Szukaj na tym blogu

sobota, 6 lutego 2021

To już 20 lat, a wciąż smutno chociaż wspomnienia i fotografie blakną

Poprawiłam jej poduszkę, otulilam szczelnie kołdrą, ucałowałam i szepnęłam do  ucha: odpoczywaj mamusiu, do zobaczenia. Nie wiem, czy mnie słyszała, bo była nieprzytoma.  Zostawiłam ją na szpitalnym łóżku samą chociaż wiedziałam, że umiera i to jest nasze ostatnie pożegnanie. Nie miałam siły walczyć z lekarką obejmującą nocny dyżur, więc dałam się przepędzić. Piętnaście minut po moim powrocie do domu zadzwonił telefon. Pani mama zmarła o 21, 15. - powiedziała lekarka. Bez słowa odłożyłam słuchawkę. Zapadłam się w głuchą ciszę i pustkę. Mąż pocieszał płaczącą córkę. Ja byłam zrezygnowana, ale spokojna. Skończyła się jej męczarnia trwająca kilkanaście miesięcy i skończyła się moja porażająca bezsilność wobec jej cierpienia. Jeszcze dziś serce skacze mi do gardła, gdy przypomnę sobie dręczące ją tzw. płacze mózgowe, smutek malujący się na jej twarzy, kiedy próbowała coś powiedzieć i nie mogła, przerażenie w oczach, gdy miała omamy wzrokowe, zawstydzenie przy toalecie i zmianie pieluch. Udar zniszczył jej mózg, ale nie na tyle, żeby oszczędzić jej przebłysków świadomości, które bolały jak posypanie solą otwartej rany. Patrzyłam na jej odchodzenie codziennie i wypłakałam wtedy wszystkie łzy. Bardzo kochałam moją Mamę i długo ją idealizowałam. Pamiętam jak w dzieciństwie bałam się, że jak nie będę wystarczająco grzeczna i dobra to nie pójdę do nieba i wtedy będę za nią strasznie tęskniła. Nie miałam wątpliwości, że moja Mama pójdzie do nieba. Była dobrym człowiekiem, wciąż komuś pomagała i łatała cudze biedy. Przez 12 lat opiekowała się sparaliżowaną sąsiadką i nie wzięła za to grosza zapłaty. Była bardzo pracowita i całe swoje życie podporządkowała bliższej i dalszej rodzinie. Wychowała troje dzieci, czworo wnuków. Przez wiele lat opiekowała się swoją matką, która miała demencję i była potwornie złośliwa. O siebie nie dbała i niewiele dla siebie chciała. Żyła tak, jakby nie była dość ważna, żeby ją szanowano i kochano dla niej samej i przez to dawała się wykorzystywać. Nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha, ale zawsze troszczyła się o mnie najlepiej jak umiała. Dzisiaj minęło równo 20 lat od Jej śmierci. Zrobiłam więc kosz kwiatów i poszłam na grób zapalić znicz. Róże miały być herbaciane, bo Mama takie lubiła najbardziej, ale nie udało mi się kupić herbacianych, więc są kremowe i żółte. Do tej pory w rocznicę śmierci dawałam na mszę za rodziców, ale ostatnio jestem na bakier z Kościołem, więc róże i moja modlitwa muszą Mamie wystarczyć.
   
Na załączonym zdjęciu Mama ma 78 lat. Tak wyglądała do końca - trochę zamyślona, trochę nieobecna. 

Róże dla Mamy
Myślę, że róże by się Jej spodobały, ale gdyby mogła, to na pewno by powiedziała: nie trzeba było.
 

 I na dzisiaj to by było na tyle.

2 komentarze: