Szukaj na tym blogu

środa, 17 lutego 2021

Chciałabym odlecieć i wrócić dopiero jak będzie normalnie

Zamilkłam na dłużej, bo chwilowo nie mam nic budującego do powiedzenia. No może tylko to, że mamy piękną zimę, ale to i bez mojego gadania wszyscy wiedzą. Reszta to smuty, melancholie i nostalgie w ilościach hurtowych, więc nastrój mam kiepściutki. Nie jestem oryginalna, bo podobnie ma większość bliższych i dalszych mi ludzi. I to też mnie smuci. Chciałabym móc odlecieć gdzieś daleko i wrócić dopiero jak będzie normalnie. Jestem bardzo zmęczona tym staraniem się o dobre samopoczucie. Tym bardziej mam dość, że mój starczy organizm mnoży przeszkody i wcale ze mną nie współpracuje. Ostatni rezonans dobitnie pokazał, że jestem ruiną i to niezbyt trwale zakonserwowaną.

Na ruinę się godzę, bo wiem, że jestem już po okresie rękojmi i gwarancji, ale żeby aż taki urodzaj defektów w jednym wcale nie największym ciele? No to już normalnie jest dopust boży. Jak do tego dodać stan polskiej tzw. służby zdrowia, to szykuje mi się droga przez mękę. To jak mam mieć dobry humor? No, jak? Całkiem nie wiem. Wciąż powtarzam sobie, że pomyślę o tym jutro, bo dzisiaj jest za trudno. Izoluję się od życia i umilam sobie czas oglądaniem ciurkiem filmów na HBO, omijając tylko komedie romantyczne i horrory, bo takie produkcje są nie na moje nerwy. A żeby nie marnować zanadto czasu gapiąc się w telewizor dłubałam równocześnie  na drutach. I tu też spotkało mnie rozczarowanie, bo okazało się, że z podzielnością uwagi u mnie coraz marniej. Chociaż wzór niezbyt  skomplikowany, to myliłam oczka i rządki, więc często musiałam pruć robótkę i poprawiać. Myślę, że z połowę swetra robiłam dwa razy. Ale nic to, liczy się, że tak czy inaczej długaśny sweter i czapkę dla córci wydłubałam, a z resztek wyszły jeszcze czapki dla wnuków. Kurcze, umundurowałam ich trochę jak Chińczyków, ale przynajmniej wełna się nie zmarnowała. Drutoterapia wyszła m tak.











Skorzystałam z podpowiedzi Eli, żeby zamiast zszywać połączyć robótkę szydełkiem i już zawsze będę stosowała taki sposób, bo ładniej wychodzi i szybciej się robi. Dzięki Elu za podpowiedź.

Żeby osłodzić ten nużący post pokażę Wam coś, co ubawiło mnie do łez. Moja nieoceniona psiapsiółka przysłała mi takie obrazki na poprawę nastroju. Dzielę się, może też się uśmiechniecie i będzie potrójnie miło. I na dzisiaj to by było na tyle.


 

 

 

 



11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że moja podpowiedź się przydała. Piękne są Twoje robótki. Mam trochę zaległości w czytaniu Twojego bloga ale zwróciłam uwagę, że piszesz o smutkach i kiepskim nastroju. Też mnie to dopada chociaż bardzo staram się myśleć pozytywnie.Zapisałam się na zajęcia UTW (uniwersytet trzeciego wieku). Na razie to tylko angielski on line. Na drugą połowę marca zapowiedziane są zajęcia w realu choć to nic pewnego, bo nie wiadomo na co pozwoli wirus. Na FB jest sporo koncertów on line , nawet z muzyką , którą pamiętam ze studenckich czasów np. Wojtka Bellona i to też poprawia nastrój. Pozdrawiam Cię najserdeczniej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu też staram się jak mogę nie poddawać marazmowi i smutkom. Chowam się w książki, drobne przyjemności i praktykuję wdzięczność za całe dobro jakie mam. Jednak szczerze mówiąc łazi za mną jakiś smutek i rezygnacja. Za wiele rzeczy ważnych w moim życiu się zdeprecjonowało, ludzie mnie rozczarowują i coraz mi trudniej mieć nadzieję. Szczęśliwa jestem, że mam rodzinę i przyjaciół, wśród których się odnajduję. To co się dzieje na świecie bardzo mnie smuci i coraz mniej rozumiem, dlaczego ludzie godzą się na taką głupotę i bierność. Protestowałam kiedy miałam nadzieję, że coś to da. Teraz została mi emigracja wewnętrzna i dbałość o własne podwórko i tych mi najbliższych.

      Usuń
  3. Z podpowiedzi i ja chętnie skorzystam przy następnej robótce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko koniecznie spróbuj, bo efekt jest bardzo dobry- prawie nie widać łączenia.

      Usuń
  4. Abasiu, ja wierze, ze to sie kiedys skonczy. Jeszcze bedzie normalnie, zobaczysz ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana,obyś miała rację, że jeszcze zdążę pożyć normalnie. Serdecznie Cię pozdrawiam.

      Usuń
  5. Sama idea odlotu i powrotu "jak bedzie normalnie" jest calkiem necaca. Problem w tym, ze nikt z nas nie wie co oznacza to "normalnie" ktore nas czeka w przyszlosci. Moim zdaniem na pewno nie bedzie jak bylo, bo gdyby mialo byc jak bylo to ten cyrk juz dawno by sie skonczyl.
    Skoro nie wiem jak i co bedzie to staram sie na ile ciagle moge nie zawieszac mojego zycia "na kolku, na pozniej" ale staram sie zyc tu i teraz najlepiej jak moge. Kazdy z nas ma inne potrzeby, inna recepte na to "najlepiej jak moge". Ja lubie zyc swiadomie, lubie byc na ile mozna przygotowana na najgorsze... do najlepszego nie musze sie przygotowywac bo to jest akurat latwe. Jesli moge co kolwiek "poradzic" to przemysl co jest dla Ciebie najbardziej korzystne i tak rob.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strusia polityka kiedyś musi się skończyć, więc szukam innego sposobu na przetrwanie. Przez ostatni czas skupiałam się tylko na tym, na co mam jakiś wpływ, więc kręciłam się głównie wokół mojego grajdołka. Próbowałam się zabezpieczyć przed kalectwem, ale szpital ma ważniejsze rzeczy do zrobienia, więc mam termin na koniec listopada. Staram się zadbać o higienę psychiczną, więc odrzucam wszystko na co nie mam wpływu i skupiam się na wszystkim co daje mi radość i odrobinę spokoju. Chciałabym być tak silna jak Ty, ale nie jestem. Zadzwonię do Ciebie to pogadamy. Buziaczki.

      Usuń
  6. Robiłaś TAKI sweter, patrząc w telewizor? Nic dziwnego, że się czasem pomyliło, on mi wygląda na strasznie trudny. A efekt z pewnością zadowalający, mnie się podoba bardzo.
    A z tym smutkiem - też mnie trzyma gdzieś pod spodem. Za długo już, zbyt dusząco, za bardzo niepewnie...
    I chyba ma rację Star, że nie ma co czekać, aż się skończy. Trzeba swoje robić. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wzór nie był taki trudny, robiłam trudniejsze. Staram się żyć spokojnie, więc separuję się od mediów i nie analizuję rzeczy, na które nie mam wpływu. W mediach jest festiwal straszenia wirusem, powikłaniami, zgonami, więc odcięłam się od informacji i internetu. Wystarczy mi to czego doświadczam w realu i od czego nie da się uciec. Kilka osób z mojego sąsiedztwa zmarło, bo opieka zdrowotne jest gorsza niż sam wirus. Ja z migotaniem przedsionków stałam 15 minut pod drzwiami zanim wpuścili mnie do gabinetu, żeby zrobić mi ekg.

    OdpowiedzUsuń