Szukaj na tym blogu

sobota, 1 października 2022

Życie wewnętrzne i foty

Do napisania tego posta skłoniła mnie rozmowa ze znajomą, która ma mi za złe, że "świat się wlali", a ja kręcę się wyłącznie wokół swoich spraw i cieszę się z "pierdół". Na dodatek, jakby tego było mało, wcale nie wstydzę się swojego braku zaangażowania w powszechne biadolenie i martwienie się o wszystko. No nie wstydzę się, bo bezwstydnie żyję po swojemu i nie udaję, że jestem lepsza niż jestem. Jakiś czas temu zdecydowałam, że będę zajmowała się głównie sobą, bo nikt tego za mnie nie zrobi, a sprawy, na które nie mam wpływu, zostawię na boku.

Niech znajoma zbiera dalej wszystkie informacje o katastrofach i politycznej szumowinie, niech wszystko mocno przeżywa skoro tak lubi, ale beze mnie. Nie muszę się nikomu tłumaczyć, ale może wyjaśnię swój punkt widzenia, bo w czasie rozmowy ze znajomą nie udało mi się dojść do głosu.

Dostało mi się, bo nie byłam wystarczająco zainteresowana, żeby przeżuwać ze znajomą wszystkie straszne rzeczy jakie dzieją się na świecie. No nie byłam zainteresowana, choć według niej powinnam. Cóż, uparłam się nie gromadzić i nie międlić katastroficznych wiadomości, bo uważam, że to strata energii i niszczenie radości życia. Tak myślę i to właśnie próbowałam jej powiedzieć.

Ja zajmuję się sobą i szerokim łukiem omijam to na co nie mam wpływu. Robię tak, bo jestem praktyczna i nie lubię się męczyć. Zeszłam do schronu i chętniej zajmuję się swoimi sprawami oraz życiem wewnętrznym, bo tak mi wygodniej, przyjemniej i jakoś normalniej. 

Życie wewnętrzne nabiera większej wartości, gdy świat na zewnątrz jest coraz trudniejszy do zaakceptowania.  Jednak życie wewnętrzne wcale nie musi być wyłącznie ucieczką, można je traktować jako sposób zbierania sił dopóki nie pojawi się realna szansa na zmianę tego co na zewnątrz, na działanie. Energia wydatkowana na martwienie się i biadolenie jest marnotrawstwem i niczym więcej.

Każdy ma jakieś życie wewnętrzne, ale trzeba trochę czasu i uwagi, żeby się mu przyjrzeć. Nie każdy chce poznać co w nim naprawdę siedzi, więc wiele osób nie zawraca sobie głowy analizowaniem swoich myśli czy uczuć. Kiedy przyglądamy się bliżej swoim myślom i motywacjom ryzykujemy, że możemy się sobą rozczarować albo odczuć potrzebę zmiany. A nawet najbardziej trudny w odbiorze świat zewnętrzny bywa łatwiejszy niż własne frustracje. Dlatego większość ludzi chętniej przygląda się innym niż sobie i żyje w materialnej bieżączce. 

A nasze życie wewnętrzne jest warte uwagi, bo dzięki niemu możemy lepiej siebie poznać, lepiej zrozumieć relacje z innymi ludźmi, ale też w razie potrzeby umieć szukać w sobie oparcia.  We własnej głowie możemy znaleźć  schronienie.  To tam są wspomnienia, które mogą pocieszyć i złagodzić dzisiejszy ból, doświadczenia świadczące o tym, że jesteśmy silniejsi niż nam się wydaje. Myśloodsiewnia w naszej głowie pozwala lepiej opanować czarnowidztwo i poczucie bezsilności. 

Jak wiecie albo i nie, mam w głowie ścianę z mentalnymi haczykami, na których zawieszam to wszystko co daje choć odrobinę radości. Nie są to wielkie rzeczy, ale ja potrafię się cieszyć także z tych małych. Do szczęścia nie potrzebuję fajerwerków, bo wystarczy mi, że w moim życiu mam dużo światła. Żyję w zachwycie nad pięknem świata, nad małymi cudami codzienności, nad bliskością drugiego człowieka i to mi w zupełności wystarczy. Często powtarzam sobie, że brak nieszczęść to wielkie szczęście i ja je mam, nie zawsze, ale jednak mam. Brak wygórowanych wymagań, umiejętność czerpania zadowolenia z tego co posiadam, to moja inwestycja w szczęśliwe życie.

Jestem osobą refleksyjną i przez to moje życie wewnętrzne jest bogate. Lubię siedzieć w swojej głowie, tak samo jak lubię przyglądać się ludziom i światu. Przynajmniej dotychczas tak było, ale to się zmienia, bo moje życie wewnętrzne ma dużo więcej walorów niż to co teraz widzę dookoła. Współczesny świat mi się nie podoba, nawet bardzo, dlatego tracę zainteresowanie nim. Skoro nie mam wpływu na to globalne zidiocenie w dążeniu do zagłady, to zajmę się swoim najbliższym otoczeniem i sobą. Nie będę się pogrążać w rozpatrywaniu najczarniejszych scenariuszy, bo to nie doda mi siły do życia.  Ktoś może nazwać mnie tchórzem, bo nie kładę się w progu i nie rozdzieram szat niczym Rejtan, ale też nikomu nie bronię tak robić. Jak ktoś chce się spalać zajmując się sprawami, które są poza jego zasięgiem, to bardzo proszę. 

A ja tchórzliwie schowam się we własnej chałupie i będę pisała o pierdołach. Jak na razie moje zainteresowanie naprawianiem świata ogranicza się do walki o trawniki w moim mieście. Na więcej mnie nie stać.  

Wiem, powtarzam się, ale tym postem chciałam przypomnieć, że życie na zewnątrz nie jest jedynym jakie mamy, że to co przeżyliśmy może być źródłem radości i spokoju, że wspominając dobre rzeczy możemy regenerować siły. Ludzie przeżywają niejedną burzę, a potem wychodzą na słońce. Mnie skupianie się na własnym wnętrzu pomaga radzić sobie z poczuciem zagrożenia i bezsilności, może komuś też pomoże. Żeby zawalczyć trzeba najpierw zebrać siły i ja właśnie to robię. Także proszę mnie nie naprawiać.

Na koniec kilka zdjęć, ku pamięci.

Zawsze jestem ciekawa co za zakrętem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bystrzyca zawsze jednakowo piękna.

   
Jesiennie, malowniczo płyną chmury i trawy.






Ciekawa jestem kto tak ładnie wita się z rybką.


 

 

 

 



Królowa kwiatów postarzała się tej jesieni, ale wciąż jest piękna.


Ten spóźnił się i kwitnie, gdy reszta dmuchawców straciła już na wietrze puchate czupryny. 

Mój portret w kolorach jesieni, ale ja wciąż gram w zielone. Zawiązałam na głowie szalik w kolorze jesiennych chmur, włożyłam kurtkę i noga za nogą poszłam szukać słońca.



I na dzisiaj to by było na tyle.






 

21 komentarzy:

  1. Hej Basiu, pieknie wygladasz tej jesieni👌Radosnie i swiezo i chyba sluzy ci powyzsza filozofia zyciowa. Doskonale cie rozumiem, choc mam troszke inna metode . Ja tam owszem, staram sie wiedziec co nam nowego szykuja i jaka sciezka zaglady jest akurat na topie we wszystkich mediach, tylko po to , aby moc postapic dokladnie odwrotnie do zalecen, na czym bardzo dobrze wychodze od lat👍😁 Absolutnie nie wchlaniam w siebie tych hiobowych wiesci z kazdej strony, tylko patrze jako obserwator na to, co sie dzieje naprawde i wyciagam wnioski. Ludzie sie budza... powoli, ale sie budza. Wreszcie zaczynaja dostrzegac, ze rzeczywistosc nie styka z tym , co im sie media tak usilnie staraja wpoic, do czego agituja a czego zabraniaja i czym strasza. Beee beee beee🐏🐏🐏

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty, ja do niedawna też śledziłam na bieżąco co dzieje się na świecie i w polityce, bo chciałam wszystko wiedzieć. Co więcej, ludzie, którzy mówili, że polityka ich nie interesuje, bardzo mnie irytowali. Nie rozumiałam, jak można się nie interesować czymś co ma tak ogromny wpływ na życie społeczne i życie każdego człowieka. Teraz sama unikam zbytniego śledzenia informacji o tym co dzieje się na świecie, bo szkoda mi na to czasu. Poza tym, gdy analizuję różne wiadomości to czuję jak przegrzewają mi się styki i zaczynam się brzydko wyrażać. Nie jestem całkowicie oderwana od informacji o świecie, ale mocno je sobie ograniczam. Nie zaczynam już dnia od przejrzenia serwisów z wiadomościami, bo wolę ten czas przeznaczyć na coś budującego. Pamiętam słowa Nietzschego: "Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie." A czy ja potrzebuję przyciągać do siebie całą tę negatywność świata i przeżywać, że nic z tym nie mogę zrobić? No nie potrzebuję i nie muszę. Wiedza bez możliwości jej wykorzystania dla poprawy swojego stanu stanowi raczej obciążenie aniżeli koło ratunkowe. Gdy będę mogła coś zrobić dla poprawy obecnego stanu to na pewno to zrobię, ale obecnie nie widzę dla siebie możliwości działania, więc omijam temat.
      Bardzo bym chciała, żeby ludzie się obudzili i żeby świat zaczął się zmieniać na lepsze, ale jak na razie to ludzie głównie narzekają, a to niczego na lepsze nie zmienia. Jeżeli chodzi o media to już dawno bardziej straszą, manipulują i ogłupiają niż informują, a żeby wyłuskać coś prawdziwego trzeba poświęcić dużo czasu na analizę, więc mam do nich bardzo ograniczone zaufanie. Dlatego na razie żyję wyłącznie swoim życiem i rzeczywiście lepiej się z tym czuję. Stoicy twierdzili, że wszystko jest wyobrażeniem, więc ja wyobrażam sobie to co najlepsze, a resztę pomijam, oczywiście na tyle na ile się da.

      Usuń
    2. Z racji tego, ze pracuje w duzej grupie osob, chcac nie chca musze ocierac sie o tematy " na topue", o hiobowe i sensacyjne wiesci, i o cale to " zarzadzanie "strachem . Mam to jednak juz od lat w odwloku... Robie swoje i nie daje sie manipulowac, choc indoktrynacja i wlazenie z butami w nasze zycie, nasze mysli i urabianie nas na jedna i wylacznie wlasciwa modle dziala na wszystkich frontach, nawet w pracy. Niedobrze mi od codzinnych ogloszen i sloganow, akcji i wytycznych, ktore musimy ogladac na serwerach w pracy. Jeszcze z 5 lat temu portal ten sluzyl wylacznie sprawom firmy i pracownikow - twraz jest przedluzona raczka rzadowa, Ta sama propaganda, ktora wylewa sie z TV , wylewa sie na mnie z okienek pracowych - czy chce czy nie. Tyle ze ja jestem na to kompletnie odporna. Ze smutkiem stwierdzam, ze 90% kolegow potulnie przyswaja i ochoczo zgadza sie ze wszystkim, co im jest sugerowane... no coz - skutki widze tego golym okiem na codzien. Za nikogo rozumu i krytycznego myslenia nie uzyje, moge jednak uzywac go na wlasny uzytek. Generalnie idziemy podobnym torem Basiu , polegajac glownie na sobie . Kitty - pozdrawiam cie goraco 🥰

      Usuń
    3. Prawda jest taka, że jesteśmy coraz bardziej bombardowani informacjami i na siłę wciska się nam jedynie słuszne prawdy. Pół biedy jak potrafimy odsiać propagandę od informacji, ale większość ludzi kupuje wszystkie informacje jak prawdy objawione. Ja zdecydowałam, że oszczędzę sobie nerwów i czasu, więc nie śledzę serwisów informacyjnych i nie zamartwiam się sprawami które są poza moim zasięgiem. Już nie. Serdecznie Cię pozdrawiam. Trzymaj się ciepło.

      Usuń
  2. Basiu,jestem Twoim mentalnym klonem. Z ust mi wyjęłas...tylko Ty potrafisz to piękniej ubrać słowa.
    Dziękuję. Nie zamierzałam przekonywać świata ani tłumaczyć się ze swojej optyki ale miło spotykać podobnie czujących i myślących. Serdecznie pozdrawiam i dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wreszcie do kogoś pasuję, bo na ogół odstaję od ogółu. Kiedyś bardzo mi przeszkadzał ten brak dopasowania, ale już się pogodziłam z tym, że jestem taka a nie inna. Dzięki blogowi i temu że piszę bardzo otwarcie przekonałam się, że jednak są tacy, do których pasuję. To bardzo miłe uczucie. Dziękuję Ci za komentarz i również bardzo serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  3. Bardzo dobrze jest skupić się na swoim życiu wewnętrznym, przy czym ja nie uważam, że to stoi w sprzeczności z informowaniem się o tym, co dzieje się na świecie. Naprawdę istnieją ludzie, którzy po przeczytaniu informacji porannych nie mają ataku paniki, koszmarów, nie zastanawiają się, czy uciekać, nie dumają cały dzień o tym jak straszny jest ten świat i jaka opresyjna jest władza, bo radzi starszym pozostać w domu, ponieważ w ciągu dnia może być 40 stopni w cieniu. Na świecie zawsze jest tak, że gdzieś jest pokój, a gdzieś jest wojna i zamiast produkować w swojej głowie mary na temat tego, co mogłoby być, warto skupiać się na dobru, którego aktualnie doświadczamy. Oczywiście rozumiem, że nie dla każdego jest to takie proste. Mamy z mężem przyjaciółkę u której rozwinęła się nerwica i ona teraz odkrywa, że np. siedzenie pół godziny bez myślenia o niczym szczególnym jest przyjemne. Nie wierzyła nam, gdy jej to rok temu mówiliśmy, ale na szczęście jest czuła na autorytety - lekarz w kitlu jej to powiedział, teraz wie i to stosuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, że jedno drugiego nie wyklucza, można mieć bogate życie wewnętrzne bez izolowania się od świata. Jednak bycie dobrze poinformowanym o wszystkich zagrożeniach i niemożność realnego wpływu na te zagrożenia raczej obciąża niż pomaga. Nie jestem ślepa na to co dzieje się na świecie, ale jest różnica w spojrzeniu na coś , a przyglądaniu się czemuś. Ja wybieram spojrzenie do czasu do czasu zamiast wgapiania się sprawy, na które nie mam wpływu. Zamiast dobrze poinformowana wolę być szczęśliwa z tym co mam obok. Życie w tym światowym wariatkowie bardzo obciąża psychikę, więc dbam o higienę psychiczną, żeby się nie pogrążyć w marazmie i beznadziei. Jogę praktykuję od lat, bo rzeczywiście bardzo pomaga ogarnąć chaos życia. Wracając do mojej znajomej, to ona nie tyle jest dobrze poinformowana co zawiesza się na problemach całego świata i cierpi za miliony, całkiem niepotrzebnie moim zdaniem. Ja egoistycznie dbam o swój dobrostan, żeby mieć siłę zawalczyć jak będzie taka potrzeba. Dzień bez złowieszczych newsów z całego świata nie jest dla mnie dniem straconym, wprost przeciwnie, ignorując hiobowe wieści czuję się dobrze.


      Usuń
  4. Ciekawy punkt widzenia. Może też zacznę stosować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matyldo, mnie z trudem przeszło wycofanie się z bycia na bieżąco z polityką, ale cieszę się, że się odcięłam. Czułam, że przegrzewają mi się styki i popadam w coraz większe poczucie bezsilności i marazm. Dawkowanie sobie informacji ze świata bardzo mi służy. Także polecam serdecznie, spróbuj.

      Usuń
  5. Niech sobie kazdy robi to co lubi i tak jak mu w duszy gra. Ja robie swoje wbrew ostrzezeniom, strachom czy tez wysmiewaniu. I jakims cudem calkiem dobrze na tym wychodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, każdy niech decyduje sam co mu służy, a co niekoniecznie. Polityka jest Twoją pasją, więc nie ma powodu, żebyś robiła tak jak ja. Ja się wycofałam, bo wiedza, z którą nic nie mogę zrobić, za bardzo mi ciąży. Dlatego zdecydowałam, że nie będę poświęcać czasu na śledzenie tego co dzieje się w polityce. Gdybanie, co będzie jak Putin zrobi to, czy tamto, nic mi nie da, więc spokojnie mogę sobie to odpuścić. Nie mam wpływu na to, czy zaatakuje Polskę, więc póki co nie będę się tym martwić. I tak będzie jak ma być.

      Usuń
    2. Swiete slowa:)) Tyle, ze jak bym mieszkala w Polsce to bardziej balabym sie tej drugiej strony a nie Putina. Putinowi Polska nie jest do niczego potrzebna, tej drugiej stronie moze sie przydac jako poletko wojenne jak braknie Ukraniny. A Ukrainy braknie to jest pewne.

      Usuń
    3. Stardust-skoro putinowi polska nie jest do niczego potrzebna? to w jakim celu druga strona? ma sobie robić poletko wojenne? chińczycy na nas napadną, marsjanie, to sie kupy nie trzyma.

      Usuń
    4. Nie mam zwyczaju rozmawiac z "bezimiennymi" ale powiem tylko tyle, ze wolno Ci wierzyc w co chcesz, w koncu wiara jest tylko wiara i nie musi miec nic wspolnego z faktami czy rzeczywistoscia.

      Usuń
  6. Ostatnio siedzę sobie spokojnie w pracy a sprzątaczka przychodzi i pyta, czy mam już zapas płynu lugola, bo putin będzie strzelał w elektrownie atomowe. I, że straż pożarna w Miasteczku ma już zapasy dla ludności. Zamieniłam się w wielki znak zapytania, bo pytania od czapy, nic nie wiem na ten temat. Jedno mogłam sprawdzić :) Mój mąż był prezesem naszej straży to pytam go, a on mówi, że bzdura totalna. Jakieś tabletki z jodem są w powiecie, ale nikt tego serio nie bierze, głupia akcja piarowa, w dodatku nie wypaliła za bardzo. I tak to...sami tworzymy własne piekła.
    I tak patrzę na to wszystko, i nic innego jak udać się do wewnątrz :) Wyparcie fejkowej rzeczywistości nie jest ucieczką, jest ratunkiem Basia. Życie swoim życiem jest tym, po co tu przyszliśmy, to najtrudniejsze. Choć niektórzy przyszli pewnie po dramaty, też niezła zabawa. Ale tych omijam. Każdy ma swojego stracha, ci co nie bali się wirusa, boją się wojny, na każdego można coś znaleźć :) A tak naprawdę boimy się odrzucenia, samotności, bezradności, braku miłości...w sumie lepiej bać się putina.
    Bezpieczniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spirala strachu nakręca się coraz bardziej, bo ludzie chłoną jak gąbka wszystkie te okropne wiadomości. Jakby tego było mało, to przyjmują wiele rzeczy na wiarę, bez jakiejkolwiek weryfikacji. Zamiast zająć się tym na co mają wpływ pozwalają się straszyć rzeczami, które mogą się wydarzyć, ale wcale nie muszą. Ja staram się pilnować, żeby nie martwić się na zapas. Znajoma uważa, że żyjemy w tak okropnych czasach, że cieszenie się z czegokolwiek jest głupie i wręcz nieprzyzwoite. Ona chce cierpieć za miliony, bo tak pojmuje empatię. Ja pytam, po co? Czy moje przejmowanie się wojną w Ukrainie kosztem dbania o dobre samopoczucie komukolwiek przyniesie ulgę? Nie, więc po co mam śledzić bieżące wiadomości z frontu? Żeby się zdołować? No nie, dziękuję bardzo. Jestem empatyczna, ale nie mam zamiaru narzucać sobie cierpiętnictwa. Jednak nikomu nie bronię byleby nie wymagał mojego towarzystwa. Masz rację Aniu, że trudniej jest zając się swoimi strachami, więc często egzaltujemy się straszeniem się nawzajem jakimiś ogólnym zagrożeniami. Ja wolę wziąć odpowiedzialność za siebie, więc dbam o to, żeby strachy innych nie odbierały mi siły. Nasze myśli mają wpływ na to jaka jest jakość naszego życia, więc dbam o to, żeby nie ładować do głowy wszystkich problemów i strachów tego świata. Są ludzie, którzy potrafią oddzielić swoje emocje od nawet najbardziej tragicznych wiadomości, ale ja do nich nie należę, więc muszę sama sobie cenzurować co chcę wiedzieć i dlaczego.

      Usuń
  7. Basiu! Obie na swoich blogach poruszamy podobne tematy, bo obu nam podobnie w duszach gra i nie daje nam spokoju obecna sytuacja. Bo owszem, mozna sie od niej prawie zupełnie odciąć, ale ona wciaż istnieje, choc nie chcemy jej widzieć ani o niej pisac. To trochę jak z tym hipopotamem, o którym mamy nie mysleć. Skoro nie mamy, to myślimy...
    Swoje lęki możemy zmniejszać i oswajać poczuciem wspólnoty z innymi ludźmi, którzy są w podobnym położeniu i pragna znaleźć sposób, by sobie z osobna i wzajemnie jakoś pomóc. Chociażby przez rozmowę. Przez oswojenie tego smoka, na którego każde z nas z osobna nie waży sie porwać, ale już wspólnie nabiera to większego sensu. Wspónota. Brak poczucia wyobcowania. Nie odwracanie sie od siebie wzajemnie. Nie szukanie tematów zastępczych. i nie tkwienie cały czas w bańkach mydlanych, które są dobre na chwilę, na czas odpoczynku (jak piszesz wyzej), ale przecież nie na stałe.
    Basiu, bardzo sie cieszę, że mozemy ze sobą pogadać blogowo i miedzyblogowo. To jest dla mnie budujące! Dziekuję!:-)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Olu, myślimy podobnie i żadna z nas nie chce żyć w ułudzie, że wszystko jest w porządku i nie będzie tak źle jak to się obecnie zapowiada. Ja nie jestem kompletnie oderwana od rzeczywistości i raz na tydzień robię sobie prasówkę, ale staram się nie poświęcać czasu na rzeczy, które są przygnębiające a zmiany są poza moim zasięgiem. Jak zobaczę jakąkolwiek szansę na działanie to się włączę. Na razie widzę tylko powszechne biadolenie i wzajemne straszenie się, więc siedzę cicho w swoim grajdołku i dbam o swój dobrostan. A tak w ogóle to coś mi się wydaje, że ludzkość się raczej zwija niż rozwija, więc koniec naszego świata jest coraz bliższy, więc trzeba żyć zachłannie, póki się da. Przesyłam spóźnione pozdrowienia i siostrzane buziaki.

      Usuń
  8. Dzień dobry! Bardzo podobnie do życia podchodzi moja córka. Ze mną było chyba ciężko, ponieważ bardzo długo w "innym życiu i miejscu" pisałam o polityce. Przejmowałam się, wygrażałam, klęłam w "żywą mańkę" i gadałam do telewizora. Naprawdę długo to trwało. Aż któregoś dnia sama siebie zapytałam, po co Ci to? Od tamtej pory uczę się patrzeć na świat, politykę i ludzi z drugiej jakby strony lustra. Dzisiaj jestem w innym miejscu, piszę innego bloga i gratuluję sobie. Życie jest o wiele przyjemniejsze, mniej stresu i zaczęłam dostrzegać to, co poza polityką. To sztuka, przyznaję. Ale dla własnego dobra, warto było zmienić przyzwyczajenia. Ale... śledzę to i owo, by chociaż być zorientowaną.
    Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Miło że się odezwałaś. Kiedyś też byłam mocno zainteresowana polityką i często poruszałam tematy z nią związane na blogu. Teraz się odcięłam, bo widzę, że to polityczne szambo dokoła odbiera mi spokój i psuje charakter. Raz na tydzień przeglądam serwisy, żeby nie być całkiem wyalienowana z tego co dzieje się na świecie i w Polsce, ale już nie drążę i nie siedzę godzinami w tematach, na które nie mam żadnego wpływu. Łapię to co w moim życiu dobre, działam tak gdzie moje zaangażowanie daje szansę poprawy, a reszta niech dzieje się sama. Również serdecznie Cię pozdrawiam.

      Usuń