Szukaj na tym blogu

piątek, 17 listopada 2023

Ludzie gadają, chociaż pojęcia nie mają...

 


Czasami, chociaż niezbyt często, zastanawiam się, co ludzie powiedzą, bo ludzie zawsze mają coś do powiedzenia. Ciekawe że niektórzy o innych "wiedzą" więcej niż o sobie i całkiem niepotrzebnie się tą wiedzą dzielą. Mnie też interesują inni ludzie, jednak nie uważam, że powinnam układać im życie. Dlatego też ze zdziwieniem patrzę na tych "lepiej poinformowanych", którzy uzurpują sobie prawo do pouczania bliźnich jak ci mają żyć.

Po tym zagajeniu pora przejść do konkretów, żeby nie było, że czepiam się bezzasadnie. Tłem moich rozważań była taka oto sytuacja z niedalekiej przeszłości. 

Wyszłam na spacer wokół bloku, bo niedługo po operacji bałam się oddalać od domu i natknęłam się na sąsiadkę. 

- Dzień dobry pani - ukłoniłam się grzecznie.

- Dzień dobry. Dawno pani nie widziałam - odpowiedziała sąsiadka i zastąpiła mi drogę.

- Siedzę w domu bo gorąco - wytłumaczyłam się zdawkowo, żeby nie opowiadać wszystkim, że ledwie żyję i ledwie łażę, bo co to kogo obchodzi. 

- Hmm... pani mąż, to gorąco nie gorąco, z siatkami lata i widzę, że przy kuchni też stoi - powiedziała z przekąsem, nie przyjmując za dobrą monetę mojego wyjaśnienia. Zdziwiła mnie ta rozległa wiedza sąsiadki na temat mojego męża, ale zanim podjęłam temat sąsiadka rozwinęła myśl.

- Mój to by się tak (z naciskiem na tak) nie dał. Wszystko sama muszę robić. Jakbym zakupów nie zrobiła, jeść mu nie nagotowała, to z głodu by umarł. Pani to... 

- To współczuję, ale ja pani męża nie wybierałam - przerwałam jej dość stanowczo, bo ostatnio nie zbywa mi na cierpliwości. Sąsiadka trochę się speszyła i chwilowo odjęło jej mowę, co ja wykorzystałam, żeby się oddalić. Nawet nie powiedziałam do widzenia, bo jakoś nie miałam ochoty na kolejne spotkanie powiązane z niczym nieuzasadnionym przesłuchaniem.

No ludzie kochani, czymże ja sobie zasłużyłam, żeby sąsiadki aż tak pilnowały mi męża? Ja o sąsiadce wiem tyle, że mieszka w tym samym bloku, a ona monitoruje aktywność mojego męża i śledzi kto u nas przy kuchence stoi. Mam zasłaniać okna, żeby sąsiadkom serce się nie krajało nad niedolą mojego księcia małżonka? 

No nie. Tym bardziej, że jak już nie raz donosiłam, ja wstydu nie mam i korzystam z tego, że trafił mi się dobry mąż. I ani myślę tłumaczyć się komukolwiek z tego, jak wygląda moje życie małżeńskie. Co więcej, bezczelnie twierdzę, że widocznie zasłużyłam sobie na to, że mąż tak o mnie dba. A on nie potrzebuje troski ze strony obcych osób, bo, po pierwsze, sam potrafi o siebie zadbać, a po drugie, jak mówią: "chcącemu nie dzieje się krzywda."

Poza tym, mój książę małżonek swoją rolę jako mężczyzny najwyraźniej pojmuje w ten sposób, że jak kochasz to dbasz i tak właśnie robi. W tym miejscu powinnam znowu wystawić mu laurkę, bo przez ostatni bardzo trudny dla nas okres spisał się na medal. A łatwo nie było. Te kilka ciężkich miesięcy dokuczyło w równej mierze nam obojgu. Jak mam być szczera, to muszę przyznać, że przez ten okres nie byłam specjalnie miła, a nawet zdarzało mi się, wcale nierzadko, robić za jazgoczącą babę jędzę. Ból, ograniczenia fizyczne, potrzeba korzystania z pomocy przy codziennym funkcjonowaniu, poczucie bezradności, to nie są sprawy, które sprzyjają miłej koegzystencji z drugim człowiekiem. Ale książę małżonek wykazywał się ogromem cierpliwości i zrozumienia, troszcząc się o mnie i nasz dom. A kiedy przepraszałam go za swoje zniecierpliwienie, pokrzykiwania, to machał ręką i mówił: "Daj spokój, nic się nie stało. Przecież rozumiem, że ci ciężko." Nie było mi z tym dużo lepiej, bo męczyły mnie wyrzuty sumienia, że nie dość, że mnie niańczy i wszytko jest na jego głowie, to jeszcze musi znosić moje humory. Jednak samobiczować się nie będę, bo zachowywałam się najlepiej jak w danej chwili potrafiłam. Mój ówczesny stan umysłu obrazuje np. to, że marzyłam, żeby sama wstać z łóżka, ubrać się, po swojemu zrobić coś w domu, móc samej wyjść bez strachu, że mogę mieć problem z powrotem do domu, itp. Jak człowiek w sferze marzeń ma samodzielne włożenie majtek albo umycie naczyń w zlewie, to wiadomo, że lekko nie jest. Na szczęście przetrwaliśmy ten trudny czas bez rys na naszym małżeństwie. I po raz kolejny zdaliśmy egzamin z naszej miłości, bo on umiał ją dawać, a ja potrafiłam z wdzięcznością przyjmować. I żadna sąsiadka nie będzie nam jej reglamentować, dlatego, że coś jej się wydaje.

Kiedyś  w ramach samokrytyki wysłałam mężowi na WhatsApp taki obrazek.  


- Celna uwaga, ale się nie przyzwyczajaj. - skomentował. 

Kończąc temat; wszystko jasne - miało być "na dobre i złe" i dokładnie tak jest. 

Wydarzenia minionego czasu dały mi pewność, że zawsze mam na kogo liczyć, ale zostawiły też z tyłu głowy ćmiący strach przed niepełnosprawnością. Starość narzuca wiele ograniczeń, a jak do tego dodać jeszcze choroby, to naprawdę trzeba mieć duży hart ducha, żeby się nie poddawać. Cóż, jak to mówią: "Starość nie radość, śmierć nie wesele", ale nikt nie powiedział, że trzeba przedwcześnie składać broń. Na pewno trzeba się o wszystko bardziej starać, bo to co kiedyś było łatwe na starość wymaga wysiłku. Uczę się to akceptować, ale idzie mi różnie.

Jeszcze jeden obrazek w temacie męża i sentymentalna piosenka.

 



 

I na dzisiaj to by było na tyle.


10 komentarzy:

  1. Basienko kochana, szkoda , ze tym ile ty wycierpialas przez te wszystkie lata, nie mozesz obdarowac takich sasiadek! Co za babska wredne, ciekawskie, grzebiace w cudzym zyciu, to wlasnie ten typ wychowywal te tysiace synow na synkow mamusi stale u cycusia , a nie na przyszlych mezow i partnerow zyciowych.,Urwalabym babie leb przy szyi, ale jak zwykle dalas kapitalna riposte! Bardzo sie ciesze, ze w tym nieszczesciu z Twoim kruchym zdrowiem Bog ci wynagradza i daje taka opoke w mezu . Sciskam mocno Kitty P.S. Riposte zapisuje w kajeciku 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak maksyma z serduszka tobwypisz wymaluj moja mamusia !!
      Tak bylo - ona sie serio modlila o dobrego meza, i wymodlila, a tata mial co mial, ale ze ja kochal to znosil wszystko cierpliwie .. Kitty

      Usuń
    2. Kitty, sąsiadki krzywdy mi nie robią, co najwyżej mnie irytują i dziwi mnie ich wscibstwo. Na szczęście oprócz tych wscibskich są też fajne i serdeczne, z którymi przyjemnie jest zamienić kilka słów. Powoli wracam do jakiej takiej formy, więc będzie lżej. Dziękuję, że się odezwałaś i przesyłam serdeczne pozdrowienia. 😘😘😘

      Usuń
  2. Serdeczne pozdrowienia dla Was obojga. Agata❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Może po prostu chciała pogadać? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe że chciała tylko pogadać, ale źle zaczęła, a mnie brakuje cierpliwości. Poza tym, ja mam uczulenie na panie współczujące cudzym mężom. Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu się w małżeństwie układa tak jak mnie, że czasami kobieta godzi się z sytuacją, która ją nadmiernie obciąża, ale to nie powód, żeby czepiać się tych, którym się udało. Ciekawe jakby ta pani się poczuła, gdybym ja zaczęła ją przepytywać, dlaczego robi za służącą u męża, bo mnie nie podoba się taki model małżeństwa? Pewnie byłoby jej przykro. Ja staram się nikogo nie pouczać i ocenę cudzych wyborów zostawiam sobie, bo dopóki nie wejdzie się w czyjeś buty to niewiele się wie.

      Usuń
    2. Basiu, ja mam tez takie uczulenie, a co gorsza jedna z takich pan jest moja wlasna mama! Ja moge na twarz padac, wrocic po 12-tu godzinach pracy, zrobic pranie i zakupy, a ona sie pyta czy obiad juz mezowi podalam ? To jest dla niej najwazniejsze. Jak musze wyjechac to przepytuje czy chlopu na zapas przygotowalam jedzenie w sloikach? 😡 Po prostu ona sie cale zycie spelniala w roli sluzacej wobec mezczyzny i co gorsza narzucala te role mnie, a teraz sie dziwi, ze wnuk zamiast jej podac herbate, oczekuje ze to ona mu zrobi i przyniesie. I obiadek. A co najgorsze - ona to robi! Schorowana, powykrecana, z rakiem, i pod opieka za ktora ja place... Mame obsluguje pani opiekunka, a mama obsluguje wnusia , doroslego chlopa. Rece opadaja 😴 Kitty

      Usuń
    3. Nic nie poradzisz skoro Twoja mama chce być męczennicą, ale domyślam się, jak przykro Ci na to patrzeć. Pozostaje Ci puszczać mimo uszu rady Twojej rodzicielki, bo jej postawy nie zmienisz. W moim rodzinnym domu mama też walczyła o miano jedynej, niezastąpionej gospodyni, ale mój tata nigdy nie traktował jej jak służącej i nie wymagał, żeby go obsługiwała. Potrafił być samowystarczalny. Jednak mama nie umiała odciąć się od schematu i często robiła więcej niż trzeba. Tata szanował jej pracę w domu i potrafił to okazać. Ja nie powielałam jej postępowania, bo nie chciałam być utyrana po łokcie na własne życzenie. Zawsze dogadywałam się z mężem po partnersku. Nigdy nie było między nami sporów kto co powinien w domu robić. Żadne z nas nie czuło się wykorzystywane, bo wzajemnie się uzupełnialiśmy. Przez ostatnie miesiące Artur był bardzo obciążony domowymi obowiązkami, ale to nie wynikało z mojego widzimisię tylko z sytuacji w jakiej się znalazłam. Bardzo szanuję go za to, jak się zachowywał, bo wiem, że nie było mu lekko. Jeżeli chodzi o wzorce wyniesione z dzieciństwa to zachowanie mojego taty pokazało mi czego powinnam wymagać od mężczyzny i nie zamierzam tego zmieniać.

      Usuń