Uff, dawno mnie tu nie było. Blog
pokrył się pajęczyną, ale ze statystyk wynika, że ktoś jednak
czyta te archiwalne wpisy. Przy zakładaniu bloga Bloger zachęca
słowami „wyraź siebie”, "pisz o swoich pasjach na swój sposób", a ja ostatnio się coraz więcej
wyrażam ( głównie nieparlamentarnym słownictwem) i pasjami się wkurzam, więc
pomyślałam, że może by tak wrócić do składania literek i tym
sposobem upuścić trochę pary. Jak już pomyślałam, czyli
odwaliłam większą część roboty, to reszta powinna pójść gładko, więc wracam do blogowania.
Na początek wypadałoby się
wytłumaczyć, gdzie mnie wcięło na tyle czasu, ale co ja się będę
tłumaczyć, jak sama nie wiem kiedy mi to zleciało. A że leciało
szybko, a ja coraz bardziej powolna, to nie ma się co dziwić, że
nie zauważyłam. Jednego jednak nie daje się nie zauważyć, że na starość jestem nie tylko
powolna, ale też popadam w wolnomyślicielstwo. Gdyby to
jeszcze światopoglądowo, to nie byłoby źle, bo ten ruch był
nadzieją dla świata, ale ja niestety po prostu wolno myślę, wolno chodzę, wolno robię.
Chętnie bym się cofnęła te sto lat, bo to, co się
teraz wyprawia na świecie, nie bardzo mi się podoba. Większość z
ważnych dla mnie rzeczy się zdewaluowała i brak nadziei, że za
mojego życia da się to odbudować. Trzymam się tego, co mam
najcenniejszego - bliskich mi ludzi i mam szczęście, że trochę
ich jest.
Wracając do moich planów powrotu do
blogowania, to nie mogę obiecać, że będę pisała ciekawie, że odkryję kilka albo chociaż jedną Amerykę, bo jak już
uprzejmie doniosłam, myślę wolniej niż bym chciała i zapominam
szybciej niż się uczę. Pani skleroza mówi mi co dzień dzień
dobry, chociaż ignoruję małpę i się nie odkłaniam. Niestety ona się
tym wcale nie zraża. Także ja będę sobie tu smęcić i zrzędzić, bo chwilowo mam taki kaprys. A każdy czyta na swoją odpowiedzialność. I to by było na tyle tytułem zagajenia, odkurzenia i wstępu.
W obecnej sytuacji nie mogę się nie
odnieść do wirusa-świrusa, którego politycy ukoronowali i którego
naród się lęka. Moim zdaniem epidemia bardziej rozgrywa się w
sferze politycznej aniżeli zdrowotnej, co nie zmienia faktu, że
jest źle. Boję się, że będzie jeszcze gorzej. I na tym skończę
temat, bo inni straszą lepiej ode mnie, więc co się będę
wysilać.
Pamiętacie tę piosenkę?
I tak sprawdza się powiedzenie: uważaj
czego sobie życzysz, bo może się spełnić. Co prawda powód
zatrzymania nie do końca ten, skutek bardziej bolesny, ale świat
się zatrzymał.
Na koniec moje słodziaki dzięki
którym życie jest bardziej znośne, chociaż lęk o ich przyszłość
przeogromny. Największego mojego słodziaka pokazać nie mogę, bo ona sobie tego nie życzy. Smak słodko-gorzki w życiu dominuje i nic na to nie
można poradzić. Zjadłabym ich bez łyżki, ale nie mam okazji, bo mamy lock down, poza tym, największy słodziak się nie zgadza. I dzisiaj to by było na tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz