Od lat powtarzam jak mantrę, że mam szczęście do ludzi, bo rzeczywiście tak jest. Spotkałam na swojej drodze wiele osób, dzięki którym wracała mi wiara w człowieka, robiło się cieplej na sercu, a moje życie stawało się piękniejsze i łatwiejsze. Pozwólcie, że dzisiaj napiszę o jednym z nich, bo właśnie jestem świeżo po spotkaniu. Zaczynając od pieca, muszę wyjaśnić jak w ogóle trafiłam do doktora Piotra B.
Gdy okazało się, że mam dziurawe serce, cierpię na hipotonię i arytmię, moja nieodżałowana Pani Helenka bardzo chciała mi pomóc. W tym celu poprosiła swoją córkę, która jest lekarką w szpitalu, żeby pomogła mi dostać się do dobrego kardiologa. Tak też się stało i wkrótce miałam wyznaczony termin porady. Podziękowałam obu Paniom i zapisałam w pamięci dozgonną wdzięczność za okazane mi wsparcie. Podczas pierwszej wizyty u Doktora zorientowałam się, że to ten sam lekarz, którego poproszono o konsultację, gdy pogotowie przywiozło mnie na SOR. Jemu też zawdzięczam właściwą diagnozę, bo poprzedni kardiolog (notabene z tego samego szpitala) leczył mój pesel a nie serce. Od tamtego czasu minęło już kilkanaście lat, a ja wciąż przekonuję się, że trafiłam na wspaniałego lekarza i człowieka wyjątkowej dobroci.
Jeżeli ktoś w tym miejscu pomyślał, że Doktor tak dobrze się mną zajmuje, bo trafiłam do niego po tzw. znajomości, to już śpieszę wyjaśnić, że to nie to. Doktor ma wielkie serce i każdego pacjenta traktuje tak samo.
Przykład pierwszy z brzegu. Siedzę w poradni przyszpitalnej i widzę jak Doktor leci korytarzem (biega jak Kusociński), mija staruszka siedzącego na wózku inwalidzkim przed jednym z gabinetów, a po chwili zawraca.
- Pan do mnie panie Stanisławie? - pyta podając rękę bardzo wiekowemu mężczyźnie.
- Nie panie kochany, ja do tego od cukrzycy.
- A jak się pan czuje po wyjściu ze szpitala?
- Dobrze.
- Cieszę się. Wszystkiego dobrego. Jakby coś znowu dokuczało proszę się pokazać - mówi doktor i biegusiem pędzi dalej.
Czekam na swoją kolejkę i słucham jak staruszek opowiada innym pacjentom o tym, jak doktor się nim zajmował, chociaż on nie miał jak się odwdzięczyć.
Wiem, że w słowach staruszka nie ma cienia przesady, bo sama doświadczyłam bezinteresownej opieki Doktora. Przyznam, że próbowałam się odwdzięczyć, ale skończyło się na tym, że doktor mnie postraszył, że jeszcze jeden taki numer to będę leczyć się sama. Nie ryzykowałam, ale bardzo chciałam dać choćby najmniejszy upust swojej wdzięczności, więc znalazłam obejście. Kupiłam mikołajkowy prezent dla synka Doktora i powiedziałam, że Doktor nie ma nic do gadania, bo prezent nie jest dla niego, on ma tylko robić za Mikołaja. Doktor dla syna zrobi wszystko, więc odpuścił sobie protesty. Gdy został ojcem zlikwidował prywatny gabinet, bo chciał mieć więcej czasu dla dziecka. Powiedział mi, że rodzicielstwo jest dla niego cenniejsze niż zarabianie pieniądzy. Mój dowód wdzięczności miał się nijak do zasług Doktora, ale musi mi wystarczyć to, że tą niematerialną wdzięczność mam przeogromną.
Żeby było jasne, nie chciałam się rewanżować za wizyty w ramach ubezpieczenia. Miałam o wiele więcej powodów do wdzięczności, bo Doktor poświęcał mi swój prywatny czas. Wiadomo jak jest z terminami u specjalistów, a Doktor ma wyjątkowo zapchany grafik, bo kto do niego trafi ten się go trzyma. Byłam świadkiem, jak odebrał telefon z NFZ, z zaproszeniem na rozmowę dyscyplinującą i słuchałam co mówił.
- Mogę przyjść, ale nie wiem czy to coś da. Na razie jestem lekarzem, nie księgowym, więc uprzejmie proszę niech pan mnie nie straszy.
...................
- Da mi pan na piśmie, że mam liczyć zamiast leczyć? Jeżeli tak to się ustosunkuję. Przyjmuję nadprogramowych pacjentów, bo jest taka konieczność. Rozumiem, że ich badania generują większe koszty dla szpitala, ale to nie moja sprawa.
...........
- Dobrze, wobec tego do zobaczenia - powiedział Doktor, a mój podziw dla niego poszybował ponad Himalaje.
Żeby nie tracić energii na wojny ze zwierzchnikami, Doktor znalazł obejście i z częścią pacjentów wymagających dużo częstszych konsultacji umawiał się na porady w czasie swoich dyżurów na oddziale. Trzeba było trochę poczekać, bo zwykle było kilka osób, a Doktor przecież miał obowiązki związane z dyżurem. Jak potrzeba pilnego kontaktu wypadła nagle to wystarczyło zadzwonić do sekretariatu oddziału i poprosić przemiłą panią Basię, żeby przekazała informację Doktorowi. Po kolejnym telefonie pani Basia mówiła kiedy można przyjść na oddział do Doktora.
Podczas jednej takiej wizyty czekałam dłużej niż zwykle, chociaż wyjątkowo tego dnia byłam jedyną nadprogramową pacjentką. Pielęgniarka powiedziała mi, że Doktor jest zajęty na sali resuscytacyjnej i nie wiadomo ile to potrwa. Siadłam więc w kącie i cierpliwie czekałam. Kiedy Doktor wreszcie się pojawił wyglądał jakby wyszedł spod gorącego prysznica. Włosy miał mokre od potu, twarz zaczerwienioną i było widać, że jest bardzo zmęczony.
- Przepraszam, że musiała pani tyle czekać, ale nigdy nie wiadomo co się wydarzy na oddziale. Jak da mi pani jeszcze chwilę, to zaraz panią przyjmę - powiedział.
- Doktorze, pan jest bardzo zmęczony, przyjdę kiedy indziej.
- Bez przesady, zaraz się ogarnę i pogadamy.
I tak, zamiast odpocząć Doktor po pięciu minutach oglądał moje badania.
To jeszcze opowiem historię, która zmotywowała mnie do napisania tego posta. Wczoraj podczas mojej wizyty (tym razem planowej i w poradni), do gabinetu wszedł rezydent z plikiem papierów.
- Co tam Karol? - spytał Doktor.
- Mam tu badania iksińskiego, możesz zobaczyć?
- No złe, trzeba powtórzyć i koniecznie zgłosić, że potrzebujemy więcej (..czegoś tam, co to ja nie wiem co to jest, więc nie zapamiętałam nazwy).
- Ale jest problem, bo on nie chciał czekać i poszedł do domu. Dzwoniłem z pytaniem, czy przyjedzie, bo też uważałem, że trzeba powtórzyć badanie, ale powiedział, że nie, bo na autobus nie ma siły, na taksówki go nie stać. Co z tym robimy?
- Zadzwoń jeszcze raz i powiedz, że zapłacimy za taksówkę.
- Ale jak?
- Normalnie. Ja zapłacę. Trzeba ratować człowieka - powiedział mój osobisty doktor Judym.
Czytając tę opowieść o Doktorze można pomyśleć, że ja nic tylko siedzę mu na głowie i poluję na szlachetne zachowania z jego strony. Tak nie jest. Staram się jak najmniej wykorzystywać jego dobroć, bo on bez zajmowania się mną, też ma co robić. Tym bardziej, że niedawno został ordynatorem. Nie wiem, jak on sobie poradzi, bo ludziom z czułym sumieniem coraz ciężej się żyje. A jeżeli chodzi o dowody na szlachetność Doktora, to widocznie jest ich tyle, że nie trudno na nie trafić. Gdybym na swoje poczwórne oczy nie widziała tych historii to trudno byłoby mi uwierzyć, że są jeszcze tacy ludzie. Jednak to sama prawda, a nie opowieści z gatunku science fiction, choć w zderzeniu z obecną rzeczywistością mogą na takie wyglądać. Doktor Piotr jest absolutnie wspaniały. I na dzisiaj to by było na tyle.
Pięknie napisałaś o tym lekarzu- sercem.To cudowne, że istnieją tacy ludzie. Może, ocierając się o ich istnienie, sami staniemy się lepsi...
OdpowiedzUsuńDbaj o serce, Abasiu! I trzymaj się mocno tego lekarza, bo to skarb w czystej postaci!:)
To prawda, że tacy ludzie powodują, że też chcemy być lepsi. To młody człowiek, ma 44 lata, więc jeszcze dużo dobrego zdąży zrobić. Kiedy go poznałam był świeżo po specjalizacji, ala bardzo szybko zrobił doktorat. Teraz prowadzi nowatorski program leczenia nadciśnienia płucnego i wygrał konkurs na ordynatora. A przy tych wszystkich zajętościach jest jeszcze bardzo życzliwym i troskliwym lekarzem. Nie sposób go nie podziwiać. I rzeczywiście patrzę na niego sercem i jest mi bliski. Kiedyś przypadkowo spotkałam go z żoną i okazało się, że ona jest równie serdeczna. Dzięki Bogu za dobrych ludzi. Szkoda ze nie są w większości, ale dobrze ze w ogóle są.
OdpowiedzUsuńTaki lekarz to skarb. Wielu chyba takich nie ma. Niszczą ich studia i system. Poddają się.
OdpowiedzUsuńAle nie wszyscy i to jest pocieszające. Może to, co się teraz dzieje, zmieni coś na lepsze, choć na razie nie widać...
Mam szczęście, bo spotkałam paru dobrych i przyzwoitych lekarzy, a to nie jest łatwy zawód. Przy tym jak działa tzw. służba zdrowia, to przyzwoitemu człowiekowi trudno się w tym odnaleźć. Ludzie liczą ile też lekarze zarabiają, ale nie chcą widzieć jak bardzo stresująca i obciążająca jest praca lekarza. Łatwo się wypalić. A w tym zawodzie jak w każdym innym są ludzie i ludziska. Bardzo bym chciała wierzyć, że te trudne czasy uzmysłowią ludziom co w życiu jest naprawdę ważne i coś się zmieni na lepsze. Niestety znając historię trudno uwierzyć. Boję się, że lepiej to już było.
UsuńBasiu, w tym calym nieszczesciu, ktore Ciebie dotknelo, dotknelo cie tez wielkie szxzescie, ze trafilas na tego lekarza - czlowieka. Az mi sie oczy zaszklily ze wzruszenia. I popatrz, nie boi sie systemu i cyferek, przed nimi stawia zycie czlowieka. ma gdzies system, ktory jedt stworzony po to, aby na ludzkim zdrowiu i zyciu zarabiac, a nie aby je ratowac. Wielu lekarzy to widzi, wielu sie nie poddaje . Dziekuje za te historie, to podnosi na duchu 😘
OdpowiedzUsuńKity to prawda, że nie mam lekko, ale mówię sobie, że te moje bolicosie to taki podatek za długie życie. W obecnych czasach to nie wiadomo czego się bardziej bać - choroby czy leczenia. System niszczy pacjenta, bo żeby teraz się leczyć to trzeba mieć trochę zdrowia, dużo cierpliwości i jeszcze więcej szczęścia, żeby trafić na lekarzy z prawdziwego zdarzenia. Mnie się udaje trafiać na tych dobrych i jestem za to bardzo wdzięczna. Lekarzom system też dobrze nie służy, bo łamie im kręgosłupy, gdy nie chcą bezkrytycznie popierać oficjalnych zaleceń. Przyjaciółka powtórzyła mi rozmowę ze swoją znajomą, która jest lekarką w jednym z warszawskich szpitali. Lekarze z zasady mają namawiać ludzi na szczepienia, ale sami nie mają już tak rygorystycznego stanowiska w sprawie szczepień. Dlatego szczepienia przeprowadzono w ten sposób, że każdy podpisał przyjęcie szczepionki, ale ampułkę szczepionki każdy dostał do ręki. Ta lekarka zastanawiała się ilu z nich wstrzyknęło sobie szczepionkę, bo tego że nie wszyscy była pewna. Cóż, etos pracy i przyzwoitość nie są w cenie, więc jest jak jest. Poza tym, lekarze, którzy nie pieją z zachwytu nad zaleceniami WHO, straszy się wyciąganiem konsekwencji i możliwością utraty prawa do wykonywania wyuczonego zawodu, a nie każdy zechce utrudniać sobie życie. Dlatego ja nie wierzę bezapelacyjnie w oficjalne zalecenia i dalej nie wiem, co mam zrobić w kwestii szczepień.
UsuńTo warszawscy lekarze świadomie niszczyli szczepionki? A co na to prokurator? Może go trzeba zainteresować tematem
OdpowiedzUsuńLekarka powiedziała w zaufaniu swojej znajomej jak wyglądały szczepienia w jej miejscu pracy nie po to, żeby ktoś leciał z donosem do prokuratury. Nie uważasz, że zmuszanie ludzi do tego, żeby postępowali wbrew sobie, a jak próbują się bronić nadsyłać na nich prokuratora, to nievjest w porządku? Jeżeli chodzi o zgłoszenie prokuratorowi nadużycia i łamania prawa to ja zaczęłabym od tych, którzy wprowadzają ludzi w błąd, którzy z taką pewnością mówią o 100% bezpieczeństwie szczepionek chociaż wiele dowodów temu przeczy, którzy nie zgłaszają NOP, bo unikają problemu z wypełnianiem dokumentu itp. To co teraz robi się z ludźmi, nie mieści się w głowie, a ludzie się na to godzą. Dlaczego zmusza się ludzi, żeby się szczepili i jednocześnie każe się im podpisywać, że robią to na własną odpowiedzialność. Czy to jest uczciwe i moralne? Moim zdaniem stanowczo NIE. Dziękuję za komentarz.
UsuńNie istnieją zapewnienia o 100 procentowej skuteczności, jak i 100 procentowym bezpieczeństwie szczepionki. Jakiejkolwiek.Co nie zmienia faktu, że szczepionki to jedno z największych osiągnięć ludzkości. W Polsce póki co, nie ma też obowiązku szczepień przeciw covid.Nikt nikogo nie zmusza.Mozna zgłaszać NOP-y. No,ale skoro "Kowalska" wi lepij..:)))
UsuńOlu masz rację, że szczepienia uratowały miliony ludzi, ale nigdy wcześniej nie było tak, żeby stosowano na masową skalę nie do końca przebadane produkty. To, że jakiś medykament nazwano szczepionką to nie oznacza, że to coś jest szczepionką taką jak w przeszłości. Napisałaś, że nie ma obowiązku szczepień i nikt nikogo nie zmusza, a to nie jest prawda. Medycy (choć nie tylko) są pod ogromną presją, bo zgłaszanie jakichkolwiek wątpliwości i niechęć do podążania za stadem od razu wywołuje ostracyzm środowiska, wyśmiewanie, epitet foliarza, groźby utraty pracy. Nie gniewaj się, ale wygląda na to, że to Ty jesteś ta Kowalska co wi lepij i nie ma żadnych wątpliwości. Opisałam historię, która dotyczyła lekarzy z jednego ze stołecznych szpitali, a Ty od razu ich oceniłaś, potępiłaś i chciałaś zastosować represje wobec ludzi, którzy nie chcą robić tak jak Ty uważasz że powinni. Z tego co wiem, to wielu lekarzy ma wątpliwości co do przyjętej strategii walki z epidemią, ale ich zdanie jest zakrzykiwane i ośmieszane, więc siedzą w podziemiu. Uwierz mi, że też bym wolała mieć niezachwianą pewność, że szczepionka mnie ochroni, bo jestem już zmęczona dylematem szczepić się czy nie. Jednak, z tego co wiem na dzień dzisiejszy, mam za wiele wątpliwości, żeby zaryzykować i się zaszczepić. Nie mam zamiaru odwodzić nikogo od szczepień i straszyć negatywnymi skutkami szczepionki, ale nie mogę udawać, że nie wiem tego co wiem. Kiedy próbowałam zapisać się do kardiologa na konsultację przed ablacją serca, to okazało się, że nie mogę, bo kardiologia jest zapchana pacjentami pokovidowymi i poszczepiennymi, więc tacy jak ja muszą poczekać. W moim najbliższym otoczeniu spotkałam się z takimi oto sytuacjami. Przyjaciółka i jej mąż zaszczepieni na początku roku doświadczyli NOP i nikt nie chciał tego nawet odnotować, a oni byli zbyt chorzy, żeby walczyć z lekarzem albo sanepidem. On po trzech tygodniach przeszedł udar i teraz ma lekki niedowład lewej strony ciała. Ona po drugiej szczepionce, którą bardzo ciężko przeszła, od dwóch miesięcy ma jakieś nieswoiste zapalenie jelit. Lekarze nie wiedzą jak ją leczyć, bo badania nie potwierdzają żadnej znanej dotychczas choroby, antybiotyki nie działają, a przez nią wszystko przelatuje jak przez sitko, schudła 15 kg i nie ma siły chodzić. Druga znajoma dostała czegoś co przypominało półpaśca, ale półpaścem zdaniem lekarzy nie było. Następnie trafiła do szpitala z powodu zaburzeń czucia i ogólnie złego samopoczucia. Podejrzewano udar, ale okazało się, że to nie udar tylko problemy neurologiczne o nieznanej etiologii. To co ja Olu powinnam zrobić z taką wiedzą? Zignorować i pójść się zaszczepić, bo oficjalnie tak byłoby lepiej? Bo ktoś tego ode mnie oczekuje? No nie, stanowczo wolę być głupią Kowalską, bo to ja jestem najbardziej odpowiedzialna za swoje życie. Bardzo bym chciała, żeby moje obawy były na wyrost, bo wiele bliskich mi ludzi się zaszczepiło. Jednak nie mogę zamykać oczu na to co mnie niepokoi. Czas jest trudny i niespokojny, więc oszczędźmy sobie przynajmniej atakowania tych, z którymi się nie zgadzamy, bo każdy z nas ma prawo do swojego zdania. To, że mamy różne podejście do niektórych spraw, nie powinno czynić z nas wrogów. Ty masz swoją prawdę, ja swoją, bo to nieprawda że prawda jest tylko jedna. Nasza prawda w dużej mierze zależy od naszych doświadczeń, a moje są właśnie takie jak opisałam. Pozdrawiam.
UsuńMówienie o jakiejś "presji" na niezaszczepionych jest nieprawda i zaklinaniem rzeczywistości.To przeciwnicy szczepień uprawiają terroryzm w dosłownym tego słowa znaczeniu. Agresja słowna groźby karalne, pobicia podpalenie sanepidu, podpalenie prywatnego samochodu ratownika, pobicia pracowników punktu szczepień, terroryzowanie matek z dziećmi, wtargnięcia do szpitali celem zastraszania pracowników.Tak to u nas wygląda ta "walka o wolność".Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - to odlot psychopatów. I jak najbardziej rząd powinien, a właściwie musi zrobić z tym porządek, jak również a autorami treści, które ludzi oglupiaja, co wywołuje u nie radzacych sobie z emocjami skrajne lęki i prowadzi do takich patologicznych zachowań.Jesli to prawda, że lekarze czy pielęgniarki niszczą szczepionki - powinno się im odbierać prawo do wykonywania zawodu, bo swoim zachowaniem popierają społeczna patologie, ruch antyszczepionkowców, który przekształcił się w jawny terroryzm.Trzeba o tym mówić, nawet a nawet krzyczeć głośniej niż o tym, że ktoś miał gorączkę po szczepieniu.
OdpowiedzUsuńOlu, na ten komentarz odpiszę w poście, bo będzie długi. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
UsuńFormy nacisku sa rozne, niezdolnosc uprawiania zawodu tak dla podania przykladu.
OdpowiedzUsuńAle wybiore jak algorytm komputerowy nastepujace slowa z komentarza Oli: nieprawda, zaklinaniem, agresja, psychopatow, zrobic porzadek, odbierac prawo, patologia, ruch antyszczepionkowcow, ludzi oglupiaja, patologicznych zachowan. No i wisnia na torcie, terroryzm. Slowo terroryzm bylo uzyte bardzo czesto po wrzesniu 9/11 aby dac usprawiedliwienie do zaatakowania panstwa, ktory nic z terroryzmem nie mial wspolnego, "tylko" mial rope. Wybor slow ma znaczenie.
Co na temat slow takich jak tolerancja, wybor, szacunek, osobista decyzja, ludzkie prawo wyboru, dazenie do prawdy, poznanie odmiennej opinii, czas, zrozumienie, zycie razem.
Oczywiscie, nie popieram w zadnej formie wyzywania sie czy tez atakow, tudziez wandalizmu.
Formy nacisku sa rozne, niezdolnosc uprawiania zawodu tak dla podania przykladu.
OdpowiedzUsuńAle wybiore jak algorytm komputerowy nastepujace slowa z komentarza Oli: nieprawda, zaklinaniem, agresja, psychopatow, zrobic porzadek, odbierac prawo, patologia, ruch antyszczepionkowcow, ludzi oglupiaja, patologicznych zachowan. No i wisnia na torcie, terroryzm. Slowo terroryzm bylo uzyte bardzo czesto po wrzesniu 9/11 aby dac usprawiedliwienie do zaatakowania panstwa, ktory nic z terroryzmem nie mial wspolnego, "tylko" mial rope.
"Tylko", ze slowa maja znaczenie.
Co na temat slow takich jak tolerancja, wybor, szacunek, osobista decyzja, ludzkie prawo wyboru, dazenie do prawdy, poznanie odmiennej opinii, czas, zrozumienie, zycie razem.
Oczywiscie, nie popieram w zadnej formie wyzywania sie czy tez atakow, tudziez wandalizmu.
Formy nacisku sa rozne, niezdolnosc uprawiania zawodu tak dla podania przykladu.
OdpowiedzUsuńAle wybiore jak algorytm komputerowy nastepujace slowa z komentarza Oli: nieprawda, zaklinaniem, agresja, psychopatow, zrobic porzadek, odbierac prawo, patologia, ruch antyszczepionkowcow, ludzi oglupiaja, patologicznych zachowan. No i wisnia na torcie, terroryzm. Slowo terroryzm bylo uzyte bardzo czesto po wrzesniu 9/11 aby dac usprawiedliwienie do zaatakowania panstwa, ktory nic z terroryzmem nie mial wspolnego, "tylko" mial rope.
"Tylko", ze slowa maja znaczenie.
Co na temat slow takich jak tolerancja, wybor, szacunek, osobista decyzja, ludzkie prawo wyboru, dazenie do prawdy, poznanie odmiennej opinii, czas, zrozumienie, zycie razem.
Oczywiscie, nie popieram w zadnej formie wyzywania sie czy tez atakow, tudziez wandalizmu.