywałam sobie książkę „Psychologia Społeczna – serce i umysł” autorstwa: Aronsona, Wilsona, Akerta. Znalazłam tam wiele ciekawych informacji dot. przyczyn działań prospołecznych ludzi.
Ta lektura potwierdziła to, o czym wiedziałam od dawna, jeśli chcesz być szczęśliwsza/szczęśliwszy - zrób coś dla innych. Właśnie tak.

Z wyników wielu psychologicznych eksperymentów wynika, że pomagając innym zwiększa się poziom zadowolenia z siebie i swojego życia. W jednym z eksperymentów badani dostali pieniądze i mogli je wydać, na co chcieli. Okazało się, że ci, którzy wydali pieniądze wyłącznie na swoje potrzeby byli w końcowym efekcie o wiele mniej zadowoleni niż ci, którzy część otrzymanej kwoty przeznaczyli na prezenty dla innych.

Szczególnie warto o tym pamiętać, gdy życie nas ciśnie i wiatr wieje w oczy. Skupienie się tylko na sobie zamyka nam perspektywę i sprawia, że tracimy moc sprawczą. Wiem to z własnego doświadczenia, dlatego każdemu, kto narzeka na swoje biedy radzę, żeby rozejrzał się dookoła. Jest szansa, że zobaczy wtedy, że jego bieda nie jest największa. A jak już zobaczy cudzą biedę, to niech spróbuje zrobić cokolwiek, żeby pomóc. Wtedy przekona się, że coś może, ma moc sprawczą, bo tak już jest, że pomaganie innym dodaje nam siły. A skupianie się na własnym pępku, jest dobre tylko dla Buddy.


sobota, 22 października 2011

Droga nie musi być wygodna, droga musi prowadzić do celu

Koleżanka z forum napisała w wątku powitalnym takie słowa: „Każdy człowiek potrzebuje stale pewnej ilości trosk, cierpień lub biedy, tak jak okręt potrzebuje balastu, by płynąć prosto i równo.”

Wielu się oburzy, po co komu cierpienie, po co komu bieda, człowiek powinien być zawsze szczęśliwy. No może powinien, ale wystarczy się trochę rozejrzeć, żeby zobaczyć, że szczęścia doświadcza niewielu.

Powodów, dla których szczęście nas omija, jest wiele, ale z moich obserwacji wynika, że jednym z najczęstszych jest nasze wygodnictwo. Wiadomo nikt nie lubi się męczyć, każdy woli mieć lekko i przyjemnie zamiast ciężko i boleśnie. Nie ma w tym nic dziwnego ani złego, ale jeżeli kierujemy się w życiu przede wszystkim wygodą, to z góry możemy pożegnać się ze szczęściem. Szczęście, jak każda ważna rzecz, ma swoją cenę i żeby je odnaleźć trzeba się trochę postarać. Człowiek, który pójdzie po szczęście tylko wtedy, gdy droga prosta, pogoda ładna a buty wygodne, rzadko jest zadowolony z życia.

Wracając do cytatu, pewna ilość kłopotów i cierpienia uczy człowieka dystansu do siebie i do życia. Co prawda czasami balast jest zbyt duży, statek ociera się o dno a fala zalewa pokład, jednak, gdy wszystko przejdzie człowiek staje się mocniejszy i bardziej docenia życie.

Tak właśnie myślę. Życie nie raz boleśnie mnie doświadczało aż się nauczyłam, że droga nie musi być wygodna, droga musi prowadzić do celu. Teraz mam w sobie wiele pokory. Nie uważam, że wszystko mi się należy, bo wiem, że należy mi się dokładnie tyle ile potrafię wziąć, a i to nie zawsze. Kiedy życie mnie boli, mówię sobie, że wszystko jest po coś i bez sensu jest tracić energię na pretensje do losu. Nie jest mi lekko a mimo to bywam szczęśliwa.

Na koniec coś z mojego śpiewnika (bo bardzo lubię sobie pośpiewać) – tekst piosenki „Czerwonych Gitar” p.t. „Droga, którą idę.
* * *
Droga, którą idę, jest jak pierwszy własny wiersz.
Uczę się dopiero widzieć świat jakim jest;
Uczę się dopiero widzieć świat jakim jest.

Droga, którą idę, czasem błądzi w ciągu dnia.
Kocham, pragnę, tracę, chwytam dzień, póki trwa;
Kocham, pragnę, tracę, chwytam dzień, gdy trwa.

Już tyle słońc wzeszło tylko jeden raz.
Już z tylu stron zapłonęły ognie gwiazd.
Już tyle miejsc zapomnienia pokrył kurz.
Wiem co to jest, lecz się nie zatrzymam już.

Droga, którą idę, czasem błądzi w pełni dnia.
Kocham, pragnę, tracę, chwytam dzień, póki trwa.
Kocham, pragnę, tracę, chwytam dzień, gdy trwa.

Już tyle słońc wzeszło tylko jeden raz.
Już z tylu stron zapłonęły ognie gwiazd.
Już tyle miejsc zapomnienia pokrył kurz.
Wiem, co to jest, lecz się nie zatrzymam już.

Droga, którą idę, nie wybiera łatwych lat.
W czasie, który minie, odbić chcę własny ślad.
W czasie, który minie, swój odbiję ślad.

piątek, 14 października 2011

Korepetycje u wnuka

Mój ulubiony nauczyciel życia Paulo Coelho napisał: „Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się ze wszystkich sił, tego, czego się pragnie.” Zgadzam się i bez oporów biorę korepetycje od wnuka.

Nie potrafię wyrazić, jak wielką przyjemnością jest dla mnie obcowanie z tym małym człowiekiem. Jest cudnie radosny i bardzo stanowczy, gdy chce coś osiągnąć. Świat go zachwyca, więc daje temu wyraz robiąc za puchacza. Jego pełne przejęcia: huu, huuuu, na widok nowych rzeczy, które poznaje, bardzo mnie rozczula. Chciałabym mieć jak najwięcej czasu na pokazanie małemu świata i nacieszenie się nim, ale na to wpływ mam ograniczony.

Mimo wszystko jestem wdzięczna losowi i wybaczam mu wszystkie paskudne numery, które mi wykręcił, bo mam to szczęście, że mogę, na co dzień być z tymi, których kocham.

* * *
Szczęście
mam szczęście!
krzyczą dzieci
chwytając piłkę
z nurtów wody

a ono – na niebie świeci
roześmiane złotem – młode

wyciągnij rękę – zamknij
płonący krążek w pięści
i głośno – głośno krzyknij
- mam szczęście

H. Poświatowska

niedziela, 3 lipca 2011

Skrzydło motyla

autor: robertkabaciński


















 

Niedzielny poranek. Niebo ma dzisiaj kolor zakurzonej bieli, wiatr rozciąga po nim postrzępione chmury, siąpi deszcz. Od godziny obserwuję kawałek świata zamknięty w prostokącie okna. Z perspektywy łóżka widzę niebo i koronę lipy. Reszta okien ma zaciągnięte rolety, odgradzając mnie od innych elementów miejskiego pejzażu. Mam wybór i mogę patrzeć na co chcę. Oczy mojego domu kilka dni temu zyskały powieki. Powieki są kolorowe, z cienkiej, szeleszczącej tkaniny przypominającej chitynowe ciała owadów. Banalny przedmiot, jakim jest roleta, daje mi możliwość fragmentacji świata, otwiera albo zamyka, pozwala nie widzieć albo, wprost przeciwnie, skupia wzrok na jakimś wycinku rzeczywistości. Podoba mi się to.

Kiedyś czytałam artykuł o tym, jak postrzegamy to, co wokół nas. Pamiętam, że byłam bardzo zdziwiona wynikami naukowych eksperymentów. Empirycznie dowiedziono, że każdy ma na oczach filtr i od tego filtra zależy, co i jak widzimy. Dlatego zakochani widzą wyłącznie piękno a matkom podobają się nawet brzydkie dzieci. Okazuje się, że widzenie jest o wiele bardziej związane z przetwarzaniem informacji przez nasz mózg, projekcją nas samych, aniżeli z mechanicznym odbiorem obrazu. Na szpetotę i ułomność świata Bóg dał nam skrzydło motyla - tęczę zamkniętą w cienkiej osłonce. Jednak od nas zależy, czy widzimy piękno czy robala.

Jest dokładnie tak jak mówił Einstein: „Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.” Bez własnej zasługi, odkąd pamiętam jestem na tej drugiej drodze. Dziękuję Bogu, że widzę wokół siebie tyle cudów.

Ludzie szukają szczęścia a ono jest w wszędzie, potrzebuje tylko naszej uwagi. Gdybym miała coś radzić tym, którzy gonią w życiowym maratonie i wciąż nie znają spełnienia, to powiedziałabym: Nie szukaj czego nie zgubiłeś, to się nie rozczarujesz, że nie znalazłeś. I to było moje „słowo na niedzielę”, pisane ad hoc, przy śniadaniu.

Jeszcze tylko LINK    do ciekawego artykułu również związanego z tematem odbioru przez nas tego co widzimy i słyszymy.

wtorek, 10 maja 2011

Brak nieszczęść, to wielkie szczęście

Rano obudził mnie warkot kosiarek. Spojrzałam na zegarek, godzina 7:15. Trawa się ledwie zazieleniła a już ją koszą, bo zarząd osiedla, na którym mieszkam, ma chyba jakąś tajną spółkę z firmą zajmującą się utrzymaniem zieleni. Dlatego od wczesnej wiosny do późnej jesieni zanim trawa zdąży odrosnąć już jest strzyżona do samej ziemi. Wkurza mnie to, ale umiarkowanie, bo ćwiczę się w cierpliwości na rzeczy, które są poza moim wpływem. Jest i pożytek z tej sytuacji, piękny zapach, który wypełnił pokój.

Skoro już się obudziłam, to nie było sensu próbować dosypiać zarwaną noc. Zrobiłam sobie lekkie śniadanie, łyknęłam garść prochów na zdrowie prawie wszystkiego co składa się na mój żywy póki co organizm i skończyłam ostatnie rozdziały książki, którą czytałam w nocy. Stephanie Getrler otwierała przede mną życie w prawdzie doświadczeń i bogactwie fikcyjnych wyobrażeń na temat prawdziwych bohaterów i sytuacji. Historia macierzyńskiej miłości, trudnych przeżyć utraty dziecka, tęsknoty oddalenia. I jeszcze ten tytuł, który bardzo mi przypadł do gustu: „Stanę się wiatrem”. Suma summarum, zamiast prowadzić higieniczny tryb życia znowu dałam ciała.

Jednak nie żałuję, bo dzięki tej książce uświadomiłam sobie, jak dobre mam życie. Jestem matką, która wciąż może cieszyć się swoim dzieckiem. Los był pod tym względem dla mnie bardzo łaskawy, ominęło mnie to co najgorszego może spotkać matkę. Chociażby przez to wszystko inne mogę przyjąć z pokorą. Ludzie na ogół szczęście kojarzą ze stanem nieustającej przyjemności a szczęściem jest też brak wielkich nieszczęść. I dlatego warto ćwiczyć się w cierpliwości i nie narzekać na drobne kłopoty, problemy, niewygody. Pal sześć strzykanie w krzyżu, ból głowy, brak forsy na luksusowe rzeczy, złośliwych ludzi na drodze – to nie są sprawy, które mają prawo odbierać radość życia. Kończę i biorę się za praktykowanie radości w codziennym życiu. Trzeba się spieszyć, bo życie ucieka.

* * *
Kochać i tracić...
Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
Padać boleśnie i znowu się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...
Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w ton za perłą o cudu urodzie,
Ażeby po nas zostały jedynie
Ślady na piasku i kręgi na wodzie.
Leopold Staff

poniedziałek, 28 marca 2011

Podobno mam szczęście. Tak, ale......

„Ty to masz szczęście, bo niczym się nie przejmujesz”, powiedziała mi dzisiaj koleżanka. I jeszcze dodała: „Ja tak nie potrafię i muszę się męczyć.”

A ja? No cóż. Ja się zdziwiłam, nawet bardzo. Bo sama nie wpadłabym na to, że taka ze mnie nieprzejmująca się niczym szczęściara. Jak sobie pomyślę o moich codziennych zmaganiach, żeby odpędzać czarne myśli, o wynajdywaniu haczyków na których wieszam moje marne samopoczucie, żeby nie sięgnęło dna, to trudno mi uwierzyć, że mam aż tak dobrze.

No, ale ja nie muszę się męczyć a koleżanka musi. Musi się męczyć, bo życie ją zawiodło i nie dało tego czego od niego oczekiwała. Teraz ma pięćdziesiąty krzyżyk na karku i co dziennie odprawia swoją osobistą drogę krzyżową. Małżeństwo ma byle jakie, bo mąż trudny w obsłudze. Macierzyństwo smutne, bo dzieci się oddaliły i unikają jej jak diabeł święconej wody. Zawodowo też nie ma powodów do radości, bo pensja mała a na plecach czuje ciężar lat i oddech młodej kadry, która depcze jej po piętach. Z której strony by nie patrzeć, to nie ma się czym cieszyć, więc koleżanka się nie cieszy.

Zgadzam się z nią, że nie ma powodów do hura optymizmu. Jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego walkowerem oddaje zadowolenie z życia i trwa bez najmniejszego oporu w sytuacji, która ją przytłacza. Poza ekstremalnymi życiowymi przypadkami zazwyczaj mamy to na co się godzimy.

Wiem, że cudze bóle i rozczarowania zawsze mniejsze od naszych i łatwiejsze do naprawy. Jednak czasami warto spojrzeć na swoje problemy innymi oczami. Przyjrzeć się sobie z dalszej perspektywy. A kiedy pytamy o radę, to nie mówić od razu: „ Tak, ale......” I zamiast mnożyć argumenty na poparcie tezy, że w naszym życiu nic nie da się zmienić, pomyśleć co jednak zmienić można.

Niezadowolenie powinno być sygnałem do zmiany a nie tylko stanem w którym tkwimy. Oczywiście nie wszystko da się zmienić, ale wiele można chociaż trochę poprawić. Od tego mamy rozum, żeby o siebie zadbać zamiast tonąć w marazmie.

Może ja rzeczywiście mam większe szczęście niż moja koleżanka, bo cholernie nie lubię się męczyć. Dlatego ciągle szukam sposobu na swój kulawy los. Dosładzam sobie życie, wynajdując wszystko czym mogę się cieszyć. Uczę się od mądrzejszych ode mnie. Gdy proszę o radę, to przynajmniej staram się z niej skorzystać.


Jednym z moich ulubionych nauczycieli jest ks. Twardowski

* * *
Kiedy mówisz

Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz

niedziela, 20 marca 2011

Mam szczęście

Dzisiejszą sobotę spędziłam w łóżku. Pogoda i mój organizm skutecznie pokrzyżowały mi plany. Mówi się trudno i żyje się dalej. Przymusowe leżakowanie dosładzałam sobie czytaniem i obserwowaniem wnuka.

Mały ma zaledwie jedenaście dni a kiedy patrzę jakie robi miny, to trudno mi pojąć, że właściwie jeszcze nic świadomie nie przeżył. Strasznie jestem ciekawa, co dzieje się w tej małej główce. Co go tak cieszy, że ciągle się uśmiecha od ucha do ucha, pokazując bezzębne dziąsła? Nie wiem i nigdy się nie dowiem, ale na widok tego uśmiechu cała się rozpływam. Nie mogę wyjść z podziwu nad cudem, jakim jest dziecko.

Moje życie zatoczyło koło i znowu przeżywam podobne uczucia, jak wtedy, gdy moja córka była taka malutka. Pamiętam że wyglądała jak miniaturka mojego męża, ale nie przypominam sobie, żeby robiła podobne miny. A jej syn jest podobny do mojego ojca, ma nawet taki sam uśmiech. Sprawdziłam na starym zdjęciu, bo aż sobie nie dowierzałam. I rzeczywiście, ten mały chłopczyk uśmiecha się jak jego pradziadek. Zadziwia mnie to i zachwyca. Kiedy patrzę na małego Daniela, to jestem naprawdę szczęśliwa.

A jak o szczęściu mowa, to przypomniał mi się wiersz Haliny Poświatowskiej.

* * *
Szczęście
mam szczęście!
krzyczą dzieci
chwytając piłkę
z nurtów wody

a ono - na niebie świeci
roześmiane złotem - młode

wyciągnij rękę - zamknij
płonący krążek w pięści
i głośno - głośno krzyknij
- mam szczęście -

piątek, 18 marca 2011

Złapałam trochę szczęścia

Przez ostatnie dni nic nie pisałam, bo zamknęłam się na świat.
Nie chciałam nic wiedzieć o katastrofach, kryzysach, problemach gospodarczych i politycznych. Wszystko, co działo się poza ścianami mojego domu, było dla mnie mniej ważne od tych chwil szczęścia, które przeżywałam patrząc na maleńkiego wnuka, córkę, która poznaje smak macierzyństwa, męża przejętego rolą dziadka. W czterech ścianach domu cieszyłam się rodziną, dosładzając sobie życie.

Światu nic nie ubyło z powodu braku mojego zainteresowania. A ja złapałam trochę szczęścia, doładowałam akumulatory i znów mam siłę na życie. Życie które nie jest proste, które pewnie jeszcze nie raz mnie zaboli. Ale w mojej pamięci zostaną przeżycia z ostatnich dni, więc będzie czym rozniecić nadzieję.

Przypomniała mi się myśl H. Poświatowskiej: „Nie pytaj o życie, zapytaj o miłość, to jedno”.

poniedziałek, 7 marca 2011

Szansa na nową miłość

Słoneczny poniedziałek. W kalendarzu dzień 7 marca 2011 r. O godzinie 10:40 przyszedł na świat mały człowiek, mój wnuk. Jestem szczęśliwa, że los dał mi tę szansę na nową miłość.


* * *
Chciałem już zamknąć dzień...

Chciałem już zamknąć dzień na klucz
Jak doczytaną księgę,
Owinąć się czarną ciszą
I zasnąć na potęgę.

Aż tu za oknem wściekła zorza,
Budząca radość
i przestrach,
Rozbłysła niczym pożar,
Wybuchła jak orkiestra.
Oto dzień nowy i świat nowy
Tysiącem dziwów gra mi.
Zerwałem się na równe nogi,
Przed wysokimi stanąłem schodami.

Leopold Staff

piątek, 11 lutego 2011

Mam szczęście do ludzi

Mam szczęście do ludzi. Wiele razy się o tym przekonałam. Dzisiaj był ten kolejny raz. Miałam trudną sytuację, zagrożone było zdrowie mojej córki i jej dziecka. Okropnie się bałam i byłam bezradna.


Zadzwoniłam po wsparcie do moich koleżanek. Każda z nich, bez namysłu zrobiła co mogła, żeby pomóc. W ciągu kilku godzin dostałam pomoc jakiej potrzebowałam - córka ma fachową opiekę.


Jestem wdzięczna losowi, że spotykam na mojej drodze ludzi, którzy mają serce a nie tylko pompę tłoczącą krew. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłam, że zawsze kiedy potrzebuję dostaję tak wiele. Pewnie nigdy się nie dowiem, ale jestem wdzięczna, cieszę się i nigdy nie zapominam dobra, które mi wyświadczono.



Wdzięczność - ks. Jan Twardowski

Jest taka wdzięczność kiedy chcesz dziękować
lecz przystajesz jak gapa bo nie widzisz komu
a przecież sam nie jesteś płacząc po kryjomu
Niewidzialny jest z Tobą co jak kasztan spada
jest taka wdzięczność kiedy chcesz całować
oczy włosy niewidzialne ręce
powietrze deszcz co chlapie
zimę saneczki dziecięce
dom rodzinny co spłonął z portretem bez ucha
rozstania niby przypadkowe
kiedy żyć nie wypada a umrzeć nie wolno
jest taka wdzięczność kiedy chcesz dziękować
za to że niosą ciebie nieznane ramiona
a to czego nie chcesz najbardziej się przyda
szukasz w niebie tak tłoczno i tam też nie widać

sobota, 5 lutego 2011

Deszcz pada, wiatr wieje a mimo to może być przyjemnie.




















Sobota, dla ciężko pracujących ludzi wyczekiwany dzień odpoczynku. Dla mnie tylko kolejny dzień tygodnia. Jestem sama, bo mąż ma jakieś szkolenie. W domu cicho. Pierwsze dni lutego a pogoda marcowa. Zagapiłam się w okno i obserwowałam pędzące z wiatrem chmury, słuchałam szumu wiatru. Strasznie dziś wieje i siąpi deszcz. Lubię taki stan zatopienia w sobie i chmurach, przy akompaniamencie wiatru. Przychodzą mi wtedy do głowy różne myśli. Już o tym pisałam w tekście "Wiatr".
Większość ludzi nie lubi takiej pogody, bo ich przygnębia. Mawia się, że wieje jakby ktoś się powiesił. I co z tego, że wieje albo pada? To tylko zjawisko atmosferyczne. Zgoda, ten stan aury może źle oddziaływać na nasz organizm(na mój źle), ale to żaden powód żeby marnować dzień. Człowiek może być szczęśliwy nie tylko w słońcu.
Przypomniała mi się taka sytuacja. W jesienny dzień wybrałam się na spacer, chociaż pogoda nie zachęcała do wyjścia na dwór. Było pochmurno, siąpił drobny deszcz i wiało. Wiatr był słabszy niż dzisiaj, ale momentami trochę dmuchało.
Szłam sobie osiedlowymi alejkami i przyglądałam się drzewom. Cieszyłam się rześkim powietrzem, pięknymi kolorami i przyjemnością płynąca z możliwości swobodnego ruchu, stawiania kroków i przemieszczania się w przestrzeni. Kiedy się trochę zmęczyłam, usiadłam sobie na ławce. Zajęłam się obserwowaniem tego co wokół: różnokolorowych liści opadających na trawnik, psiaka który wypuszczony z domu biegał jak oszalały po mokrej trawie a na pysku miał wypisane samo szczęście, ludzi śpieszących się do domów, drzew kołyszących się w rytm wiatru, drobnych kropelek deszczu na mojej kurtce.
Wtedy z jednego z bloków wybiegła dziewczynka. Miała może z pięć lat, cała była w różnych odcieniach różu a spod czapki wystawały jasne włoski. Wystawiała buzię do nieba i łapała na twarz mikroskopijne kropelki deszczu, mrużąc przy tym oczy. Wyglądała na bardzo zadowoloną z tego co robiła.
Za chwilę z klatki wyszła jakaś kobieta, być może jej babcia, i zajęła się małą. Od razu włożyła jej kaptur, naciągając go prawie na nos. Wzięła małą za rękę i pokrzykując, że zmokną, pociągnęła ją za sobą. Dziewczynka szybko przebierała nóżkami a spod kaptura widziała tylko rozmoknięte liście i kałuże na chodniku.
Pomyślałam, że ta zapobiegliwa pani zabrała właśnie małej przyjemność cieszenia się deszczem. Po co taka troskliwość na wyrost? To, co kapało z zachmurzonego nieba niczym dziecku nie groziło. Trzeba by długo czekać żeby przemoknąć.
Kiedy obie mnie mijały, kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Pewnie uważała, że nie jestem specjalnie normalna, bo normalni ludzie nie siedzą w deszczu na osiedlowej ławce. Być może. Ale w moich normach mieści się takie zachowanie, może jestem normalna inaczej.

autor:misiolinka

Żal mi małej, bo jak będzie otoczona taką troską, to może wyrosnąć na człowieka, który unika wszystkiego, co może być chociażby potencjalnie uciążliwe. Takiego, który nie umie się cieszyć i byle co go przygnębia. A mając takie podejście do życia, straci wiele przyjemności.

środa, 19 stycznia 2011

Szczęścia nauczycielka - rosy kropelka

Duża ilość czasu, sytuacje graniczne, podeszły wiek, to czynniki które sprzyjają wspominaniu. Jednak, to co wydobywamy z naszej pamięci zależy w dużej mierze od naszego nastawienia do życia. Gdyby umownie podzielić ludzi na dwie kategorie, tych, co widzą tylko ciemne strony życia i tych, co we wszystkim szukają kolorów, to łatwo dostrzeżemy, że nawet we wspomnieniach zachowują swoiste status quo.
Pesymista wygarnie z przeszłości wszystkie sytuacje, które utwierdzają go w przekonaniu, że życie jest okropne i trafił mu się parszywy los. Optymista znajdzie w przeżytych dniach więcej dobrych zdarzeń i będzie się ogrzewał myślą, że świat mu sprzyja.

Kiedyś patrzyłam na świat oczami człowieka smutnego i rozgoryczonego, bo obiektywnie rzecz biorąc, los często fundował mi ciężkie sprawdziany. Poza tym, byłam przekonana, że mam jakiś defekt, którego skutkiem jest bolesne doświadczanie rzeczywistości. Wydawało mi się, że mnie życie boli bardziej niż innych. Chciałam zagłuszyć w sobie ten ból, ale skupiałam się wyłącznie na tym, co mnie bolało. Traktowałam swoje smutki jak dzieci, nie spuszczałam ich z oczu, ciągle się nimi zajmowałam i nie dawałam im szansy, żeby się zgubiły. A one, tak troskliwie doglądane, wciąż rosły i rosły.

Aż kiedyś, gdy o poranku szłam smutna ze spuszczoną głową, spojrzałam na kropelkę rosy na listku małej krzewinki. Kropelkę wyglądającą jak łza. Kropla powstała w czasie chłodnej nocy, gdy brak było światła i ciepła. Zaświeciło słońce i kropla zaczęła błyszczeć, maleć a potem znikła.

Wtedy dotarło do mnie, że przecież każdy ma w sobie światło, trzeba tylko zadać sobie trochę trudu, żeby je odnaleźć. A, gdy już je odnajdziemy, to osuszy ono każdą łzę i zaprowadzi nas w pogodne krainy. Wejdziemy na kolorową tęczę, którą sami rozepniemy pomiędzy ziemią a niebem. Tęczę, która składa się przecież z mnóstwa małych kropelek prześwietlonych słońcem.

W życiu prawie wszystko jest sprawą wyboru. Możemy wciąż płakać nad tym, co nam nie wyszło, pogrążać się w prawdziwym i wydumanym cierpieniu, ale możemy też dać obeschnąć łzom i szukać jasnych miejsc, które dodadzą nam siły. Każdy lepiej widzi to czemu się uważniej przygląda. Dlatego szczęście częściej przychodzi do tych, którzy potrafią wykorzystać to, co mają.  A przecież każdy z nas ma coś na czym może budować lepsze, pogodniejsze życie.