Szukaj na tym blogu

sobota, 22 lutego 2025

Nasze zero waste

Gdy pobraliśmy się z księciem małżonkiem zajęliśmy dwa pokoje w moim rodzinnym domu. Mój panieński pokój był  umeblowany meblościanką z Wyszkowa, ale drugi pokój był pusty, bo brat zabrał swoje meble. W tamtym czasie trudno było coś kupić, ale większą przeszkodą był brak pieniędzy. Dlatego poszliśmy do przydomowej komórki i zrobiliśmy przegląd zgromadzonych tam starych gratów. Wyciągnęliśmy mocno zniszczoną dwudrzwiową szafę, dwie małe szafeczki od kompletu sypialnego, kilka półek, trochę sklejki, kilka desek, stary stół i zaczęliśmy renowację tego dziadostwa. Ja robiłam za projektanta i pomocnika, książę małżonek został stolarzem. Gdy już wszystko zostało podcinane, posklejane i połączone w całość półkami to wyszedł z tego całkiem fajny regał.

Żeby ujednolicić tę graciarnię kupiłam białą farbę olejną i trochę talku. Farbę zmieszałam z talkiem, czyli domowym sposobem zrobiłam farbę kredową. Efekt był całkiem fajny, bo malowana powierzchnia nie błyszczała się tandetnie jak po samej olejnej i przypominała laminat. Machałam pędzlem przez kilka dni, ale efekt końcowy był warty poświęconego czasu. Potem z plastikowych skoroszytów powycinałam szablony i ozdobiłam meble zielonymi  wzorami. Mebel wyszedł cudmiódmalina i w niczym nie przypominał staroci, z których był zrobiony. Umeblowaliśmy nim pokój, który pełnił funkcję kuchni i dziecięcego kącika. Żeby oddzielić strefę kuchenną od dziecięcej, książę małżonek podwiesił wysoko nad odnowionym stołem półki,  które stworzyły coś w rodzaju ażurowej ściany. Bardzo żałuję, że nie mam żadnych zdjęć pokazujących nasze pierwsze wspólne mieszkanie. 

Książę małżonek śmieje się, że z tym przemalowywaniem mebli i ozdabianiem ich kolorowymi motywami, wyprzedziłam swoje czasy. Coś w tym jest, bo na stronach poświęconych wnętrzarstwu są  pomysły, które ja wykorzystałam w latach 80 ubiegłego wieku. Bez fałszywej skromności powiem, że jestem mistrzynią robienia czegoś z niczego i urządzania swojego miejsca do życia tak, żeby mi się podobało. Mam to szczęście, że trafił mi się zdolny pomocnik, bo książę małżonek potrafi zrobić  wszystko za co się weźmie. 

Teraz wszystko można kupić, ale my wciąż lubimy robić różne rzeczy własnym rekami. Zamiast wyrzucać dajemy starym przedmiotom drugie życie.  Dlatego, gdy w starym wazonie zbił się szklany wkład, szukałam pomysłu,  jak można wykorzystać to, co zostało. Wazon bez szkła stał się bezużyteczny, ale roślinny ornament można było jakoś wykorzystać. Pomyślałam, że można by zrobić z niego lampę. Tym bardziej, że w piwnicy mieliśmy części ze starej, uszkodzonej lampy. I tak mój domowy fachowiec coś wyciął, coś naprawił, coś wymienił i z dwóch uszkodzonych rzeczy zrobił fajną lampę.

 

Żeby nie było, że tylko wymyślam robotę dla księcia małżonka, to sama też robię za domowego fachowca. Zamiast wyrzucić nadgryzione zębem czasu krzesła zabawiłam się w tapicera. Krzesła już nie straszą zniszczonym siedziskiem i są wygodniejsze. Jak do tego dodać oszczędność pieniędzy i środowiska to mamy same plusy dodatnie, że tak polecę klasykiem.


I na dzisiaj to by było na tyle.

2 komentarze:

  1. Zdolniachy z Was!Pogratulować! I jak cieszą własnoręcznie robione cudeńka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale czadowe krzesła zrobiłaś, po prostu extra👍🏻

    OdpowiedzUsuń