Szukaj na tym blogu

środa, 8 lutego 2023

Tak sobie ze sobą gadam...

Kto ze sobą nie gada i nie dialoguje? Ja gadam i sądzę, że znakomita większość ludzi tak ma. Mam taką teorię, że w młodości dialogi wewnętrzne są rzadsze i cichsze, bo sprawniejszy umysł nie potrzebuje wzmacniania bodźców, żeby ogarniać siebie i świat. Poza tym w młodości mamy większą pewność, że nasze sądy są słuszne, więc rzadziej poddajemy je wnikliwszej analizie. Jednak im więcej mamy lat tym częściej potrzebujemy wsparcia. Bo życie jest coraz trudniejsze, więc trzeba je ze sobą przegadać. Ostatnio czasu na przegadywanie mi nie brakuje, więc dialoguję i snuję refleksje.Wszyscy patrzymy na ten sam świat, ale każdy widzi go inaczej. Gandhi twierdził, że: ”Nie ten jest joginem, który siedzi i ćwiczy oddychanie, lecz ten, który patrzy na wszystko sprawiedliwym okiem i widzi inne istoty w sobie.”

Do jogina mi daleko, chociaż ostatnio ćwiczę głównie oddychanie, uprawiając próżniactwo do potęgi entej, ale zastanawiam ile jest we mnie tych innych ludzi, bo czasami siebie nie poznaję. Jak każdy przyszłam świat z bagażem w postaci puli genów dziedziczonych bez mojej woli i świat odcisnął na mnie swoje dna, więc nie wszystko jest moim wyborem. Tak samo jak wiem, że nie mamy wszyscy równych szans i stwierdzenie, że każdy jest kowalem swojego losu jest trochę na wyrost, a życie i świat nie są oparte na sprawiedliwości. Może tylko Bóg jest sprawiedliwy, ale jak on rozsądzi, czy ten dobry jest do końca dobry , a ten zły jest wyłącznie zły z własnej woli? No nie wiem. Jeżeli Bóg jest naprawdę sprawiedliwy, to będzie mu trudno. Człowiek jest konglomeratem dobra i zła, piękna i brzydoty, a co jest bardziej widoczne zależy od okoliczności i pracy nad sobą. Często okoliczności przerastają człowieka, czyniąc go bezradnym, nawet wobec siebie. I tego właśnie ostatnio doświadczam. Ja chce być miła i spokojna, ale gęba nie współpracuje.

Jak donosiłam w poprzednim poście zrobiła się ze mnie baba jędza, która nie potrafi utrzymać języka za zębami i uprzykrza życie mężowi. Nie pasuje mi to, ale jest jak jest. Dostałam jednak informację zwrotną i mogę przestać się kajać. Przynajmniej w tej sprawie.

Ta informacja zwrotna pochodzi od księcia małżonka, na którym rykoszetem odbija się moje zmaganie z życiem. Jednak książę małżonek zamiast wychowywać mnie patelnią robi za oazę spokoju i opiekuna w jednym. No normalnie należy mu się medal za całokształt i za detale, ale nagrodę zgarnęłam ja.

Sytuacja wyglądała tak, że przed założeniem gipsu trzeba było zdjąć obrączkę, którą nosiłam ponad czterdzieści lat. Zdjąć się nie dało, bo z upływem lat zrobiła się za mała, więc trzeba było przeciąć. Na palcu pozostał mi odciśnięty ślad i trochę srebrnego szmelcu do szuflady. 


 

 

 

 

 

 

 

Ale książę małżonek jak zwykle stanął na wysokości zadania i posłodził mi życie, kupując nową obrączkę. Tym razem dużo szerszą i z białego złota. 

Podziękowałam i powiedziałam, że ze względu na moje ostatnie zachowanie prędzej bym się spodziewała kagańca niż takiego prezentu.

- Jak wyzdrowiejesz i dalej będziesz taka krzykliwa to możesz się spodziewać kagańca - ostrzegł. A następnego dnia przysłał mi na WhatsAppa filmik z takim tekstem: Nie idź tą drogą Barbaro.


Uśmiałam się i coś czuję, że się posłucham)))

Przyjmuję więc z pokorą, że mam gorszy czas i nie zawsze zachowuję się tak jakbym chciała. Trudno polubić siebie w gorszej wersji, ale czasem trzeba, jak chce się być prawdziwym. Ważne tylko, żeby znać miarę. Jestem jaka jestem, ale i tak jestem wystarczająco dobra, przynajmniej dla tych, którzy mnie kochają. 

Czytelniczki moje drogie, może przyda się Wam moje mędrkowanie, gdy będziecie dla siebie zbyt wymagające. Wiadomo, że kobieta szybciej znajdzie w sobie dziesięć wad niż jedną zaletę, a to nie czyni życia łatwiejszym, więc dobrze jest polubić się mimo wszystko. I na dzisiaj to by było na tyle.

9 komentarzy:

  1. "Któż ze sobą nie gada i nie dialoguje?"
    Otóż ja, przez prawie całe życie. Ale ostatnio mi się zmieniło. Chyba w końcu uznałam się za wystarczająco dobrego partnera do rozmowy. :-)
    Skecz mnie rozbawił, bardzo jest prawdziwy i jakby niestety też i o mnie.
    Twoje mędrkowanie miło się czyta, a i zazwyczaj coś dla siebie się z Twych przemyśleń znajdzie. Mędrkuj ile wlezie!
    A męża masz bardzo OK, ale co ja Ci tu piszę, skoro sama to wiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Agniecha, cieszę się, że komuś moja pisanina służy, bo przyznam, że ostatnio znowu zastanawiałam się dużo nad sensem dalszego prowadzenia bloga. Piszę tu głównie o sobie, a nie jestem aż tak pyszałkowata, żeby uważać, że moja osoba zasługuje na szczególne zainteresowanie, więc miałam wątpliwości. Tym bardziej dziękuję Ci za komentarz. Przepraszam, że odpowiadam z opóźnieniem, ale mało mnie w sieci. Nawet na ulubione blogi rzadko zaglądam, bo jakoś zasklepiłam się w swoim wewnętrznym kokonie i dobrze mi z tym. O. Leon Knabit powiedział kiedyś, że " ludzie, którzy wciąż mówią, nie mają o czym milczeć", a ja wciąż mam wiele rzeczy do przemyślenia to i gadam mniej chętnie.

      Usuń
  2. Trzeba gadać ze sobą :) I z innymi, bo czasem pokażą co omijam w moich dialogach. Złość naturalna w takich opresjach życiowych. U mnie jest odwrotnie, ja chowam złość do środka siebie, a mąż wylewa na zewnątrz na co się trafi. Jak kto się nauczy, tak śpi i mruczy :) Nauka u mnie polega na tym, by nie chować złości za bardzo i jakoś ją w zdrowy sposób poczuć. No i stawiać granice dla męża, kiedy próbuje wyładować na mnie swoje frustracje. No ćwiczym...
    Na wymianie obrączek zdecydowanie zyskałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, ja z tych przegadujących i wciąż szukających porozumienia ze sobą i podobnymi do mnie ludźmi. Odkrycie podobieństw w innym człowieku zawsze jest dla mnie ważne, to tak jakby poczuć się mniej samotnym. Wiem o czym mówisz z chowaniem złości do środka. Długo tak robiłam, bo złość utożsamiałam z agresją, a na to nie chciałam się godzić. Złość i agresję chowałam do środka, a jak negatywne emocje we mnie rosły, to tylko mocniej zaciskałam zęby. Dopiero nie tak dawno dałam sobie prawo do bycia złą, niezadowoloną, roszczeniową, wredną, więc zdarza się, że popisuję się zapałem neofity. Zachowanie męża pomogło mi zaakceptować, że mam też drugie mniej fajne oblicze. Jestem mu za to wdzięczna, bo z dzieciństwa wyniosłam przekonanie, że jak chcę, żeby mnie akceptowano, to muszę myć grzeczna i miła, a to bardzo ciąży. Teraz jestem jaka jestem, ale za to jestem prawdziwsza i bardziej z siebie zadowolona. Paradoks nie? Opisałam sytuację z obrączką, bo odebrałam ją jako ważną lekcję. I rzeczywiście zamiana pod każdym względem była na plus.

      Usuń
  3. Cos dlugo sie nie odzywasz. Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przystało na lenia na nic nie mam czasu, ale postaram się poprawić.

      Usuń
  4. Jak ktoś w domu mnie przyuważy że gadam do siebie to zawsze mówię że muszę z kimś inteligentnym porozmawiać

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też sobie pochlebiam, że gadam z inteligentną osobą)))

    OdpowiedzUsuń