|
źródło:internet |
Koniec i początek roku to czas podsumowań i snucia planów, więc zapiszę na blogu krótkie podsumowanie minionego czasu, ale planów i noworocznych postanowień nie robię, bo nie chcę rozśmieszyć Pana Boga, ani zawieść siebie. Miniony rok nie był łatwy, szczególnie pod względem zdrowotnym, ale... nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tak myślę i tego będę się trzymać. W końcu wszystko dobrze się skończyło. Książę małżonek uciekł grabarzowi spod łopaty, bo zdążyłam (na siłę) zawieźć go na czas do szpitala i trafił tam na dobrych lekarzy. Mnie też się udało, ponieważ przeszłam pomyślnie operację i mogę mieć nadzieję, że serce jeszcze trochę mi posłuży. Córka już zdrowieje po zabiegu, czyli jest dobrze. Wnuki często łapią różnej maści wirusówki, ale szczęśliwie przechodzą choróbska bez komplikacji. Jeżeli wszystko jest po coś, to trzeba przyznać, że nie zawsze jest tak źle, jak się wydaje oraz że mamy na kogo liczyć. Przyjaciele nie zawiedli i my też daliśmy radę. Także nauczona doświadczeniem przeganiam strachy, czasami niecenzuralnym słowem, ale za to skutecznie.