Szukaj na tym blogu

środa, 21 kwietnia 2021

Pojawiam się i znikam, ale przed podatkami uciec się nie da

Dawno nie pisałam, bo taka jestem optymistyczna, że aż zęby bolą, a tytuł bloga jednak zobowiązuje. Czas jest taki, że każdy ma dużo  swoich bolicosiów do ogarnięcia, więc moje nikomu nie są potrzebne. Dookoła jest niezbyt optymistycznie i rzadko kto nie narzeka. A ja bardzo się staram zachować choć trochę nadziei na lepsze jutro. Brak wiadomości ze świata, znacznie ułatwia te starania, dlatego unikam  internetu.

Niestety każdy kij ma dwa końce, więc ta moja internetowa absencja wiąże się też z moją nieobecnością na ulubionych blogach i zaprzyjaźnionym forum. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego ludzie z własnej woli zamykają się na jakiś czas w klasztorach i w odosobnieniu szukają spokoju i równowagi. Sama szukam sposobu, który pomoże mi odnaleźć się w tej niełatwej rzeczywistości, więc wróciłam do książek z dziedziny buddyzmu (polecam "Cztery Szlachetne Prawdy" Ajahna Sumedho).  Chciałabym nauczyć się "braku przywiązania", bo czuję się już bardzo zmęczona. Rzeczywistość przypomina sen wariata, a nie ma się jak  obudzić. Nie rozumiem, dlaczego ludzie z własnej nieprzymuszonej woli na potęgę głupieją i rzucają się sobie do gardeł, dlaczego nie widzą, że stają się powoli niewolnikami cynicznych rządzących, sprzedajnych autorytetów i marzeń rodem ze spotów reklamowych.  A ci najmądrzejsi z mądrych wyśmiewający każdego kto myśli inaczej niż oni wqrwiają mnie do białości. Nie chcę, żeby ktoś mówił mi jak mam żyć i cenzurował co mam myśleć, co mogę wiedzieć, a czego wiedzieć absolutnie nie powinnam. Niestety takich "mądrzejszych" naprawiaczy bliźnich w zastraszającym tempie przybywa. Zbyt wielu ludzi zachowuje się tak, jakby chcieli udowodnić prawdziwość tezy, że człowiek człowiekowi może być wilkiem, więc nie chcę i nie muszę na to patrzeć. Koronowany wirus bardziej niż ciała zatruł ludziom głowy i serca. Boję się myśleć dokąd to wszystko zmierza, więc skupiam się na tym, na co mam wpływ. Nie zawsze mi to wychodzi, ale wciąż próbuję, bo chcę ocalić mój własny kawałek świata. Stale sobie powtarzam, że świat zwariował, ale ja nie muszę. I tego będę się trzymać.

Ale nawet jak się bardzo chce to nie od wszystkiego można się odciąć. Kończy się kwiecień, więc to ostatni dzwonek na złożenie zeznania podatkowego. Ja swój 1% z haraczu płaconego państwu chcę przeznaczyć dla córeczki przyjaciela mojej córki. Jeżeli któraś z Was moje drogie Czytelniczki jeszcze nie złożyła PITu, to może zechcecie dorzucić się do leczenia tej dzielnej dziewczynki. Ze statystyk bloga wynika, że zagląda tu wiele osób, więc może znajdzie się taka, która posłucha mojej prośby. Będę bardzo wdzięczna.    

Na koniec chcę zwrócić uwagę, żeby po wypełnieniu PIT na stronie gov.pl sprawdzić, czy system nie zmienił samoczynnie numeru KRS. Niestety nasze nieprawe i niesprawiedliwe państwo nie ma litości dla nieswoich i z 8,7 tys. fundacji uprawnionych do korzystania z 1% odpisu podatkowego Ministerstwo Finansów wpisało na listę jedynie 70. TU można więcej przeczytać na ten temat. I na dzisiaj to by było na tyle.

8 komentarzy:

  1. Mysle, ze do "braku przywiazania" mam w jakims sensie naturalne predyspozycje, w koncu te rozwody to objaw:)) Ale tak naprawde to nauczylam sie a moze raczej zycie nauczylo mnie tej sztuki przez emigracje. Po doswiadczeniach utraty czegos/kogos dopiero wtedy wiemy, ze ta naprawde to nic nie jest nam dane na zawsze a co za tym idzie przywiazywanie sie do ludzi/miejsc/przedmiotow jest zupelnie bezsensowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Star, od kilku lat biorę u Ciebie korepetycje i jesteś moją mistrzynią, ale chociaż staram się od Ciebie uczyć, to w praktyce bywa różnie. Wiem, że za bardzo przywiązuję się do ludzi i miejsc, ale wiedza to jedno, a emocje to drugie i czasami trudno to pogodzić. Mnie jest najlepiej w życiu opartym na symbiozie. Pojedyncza czuję się źle. Takie podejście niesie za sobą koszty np. nadmierny strach o bliskich. Teraz kiedy choruję, najbardziej boję się, że trzasnę kopytami w kalendarz i zostawię na tym coraz bardziej paranoicznym świecie tych, których kocham. Wiem, to głupie, bo ze mną czy bez ich życie będzie się toczyć, ale to że nie będę mogła już nic dla nich zrobić strasznie mnie gniecie. Dlatego trzęsę się nad tym moim upierdliwym życiem bardziej niż ono na to zasługuje. Ale wciąż próbuję pogodzić głowę z sercem, więc może osiągnę buddyjski spokój.

      Usuń
  2. Zycie nauczylo mnie ze zyje sie duzo zdrowiej I spokojniej bez przywiazywania sie szczegolnie do ludzi ale I do miejsc I prrzedmiotow, tak jak Star napisala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ale mi się jeszcze nie udało tak przemodelować swojego życia. Potrafię żyć bez przywiązania do przedmiotów, pieniędzy i wygód, ale cała reszta życiowych nitek mocno mnie trzyma.

      Usuń
  3. Basiu, żyjemy w czasach wojny ( takiej nowoczesnej bez bomb spadających z nieba tylko z telewizora), która niestety, mocno przewartościuje nam świat. Wg niejakiego BG ( tego bez studiów za to z ambicjami depopulacji) skończy się to z grubsza w 2030 r więc jesteśmy dopiero na początku. Już widać wyłażące wszelkie cechy ludzi, o których przez jakiś czas udało nam się zapomnieć ( np donosicielstwo) pocieszam się tylko, że np w takiej Kanadzie lub Australii jakis czas temu było to bardziej nasilone ( np w czasie "twardego lockdownu sąsiedzi donieśli, że za płotem syn przyjechał do rodziców w odwiedziny) ... no cóż ..To czasy Wielkiej Próby dla wszystkich. Mozna zdać ten egzamin albo nie. Przyznam sie szczerze, że ja już sobie ten świat ułozyłam, i choć też mi ciężko zawsze sobie przypominam powiedzenie " wszystko mija nawet najdłuższa żmija".... Po prostu, usiadłam z popcornem i czekam jak się to przewali starając się nie zachorować i zachować dorobek życia mój i moich przodków. Poczytam buddystów - wychowana w chrzescijaństwie teraz tez odkrywam coraz bardziej w Azji tą zyciową madrość (i medycynę). PS. Niestety PIT juz rozliczyłam - mamy też ( niestety!!!) komu oddawac 1 procent ale prześle do 2 znajomych. Wszystkiego dobrego! Saranda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza sie to jest wojna, wojna ktora w bialych rekawiczkach przez najblizsze 10 lat zabije wicej ludzi niz zginelo do tej pory we wszystkich wojnach razem.

      Usuń
    2. Saranda Też uważam, że jesteśmy w stanie wojny i mamy do czynienia z potworną propagandą, którą większość społeczeństw łyka jak pelikan świeże ryby. Nie rozumiem, dlaczego tak wielu wyłącza całkowicie logiczne myślenie i nawet nie próbuje kontrolować swojego gadziego mózgu, który krzyczy bij zabij, bo inaczej zabiją ciebie. Najgorsze, że pałeczkę w tym biegu do barbarzyństwa często trzymają ludzie wykształceni, którzy używanie swojego mózgu zastąpili wiarą w autorytety. A jakie teraz mamy autorytety? Niestety często bezideowe, sprzedajne, niedouczone. Okropnie mierzi mnie to wszystko, dlatego, tak jak Ty, układam sobie życie w swoim grajdołku i bardzo staram się unikać zajmowania się tym co dookoła. Czytam buddystów, bo piszą jak żyć we wdzięczności, życzliwości dla bliźnich i umiejętnie uczą jak szukać szczęścia w naturze i codzienności. Jeden z mnichów (nie pamiętam jak się nazywał, bo oni egzotycznie się nazywają) przyrównał naprawianie świata do wyrywania chwastów zaś dbałość o swoje życie i najbliższe otoczenie do sadzenia kwiatów. Całego świata nie zmienisz, więc bez sensu jest próbować wyplewić wszystkie chwasty. To co masz w swoim sercu, domu i najbliższej okolicy możesz czynić piękniejszym, więc sadź kwiaty, żeby chwasty nie miały gdzie rosnąć. Tak teraz próbuję robić. Trzymaj się ciepło.

      Usuń
  4. Star, bo teraz mamy barbarzyńców, którzy zamiast maczugi używają wszechwładnego pieniądza i władzy, którą ten pieniądz daje. Większość myślących ludzi widzi w Stalinie czy Hitlerze zwyrodniałych psychopatów, a są ślepi na takie jednostki jak Bill Gates, który ma kompleks boga i chce urządzać świat po swojemu. A że inżynieria społeczna ma się coraz lepiej, to on ma duże szanse, żeby przeprowadzić swoje chore plany.

    OdpowiedzUsuń