Szukaj na tym blogu

czwartek, 12 grudnia 2024

Piesek malutki, który uszczęśliwił dwa ludki

Dwa ludki i piesek malutki









Minął rok, odkąd jest z nami Szeryf. Wzięliśmy go, bo byłam przekonana, że jest taki zahukany i pokraczny, że czeka go dożywocie w schronisku. A że od dzieciństwa miałam misję ratowania każdej napotkanej bidy, to wyjście było tylko jedno. Książę małżonek stawiał opór, bo nie chciał brać na siebie dodatkowego obowiązku, ale w ostateczności przeważyła potrzeba ratowania psiaka. Tu poprzedni post o SZERYFIE Muszę przyznać, że poszczęściło się nam z tym psiakiem, bo Szeryf codziennie dosładza nam życie. A ja po raz kolejny przekonałam się, że robiąc coś dla innych najwięcej zyskujemy sami. Wniosek - z dobrze rozumianego egoizmu należy robić dobre rzeczy, bo to otwiera drzwi do szczęścia.

Szeryf poczuł się na swoim, więc teraz pokazuje swoją prawdziwą naturę. Z wystraszonego, płochliwego psa zrobił się urka-burka-szef-podwórka. Na spacerach trzeba omijać psy, których nie lubi, bo pokazuje kły. Jeszcze bardziej kłopotliwe jest to, że w obronie swojego pana atakuje domniemanego agresora. Sąsiedzi przestali się witać z księciem małżonkiem, bo wystarczy że wyciągną rękę, a już Szeryf rzuca się z zębami. Mnie też się dostało, bo Szeryf nie chce dzielić się panem. Kiedyś źle odczytał moje intencje, więc ugryzł mnie tak mocno w brzuch, że aż podarł mi nocną koszulę i zrobił wielkiego siniaka. Koszuli szkoda, ale gorzej, że pies zrobił się nieprzewidywalny. Dlatego z bólem serca i niepedagogicznie, ale dałam mu ciapem po pysku. Kilka dni się boczył, ale lekcję zrozumiał. Nabrał respektu, więc nie muszę się go bać. Książę małżonek poczuł się winny, że jego obrońca mnie ugryzł, ale zaraz to wykorzystał. 

- To teraz będziesz musiała obchodzić się ze mną jak z jajkiem - powiedział bardzo z siebie zadowolony.

- Nie licz na to. Nie wstyd ci zasłaniać się psem? 

- Nie. Przecież nie podpuszczałem go, żeby cię ugryzł. Sam chciał.

- Rzeczywiście łaskawca z ciebie. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę, że nie szczujesz mnie psem - powiedziałam z przekąsem, bo chłop coś za szybko się rozgrzeszył.

- Szeryf, łobuzie nie wolno gryźć pani - książę małżonek pouczył psa, bo zorientował się, że wszedł na grząski grunt.

Szeryf każdemu z domowników przydzielił określoną rolę i twardo się tego trzyma. Książę małżonek awansował do roli najukochańszego pana, bez którego żyć się nie da, więc psiak patrzy w niego jak w obraz, trzyma się blisko jego nogi, gdzie pan tam i on. Gdy książę małżonek wychodzi z domu bez niego, to Szeryf odgrywa dramat antyczny w trzech aktach. Najpierw przybiega do mnie głośno szczekając: babo jak mogłaś pozwolić, żeby pan mnie zostawił. Potem zaczyna zawodzić, jak rasowa płaczka, żebym nie mogła przeoczyć, jak bardzo jest nieszczęśliwy. Na koniec trzeba go pocieszać, bo trudno patrzeć na jego psie nieszczęście. Po powrocie księcia małżonka pies szaleje z radości. Ledwie odstaje od podłogi, ale żeby pana polizać po twarzy wyskakuje jak korek od szampana. Kiedy książę małżonek zostawił Szeryfa przed sklepem, ten przegryzł smycz. Zakupy nie trwały długo, ale tęsknota Szeryfa była wielka i przełożyła się na siłę w pysku. Kupiliśmy drugą mocniejszą smycz, ale z tą też sobie poradził. Teraz obgryza trzecią, bo jeżeli chodzi o pilnowanie pana to na Szeryfa nie ma mocnych.

Moją rolą jest dopieszczanie Szeryfa i dzielenie się z nim jedzeniem. Jak mu smutno, to przychodzi do mnie, bo pańcia wie jak pogłaskać i gdzie podrapać. Jest bardzo emocjonalny i potrzebuje dużo ciepła. Potrafi stać przy moim łóżku nawet pół godziny i domagać się pieszczot. Wchodzenie na łóżko ma zakazane, ale wciąż nieśmiało próbuje mnie zmiękczyć. Bez powodzenia, bo ja jednak lubię mieć czystą pościel. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

 










Kiedy jem, on staje na tylnych łapach i patrzy - na mnie, na talerz, znowu na mnie, na talerz. A jego oczy mówią: czego babo nie rozumiesz, jestem tu, widzę co masz na talerzu, podziel się, będę smutny jak mi nic nie dasz. Jedzenie staje mi w gardle, więc się dzielę. Wiem, że nie powinno się tak robić, ale przy Szeryfie mięknę jak wosk. Nie sposób się oprzeć, gdy łypie tymi brązowymi oczyskami i marszczy brewki. Szeryf tak lubi jedzenie ze mną, że je nawet kiszone ogórki, paprykę, pomidory i warzywa. Tylko rzodkiewka mu nie smakuje. Swoim żarciem się nie dzieli. Wprost przeciwnie, gdy w misce jest karma, a ja wchodzę do kuchni, to leci dojadać, żeby mu baba nie zjadła. W naszym tandemie ja jestem od dawania, a on pozwala się kochać. Kiedy wracam do domu wita mnie mało wylewnie; szczeknie, machnie ogonem i wraca do pana. Na całunki z jego strony też nie mam co liczyć. 

- Pocałuj pańcię Szeryfku. No pocałuj - namawiałam kilka razy, ale popatrzył, pomarszczył brewki i nie polizał.

- Daj pani buziaka - wtórował mi książę małżonek.

- Czekaj Szeryf będziesz chciał coś ode mnie, to też ci nie dam - straszyłam, niestety bezskutecznie.

- Wiesz, chyba nie jesteś w jego typie. No jest jeszcze druga możliwość, że on jest z tych wiernych i całuje się tylko z wybrankiem - stwierdził książę małżonek.  

- Artur, ty się dobrze czujesz?

- Dobrze, dlaczego pytasz?

- No pytam, bo nie wiem, czy bredzisz, czy może to jakieś zboczone praktyki się dzieją, a ja nic o tym nie wiem.

- Zaraz praktyki i czemu od razu zboczone. Szeryf po prostu mnie kocha - powiedział książę małżonek, który jest bardzo dumny, że pies świata poza nim nie widzi.

- Rozumiem, że się nie obrazisz, jak powiem, pies ci mordę lizał? - spytałam, ale nie zadeklarował się, że mogę tak mówić. Jakoś z tą niewiedzą będę musiała żyć)))

Podsumowując, cieszę się ogromnie, że trafiło do nas to szczęście na czterech łapach.  



I na dzisiaj to by było na tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz