Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 20 czerwca 2022

Taka piękna niepraktyczność

Rozmawiałam dzisiaj z przyjaciółką o jej letniskowym domu nad jeziorem, w którym trwają właśnie porządki. Chwaliłam się, że ja znowu robię za podaj młotek, bo zachciało mi się szafek w łazience. Ela też się pochwaliła, że udzielała się w pracach domowych i wspólnie z mężem odnawiała wiklinowy fotel, który dałam jej przed wielu laty.

To przypomniało mi historię z fotelem. Fotel był prezentem urodzinowym na moje 21 urodziny. I tak, ja dostałam fotel, a Arturowi dostało się od rodziny, bo jak można wydawać pieniądze na takie niepraktyczne rzeczy. Szczególnie, jak jest się młodym małżeństwem na dorobku. Fotel kosztował tyle co wersalka, a my spaliśmy na starym tapczanie, więc zdaniem rodziny taki zakup świadczył wyłącznie o głupocie ofiarodawcy. Ja tak nie uważałam. Bardzo chciałam mieć fotel na biegunach, bo pasował mi do tamtego czasu; do wierszy i książek czytanych na kopy, do muzyki, czarnych swetrów, białych świec i wina.   Artur spełnił to marzenie. Żeby zrobić mi prezent pracował dorywczo przy wyładunku wagonów na stacji PKP. Wiele ton węgla i piachu musiał przerzucić, żeby było go stać na taki prezent. 

Przesiedziałam na tym fotelu wiele lat, słuchając muzyki, czytając książki, robiąc na drutach. Z wiekiem straciłam na romantyczności i przeniosłam się na wygodną sofę, więc wysłużony fotel poszedł w inne ręce, żeby dalej kogoś cieszył. 

Zdjęcie ilustrujące post było robione tuż przed przemeblowaniem mieszkania i eksmisją fotela. Miałam wtedy trzydzieści sześć lat, więc przebujałam na fotelu piętnaście lat.

Gdyby Artur kupił wtedy wersalkę, to czy wspominałabym to po latach z takim rozrzewnieniem jak ten fotel? Nie sądzę. To była ze strony Artura taka piękna niepraktyczność, która procentuje. Można powiedzieć, że mój książę małżonek dobrze zainwestował pieniądze, bo do dziś ma moją wdzięczność. No przecież nie mogę źle traktować faceta, który spełniał moje sentymentalne marzenia. 

A propos sentymentów, oglądałam festiwal w Opolu i muszę powiedzieć, że było strasznie zaduszkowo i geriatrycznie. Wspomnienia, wspomnienia, ale tyle w nich melancholii, że trudno o radość. Tak wielu lubianych twórców i wykonawców już po tamtej stronie, a ich następców niewielu. Teraz piosenkarz, który ma solidny warsztat, to wyjątek. Trzeba się domyślać co niektórzy śpiewają, bo z dykcją są na bakier. Ze śpiewem zresztą też nie zawsze lepiej. Panuje zasada, że co się nie dośpiewa to się dowygląda i zasłoni baletem. Stara gwardia się stara, bo jest stara, więc więcej się od niej wymaga, ale głos już nie ten, więc śpiewają z playbacku. Ogólnie rzecz biorąc, to już nie to Opole co dawniej, nie ten poziom i nie ten klimat. Od kilku lat jestem mało festiwalowa, ale w tym roku występowała też Stasia Celińska, więc nie mogłam przeoczyć. W związku z występem mojej ulubionej pieśniarki spotkała mnie jeszcze większa przyjemność. Moja młoda sąsiadka przysłała mi sms, że właśnie zaczyna się występ Celińskiej, bo wiedziała, że lubię kobitę. Jeszcze raz serdeczne dzięki Pani Aniu za życzliwość i pamięć.

N koniec jeszcze pasująca do posta piosenka w wykonaniu Haliny Młynkowej. 

 I na dzisiaj to by było na tyle.

13 komentarzy:

  1. Takie niepraktyczne przedmioty nadają kolorytu naszemu życiu. Ja za pierwsze zarobione pieniądze kupiłam wymarzone kozaczki w kolorze chaber metalik!
    Nosiłam do zdarcia, a czułam się jak milion dolarów!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chabrowe kozaczki musiały być cudne. Ja nie pozwalałam sobie na zakupowe szaleństwa, bo cienko przędłam, więc każdy zakup był przemyślany. Z tego co pamiętam to w młodości tylko dwa razy zaszalałam i kupiłam coś na co nie było mnie stać tj. magnetofon Grundig dla męża i olbrzymiego pluszowego zająca dla córki. Teraz już pozwalam sobie na więcej i kieruję się przyjemnością, a nie tylko rozsądkiem. Do zakupoholiczki mi daleko, ale jak czegoś naprawdę chcę to kupuję.

      Usuń
  2. Twój "niepraktyczny" prezent okazał się bardzo praktyczny- służył w końcu 15 lat!!
    Ja przypominam sobie jedynie moje idiotyczne zakupy, które służyły bardzo krótko albo nawet w ogóle nie służyły i były wynikiem jedynie moich zachciewajek a bynajmniej nie byłam osobą bogatą. Może dlatego tak długo to pamiętam. Ej, durna młodość...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matyldo ja mam na odwrót. W młodości byłam rozważna liczykrupa i dopiero w mocno średnim wieku zaczęłam sobie pozwalać na wydatki, na które nieszczególnie było mnie stać. To jest taki życiowy paradoks, że w latach, w których najbardziej czegoś się chce, to ma się na to najmniej środków. Mnie też bogactwo się nie narzucało, więc oszczędność była wymuszona przez możliwości. Kiedy zaczęłam naprawdę dobrze zarabiać, to siedziałam na okrągło w robocie i nie miałam kiedy wydawać. Teraz już nie muszę być oszczędna, ale jakoś niewiele mi potrzeba. Cóż, widocznie to już tak ma być, że z rzeczy i pragnień wyrasta się wraz z upływem czasu.

      Usuń
  3. Ekstra ten fotel Basiu, tylko czarnego swetra na zdjeciu brak:)) ! A fotel okazuje sie ze sluzy duzo dluzej niz 15 lat - przeciez ciagle ktos sie nim cieszy👏 Nie przypominam sobie zadnych niepraktycznych prezentow, bo nawet ukochane turkusy w srebrze traktuje jako rzecz bardzo praktyczna, do noszenia na codzien:) Radosc z nich mam za kazdym razem jak na nie patrze. A takim praktycznym- niepraktycznym prezentem obdarzyl mnie moj kochany Tato . Jak mialam 13 lat - z pierwszego zagranicznego wyjazdu przywiozl mi ze Szwecji cudowny wloczkowy szal .... dlugosci okolo 4.5 metra! Nikt takiego nie mial i chyba nie ma:)) Szal typowo " hippisowski" , brazowy , ale w roznokolorowe nitki. Ze wzgledow praktycznych ( zawijanie go troche trwa ) nie zawsze nosilam go do szkoly, ale przeszedl ze mna i koniec podstawowki, i liceum i studia... A potem podrozowal po krajach, w ktorych mieszkalam:)) Ostatnie lata bylam bardzo zasmucona, bo gdzies mi sie zadzial, ale jest, jest , odnalazl sie tej zimy i wiem, ze bedzie ze mna na zawsze. To chyba moj najpiekniejszy niepraktyczny prezent 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko rzeczy, które mają dla nas wartość sentymentalną są warte każdych pieniędzy. Fajnie, że szal się odnalazł i wciąż przypomina Ci o kochanym ojcu. Mam różne rzeczy, które nie mają wartości materialnej, często nie pasują już do wystroju mieszkania , ale wciąż je mam i będę miała. Fotel został eksmitowany, bo zajmował za dużo miejsca. Jednak odwiedzając Elę w jej letnim domu, wciąż mogę na nim posiedzieć. I to jest ten plus dodatni.

      Usuń
    2. Wlasnie Basiu, nawet bez nickow w pelni sie rozumiemy :)) 😊

      Usuń
    3. Kochana, my jesteśmy z jednego klubu, więc swój swojego pozna)))

      Usuń
  4. oj cos Star nie widać i nie słychać, czyżby jakieś nieszczęście ? covid ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimie, czy Ty nie masz się czym zająć? Naprawdę nie potrafisz żyć bez Star? Czy może trudno Ci żyć bez karmienia się nienawiścią? Domyślam się, że bardzo Cię zmartwię, gdy powiem, że Star niestety nie ma covida. No nie ma! I będziesz musiała z tym żyć. A teraz idź obgadać sprawę ze swoimi koleżankami, które, podobnie jak ty, kochają nienawidzić. Chyba nie zasługujesz na życzliwość, ale z życzliwości powiem Ci przysłowie: Nie jeden się dowie, na własnym pogrzebie, że kąsał innych, a zagryzał sam siebie. Mam nadzieję, że już ostatni raz odpowiadam ci na taki komentarz. Nie pisz więcej, bo będę je usuwała, żeby nie zaśmiecały mi bloga.

      Usuń
    2. Hm ciekawe

      Usuń
  5. Cudna ta opowieśc o fotelu, Basiu. od razu zaczęłam sie zastanawiać i przypominać sobie, czy i mnie sie taki prezent kiedy przytrafił i przypomniałam sobie, że jeszcze w czasach siermieznego socjalizmu udało mi sie kupić bardzo drogi i bardzo nietypowy cień do oczu. Wydałam na niego swoje licealne oszczędnosci, ale wart był tego. Cień w kolorze lila! ja bardzo wtedy ten kolor lubiłam i moje czułki na niego nastawiałam. Cień w ciągu kilku lat zuzyłam do ostatniego pyłka, bo nakładajac jego odrobine na powieki czułam sie prawie tak leciutko i magicznie jakbym była wrózka Dzwoneczkiem!:-) Ot, wspomnienie młodości.
    A co do festiwalu w Opolu, to troche popatrywałam i smutno mi sie robiło, bo tylu odeszło, bo tylu sie zestarzało, bo czas nikogo nie oszczędza, tylko leci naprzó jak zwariowany a jakośc coraz bardziej przegrywa z ilością i tandetą...
    Gorące uściski Ci zasyłam o poranku!:-)
    Olga Jawor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami warto zrobić coś z fantazją, choćby po to, żeby mieć co wspominać. Ocenę festiwalu mamy podobną. Niestety z roku na rok jest coraz gorzej. Z opóźnieniem, ale nie mniej serdecznie Cię pozdrawiam.

      Usuń