Dzisiejszy dzień był taki jak życie
– trudny, bolesny, ale też przepełniony radością i nadzieją.
Cały dzień padał deszcz. Poranny
telefon od przyjaciółki spowodował, że płaczliwa pogoda
zagościła też w moim sercu. Odchodzi Mama E, więc na moich
oczach kolejny bliski mi człowiek przeżywa dramat, dźwiga swój
krzyż i nie może się od niego uwolnić. W całym tym nieszczęściu
jedno jest budujące – E i jej bliscy świetnie zdają test z
miłości. Jednak ból pozostaje bólem i trzeba go przeżyć.
Jasne strony dzisiejszego dnia, to czas spędzony na zabawie z wnukiem, to że miałam siłę, żeby zrobić
coś dla innych, to poznanie Eweliny. Ta ostatnia rzecz była równie
radosna jak dziwna. Zaczęłyśmy rozmowę, stojąc przed przejściem
dla pieszych, na którym chwilę wcześniej został potrącony przez
samochód mały chłopiec. Potem poszłyśmy obie w kierunku
przystanku, ale zamiast ruszyć każda w swoją stronę przegadałyśmy
prawie godzinę. O czym można rozmawiać z obcym człowiekiem, stojąc na siąpiącym
deszczu? O wszystkim, o tym co najważniejsze. Jest tylko jeden
warunek. Trzeba spotkać człowieka, z którym mamy dużo wspólnego.
Ewelina jest osobą z mojej bajki. To spotkanie to był promyk słońca
z zachmurzonego nieba. Umówiłyśmy się na następną rozmowę i
bardzo mnie to cieszy.