Szukaj na tym blogu

środa, 21 lipca 2021

Czego unikam, na czym buduję i czym jest kolor aury

Po wczorajszym pracowitym dniu dzisiaj polegiwałam i czytałam "Cudzoziemkę". Nie wiem, który to już raz. To jedna z tych książek, które nigdy mi się nie nudzą, więc co będę sobie żałować. Kuncewiczowa tak pięknie maluje portrety psychologiczne bohaterów, że ma się wrażenie obcowania z żywymi ludźmi. Widzę Różę, kobietę pogubioną, nieszczęśliwą, która sama jest swoim największym wrogiem. Nie daje sobie prawa do szczęścia, bo ominęła ją szczeniacka, wydumana miłość, świat nie jest idealny, nie jest wielką skrzypaczką i wszędzie czuje się obco.  Dopiero pod koniec życia zdaje sobie sprawę, że wyobcowanie, które towarzyszyło jej przez całe życie, było nie tylko jej udziałem, ale także w dużej części dziełem. Jej pytanie skierowane do syna: "Władyś, jakże ja będę umierać, kiedy ja nie żyłam wcale?" jest porażająco smutne i przygnębiające.  Ile jest wokół nas takich cudzoziemek, które nie biorą z życia tego co daje i wciąż żyją mrzonkami?

Dużo za dużo. Dlatego ja staję na głowie i przytupuję uszami, żeby nie marnować życia na gorzkie żale. Czasami jest trudno, ale zawsze lepiej się zmęczyć aniżeli skisnąć.
Ale ja nie o tym dziś chciałam.  Na końcu książki znalazłam fotografię kirlianowską, na której stoję w obłoku zielono-niebieskiej mgły i dwóch punktów, większy złoty, mniejszy srebrny.

Na monitorze kolory nie wyglądają tak pięknie, ale to zdjęcie zrobione ze zdjęcia, więc jak wszystko co kopiowane nie dorównuje oryginałowi. Wyglądam na tym zdjęciu, jak bida z nędzą, ale to był koszmarny okres w moim życiu. Umierała moja Mama, byłam chora i właśnie straciłam rodzeństwo. To wszystko tak bolało, że bałam się, że już się nie podniosę. Na mojej twarzy widać smutek i cierpienie, a jednak poświata wokół mnie jest szmaragdowo - zielono -  niebieska. Pan robiący zdjęcie powiedział, że jestem starą duszą i mam duży potencjał, bo zielony to równowaga duchowa, samowiedza, miłość, współczucie, niebieski to optymizm, ideowość, macierzyństwo i skupienie na tym co się kocha. Szmaragdowy to przenikanie się tych dwóch kolorów, dające podwójne wzmocnienie.

Czyli jest na czym budować. Są warunki, żeby się odradzać. A skoro tak, to grzechem byłoby nie korzystać z siły swojego ducha. Jeden z moich ulubionych tłumaczy życia napisał: "Całe życie zrywam się i padam, jakbym w piersiach miał wiatr na uwięzi". Też tak mam, więc się zerwałam. Od tego czasu wiele się zmieniło we mnie i wokół mnie, więc warto było dać sobie szansę. 

Moja znajomość ezoteryki jest bardzo powierzchowna, ale zawsze wiedziałam, że nie tylko szkiełko i oko, że jesteśmy czymś więcej. Światy transcendentne mogą porządkować nasze tu i teraz, bo tak naprawdę "nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca". Ta świadomość jest kojąca, bo przywiązanie do tego co materialne potrafi rujnować życie. Mnie zawsze ciągnęło do wszystkiego co duchowe i od zawsze moim największym bogactwem byli ludzie. 

Jak już napisałam nie znam się na ezoteryce, więc nie będę Wam robiła wykładu. W TYM ARTYKULE  zrobią to lepiej. 

Cieszę się, że akurat dzisiaj znalazłam to zdjęcie, bo bardzo mi teraz potrzeba wiary we własne siły. Świat zewnętrzny rani i coraz mniej nadziei że będzie lepiej. Dziczejemy, chamiejemy, hurtowo głupiejemy, więc jest smutno i starszno. Świat stoi przed przepaścią, ale nie brak oszołomów zachęcających, żeby iść naprzód. Dzięki Bogu za bliskich, za przyrodę i książki. I na dzisiaj to by było na tyle.









12 komentarzy:

  1. Nigdy nie miałam takiego zdjęcia, na ezoteryce tez się nie znam, biorę życie jak leci, staram się optymistycznie podchodzić do wszystkiego, co niesie dzień.
    Przeszłaś już daleką drogę, radzisz sobie, wybierasz co dla Ciebie dobre. Oby życie oszczędziło Ci przykrych doświadczeń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, też bym nie miała gdyby nie mąż. Wyciągnął mnie na panel dyskusyjny z dziedziny hinduizmu, zjawisk paranormalnych i neurobiologii. Przed aulą mieli stoiska ludzie parający się ezoteryką, sprzedawcy książek związanych z wszystkim co nieoczywiste itp. Była też kabina z aparatem do zdjęć kirlianowskich. Mąż namówił mnie, żebyśmy zrobili sobie takie zdjęcia i zobaczyli co w nas siedzi. Ja byłam cała w zieleniach i niebieskościach, a mąż był we wszystkich kolorach tęczy. Poszukam jego zdjęcia i wkleję później, bo jest bardzo ładne. Odwzajemniam dobre życzenia i dziękuję za komentarz.

      Usuń
  2. Basiu, no szczerze mówiąc ja o aurze czytałam, spotkałam sie tez z osobami, które z aury człowieka dużo mogą wyczytać. Ponieważ robili to komercyjnie to uznałam, że to taka trochę płatna "wróżka" i dałam spokój z odczytywaniem swojej aury choć absolutnie to nie znaczy, że w to nie wierze ....a o fotografii kirilianowskiej nie słyszałam... :( już sobie co nieco poczytałam). Na mnie kiedyś zrobiła duże wrazenie informacja o męzu Marii Skłodowskiej Curie. Czytałam o naszej wybitnej uczonej biografie ( juz nie pamietam czyjego autorstwa, kilka ich było) jak Piotr Curie dostał możliwość załozenia i kierowania katedrą ezoteryki (!!!) na Sorbonie!!!! Byli już po odkryciach promieniotwórczości pierwiastków - co sie okazało odkryciem po prostu fizyko-chemicznym ( upraszaczając oczywiscie) i danie pod opiekę nowej katedry Piotrowi Curie wówczas było uhonorowaniem jego ( ich ) wpływu na naukę. Gdyby nie jego nagła śmierć być może ta dziedzina byłaby bardziej zbadana i nie traktowana jako "czary mary" :)). Medycyna azjatycka bardziej opiera sie na odmianach ezoteryki niż nasza tzw "zachodnia" i sama nie wiem czy to właśnie nie jest błąd :))). Ja Twój wpis odbieram bardziej jako świadomość jakiegoś rodzaju siły ( siła jest widoczna na zdjęciu:))). Ja zawsze "wiedziałam, tylko dopiero od jakiegoś czasu sobie zdaje sprawę" ( to z kolei z mojej ulubionej książki Paula Bowles'a "Pod osłoną nieba" - choć najpierw poznałam ekranizacje), że jesteśmy jako ludzie tutaj w tej skórze ( materii) tylko na chwilę a naszym prawdziwym "ja" jest energia, która nie zanika ...:) Oczywiście bywa tak, że ten teraźniejszy świat mnie boli, wpadam czasem w panikę albo marazm, bo nie daje rady ( np w czasie rocznej choroby mojego Ojca) ale tego nie uznaję za "dopust boży" tylko za coś w rodzaju "hartowania się stali". Bywaja chwilę, teraz w tej całej plandemii, że mam wrażenie, iż z góry patrze na ten cały polityczno-medialno- medyczny cyrk ( a wiadomo, że z góry to jednostkowe rzeczy wydaja sie małe i niekoniecznie dominujące) a pozniej po kilku chwilach jak ląduje na ziemi to juz wszystko inaczej wygląda :)... Parametr czasu i ogromnej przestrzeni ( aura !!!) to wielka siła !!. Ty o tym wiesz ! Saranda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem otwarta, bo to że nie mamy dostatecznie dobrych narzędzi, żeby coś zbadać, nie oznacza, że tego nie ma. Kostyczne podejście do nauki hamuje jej rozwój. Opieranie się tyło na tym, co możemy zważyć i zmierzyć jest błędem. Czasami trzeba najpierw poczuć, żeby doświadczyć i próbować zrozumieć. Mój Tata był na wskroś racjonalnym człowiekiem i wszelką egzatacja była mu obca, a jednak twierdził, że świat niewidzalny dla oka istnieje i ma na nas duży wpływ. Opowiadał mi o swoich doświadczeniach z tym co przeczy naszemu normalnemu postrzeganiu rzeczywistości i ja mu wierzyłam. Mój mąż bardzo interesuje się kulturą wschodu. Odkąd przeczytał Bagawatgite wciąż drąży temat naszej bytności na ziemi. Sama przeżyłam kilka sytuacji, których nie umiałam racjonalnie wytłumaczyć, więc bardziej wierzę niż nie wierzę, że prz

      Usuń
    2. Upisalam sie po pachy i mi zezarlo:))) Blisko 35 lat temu kiedy ciagle zmagalam sie z zaakceptowaniem smierci mojego Taty, moja kolezanka z pracy Sabina zapoznala mnie z ezoteryka oraz innymi dziedzinami zycia duchowego. Bardzo mnie to wciagnelo bo to jest niezwykle interesujace. Zaczelam chodzic do Centrum Edgarda Cayce w NYC i szybko zostalam jego czlonkiem. Tam zapoznalam sie z Buddyzmem, Hinduizmem oraz innymi "izmami".
      Bardzo sie zgadzam z tym co wyzej napisalas Basiu, zycie to cos wiecej niz to co sie da zobaczyc, zmierzyc, zwazyc. Niestety w pogoni za wygoda, zycie duchowe czlowieka zeszlo na zupelnie boczny a nawet tylny tor, a szkoda, bo przez to cala ludzkosc wiele traci.
      Oprocz Centrum Edgarda Cayce co roku w jednym z nowojorskich hoteli odbywal sie... festiwal (to nie jest odpowiednie slowo, ale nic madrzejszego nie przychodzi mi do glowy) na ktory zjezdzali sie (znow mi brakuje slowa) nauczyciele roznych dziedzin wlasnie zycia duchowego. W czasie jednego z takich festiwali mialam zrobione zdjecie aury i dostalam go nawet z wydrukiem odczytu. Niestety chyba juz go nie znajde, pewnie zaginelo w czasie licznych przeprowadzek.
      Ale pamietam, ze bylo bardziej teczowe od Twojego:)))
      Na zakonczenie mojego "wykladu" dodam, ze pierwsze co polaczylo mnie i Wspanialego to wlasnie zainteresowania zyciem duchowym i odkrywanie tej dziedziny zycia. Oboje bylismy i ciagle jestesmy zainteresowani ta strona zycia, na poczatku oczywiscie potrafilismy prowadzic godzinami debaty na ten temat, z czasem jest ich mniej ale zainteresowania pozostaly. Szkoda ze w pogodni za wygoda ludzkosc stracila te strone zycia duchowego, z roku na rok jestesmy ubozsi.

      Usuń
    3. Też uważam, że skupienie się tylko na materii zubaża człowieka. Niestety ludzkość się cofa w rozwoju pomimo tego, że technicznie osiąga szczyty. Mnie zawsze interesowało to nieznane, więc nauczanie dogmatyczne nie dające prawa do własnej interpretacji otaczającego nas świata było nie dla mnie. Artur myśli podobnie, więc nigdy nie było między nami rozdźwięku. Jak wiesz, ja do niedawna byłam praktykującą katoliczką, ale mój mąż agnostyk nigdy nie miał z tym problemu, co więcej, odnosił się z dużym szacunkiem do mojej wiary. Kiedy braliśmy ślub nie chciał robić cyrku z sakramentu i udawać, że wierzy skoro nie wierzył, więc wybrał ślub z dyspensy biskupa. Inni w jego sytuacji szybko przyjmują sakramenty, chociaż nic ona dla nich nie znaczą. Moim zdaniem przeważająca część tych, którzy mówią o sobie że są wierzący tak naprawdę uprawiają tylko religijny folklor. Teraz dużo czytam różnych rozpraw, wykładów o buddyzmie i bardzo mnie to wciąga. Sądzę, że buddyzm był podstawą powstania współczesnej psychologii, więc drążę temat. Wracając do widoku aury, to mój Artur też był otoczony bardzo kolorowym obłokiem. Może tak mają osoby, bardziej uporządkowane emocjonalnie? Nie wiem, ale osobiście bardzo mnie zaskoczyło to, że nasze wnętrze jest tak bardzo widoczne.

      Usuń
  3. Może i wyglądasz na zmęczoną na tym zdjęciu, ale te szmaragdy świadczą o uzdrawianiu się. W zeszłym roku, na warsztatach z uzdrowicielem, widziałam taką szmaragdową energię w pokoju. Zobaczyłam, potem pomyślałam: aj, przywidziało się, a potem prowadzący powiedział: mamy tutaj szmaragdową, uzdrawiającą energię, kto widział? To było mocne, tylko ja widziałam :)A ta kulka nad tobą. Mam dwa zdjęcia z taką kulką biało/złotą, zrobione normalnym aparatem, w kopalniach. Bardzo byliśmy zdziwieni z mężem, cóż to jest? A potem zamówiłam portret mojej aury u jednej dziewczyny i tam też była nade mną kulka biała. Ona mi powiedziała, że to mój Opiekun. No czeka aż go poproszę o pomoc, bo on nie może tak bez zaproszenia pomagać :) Więc ten świat jest ciekawy, bardzo ciekawy, tylko trzeba się odbetonować i w siebie uwierzyć. Tak w ogóle to: CZEŚĆ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Aniu. Dzięki, że się odezwałaś. Z Twoim blogiem jestem na bieżąco, bo jak już do Ciebie trafiłam to nie mogłam się oderwać. Twój sposób widzenia świata bardzo mi odpowiada, a piękne opisy z pozoru zwyczajnych rzeczy budzą mój zachwyt. Uprawiasz filozofię, nie wymądrzając się co jest wielką sztuką. Ja tak nie potrafię, ale, jak pewien nieumiłowany Andrzej, wciąż się uczę i uczę. Jestem optymistką, więc mam nadzieję, że jednak będę miała lepsze wyniki w przyswajaniu wiedzy niż on, bo jemu coś kiepsko to idzie. Cieszę się, że mnie nie skreśliłaś z powodu mojego wpisu, w którym samozwańczo mianowałam się Twoim adwokatem. Wybacz, że przegięłam, ale temat uważam już za zamknięty.
      Zainteresował mnie wątek Opiekuna, czy to nasi bliscy, którzy są już po tamtej stronie? Jeżeli tak, to by mi się zgadzało. Większy świecący na złoto punkt to mógłby być mój Tata, bo on zawsze był silniejszy, bardziej zrównoważony, odważny i pewny swoich wyborów. A ten mniejszy srebrny, to mogłaby być moja Mama, bo ona była jakaś taka rozedrgana, czuła się bardzo niepewnie i potrzebowała ochrony, ale też miała wielkie serce i często dawała dużo za dużo. Mnie traktowała jak przedłużenie siebie i co bym nie zrobiła, to trudno było jej uwierzyć, że jestem silna i dużo potrafię. No bo jak mogłam być inna skoro byłam jej dzieckiem.

      Usuń
    2. Zdecydowanie Opiekunowie są. I jak najbardziej mogą to być członkowie rodziny. Nie muszą, ale mogą. Mój Opiekun pokazał się pierwszy raz na warsztatach u Rosy. Ale kiedy pokombinowałam do tyłu, był ze mną zawsze. Opisałam rozmowy z nim w pamiętnikach z V klasy. I zapomniałam. Dopiero kilka lat temu wróciłam do tych zapisków i oniemiałam :) Więc zapewne jest tak jak czujesz, mama i tata.
      Wszyscy się uczymy, taka planeta niestety. Ale co robić Basia, wybrało się trza realizować plan. Andrzej też się uczy, choć nie widać :D
      Jeśli chodzi o wpis to muszę powiedzieć, że wyszło na dobre. Trafiłam do ciebie i statystyki mi skoczyły. Patrzę i nie dowierzam: 1294 wejścia wczoraj na różne posty. Wszystko to milczki, ale i tak to miłe. Bo nie piszą też brzydkich rzeczy co cieszy jeszcze bardziej. I ojtam, czasem się wymądrzam, ale co tam, człek ze mnie taki jak inni.
      Jakoś tak się przyciągamy, my, podobni :)

      Usuń
    3. Zawsze czułam, że czuwa nade mną jakaś większa siła, że jej zawdzięczam szczęście do ludzi i siłę, żeby podnosić się po upadkach. Dzisiaj już wiem, że przypadki nie są przypadkowe, tylko my jesteśmy zbyt blisko, żeby je szybko rozeznać. To trochę tak jak z obrazami Pollocka - z bliska widzimy kolorowe ciapki i tylko ciapki, dopiero z większej odległości widzimy jakąś harmonię, sens i emocje. Człowiek to fascynujący i bardzo skomplikowany mechanizm, więc często się psuje i trzeba się z tym liczyć. Jednak zawsze warto starać się o jak najlepszą wersję siebie, ale też wybaczać sobie potknięcia. Jeżeli przyczyniłam się do tego, że więcej ludzi trafiło na Twojego bloga, to bardzo się cieszę. Nie mam wątpliwości, że zostaną na dłużej, bo piszesz mądrze i pięknie. Sama bywam milczkiem, więc nie mam pretensji, że inni też tak robią. Miło że czytają, bo dzielenie się swoim odbiorem świata jest bardzo przyjemne i daje jakieś poczucie wspólnoty. Ja również obserwuję zwiększony ruch na blogu, bo wcześniej dzienna liczba odsłon wahała się w przedziale 100 do 300, bardzo sporadycznie było więcej. Dzisiaj trochę ponad 1000, bo czytane są też archiwalne wpisy, ale tylko Ty zostawiłaś komentarz. Bardzo cieszy mnie ruch na blogu, ale z tego co prawdopodobnie wyzwoliło to zwiększone zainteresowanie cieszę się mniej. Wolę inną wersję siebie, ale nie zapieram się tego co we mnie niefajne. Od lat staram się jak najmniej oceniać, a bardziej rozumieć, ale różnie mi to wychodzi. Mam przyjaciółkę, która jest mistrzynią w nieocenianiu innych i staram się brać z niej przykład, ale jeszcze długa droga przede mną. Pocieszam się, że jestem na ścieżce i czasami to musi mi wystarczyć. Pozdrawiam Cię najserdeczniej i już czekam na Twój kolejny wpis.

      Usuń
  4. Bedzie skaczaco bo ja z tego gatunku, niestety nie na temat aury bo nie mam na ten temat nic do powiedzenia, nie robilam, nie czytalam, tyle tylko, ze widzialam wykorzystane w meksykanskich/amerykanskich filmach. Pierwszy raz do PL po "ucieczce" przyjechalismy gdy tesc umieral na raka. W ciagu dnia mial troche sily zeby z kazdym z osobna porozmawiac. Powiedzial do mnie, "Teraz wiem jak mialbym zyc" i zaczely splywac mu lzy. Mowilam, "Niech tata nie placze bo ja zaczne". Bylo to dla mnie nieslychanie tragiczne, bo jak to przeciez tesc wydawal sie byc zadowolony z zycia. Moj maz nie mogl dlugo sie pogodzic z tak wczesna smiercia swego ojca, bo on z planistow jest. Zgodnie z planem to jego tata mial nas odwiedzic juz w "prawdziwym domu" i miala byc otwarta butelka wina, ktora zakupilismy we Francji a ktora lezakowala dobrych pare lat i czekala na ta chwile. Nie dojechal. Poradzilam mezowi, ktory nawet nie byl wstanie stanac do egzaminu, do ktorego sie wlasnie przygotowywal aby moze cos namalowal, bo przeciez sztuka w kazdej formie pomaga tak jak i matka natura. Dlugo mu to zajelo ale pomoglo. Obraz jest w kolorze niebieskim. Wyglada jak powiekszenie ludzkiej twarzy. Nos jest w ksztalcie swiecy, ktora sie wypala i rozlewa i widac, ze sie zmniejsza bo oczy sa przerazone, cala twarz sie rozlewa w efekcie. Ten duzy obraz wisi u nas w kuchni/pokoj jadalny (polaczylismy oba) i nie straszy. Patrze na niego codziennie i nie jest to jako przypomnienie. Ten obraz jest w nas aby nie umierac zalujac straconego zycia. Watka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obraz który odzwierciedla emocje ma bardzo dużą siłę terapeutyczną, więc dobrze że mąż dał się namówić. Wiele lat temu poszłam na wystawę, żeby się oderwać od problemów, które przygniatały mnie do ziemi i odbierały chęć życia. Wystawa miała tytuł "Człowiek" i składała się z prac wielu malarzy. Do dziś pamiętam wrażenie jakie zrobił na mnie obraz przedstawiający mężczyznę w pozie wyrażającej rezygnację, bo był, który przygarbiony, miał opuszczone ramiona, lekko spuszczoną głowę. Twarz tego mężczyzny była zduplikowana, bo składała się z dwóch nałożonych na siebie obrazów, na jednym twarz była pokazana przodem, na drugim była pokazana tyłem i to ten drugi obraz był wyraźniejszy. Stałam przed tym obrazem i nie mogłam się ruszyć, bo na tym obrazie było wszystko, co wtedy działo się w mojej głowie. Co kazało mi ruszyć się z domu, chociaż chciałam tylko zwinąć się w kłębek i udawać, że moje życie mnie nie dotyczy? Dlaczego wybrałam akurat tę wystawę? Nie wiem, ale myślę, że to nie był przypadek, potrzebowałam tego, więc to dostałam. Tam przed tym obrazem podjęłam decyzję, która zaważyła na całym moim życiu. Wiedziałam, że nie chcę żyć z głową do tylu i nawet jak życie będzie bardzo bolało to nie stchórzę i zrobię co trzeba. Bardzo żałuję, że nie pamiętam już nazwiska malarza, ale minęło już kilkadziesiąt lat, więc miałam prawo zapomnieć. Dziękuję Ci za piękny komentarz. Możesz skakać tak częściej? Byłoby miło.

      Usuń