Szukaj na tym blogu

piątek, 7 marca 2025

Mój wnusio kochany

 

 

 

 

 

Na pierwsze imię mam Daniel, na drugie amant

Dzisiaj mój starszy wnuk ma urodziny. Od 14 lat cieszę się, że jest, że jego życie toczy się obok mojego. To wielkie szczęście, że mogłam mu towarzyszyć przez te wszystkie lata. Nie da się przecenić radości jaką dzięki wnukowi przeżyłam i tego jak często śmiałam się do łez dzięki niemu. Wspomnienia tego co było i nadzieja na przyszłe wspólne dni grzeją moje serce. Jego życie jest coraz bardziej oddzielne od mojego, ale to co najważniejsze się nie zmieniło. I wciąż kocham go najbardziej na świecie. Na blogu jest dużo anegdot, których bohaterem jest Daniel, bo zostawiałam tu ślad naszych wspólnych zabaw, spacerów i rozmów. Miło wrócić we wspomnieniach do tamtych czasów. 

Daniel, został Danielem, bo córka chciała nadać synowi mocne imię, które będzie dla niego wsparciem. Daniel to po hebrajsku "nade mną tylko Bóg" i rzeczywiście, to dziecko od małego udowadnia, że nim się nie porządzi. Mam nadzieję, że jak jego biblijny imiennik, wnuk pokona wszystkie lwy jakie spotka na swojej życiowej drodze i będzie szczęśliwy.

Kiedy Daniel był mały fizycznie przypominał kilka osób z rodziny. Śmieliśmy się, że jest wymieszany jak jajecznica i jednego dnia wygląda jak jego dziadek w dzieciństwie, innego jest bardziej podobny do swojego taty, a jeszcze innego przypomina swojego pradziadka. Teraz najbardziej podobny jest do swojego taty. Aktualnych zdjęć już nie będzie, bo jako nastolatek potrzebuje wiecej prywatności.

Daniel dość późno zaczął mówić i długo mówił w swoim narzeczu.  Jego pierwszym świadomie wypowiedzianym słowem było "a kuku". Nie zawsze rozumiałam, co wnuk mówił, bo miał duże zdolności w dziedzinie słowotwórstwa, np. lulie to zielony, liulien to listonosz, ljulju to woda, lium lium to mycie. Jednak pomimo komplikacji językowych wydawanie poleceń szło mu całkiem dobrze. "Ty brum brum babaniania, tiaa" - w wolnym tłumaczeniu - Daniel jedzie do babci Ani, tak." Ja długo czekałam na nadanie przez wnuka nazwy własnej. Najpierw byłam mamu, baba, bacia, babcia, ale zadowalam się deklaracją: "Ty baby" i słodkimi buziakami. Teraz Daniel mówi do mnie "babciuś".  

Spędzałam z Danielem dużo czasu, więc mam fajnych wspomnień bez liku. Daniel lubił ze mną rozmawiać. Zadziwiała mnie jego ciekawość świata, spostrzegawczość, błyskotliwość i poczucie humoru. Uwielbiał wymyślać i budować różne urządzenia, którym nadawał wymyślone przez siebie funkcje. Plastikowe rurki, połączone wyżebranymi od dziadka kablami i częściami starego telefonu, do tego skomplikowane konstrukcje z klocków lego i już gotowa była machina nazwana „plądownią elektlycną z genelatolami do psesyłu wiadomości w kosmos”. Od małego elektryka, zabawki, którą dostał na urodziny, nie można było go odciągnąć wołami. Za części od laptopów, które naprawiał dziadek, oddałby każdą zabawkę, bo uwielbiał wszystkie elektroniczne urządzenia, a im bardziej skomplikowane tym bardziej mu się podobały. Fascynowały go programy „Jak to jest zrobione”. Jak łatwo się domyślić, ja nie byłam dobra w tych zabawach, ale fantastycznych teorii wnuka słuchałam z przyjemnością, choć bez zrozumienia. Dzięki dziadkowi Daniel od najmłodszych lat operował technicznym słownictwem i znał się na różnych częściach, o których ja nie mam bladego pojęcia. Teraz też bardzo interesuje się techniką i programowaniem. Dlatego na urodziny dostał od nas urządzenie, które ułatwia porządkowanie tworzonych na komputerze treści. Cieszę się, że ma pasje i potrafi je rozwijać, ale ze mną o tym nie pogada, więc skurczyły się nam trochę tematy do rozmów. Cóż, tak to już jest, że dzieci nas przerastają, a wnuki tym bardziej.

Dobrze że jest co wspominać. Na przykład takie historie.

- Danielku chodź do babci, wytrę ci nosek – powiedziałam do wnuka, któremu, po powrocie z dworu, wisiały pod noskiem dwa sopelki.
- Nieee, dziękujem – odpowiedział uprzejmie. Ty mam baldzo smacne gluty. Som słodziuśśśkie – uściślił, robiąc jednocześnie rozmarzoną minę.
To szczere do obrzydliwości wyznanie sprawiło, że poryczałam się ze śmiechu, ryzykując, że też się posmarkam.
- Dlacego bacia się śmieje? – spytał mały zdziwiony moją nazbyt żywiołową reakcją. 
Ale zamiast odpowiedzieć śmiałam się jeszcze bardziej, bo efekt wcześniejszej wypowiedzi wzmocniło badawcze spojrzenie i widoczna w mimice myślówa: o co tej babce chodzi, co ja takiego zrobiłem, a może śmieje się ze mnie??? 
- Baciuuu, baciuuuuu – przywoływał mnie do porządku, gdy nie przestawałam się śmiać.
- Śmieję się, bo zabawne rzeczy mówisz Danielku – wydyszałam.
- Zabawne??? Plawdziwe, po plostu - spuentował.
 
Pięcioletni Daniel bawi się na placu zabaw z kolegą. Chłopczyk jest młodszy i fizycznie słabszy, więc Daniel zachowuje się wobec niego jak opiekun i mentor w jednym. I kiedy kolega nie chce wejść na zawieszoną na łańcuchach równoważnię Daniel pokazuje mu jak trzeba po niej chodzić. Jednak chłopczyk po pierwszej nieudanej próbie się zniechęca.
- Nie umiem – oświadcza i ze złością siada na ziemi.
Ale Daniel nie odpuszcza i znowu włazi na rozchybotane drążki.
– Tak się chodzi, widzisz, jedna nóżka i druga nóżka – pokazuje cierpliwie, choć cierpliwość nie jest jego mocną stroną.
- On jest jeszcze za mały - wkracza do akcji matka chłopczyka – a to ćwiczenie jest trudne.
Daniel schodzi na ziemię, chwilę się zastanawia, a potem zwraca się do matki kolegi.
- Zgoda. Jak byłem mały też nie chodziłem, ale na stare lata chodzę.

Pisałam kiedyś, że biorę korepetycje u wnuka, bo to prawda. Kontakt z dzieckiem uczy ciekawości świata, domagania się ze wszystkich sił tego czego się chce i tego jak można cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Zapamiętałam sobie taką rozmowę z moim trzyletnim wówczas wnukiem.
 


- Danielku, kto cię kocha? - zapytałam. 
- Ty, mama, tata, baba, djadia, tiotia... – wyliczał. 
Mały, który mówił o sobie "ty", wymienił siebie na pierwszym miejscu, tak po prostu. Ilu dorosłych by tak zrobiło? Śmiem twierdzić że niezbyt wielu. A przecież, żeby kochać innych trzeba najpierw pokochać siebie. Mam nadzieję, że Daniel będzie potrafił mądrze kochać siebie i ludzi, z którymi zwiąże swój los. Chciałabym mieć czas, żeby jak najdłużej być obecna w jego życiu, żeby być zawsze kiedy będę potrzebna. Niestety nie mam na to większego wpływu, ale będę się starać. I na dzisiaj to by było na tyle.

3 komentarze:

  1. Bardzo wdzięczne wnusiowe anegdotki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się imię Daniel , piękne w brzmieniu i patron wyjątkowy.
    Taka więź z wnuczkiem daje Wam dużo radości, a najlepsze te komedyjki, które się wspomina latami, i zawsze są śmieszne 😀

    OdpowiedzUsuń