-->
Od ostatniego wpisu minął tydzień. A
ja zgodnie z deklaracją odstawiłam na bok egzystencjalne smutki i
zajęłam się bieżącymi sprawami. Tak się składa, że właśnie
tu i teraz - czyli nasza codzienność – jest najważniejszym
miernikiem jakiej jakości jest nasze życie. Moje pozytywne nastawienie oraz
niechęć do przejmowania się wszystkim naraz, zakłóciło
skrzeczenie rzeczywistości. Sprawa sądowa, która miała skończyć
się w ubiegłą środę, ma wyznaczony kolejny termin. Mówi się
trudno. Pismo końcowe napisałam, rozkminiłam, to co namieszał
adwokat, a teraz będzie co ma być. Ten problem jest dla mnie
zamknięty. Przynajmniej na razie.
Reszta tygodnia upłynęła mi
spokojnie. Ślubny wybył na kilka dni z domu, więc miałam całe
mieszkanie dla siebie. Zamykając za sobą drzwi domu, na te parę dni
przestawałam być stworzeniem stadnym i stawałam się pustelnicą
na godziny. Fajne uczucie. Cisza, przerywana tylko tykaniem zegara
albo dźwiękiem telefonu, działała kojąco i regenerująco.
Zwłaszcza że już nie pamiętam kiedy byłam sama ze sobą w
takich okolicznościach. Przekonałam się, że rację mają ci co mówią,
że czasami dobrze jest pobyć tylko w swoim towarzystwie.
Wiosna przyszła już chyba na dobre,
więc najwyższy czas przejrzeć szafę i wymyślić jak starą
garderobę wystylizować na nową lepszą wersję. Mam w tym wprawę,
bo od lat robię coś z niczego, więc powinno się udać. A mając do
pomocy takiego stylistę, jak na załączonym obrazku, wszystkiemu
dam radę.
Babciu, jeszcze tylko pomyślę która torebka będzie dla ciebie lepsza |