Szukaj na tym blogu

niedziela, 2 czerwca 2013

Świętowałam

 
zdjęcie znalezione w sieci

1 czerwca - Dzień Dziecka. Jako dziecko "stare ale jare", matka i zakochana babcia, nie odmówiłam sobie dzisiaj świętowania. Bo, jak ciągle powtarzam, każda okazja jest dobra, żeby codzienność zmieniać w święto. 

Pół dnia spędziłam z wnukiem, nasiąkając jak gąbka jego żywiołową radością. Mamy z Danielem swoje rytuały i zabawy, i coraz lepiej się dogadujemy. Nie zawsze rozumiem co wnuk mówi, bo mały jest wybitnie utalentowany w dziedzinie słowotwórstwa, np. lulie to zielony, liulien to listonosz, ljulju to woda, lium lium to mycie. Ale, mi coraz lepiej idzie rozszyfrowywanie a on coraz więcej słów wypowiada poprawnie, więc nie jest źle. Pomimo komplikacji językowych wydawanie poleceń idzie małemu dobrze. "Ty brum brum babaniania, tiaa" - w wolnym tłumaczeniu - Daniel jedzie do babci Ani, tak." Ja nie doczekałam się jeszcze u wnuka nazwy własnej, więc wciąż jestem tylko babą. I całkowicie zadowalam się deklaracją: "Ty baby" i słodkimi buziakami. Daniel to cudny prezent od losu, za który jestem Górze bardzo wdzięczna. Dzięki niemu łatwiej mi zbierać siły, żeby radośnie żyć, a nie jest to łatwe zadanie.