Ten post jest apelem, bo mam nadzieję, że słowo pisane zadziała skuteczniej niż mówione. Ponieważ, albowiem, gdyż znudziło się mi tłumaczenie, że jestem jaka jestem i nie zamierzam się zmieniać. Temat poruszony w tym wpisie nurtuje mnie od lat, ale uprzejmie donoszę, że nie potrzebuję pomocy. Mam nadzieję, że osoby z mojego otoczenia, które się o mnie martwią, wezmą pod uwagę, że piszę o problemie ogólnie, chociaż zwracam się także do nich, więc bez obrazy proszę.
Szukaj na tym blogu
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą apel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą apel. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 29 listopada 2021
środa, 21 kwietnia 2021
Pojawiam się i znikam, ale przed podatkami uciec się nie da
Dawno nie pisałam, bo taka jestem optymistyczna, że aż zęby bolą, a tytuł bloga jednak zobowiązuje. Czas jest taki, że każdy ma dużo swoich bolicosiów do ogarnięcia, więc moje nikomu nie są potrzebne. Dookoła jest niezbyt optymistycznie i rzadko kto nie narzeka. A ja bardzo się staram zachować choć trochę nadziei na lepsze jutro. Brak wiadomości ze świata, znacznie ułatwia te starania, dlatego unikam internetu.
wtorek, 4 listopada 2014
Udało się ból po stracie przemienić w dobro
„W imieniu własnym oraz całej rodziny mojej nieodżałowanej córki, Anny Przybylskiej, a także w imieniu księdza Grzegorza Milocha, pragnę wyjątkowo serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy, zgodnie z życzeniem rodziny zmarłej, zamiast uświetnić ostatnią drogę Ani dywanem kwiatów, okazali gest i przekazali choć symboliczną złotówkę na rzecz gdyńskiego stacjonarnego domu hospicyjnego dla dzieci "Bursztynowa Przystań". Kwota uzyskana z tego tytułu na działalność hospicjum dziecięcego już dawno znacząco przewyższyła wszelkie prognozy czy przypuszczenia. Cieszy to tym bardziej, że od dnia pogrzebu minęły już 3 tygodnie, a pieniądze wciąż napływają. Darczyńcy indywidualni, jak i ci ze sfery biznesu podarowali do tej pory olbrzymią łączną kwotę 194 300 zł. To dowodzi, że idea bezinteresownej pomocy bliźnim, a szczególnie cierpiącym dzieciom, jest bliska sercu ogromnej rzeszy Polaków.
Całkowicie otwarcie i szczerze muszę przyznać, że widząc, jak dużo wysiłku trzeba włożyć w pozyskiwanie środków na bieżącą działalność hospicjum i jak często ta działalność bywa wystawiana na ciężką próbę pod względem materialnym, osobiście miałam bardzo ograniczoną wiarę w powodzenie tej zbiórki charytatywnej. Okazało się jednak, że śmierć mojego ukochanego dziecka - bez względu na rozmiar tragedii jaką była ona dla mnie - stała się impulsem koniecznym do uwolnienia ogromnych pokładów szczodrobliwości i dobroci drzemiących w ludzkich sercach. Jestem dumna, że siłą sprawczą tego sukcesu jest duch mojej córki.”
Ta wiadomość
bardzo mnie ucieszyła. Lżej się żyje, łatwiej oddycha, gdy można
liczyć na drugiego człowieka. A każdy ma coś dobrego, czym może
się podzielić.
I warto pamiętać słowa św. Jana od Krzyża:
„O zmierzchu życia
będziemy sądzeni z miłości”.
Działalność
hospicjum można wspomóc, kierując datki na konto: Stowarzyszenie
Hospicjum im. Św. Wawrzyńca Dom Hospicyjny dla Dzieci „Bursztynowa
Przystań”, 75 1240 3510 1111 0000 4318 2794, Bank PEKAO
SA II O/Gdynia.
obrazki złowione w sieci
poniedziałek, 4 marca 2013
Przekaż 1% na Fundację Chustka
-->
Po latach heroicznych zmagań Joanna przegrała walkę o życie. Ale śmierć dosięgła Ją tylko w fizycznym aspekcie życia, bo Joanna wciąż jest obecna w tym, co tu i teraz. Żyje w synku, Janku zwanym przez nią Giancarlem, niech mu Bóg błogosławi i prostuje ścieżki, skoro jego mama musiała stąd odejść. Wciąż jest obecna w życiu Piotra-Niemęża. Ma swoje miejsce pamięci tych, którzy się z Nią zetknęli, a odcisnęła swój znak na wielu. Była na ziemi przez chwilę, ale wiele po sobie zostawiła. I właśnie ta scheda zapewni jej miejsce wśród żywych. Jak inni czytelnicy Jej bloga dostałam bardzo cenną naukę i cały ogrom wzruszeń. Czytając bloga, uśmiechałam się i płakałam. Dziękuję Ci Joanno.
Jakiś czas temu trafiłam na bloga
Joanny, mocarnej dziewczyny w ciele elfa. Była piękną kobietą i miała piękne wnętrze.
Staram się unikać
smutnych i tragicznych historii, bo dość mam własnych problemów,
więc zapaliła mi się czerwona lampka – ewakuuj się stąd. A
jednak, gdy przeczytałam pierwsze słowa nie mogłam zmienić
strony. Okazało się bowiem, że blog Joanny wciągnął mnie niczym
wir trąby powietrznej. Było w nim wszystko, wielka miłość,
piękne chociaż bardzo trudne życie, ogromne cierpienie i śmierć.
W takiej właśnie kolejności. Szybko dotarłam do informacji, że
autorka bloga zmarła, przegrywając walkę z chorobą.
Myśląc o życiu (jakie było dane Joannie), przypominam sobie słowa Miłosza. Często je sobie powtarzam, szczególnie wtedy gdy los nie chce być dla mnie łaskawy: "Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna." Kilka razy w życiu dochodziłam do tej granicy i wiem jak bardzo prawdziwe są zacytowane słowa. W swoich zmaganiach z losem, podobnie jak Joanna, nauczyłam się uważnie patrzeć na to co niesie mi życie, doceniać każdą chwilę, pracowicie wyłuskiwać radości, szukać we wszystkim blasku i, na tyle na ile się da, nie skupiać się na jego ciemnych stronach. Wewnętrzna zgoda na to, że z życia nie można całkowicie wyeliminować cierpienia, pozwala łatwiej przez cierpienie przejść. Joanna miała w sobie tę zgodę, więc nie pytała, dlaczego akurat ją dotknęła choroba.
Myśląc o życiu (jakie było dane Joannie), przypominam sobie słowa Miłosza. Często je sobie powtarzam, szczególnie wtedy gdy los nie chce być dla mnie łaskawy: "Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna." Kilka razy w życiu dochodziłam do tej granicy i wiem jak bardzo prawdziwe są zacytowane słowa. W swoich zmaganiach z losem, podobnie jak Joanna, nauczyłam się uważnie patrzeć na to co niesie mi życie, doceniać każdą chwilę, pracowicie wyłuskiwać radości, szukać we wszystkim blasku i, na tyle na ile się da, nie skupiać się na jego ciemnych stronach. Wewnętrzna zgoda na to, że z życia nie można całkowicie wyeliminować cierpienia, pozwala łatwiej przez cierpienie przejść. Joanna miała w sobie tę zgodę, więc nie pytała, dlaczego akurat ją dotknęła choroba.
Po latach heroicznych zmagań Joanna przegrała walkę o życie. Ale śmierć dosięgła Ją tylko w fizycznym aspekcie życia, bo Joanna wciąż jest obecna w tym, co tu i teraz. Żyje w synku, Janku zwanym przez nią Giancarlem, niech mu Bóg błogosławi i prostuje ścieżki, skoro jego mama musiała stąd odejść. Wciąż jest obecna w życiu Piotra-Niemęża. Ma swoje miejsce pamięci tych, którzy się z Nią zetknęli, a odcisnęła swój znak na wielu. Była na ziemi przez chwilę, ale wiele po sobie zostawiła. I właśnie ta scheda zapewni jej miejsce wśród żywych. Jak inni czytelnicy Jej bloga dostałam bardzo cenną naukę i cały ogrom wzruszeń. Czytając bloga, uśmiechałam się i płakałam. Dziękuję Ci Joanno.
Mąż Joanny założył
fundację, która ma być nadzieją dla cierpiących i chorych,
uwalniając ich od bólu. Trzeba tylko dać tej pięknej idei szansę.
Jest okazja wspomóc fundację oddając 1% naszego podatku. To nie
jest dużo. Powiem więcej, to jest zbyt mało, ale od czegoś trzeba
zacząć. Do pieniędzy trzeba dołożyć propagowanie fundacji i jej
przesłania.
Jan Paweł II powiedział: „Człowiek
jest wielki nie przez to, co ma, nie przez to, kim jest, lecz przez
to, czym dzieli się z innymi.” Każdy może być wielki otwierając
swoje serce dla innego człowieka. Dlatego proszę czytających te
słowa, bądźcie wielcy i pomóżcie rozpropagować informacje o
fundacji. Joanna Sałyga już swoje zrobiła, pomagała gdy żyła a teraz pomaga z za grobu. Dochód uzyskany ze
sprzedaży książki, będącej papierową wersją bloga, zasili
konto Fundacji Chustka. Teraz czas na nas, przekażcie wiadomość
dalej, niech dotrze do jak największej liczby ludzi. Nie ociągajcie
się z pomocą, żebyście nie zostali sami, kiedy będziecie
potrzebować pomocy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)