Szukaj na tym blogu

wtorek, 24 września 2024

Niecierpliwym babom nie trzeba się skarżyć. Rada nie tylko dla znajomej

Na blogu nie raz poruszałam temat osobistej odpowiedzialności za to, jak reagujemy na problemy, które niesie życie. Pisałam o tym, bo to bardzo istotna sprawa, która ma wpływ na jakość naszego życia, ale też na to, jak innym żyje się z nami. 

Ale do rzeczy, bo znowu bawię się w zduna i zaczęłam od pieca. Ostatnio jedna z moich znajomych potrzebowała pociechy i wybrała mnie na pocieszycielkę.

Po raz kolejny wysłuchałam jej skarg, ale tym razem powiedziałam co myślę bez owijania w bawełnę, żeby jej nie zabolało. Niestety, jak ktoś lubi odstawiać życiowe dramy i tak samo płacze nad rzeczami ważnymi jak i nad przysłowiowym rozlanym mlekiem, to niech nie szuka u mnie pociechy.

Przepraszam, ale ja już nie mam cierpliwości. Jak komuś marzy się męczeństwo i rola męczennicy to niech się męczy, ale beze mnie. Bo ja się zepsułam i irytują mnie ludzie, którzy na jedno rozwiązanie mają w zanadrzu dwa problemy i wciąż mówią: tak, ale... 

Wiem, wiem, nie powinno się oceniać, bo każdy jest inny, każdy inaczej przeżywa życie, każdy radzi sobie najlepiej jak potrafi. Powtórzę raz jeszcze, ja to wszystko wiem, ale wiem też, że trzeba mieć umiar w angażowaniu ludzi w swoje sprawy, szczególnie jeżeli samemu ogranicza się wyłącznie do biadolenia i robienia wideł z igły. Niestety, ci co bardzo lubią biadolić najlepiej czują się biadoląc w towarzystwie i zupełnie nie liczą się z tym, że uprawiają emocjonalny wampiryzm. A potem są bardzo zdziwieni, że ludzie unikają z nimi kontaktu. Co gorsze, oskarżają wszystkich o brak empatii.  

Znajoma zna mnie od lat, czyta mojego bloga, więc nie powinna być zdziwiona, że mam takie podejście do życia jakie mam. Jednak ja nie jestem dla niej ważna. Moje poglądy i mój czas, zupełnie nie mają dla niej znaczenia. W naszej relacji pełniłam funkcję użytkową. Byłam potrzebna żeby wysłuchiwać jej gorzkich żalów i niekończących się pretensji do całego świata. Robiłam to przez lata, ale cierpliwość mi się wyczerpała. Ja, jak każdy, czasem narzekam, ostatnio nawet częściej, ale staram się nie angażować zbytnio ludzi w moje problemy, bo każdy ma dosyć swoich. Dlatego jak ktoś chce sobie koncertowo uprzykrzać życie, to nie w moim towarzystwie, bo ja kieruję się maksymą, że można wpaść do dołka, ale nie ma powodu się w nim rozsiadać.  A już na pewno nie ma powodu wciągać do dołka innych. Gdyby znajoma posłuchała rady zawartej w tytule posta byłoby milej, ale miło nie było i już nie będzie. Wszystko się kiedyś kończy, znajomości także. 

Na koniec kilka piosenek podtrzymujących życiowy optymizm, bo coś miłego powinno się znaleźć w tym poście. A ja taka coraz mniej miła... Oj, ojojoj. Co gorsze chyba już taka zostanę. Cóż, jestem coraz starsza i coraz mniej grzeczna, ale widocznie tak ma być.


I na dzisiaj to by było na tyle.

12 komentarzy:

  1. Popieram i zgadzam się z tym, co piszesz. Podoba mi się zdanie, że "trzeba mieć umiar w angażowaniu ludzi w swoje sprawy". Niestety, większość "załatwia" swoje problemy wylewając je kubłami na łeb innym. Bez pytania, czy można. Na mnie też się obrażają, bo stawiam tamę i mówię nie. Trudno. Żeby nie zwariować, trzeba ✌️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja właśnie poczułam się zalana tymi pretensjami, które znajoma ma do całego świata. Rozumiem, że czasami człowiek ma potrzebę wygadania się przed kimś, że jak ponarzeka, to trochę mu lżej, ale nie można fundować bliźnim maratonu malkontenctwa zupełnie nie licząc się z uczuciami tej drugiej strony. Po rozmowach ze znajomą czułam się wyprana z energii i przygnębiona, bo to co mówiła nie spływało po mnie jak woda po kaczce. Jestem osobą empatyczną, więc było mi jej żal, ale jak długo można okazywać zrozumienie i współczucie komuś kto wciąż upaja się swoimi rzeczywistymi i wydumanymi problemami. Moja znajoma nie jest w sytuacji gorszej życiowo niż ja, czy moje inne koleżanki, ale zachowuje się tak jakby dotknęły ją wszystkie nieszczęścia tego świata i nie robi nic, żeby sobie pomóc. Poza tym, zdałam sobie sprawę, że ona traktuje mnie bardzo instrumentalnie. A ja w końcu dorosłam do tego, żeby bardziej liczyć się ze sobą niż z innymi.

      Usuń
  2. Rzeczywiscie, z latami zazwyczaj dojrzewamy, mądrzejemy, poznajemy siebie i potrafimy rozróżnić, co nam służy a co nie, kto jest dla nas dobrym a kto niedobrym towarzystwem. Jednak żyjemy w takim a nie innym środowisku i czasami nie ma po prostu wyboru. Bo w końcu możemy zostać sami, gdy już odsuniemy się od tych, co wpływają na nas nie najlepiej. Być moze ta samotnosc jest lepsza, ale mało kto potrafi w niej trwać i nie tęsknic za kontaktem z drugim człowiekiem. Jakimkolwiek. Ech, często kontakty miedzyludzkie to tak naprawdę bardzo delikatna to materia. Bo przecież nie ma ideałów. My sami też możemy byc dla innych męczący, drażniacy, toksyczni. A nie zawsze to dostrzegamy. A tylko drugi człowiek moze nam to uświadomic. Jeśli więc nie będziemy sie z nim kontaktować pozostaniemy w swoim zamknietym świecie niby to zadowolenia...Uczymy sie siebie całe zycie a najlepiej na własnych błędach.
    Ciekawy temat poruszyłaś, Basiu!
    Pozdrawiam Cie serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu masz rację. Nie jesteśmy samotną wyspą i nawzajem na siebie wpływamy. Inni nas irytują, ale my też możemy być irytujący dla innych. Jednak ważne są intencje i proporcje. Jeżeli widzimy, że ktoś się na nas zawiesza, ale nie liczy się ani z naszymi uczuciami, ani z naszym czasem, że niewiele w gruncie rzeczy go obchodzimy, że jesteśmy mu potrzebni tylko do biadolenia, to trzeba bronić się przed taką relacją. Ja wiele lat tego nie potrafiłam, ale w końcu dojrzałam do tego, że nie żyję wyłącznie po to, żeby innym było ze mną wygodnie. I chociaż wciąż lubię pomagać, dawać wsparcie i uwagę, to teraz uciekam od wampirów energetycznych, bo im nie pomogę, a sobie zaszkodzę. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że można na mnie liczyć, że w trudnych chwilach nie odwracam oczu, ale jak ktoś chce tylko narzekać na wszystko i szukać dziury w całym, to nie w moim towarzystwie. Mam coraz mniej czasu i zwyczajnie szkoda mi poświęcać go komuś, kto uważa, że inni mają obowiązek go uszczęśliwiać, bo jemu jest najgorzej na świecie. Zdaję sobie sprawę, że taka postawa może być odbierana jako brak empatii albo egoizm, ale mnie już nie stać na trwonienie energii. Poza tym, mówiąc wprost - brakuje mi cierpliwości. Ty Olu masz dobre serce i dużo wyrozumiałości, więc pewnie nie raz ktoś wykorzysta Twoją dobroć, ale ja teraz mocno pilnuję swoich granic. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Basiu i Olu - u mnie zaszlo to samo zjawisko , co u Basi, i wcale nie przejmuje sie, ze coraz mniej wokol mnie osob, z ktorymi chce mi sie utrzymywac jakies relacje. Kiedys sie bardzo przejmowalam , zeby kogos nie urazic, przyjmowalam wiec na siebie co na mnie zrzucali - az zmadrzalam. I coraz bardziej doceniam wlasne towarzystwo i spokoj :)) Kitty

      Usuń
  3. Basiu, trzeba ciac i wyrywac " chwasty" z naszego zycia. No nie da sie robic za wieczna studnie do wyplakiwania, w koncu ta jedna kropla sie przeleje. W dodatku zauwazam to samo zjawisko, nie tylko na zywo, ale w internecie rowniez. Powiedz w jakim celu ktos wyglasza litanie ile to ma problemow nie do rozwiazania? Otoz wcale nie po to, aby mu je rozwiazywac. Osoba taka na podsuwane rozwiazania od razu znajdzie odpowiedz, ze tak sie nie da, a tak nie mozna , a tego to juz nawet probowac nie bedzie , bo to bo owo bo siamto. Mnie w tym momencie cos sie robi w srodku. To nie zal sie babo, nie snuj litanii problemow , nie zarzucaj innych swoimi " problemami", jesli absolutnie nie zamierzasz nic z tym zrobic. Ludzkim odruchem jest podac reke, podstawic stolek upadajacemu, podeprzec lamiacego sie, ale jak ktos odrzuca i stolek i reke i wszelka podpore , to niech leci na pysk. Adios. Sciskam Cie mocno 🥰Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jak mówisz, takie osoby wywalają swoje gorzkie żale, ale od tego zaczynają i na tym kończą. A spróbuj podpowiedzieć jakieś rozwiązanie albo pocieszyć, że może nie jest tak źle, że może da się coś zrobić, to zaraz usłyszysz: tak, ale... tamto śmamto i owamto. No i że nie rozumiesz, bo masz lepiej. Ja w czasie tej ostatniej rozmowy ze znajomą dowiedziałam się, że moja niewydolność serca to nic, bo jej problem z biodrem to dopiero katastrofa. No tak, bo gupia ja chciałam ją pocieszyć, że przynajmniej nie musi się bać o swoje życie, że moja bratowa idzie na taką operację i jest dobrej myśli. Ale nie da się pocieszyć kogoś, kto kocha życiowe dramy. Zdaję sobie sprawę, że taka postawa nie wynika wyłącznie woli bycia cierpiętnicą, że składa się na to wiele czynników: jak choćby taka a nie inna odporność psychiczna, trudne doświadczenia, nadmierne skupienie na sobie, skłonności masochistyczne itp. Jednak każdy jest odpowiedzialny za swoje życie i powinien przynajmniej próbować dobrze je układać. Poza tym, każdy ma problemy, każdy wpada w dołki, czy przeżywa jakieś rozczarowanie sobą, życiem, ale już nie każdy wylewa bez najmniejszego skrępowania swoje frustracje na innych. Uważam, że im człowiek ma więcej empatii tym gorzej radzi sobie z takimi roszczeniowymi osobami, bo jest mu ich żal, ale wie, że pomóc im nie można. Można tylko samemu się niepotrzebnie spalać. Przesyłam serdeczności.

      Usuń
    2. Basiu, no po prostu rece opadaja. Ona nawet bez biodra moze zyc, ale niech sprobuje zyc bez serca😅Co za koltunka. Tak jak i Ty nie mam juz cierpliwosci do takich osob i szkoda mi zycia na pocieszanie tych, ktorzy wrecz lubuja sie w swoim cierpietnictwie. Empatia mi wtedy calkiem zanika :)) Sa bowiem setki innych , ludzi i zwierzat , ktorym przyda sie bardziej i ktorzy przyjma z wdziecznosciom a nie fochem. Trzymaj sie kochana, a przede wszystkim z daleka od takich wampirkow :)) Buziaki Kitty

      Usuń
  4. Ona jest tak skupiona na sobie, że nie widzi niczego poza sobą, ale inni powinni widzieć wszystkie jej problemy i jej współczuć. Przestałam współczuć, więc obrażona powiedziała, że się zmieniłam, bo dawniej bym się tak nie zachowała. I to prawda, zmieniłam się. Trochę późno, ale widocznie powoli mądrzeję. Teraz tak jak Ty, współczuję tym, którym źle się dzieje. Malkontentki, cierpientnice i królowe dramatów zostawiam w spokoju. Trzymaj się ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na twoim blogu samo życie, istotne sprawy poruszasz.
    Co do tematu, ja mam takie obserwacje. Może to specyfika środowiska, ale u wszystkich jest jak najlepiej, wszystko jest cacy. We wszystkim są świetnie zorientowani, strach się odezwać żeby się nie zbłaźnić. Ich mieszkania też są w wysokich standardach, itd. itd. W takim towarzystwie człowiek czuje się jak ostatni. A przecież w życiu jest różnie i nie ma ideałów.
    Jakby drugi biegun poruszonej przez ciebie sprawy.
    Na szczęście są też wyjątki w tej regule, ale generalnie tak to wygląda.
    Basia pozdrawia Basię🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, nie wiem co gorsze - życie udawanym życiem jak z reklamy, czy wieczne narzekanie na życie jakie się prowadzi. Jak dla mnie obie opcje są nie do przyjęcia. Typowo amerykańskie "i am fine" i polska " stara bida" są tak samo powierzchowne i równie niewiele wnoszą do relacji międzyludzkich. Różni je to, że w pierwszym przypadku nie zwala się swoich kłopotów na innych. Także jedni są wiecznie zadowoleni, bo strach się przyznać, że coś im w życiu może iść gorzej niżby chcieli. Drudzy wciąż narzekają, bo lubią biadolić nad życiem, które samo z siebie nie chce spełniać ich oczekiwań. A życie to sinusoida, raz góra, raz dół. I to jest zupełnie naturalne, więc trzeba to zaakceptować. Jestem za tym, żeby dawać uwagę drugiemu człowiekowi, pozwolić się wygadać i wesprzeć go dobrym słowem, ale jak ktoś nie ma umiaru i żywi się samym narzekaniem, to trzeba uciekać. Malkontenctwo jest jak pchła - przeskakuje na nowego żywiciela i stara się zagnieździć, bo przecież każdy ma jakieś problemy. A radzenie sobie z życiem wymaga energii, więc nie ma więc sensu jej tracić na kogoś, komu pomóc nie można. Dziękuję za komentarz i też Cię serdecznie pozdrawiam imienniczko.

      Usuń