Pogoda była dziś
piękna, więc wybrałam się z wnukiem na popołudniowy spacer.
Najpierw poszliśmy pieszo na cmentarz, żeby zapalić światło
mojemu Tacie, bo dziś jego imieniny, a potem zaszliśmy na lody do Grycana, żeby zrobić sobie przyjemność.
Całą drogę gadaliśmy,
bo oboje bardzo lubimy ze sobą rozmawiać. Daniel jest świetnym rozmówcą i nie
sposób się z nim nudzić. Zadziwia mnie jego ciekawość świata,
spostrzegawczość, błyskotliwość i poczucie humoru. Ma pięć lat
a zasób słów jakich nie powstydziłby się uczeń starszych klas
podstawówki. Potrafi pięknie opowiadać o tym, co widzi, co go
pasjonuje. Tak, tak, on ma już swoje pasje. Uwielbia wymyślać i
budować różne urządzenia, którym nadaje wymyślone przez siebie
funkcje. Plastikowe rurki, połączone wyżebranymi od dziadka
kablami i częściami starego telefonu do tego skomplikowane
konstrukcje z klocków lego i już gotowa machina nazwana „plądownią
elektlycną z genelatolami do psesyłu wiadomości w kosmos”. Od
małego elektryka, zabawki którą dostał na urodziny, nie można go
odciągnąć wołami. Za części od laptopów, które naprawia
dziadek, odda każdą zabawkę, bo uwielbia wszystkie elektryczne
urządzenia, a im bardziej skomplikowane tym bardziej mu się
podobają. Fascynują go programy „Jak to jest zrobione” i
zrezygnuje dla nich z każdej bajki. Jak łatwo się domyślić, ja
nie jestem w tych zabawach dobra, ale fantastycznych teorii mojego wnuka słucham z przyjemnością. Daniel jest
bardzo podobny do dziadka, który pracując nad naprawą
laptopów, też opowiada mi z detalami co robi, ale w tym wypadku nawet nie udaję, że mnie to interesuje. W ogóle wnuk z
dziadkiem dobrali się jak w korcu maku i świetnie czują się w
swoim towarzystwie. Dzięki dziadkowi Daniel operuje technicznym
słownictwem i zna się na różnych częściach, o których ja nie
mam bladego pojęcia. Np. ostatnio zdarzyła się taka sytuacja, że
zapomniałam po co przyszłam do pokoju. Stanęłam w progu i
usiłowałam sobie przypomnieć co miałam zrobić. Wnuk, który
budował na dywanie kolejną machinę, spojrzał na mnie czujnie.
- Co babciu? - spytał.
- Nic, tylko nie wiem po co tu przyszłam, no nie pamiętam – powiedziałam poirytowana, bo moja galopująca skleroza źle mi robi na nerwy.
- Uskodziła się babci kalta pamieci, tseba naplawić, po plostu – zawyrokował mały.
No tak, dla niego
wszystko jest jeszcze po prostu - babka ma części jak komputer i wszystko da się naprawić.
A miałam napisać o wiośnie, którą już widać na dworze i o tym, jak bardzo się cieszę na jej przyjście, bo zima dała mi się we znaki, ale wyszło jak zwykle - rozpisałam się o wnuku. Cóż, w konkurencji z Danielem to u mnie nawet wiosna nie ma szans. A wracając do mojej karty pamięci, to zapisał się w niej dziś miły
dzień ze śladami wiosny w sercu i na dworze. Ale że moja karta pamięci czasami szwankuje, to, na wszelki wypadek, zostawiam ślad też na blogu . I to by było tyle na dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz