|
zdjęcie znalezione w sieci |
Dziś niedziela, więc jak w każdą
niedzielę pójdę do kościoła, usiądę w jego najmniej
oświetlonej części i czekając na mszę będę myślała
o tym co wydarzyło się od ostatniej niedzieli, co zrobiłam, jaka
byłam dla siebie i bliźnich, na ile udało mi się postępować w
zgodzie z wiarą, którą wyznaję. Z zadumy wyrwie mnie dźwięk
dzwonka i pieśni rozpoczynającej mszę. Udział w eucharystii to
moja potrzeba bycia bliżej Boga a nie uciążliwy obowiązek
narzucony przez Kościół.
Jestem z tych, o których się mówi
wierzący praktykujący, ale rozumiem tych, którzy chociaż w Boga
wierzą, to do kościoła nie chodzą. Nic mi do tego jak kto wierzy
i w co, dlatego tak samo nie lubię gorliwców, na siłę
nawracających innych, jak i wojujących ateistów. Jako osoba wierząca złoszczę się na to
co dzieje się w Kościele i nie dziwię się tym, którzy bardzo
krytycznie wypowiadają się na jego temat.
Ale jest jeszcze
nadzieja, że Kościół się zmieni na lepsze. Tę nadzieję widzę w takich
ludziach Kościoła jak nowy papież Franciszek czy ks. Wojciech
Lemański, którzy widzą błędy i grzechy duchownych oraz instytucji kościelnych. A co ważniejsze głośno o tym mówią, bo chcą żeby Kościół był otwarty na współczesnego człowieka zaś w działaniu bliższy temu co głosił Chrystus .
Wklejam wypowiedzi w/w.
Papież Franciszek: księża zamieniają się w strażników wiary
Papież Franciszek powiedział, że księża nie mogą być
"kontrolerami wiary". W kazaniu podczas mszy w watykańskim Domu świętej
Marty mówił o potrzebie otwierania drzwi Kościoła
i napiętnował przykład odmowy ochrzczenia dziecka niezamężnej młodej
matki. Z kolei w przemówieniu do delegacji międzynarodowej fundacji
Centesimus Annus papież powiedział, że konieczne jest nowe podejście do
solidarności społecznej, by nie uważać jej tylko za "zwykłe niesienie
pomocy najbiedniejszym". Temu pojęciu niezbyt dobrze widzianemu w
świecie ekonomii trzeba nadać właściwe miejsce - dodał.
- Wiele razy jesteśmy kontrolerami wiary zamiast tymi, którzy ułatwiają ludziom dostęp
do niej - stwierdził papież w kazaniu, przytoczonym przez Radio
Watykańskie. Przestrzegał przed pokusą "zawłaszczania" Boga przez
duchowieństwo.
Zwracając się do obecnych na mszy księży Franciszek dodał: "Pomyślcie o dziewczynie-matce, która idzie do parafii i mówi osobie na plebanii, że chce ochrzcić swoje dziecko".
- A ten chrześcijanin czy chrześcijanka mówi jej: "Nie, nie możesz, bo
nie jesteś zamężna". I co znajduje ta dziewczyna, która miała odwagę
donosić ciążę? Zamknięte drzwi! - mówił papież. Położył nacisk na to, że taka postawa oddala ludzi od Kościoła, nie służy ich dobru.
- Jezus ustanowił siedem sakramentów, a my taką postawą dodajemy ósmy: duszpasterską komorę celną - oświadczył Franciszek
Zwrócił uwagę na potrzebę głoszenia "prostej wiary", bez nadmiaru teologii, ale "z Duchem Świętym".
Papież
podał też, jako przykład niewłaściwej postawy, zachowanie zakrystiana,
który na prośbę pary narzeczonych o udzielenie ślubu reaguje natychmiast
żądaniem różnych świadectw i pokazaniem cennika mszy.
Franciszek zakończył kazanie w pensjonacie św. Marty apelem, "ażeby wszyscy zbliżający się do Kościoła znajdowali zawsze drzwi otwarte".
Papież apeluje o reformę systemu solidarności społecznej
Papież zaapelował o reformę całego systemu solidarności społecznej -
tak, by był bardziej spójny z prawami człowieka - w przemówieniu do
delegacji międzynarodowej fundacji Centesimus Annus. Jej nazwa nawiązuje
do tytułu społecznej encykliki Jana Pawła II z 1991 roku, a celem jej
działalności jest między innymi popularyzacja treści tego dokumentu oraz
wspieranie zgodnych z nim inicjatyw socjalnych.
Mówiąc o konieczności przemyślenia idei solidarności Franciszek
podkreślił: "Temu słowu niezbyt dobrze widzianemu w systemie
ekonomicznym, jakby miało negatywne znaczenie, należy przywrócić
należyte społeczne uznanie".
W swym wystąpieniu papież odnotował, że bezrobocie szerzy się szybko na Zachodzie, przesuwając granice ubóstwa.
- Ta najgorsza forma materialnej biedy - ocenił. I dodał, że "pokazuje,
że coś nie działa. I nie dotyczy to tylko Południa, ale całej planety".
Franciszek wyraził przekonanie, że obecny kryzys jest nie tylko kryzysem
ekonomicznym i finansowym, ale ma również swe przyczyny etyczne. -
Podążanie za bożkami władzy, zysku, pieniądza, ponad wartością osoby
ludzkiej, stało się fundamentalną formą działania i decydującym
kryterium - mówił papież.
- Zapomina się - wskazał - że ponad logiką interesów, logiką parametrów
rynku, jest człowiek i coś, co mu się należy z racji jego głębokiej
godności; możliwość godnego życia i aktywnego dostępu do dobra wspólnego
- przypomniał papież.
( źródło: wiadomości wp.pl)
Nie do zniesienia
„ Jezus powiedział swoim
uczniom: Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze
znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi
was do całej prawdy.” / J 16,12-13 /
Powiedzieć do kogoś,
że jest nieznośny, niesie ze sobą wyrzut, ale taki, który jeszcze
nie rysuje ani mocną, ani nawet łagodną linią, perspektywy
rozstania. Ten termin niesie treść odmienną od prostego,
językowego znaczenia. Wszak jeśli coś lub ktoś jest nie do
zniesienia, to właściwie dalej go znosić, to znaczy przebywać z
nim, rozmawiać, współpracować - nie powinniśmy, bo jest to
niemożliwe. Po prostu nie do zniesienia. A jednak ten wyrzut –
jesteś nie do zniesienia, zawiera w potocznym rozumieniu raczej
przypomnienie uciążliwości, jakie są konsekwencją takiej
bliskości, ale tej bliskości nie przekreślają, a czasem nawet
paradoksalnie podkreślają tę bliskość. Jezus mógł w tym
miejscu powiedzieć coś o dysproporcji pomiędzy mądrością bożą
i inteligencją apostołów. Mógł skupić swoją wypowiedź na
skomplikowanej materii wymagających wyjaśnienia zagadnień. Mógł
wskazać na niejednoznaczność i oryginalność terminów, których
przyjdzie w tych kwestiach używać. Powiedział słowa, które
według mnie łączą wszystkie te znaczenia i być może jeszcze
wiele innych, nieodkrytych dotychczas. Powiedział słowa ukazujące
przepaść i bliskość zarazem.
Warto pamiętać, że
Ewangelista Jan w swojej relacji zbliża się w tym rozdziale do scen
kończących publiczną działalność Mistrza z Nazaretu. Pisał
wcześniej o takich słowach Jezusa, po których tłumy uczniów
kroczących za Nim odeszły i pozostała zaledwie garstka. Wspominał
Jan, że i tych którzy pozostali, Jezus zapytał, czy i oni również
chcą odejść. Może więc to zwyczajnie ludzki strach przed
odejściem garstki uczniów skłonił Jezusa do wypowiedzenia tych
słów. Mam wam jeszcze tyle do powiedzenia... A tu już czas mój
się kończy, grono słuchaczy niknie w oczach, a i ci, którzy
pozostali, okazali się nienajwyższych lotów. Nikodem, choć
uczony, nie rozumie. Józef z Arymatei nie przychodzi na dysputę.
Faryzeusze, zamiast spierać się i stawiać trudne pytania,
doszukują się w każdym słowie Jezusa ataku i odpowiadają tym
samym. A Jezus ma jeszcze tyle do powiedzenia. Komu ma przekazać to
bogactwo, którego okruchy okazują się być nie do zniesienia dla
uczniów?
Czy dlatego, że znieść nie mogli, nie powiedział
im, że mają zanieść Ewangelię Samarytanom, Grekom, Rzymianom,
Egipcjanom, Germanom, Rusom i Lachom? Był z nimi tyle czasu, a o
głoszeniu Ewangelii poganom musiał apostołów pouczyć natchniony
Duchem prześladowca Kościoła. Dlatego że nie mogli znieść, czy
też z innego powodu nie powiedział im wprost, że ani obrzezanie
nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, tylko nowe stworzenie. Może
dlatego nie zająknął się nawet wobec nich na temat
homoseksualizmu, relikwii, kultu obrazów, sukcesji apostolskiej,
odpustów, losu dzieci nienarodzonych, badań prenatalnych,
transfuzji krwi, przeszczepów organów, modyfikacji genetycznych,
struktury DNA, in vitro, uporczywej terapii...
Ciekawe, o czym
jeszcze Mistrz chciał wtedy powiedzieć, ale widząc, że są jak
„przeciekające bukłaki”, zdecydował się nie obciążać ich
kolejną porcją mądrości z wysoka. Może chciał im coś
powiedzieć o roli kobiet w normalnej społeczności, w tym również
tej religijnej. Kościół wiedziony Duchem, ale i zwyczajnym
rozsądkiem, dosyć szybko dostrzegł taką konieczność, choć do
dziś dnia broni pewnych bastionów przed kobietami, argumentując to
brakiem wskazań Mistrza z Nazaretu. A przecież mówił, że tego
znieść nie mogli. Za trudne. Nie na męskie, szowinistyczne, zakute
w wiekowe stereotypy głowy.
Może chciał im coś powiedzieć
o wyznaczonych przez Stwórcę początkach i naturalnym kresie
człowieka. Nie musieliby Jezusa po wiekach zastępować w tej roli
pan Terlikowski z panem Gowinem. Ale co z tamtego niewygłoszonego
kazania o szacunku dla życia poczętego zrozumieliby rybacy znad
Jeziora Galilejskiego i pewien celnik, skoro ani Augustyn, ani Tomasz
z Akwinu, choć święci, specjalnie się w tej materii nie
rozeznali.
Czy to był dla słuchaczy ciężar zbyt wielki,
by usłyszeli, po co ich Nauczyciel zamierza zstąpić do piekieł?
Byłaby okazja rozstrzygnąć odwieczny spór, czy za natchnieniem
księdza Hryniewicza pusto może być w piekle, czy raczej, za
podszeptem pana Terlikowskiego, mało kto do nieba się dostanie.
Czemu im nie powiedział, czy można będzie Eucharystię sprawować
na ryżowych, sojowych czy bezglutenowych chlebach oraz na
bezalkoholowym winie? Czemu nie wyjaśnił, co to znaczy chrzest za
zmarłych? Czemu nie wspomniał nawet słowem o losie naszych
prapraprzodków, którzy nie tylko Ewangelii nie znali, ale zbierali
korzonki i walczyli o ogień? Czy widział wtedy, jaki los
współcześni zgotują Ormianom, Prusom, Żydom, Indianom,
Rwandyjczykom, Romom...
A właściwie, co by to zmieniło,
gdyby im o tym wszystkim opowiedział. Mało, że znieść tego nie
mogli. Oni niewiele by z tego zrozumieli, jeszcze mniej zapamiętali,
że o zapisaniu dla potomnych nie wspomnę. Oni, oraz my, ich
następcy, nawet prostych słów – Idźcie na cały świat i
nauczajcie wszystkie narody - nie zrozumieliśmy przez te blisko
dwadzieścia wieków.
( blog ks. Wojciecha Lemańskiego)