Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wzdychanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wzdychanie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 grudnia 2011

Pierdzisz duszo moja, oj pierdzisz


autor: moonica93
Od rana wystukiwałam na klawiaturze opowiadanie o uczuciowych problemach starej żony. Przy okazji wzdychałam nie gorzej niż moja bohaterka, czyli wydawałam odgłosy, które Beata Tyszkiewicz nazwała pierdzeniem duszy. Tyle, że moja bohaterka wzdychała z upodobaniem i romantycznie a ja wzdychałam z braku cierpliwości, bo nic na to nie poradzę, że do mnie bardziej pasuje reumatyzm niż romantyzm. Mówi się trudno, taka natura. 


Jednak większość kobiet lubi czytać historie o pięknej miłości w ramionach ognistego kochanka i na takie opowiadanka jest popyt. Odpowiadam więc na popyt i pół dnia wysilałam okropnie moje nieromantyczne szare komórki, żeby moja pani redaktor z kolorowej gazety zachciała zapłacić mi za tekst.

Wreszcie po wystukaniu ponad 10 tys. znaków doprowadziłam moich bohaterów do szczęśliwego końca. Kto ciekawy może przeczytać ostatni fragment, ja mam dość.

* * *
Tak się złożyło, że w rodzinie było wesele, więc namówiłam męża, żebyśmy skorzystali z zaproszenia. Nie opierał się długo, bo panną młodą była jego bliska kuzynka. Pomyślałam, że wesele to dobra okazja, żeby zwrócić uwagę męża na siebie i tak zrobiłam.


Po ślubie w pięknym, małym kościółku, pojechaliśmy na przyjęcie, które odbywało się w domu weselnym nad jeziorem. Kiedy przyszła pora na tańce, uśmiechnęłam się do męża najpiękniej jak umiałam i zaproponowałam, żebyśmy zatańczyli. Tańcząc, patrzyłam na młodą parę i myślałam, co mogłabym zrobić, żeby mój Marek znowu patrzył na mnie tak jak kiedyś. Nie od dziś wiadomo, że uczucie mężczyzny podsyca zazdrość, więc musiałam jakoś zburzyć spokój mojego męża, który traktował mnie jak własność potwierdzoną w księdze wieczystej. Tylko jak to zrobić skoro na horyzoncie ani jednego zakochanego we mnie adoratora? I wtedy przypomniała mi się amerykańska komedia, której główna bohaterka (grana przez Judy Garland),  zwracała na siebie uwagę wszystkich mężczyzn robiąc gigantycznego zeza. „Czemu nie, jeżeli to może pomóc wzbudzić w Marku zazdrość i odświeżyć uczucia, to trzeba spróbować”- postanowiłam. Rozejrzałam się i zobaczyłam przystojnego chłopaka, który palił papierosa i przyglądał się tańczącym parom. Raz kozie śmierć, zdecydowałam, i kiedy chłopak spojrzał na nas zrobiłam okropnego zeza jednym okiem celując w podłogę a drugim szukając swojego ucha. Chłopak wytrzeszczył oczy a ja, już nie patrząc na niego, robiłam ustami świńskiego ryjka, marszczyłam się jak stary kartofel i ruszałam nosem jak astmatyczny królik. Efekt był taki, że chłopak nie mógł oderwać ode mnie oczu i pewnie zastanawiał się, z jaką wariatką ma do czynienia. Tyle, że jego zdanie mnie nie obchodziło a wzbudzenie w mężu Otella bardzo. No może nie do końca, tylko tak powiedzmy na 50%, bo wolałabym, żeby jednak mój Mareczek nie udusił mnie z zazdrości, w końcu życie mi jeszcze miłe.

Mąż, który średnio lubi tańczyć, rozglądał się znudzony po sali i zauważył przyglądającego się mi chłopaka.
– Co on się tak na ciebie gapi, znasz go - spytał.
- Nie znam - odpowiedziałam krótko.
Po tym tańcu były następne, bo zatańczyłam z kilkoma dalekimi kuzynami, a potem mąż też dziwnie nabrał ochoty, żeby ze mną tańczyć. Bawiłam się świetnie, uśmiechałam się, do kogo popadło a do wybranych nieznajomych dyskretnie robiłam zeza. Fortel jak fortel, ważne, że zadziałał i Marek nabrał przekonania, że żadna z obecnych kobiet nie ma takiego powodzenia jak ja i dlatego nie odstępował mnie na krok.

A ja, cóż, widząc podziw w oczach męża czułam się piękna i rzeczywiście zaczęłam przyciągać wzrok innych mężczyzn i to bez marokańsko-kaukaskiego zeza.

Po oczepinach wyszliśmy z mężem na dwór, żeby trochę odpocząć od weselnego zgiełku. Pogoda była cudna, nad drzewami świecił ogromny księżyc, którego poświata srebrzyła jezioro i dodawała wszystkiemu urody.
– Pięknie dziś wyglądasz - powiedział mąż. Zupełnie jak kiedyś- dodał, przytulając mnie mocno.
- To, dlatego, że ty patrzysz na mnie jak kiedyś. Ostatnio za często i traktujesz mnie jak powietrze. 
- Mówisz, że traktuję cię jak powietrze i masz rację, bo jesteś mi potrzebna jak powietrze. Bez ciebie nie mógłbym żyć. Postaram się, żebyś więcej nie miała wątpliwości że cię kocham.
- Trzymam cię za słowo, bo jak nie, to może pomyślę o z…
Nie zdążyłam powiedzieć, o czym pomyślę, bo mąż zamknął mi usta pocałunkiem. Mam nadzieję, że na tym cudzym weselu my też odnowiliśmy śluby i będziemy żyli długo i szczęśliwie.