Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 15 marca 2021

Jestem jak ptak ze związanymi skrzydłami, ale ciągle jeszcze próbuję wzlecieć

Dawno nie zaglądałam na bloga, bo resetuję się i resetuję, a wciąż jestem zawieszona jak przeładowany komputer. Najwyraźniej taki rodzaj poprawiania jakości życia przestał na mnie działać, więc trzeba coś zmienić. Pytanie tylko "co i jak". Surfowanie w internecie i pisanie bloga to jakiś dialog ze światem, a mnie się nawet gadać nie chce. Poza tym, wolałam milczeć, bo nie miałam  nic ciekawego ani pozytywnego do powiedzenia. Jednak ta cisza niektórych zaniepokoiła, dlatego postanowiłam napisać co u mnie słychać. Nie planuję zostać mistrzynią narzekania, ale muszę przyznać, że powoli tracę cierpliwość do siebie i do życia w ogóle.  Skończyło mi się poczucie humoru, bo muszę się diagnozować i leczyć, a to nic zabawnego. Wkurzają mnie wizyty w szpitalu i nie bawi dowcip ze strony tzw. służby zdrowia, która zajmie się mną pod koniec listopada, chociaż ze względu na zagrożenie zdrowia skierowanie do neurochirurga  było na "cito".  Ale co tam, teraz leczy się wirusa, a na "cito" to można sobie umrzeć jak ktoś bardzo niecierpliwy. 

Mnie i moich bliskich wirus szczęśliwie omija i oby tak dalej.  A z resztą jakoś muszę sobie poradzić, ale dzisiaj jeszcze nie wiem, jak to zrobić. Na razie cieszę się z tego co mam, skoro jest jeszcze parę rzeczy, które grzeją moje skołatane serce.

Zdjęcie niewyraźne, bo takie ma być

Na przykład to, że mój ukochany wnuk skończył 10 lat i dobrze się bawił na imprezie urodzinowej bardzo mi poprawiło humor. To był taki normalny kawałek życia w nienormalnych czasach. Na urodzinach oprócz kolegów była też koleżanka, która, jak mi powiedział Daniel, lubi go na 99%. Myślę, że lubi go bardziej, ale to mądra dziewczynka, więc zostawiła ten 1% niepewności.

Rozmowy z młodszym wnukiem też poprawiają mi nastrój, bo Adaś to przemiłe dziecko. Lubi żartować i uwielbia się śmiać. Kiedy mówię: Słodziaczku zjadłabym cię bez łyżki, to nadstawia się i śmieje się na całe gardło. Jest bardzo samodzielny, wszystko chce robić sam i bywa przy tym rozkosznie zabawny. Przypomniała mi się taka historia. Adaś zrobił siku do nocnika, ale opróżniając nocnik niechcący rozlał trochę siuśków na podłogę łazienki.

- Zobacz Adasiu, siusiu wylało się z nocniczka.  - Nić nie śkodzi, źjobiem nowe - odpowiedział, bo on jest zaradny i nie robi problemu z byle czego. 

Adaś jak Bob Budowniczy

Nie mniejszą radość sprawia mi to, że jestem blisko z córką.  Mieszkamy osobno, ale zawsze mogę na nią liczyć. Tego nie sposób przecenić, bo nie każdej matce tak się poszczęściło, żeby nie tylko kochać swoje dorosłe dziecko, ale też wzajemnie się  lubić.  Gdybyśmy oboje z mężem mieli jeszcze trochę więcej zdrowia i poza naszym grajdołkiem było więcej normalności to życie byłoby dobre. Niestety jest jak jest, czyli trudno. O trochę szczęścia trzeba się bardzo starać, a sił coraz mniej. Nie na darmo mówią, że "życie to nie jest bajka, to jest bitwa". No to trzeba się bić. A ja jak dotąd jestem jak ptak ze związanymi skrzydłami, ale ciągle jeszcze próbuję wzlecieć. Motywujące obrazki zawdzięczam przyjaciółce i z przyjemnością się nimi podzielę z Wami. 

 

 

Czytającym te słowa życzę dużo pogody ducha, cierpliwości i rozwinięcia skrzydeł wbrew temu co bardzo ogranicza i odbiera radość życia. Dziękuję za to, że jesteście.


I na dzisiaj to by było na tyle.

 

 

Ilustracje posta pochodzą z sieci.

16 komentarzy:

  1. Jestes:***
    Zagladalam codziennie, kusilo mnie zeby zadzwonic albo chociaz wyslac jakas wiadomosc... ale stwierdzilam, ze nie kazdy dziala jak ja;) bo Ty wiesz, ze ja z tych co musza wyszczekac:)))
    No to dalam sobie spokoj, zrozumialam, albo uznalam bez zrozumienia, ze trzeba dac czas czasowi i Tobie tez.
    I prosze oplacila sie moja cierpliwosc.
    Oczywiscie zadzwon jak bedziesz miala czas i ochote pogadac, ja generalnie jestem wolna jak szczypiorek na wiosne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Star, poproszę jeszcze raz o kluczyk🙏 zmieniłam telefon i laptopa, może teraz mnie wpuści😀 Buziam

      Usuń
    2. Star, dzięki za życzliwość. Bardzo się cieszę, że zawsze przyjmujesz mnie z otwartymi ramionami. Siedziałam cicho, bo zamiast pisać o swoich problemach próbowałam sobie jakoś z nimi poradzić. No i miałam nadzieję, że zamknięcie wyłącznie w swoim grajdołku, pomoże mi złapać balans. Do tej pory kiedy było mi ciężko zawsze uciekałam do ludzi, ale teraz miałam potrzebę pobyć tylko ze sobą, z dala od zalewu przygnębiających informacji i problemów innych ludzi. Odezwę się wkrótce to się umówimy na pogaduchy.

      Usuń
    3. Jak moglabym inaczej, na Twoj widok zawsze mi miekna kolana i ramiona sie same rozkladaja :****

      Usuń
  2. Cieszę się, że się odezwałaś. Chociaż ja sama porzuciłam swojego bloga już na ponad miesiąc... Nie chce się.
    Ale co tam. Wiosna idzie (chociaż akurat pada śnieg), to i optymizm się znajdzie.
    Życzę Ci, by służba zdrowia ( co, co jaka służba??? To coś już dawno przestało być służbą, a na pewno nie zdrowia) się w Twoim przypadku obudziła i wykazała sprawnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecha nie mam złudzeń, że coś się zmieni na lepsze w opiece zdrowotnej, bo nie jestem naiwna. Liczę na to, że fuksem trafię na lekarzy z powołania, którzy zechcą mi pomóc wbrew ministerialnym wytycznym. I też liczę bardzo na wiosnę, bo jak skończy się przedwiosenna huśtawka pogodowa to może przynajmniej serce przestanie mi dokuczać. A jak będzie więcej słońca to i o optymizm będzie łatwiej, bo ten mój ciężko wypracowany optymizm jest coraz słabszy. Trzymaj się ciepło.

      Usuń
  3. Chyba najlepszą opcją na dzisiejszy zwariowany świat po prostu próba życia jak sprzed plandemii - wczoraj sie zagotowałam czytajac,że lekarze chcą przyjmować pacjentów na planowane zabiegi ( mają "moce przerobowe" w sensie łózka, personel i możliwości) tylko NFZ cofa im dofinansowanie...Jeśli tak jest i to prawda - zrobi się zaraz "akcja na reakcje" i nie mówie tylko o leczeniu prywatnym... lekarze bedą wpisywali, że to wizyty na cito z ratowaniem zycia... "Ludzi dobrej woli jest więcej" a Polak zawsze potrafił... Kiedyś ten koszmar sie skończy a my będziemy rozliczani z naszej postawy. Będzie wówczas czas na rozliczenie polityków :) Basiu - dobrze, że sie odezwałaś i dobrze, że są komentarze :) Jeszcze żyjemy :) Saranda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, że można liczyć tylko na dobrych ludzi, bo system jest do dupy. Mój kardiolog przyjmuje mnie cichcem na oddziale, bo w poradni przyszpitalnej już dawno nie ma numerków, a z każdego ponadplanowego przyjęcia lekarze muszą się tłumaczyć i NFZ nie chce płacić. Wolałabym nie korzystać z dobrej woli lekarza, który nagina procedury żeby mi pomóc, ale nie mam wyjścia. Na dodatek nie mam jak się odwdzięczyć, bo ten lekarz nie bierze od pacjentów złamanego grosza. Kiedyś chciałam zapłacić za wizytę to mnie pogonił i powiedział, że jeszcze raz spróbuję to będę musiała zmienić lekarza. Neurolog kazała mi pilnie skontaktować się z neurochirurgiem i dała mi skierowanie na cito, bo grozi mi kalectwo, ale termin w szpitalu mam na 23 listopada, to o czym tu mówić. Trzeba przeczekać ten sen wariata, w którym teraz żyjemy i mieć nadzieję, że jeszcze będzie lepiej. Pogody ducha Ci życzę.

      Usuń
    2. Basiu, normalnie serce mi sie sciska , co za czasow dozylismy, zeby lekarze bali sie leczyc ciezko chorych pacjentow. Ale statystyki trzeba podbijac wszelkimi sposobami - a zgony zapisywac na poczet covida .

      Usuń
  4. Nie takie rzeczy próbowały nas złamać. Trzymaj się i nie daj biedzie. Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija- zawsze mnie to powiedzenie wkurzało, a teraz pomaga mi przetrwać😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się trzymać. Lubię powiedzenie Leca, że wszystko mija nawet najdłuższa żmija. Boję się innego powiedzonka, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Ale tak czy inaczej trze trzymać pion, a jak trza, to trzeba. Przesyłam serdeczności.

      Usuń
  5. Basiu, przylaczam sie do wszystkich, tez wygladalam czy juz wrocilas, dobrze ze sie odezwalas, ale Twoj stan ducha tez rozumiem. Ostatnio mnie tez przywalilo z kazdej strony i probuje nie zwariowac . To co wyprawia "sluzba " zdrowia to bardziej wyglada na akcje niszczenia niz ratowania zdrowia ludzi- tu jest to samo - liczy sie tylko covid, bez covida czlowieka nie lecza , nie chca przyjac, nie widza... mozna zechnac . Bez covida - boja sie panicznie przyjmowac, za to tych " pozytywnych" witaja z otwartymi ramionami . Tak sie poswiecaja ... Domyslam sie, ze za sluszna doplata / dotacja do kazdego pacjenta. Kochana jest nas wiecej , wysylam ci wsparcie wirtualnie, mysle ze Saranda ma racje...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz Kitty, ja się bardziej boję leczenia moich przewlekłych chorób aniżeli covida, bo więcej ludzi umiera z powodu braku pomocy. Wyobraź sobie, że ja z migotaniem przedsionków, zaburzeniami widzenia i zlewnymi potami stałam 15 minut pod drzwiami przychodni zanim wpuścili mnie do środka, bo pielęgniarka miała obawy co do mojej temperatury (maiłam 34,6 stopnia) i obawiała się, że jestem osłabiona z powodu covida. Wzięli mnie na ekg dopiero, gdy lekarka pozwoliła mnie wpuścić. To jest jakaś paranoja, ale nie powinnam narzekać, bo i tak miałam szczęście, że lekarka oderwała się od teleporady i zdążyła mnie umiarowić zanim dostałam zawału. Życzę Ci kochana, żebyś szybko się odgruzowała z tego przywalenia i serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie Basiu. W zeszlym roku w czasie " wybuchu pandemii" calkowita srednia liczba zgonow w Polsce okazala sie nizsza niz w roku poprzednim - taka straszna byla ta pandemia, natomiast w tym roku efekty prowadzonej pandemii sa juz wyrazniejsze : wreszcie srednia liczba zgonow przewyzszyla te z roku ubieglego , wlasnie dzieki takim calorocznym " staraniom" sluzby zdrowia - i skuteczna obrona przed pacjentami , ktorych nie wpuszczano, nie badano, nie diagnozowano i nie leczono. Do mnie z " troski o moje zdrowie" przychodza zaproszenia na szczepienie - a gdzie oni byli i kto sie troszczyl o mnie przez caly ubiegly rok, kiedy potrzebowalam badan krwi i diagnozy? Wtedy jak grochem o sciane - otoczyli sie murem nie do przebicia - a teraz popatrz jacy troskliwi... Gdybym nie leczyla sie sama i sama nie wdrozyla srodkow ratujacych zycie to mialabym w tej chwili powazna chorobe, a wlasciwie kilka. Ach, jaka troskliwa ta sluzba zdrowia... Dobrze, ze jeszcze nie wszyscy lekarze dali sie tak omanic - i sa tacy ratujacy zycie i tacy, ktorzy po roku tego cyrku widza prawdziwe ofiary covida.

      Usuń
    2. Noz sie w kieszeni otwiera na takie historie.
      Ale chyba wreszcie musze napisac cos u siebie, bo juz za dlugo milcze a jest o czym pisac... oj jest;)

      Usuń
  7. Po tygodniu pisze to i pewnie cos tam sie u Ciebie zmienilo :-) Mnie sie nie chce ani pisac, ani czytac. Moze to przesilenie wiosenne? Kiedys taka choroba byla, bardzo popularna... ;-)

    OdpowiedzUsuń