Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 13 czerwca 2022

Zielono mi - kwiatki i rodzinne anegdoty

Widok z okna na mój kawałek świata

Na świecie dużo się dzieje, ale niestety nic dobrego. Dlatego, na ile mogę, ignoruję apokaliptyczne wiadomości. Uciekam w swój mały i bardzo osobisty kawałek świata. Zajmuję się tym na co mam bezpośredni wpływ i próbuję najlepiej przeżyć czas, który mi został. Nie jestem obojętna. Jestem bezsilna wobec ogromu zła zalewającego świat, więc ratuję trochę normalności wśród najbliższych mi ludzi. Staram się dawać innym to, co sama chciałabym dostać: życzliwość, uśmiech, pomoc, zrozumienie. To wszystko co dziś  mogę zrobić, na tyle mnie stać. Pewnie zauważyłyście, że moje wpisy dotyczą głównie mnie i moich bliskich, że coraz rzadziej poruszam trudne tematy, że unikam polityki. Robię tak, bo chcę gromadzić energię potrzebną do życia zamiast spalać się analizując nieludzkie poczynania polityków, którzy prowadzą świat ku zagładzie. Czy komuś moje wynurzenia są do czegokolwiek potrzebne? Nie wiem. Myślę, sądząc po sobie, że mogą się przydać. Mnie odnajdywanie kawałka siebie w innych ludziach daje poczucie wspólnoty, a dzięki doświadczeniom innych ludzi łatwiej mi zrozumieć też moje. Nie jestem unikatem, wiec może inni też tak mają. Jeżeli moja pisanina do czegoś się przyda to będę zadowolona, że na coś się przydałam. Po tej obszernej dygresji pora zacząć wreszcie pisać na temat podany w tytule posta.

Mój ulubiony Jonasz napisał piękne słowa: "Pamiętajcie o ogrodach / Przecież stamtąd przyszliście / W żar epoki użyczą wam chłodu / Tylko drzewa tylko liście". Pamiętam i czerpię ogromną przyjemność z kontaktu z naturą. Pierwsze zdjęcie przedstawia widok z mojego okna. To widzę, gdy odsłaniam rolety i witam nowy dzień. Jestem bardzo wdzięczna losowi, że właśnie w tym miejscu przebiegają moje ścieżki, jestem wdzięczna Bogu, że dał mi dar zachwycania się światem. Poszukiwanie zachwytu w małych i wielkich rzeczach gorąco polecam. 

Moje przyjaciółki, koleżanki, znajome mają działki, przydomowe ogródki, a ja uprawiam swoje roślinki w doniczkach. Moje kwiatki muszą być mało wymagające, bo nie mam dobrej ręki do kwiatów. Zdarza mi się przelewać albo zasuszać rośliny. Poza tym, funduję kwiatkom przeciągi, bo lubię świeże i chłodne powietrze. Także kwiatek, który chce mieć u mnie miejscówkę, musi się przystosować. Najlepiej radzę sobie z epipremnum, skrzydłokwiatami, paprociami i zamiokulkasami, a właściwie one najlepiej radzą sobie ze mną. Pozwólcie, że pokażę Wam co cieszy moje oczy. 


 

 

 

 

Mam fikusa zwanego Benkiem. Niestety ten mierzący 1,8 metra kwiat, pokryty gęsto ciemnozielonymi liśćmi po przeprowadzce już mnie nie cieszy. W nowym miejscu zrzucił prawie wszystkie liście i trzeci rok stoi w charakterze drapaka, bo żal mi go wyrzucić. Kilkukrotnie zmieniłam mu miejsce i ziemię, ale on zachowuje się jak stary kawaler - ciągle łysieje i strzela fochy. Co wpuści kilka listków w jednym miejscu to w drugim zrzuci. Bardzo żałuję, bo był naprawdę piękny.

Mówię do niego, bo podobno wtedy kwiaty lepiej rosną, ale on chyba mnie nie słucha. Przez to gadanie do kwiatka naraziłam się mężowi.

- Wziąłbyś się i ogarnął, bo nie mam już do ciebie nerwów. Żebyś wiedział, że twój okres ochronny już się kończy. Do tej pory cierpliwie znosiłam twoje fochy i zaśmiecanie mieszkania, ale już dość. Jak nie przestaniesz to wyrzucę cię z chałupy. Pójdziesz na śmietnik - straszyłam fikusa, bo grzeczne prośby, żeby rósł i nie zrzucał liści, nic nie dawały. 
- O co ci znowu chodzi? Co ja niby zrobiłem, że tak zrzędzisz? - odezwał się książę małżonek zajęty dotąd naprawianiem laptopa.

- A ciebie co ugryzło? - spytałam zdziwiona, bo mój mózg jakoś nie zarejestrował, że książę małżonek nie tylko słyszał co mówię, ale też wziął do siebie groźby kierowane do kwiatka.

- Mnie ugryzło? Przecież to ty się mnie czepiasz - powiedział z pretensją.

- Mówiłam do fikusa, ale ciebie też to dotyczy. Co prawda liści nie gubisz, ale też nie słuchasz co się do ciebie mówi i zaśmiecasz chałupę - wyjaśniłam. Książę małżonek przestał rościć pretensje, bo wolał nie drążyć tematu. Zna powiedzenie: uderz w stół to nożyce się odezwą. Jednak fikus dalej nic sobie nie robi z mojego gadania, więc chyba się pożegnamy. Daję mu czas do jesieni. Jak się nie poprawi, to pójdzie na chrust. Teraz jest podobno duże zapotrzebowanie na suche patyki.
 
Za to epipremnum złociste w ogóle nie grymasi i pięknie się rozrasta. Jak zdecyduję się na zrobienie zielonej ściany to wykorzystam je na zamaskowanie doniczek. Na razie ozdabia dębowy karnisz i stoi w różnych kątach chałupy.

 

 

 

 

 

 

 

 


Jak widać na powyższym zdjęciu, bluszcz hedera mnie nie lubi i od miesięcy tylko markuje, że rośnie. Z czterech kwiatków tylko jeden puszcza nowe pędy odwdzięczając się za wodę.

Epipremnum aureum, którego zaszczepki dostałam od koleżanki, stoi u mnie już kilka miesięcy i nie przybył mu żaden nowy liść. Na szczęście żaden nie ubył, więc spokojnie poczekam, aż zacznie rosnąć.


Zimą prawie uśmierciłam zielistkę. Tak wyglądała późną jesienią. 



A teraz kuruje się na balkonie, bo zdziczała i zżółkła. Nie wiem co jej zrobiłam, ale ta przynajmniej przeżyła. Zielistce Bonnie się nie udało i całkowicie padła.

A propos balkonu, to balkon tak wygląda, że nie wygląda. Czekamy na założenie klimatyzacji, więc żeby panowie monterzy mieli miejsce do pracy kwiatki muszą poczekać. Na razie za największą ozdobę balkonu robi książę małżonek, który złośliwie nazywa mnie "ogrodniczką
-doniczką".




 

 

 

 

 



Moje skrzydłokwiaty dobrze sobie radzą, ale kwitnie tylko jeden.



 

Za to paprocie w ciemnym kącie pokoju mają się świetnie. Rozpływam się w zachwycie jak na nie patrzę.

Paprotki na parapecie też mają się całkiem dobrze, ale te stojące na biblioteczce trochę się sypią i zupełnie nie wiem dlaczego. Być może bardziej szkodzi im przeciąg.

 





 





 

Anginus trochę mi zdziczał, ale niech sobie rośnie jak chce. Może jesienią porobię zaszczepki, żeby posadzić jego następcę. Na razie odrywam tylko żółknące ze starości liście, które po ususzeniu wkładam w woreczkach na dno szafy i do szuflad z bielizną.
 
Pod koniec zimy kupiłam monsterę. Rośnie szybko i ma już trzy nowe liście, za chwilę będzie czwarty, ale nie chce się dziurawić. Trudno, widocznie tak jak w modzie na sztucznie postarzaną drogą odzież dziury są dla bogatych)))
 

Ja bogata nie jestem i nie chodzę w dziurawych ubraniach, więc z brakiem dziur w monasterze też się pogodzę.
 
Pieniążek, którego dostałam od męża na urodziny, też kiepsko rósł i gubił liście. Dopiero na wiosnę trochę ruszył i ma nawet kilka nowych odrostów. Dobre i to.


Zamiokulkasy są właściwie bezobsługowe i szybko rosną. Szkoda, że same nie wycierają sobie kurzu z liści, bo wtedy byłyby idealne.
 
Radermachera też daje radę i szybko rośnie. Roślina ma piękny, głęboki kolor i błyszczące liście. Z małej krzewinki z kilkoma liśćmi robi się krzaczek. Ale to straszna pijaczka, więc latam koło niej codziennie z konewką. Wstawiłam ją do wiklinowego gazetnika, który teraz robi za kwietnik.












Mój ostatni nabytek to kapturnica purpurowa. Ta roślinka miała mnie uwolnić od much, które czasami wpadają przez otwarte okno. Niestety nie uwolniła, bo śmietnikowi intruzi omijają kapturnicę z daleka. Dlatego dalej latam z gazetą za muchami, ale teraz utrupione delikwentki wrzucam do kapturnicy, żeby się roślinka odżywiła.

Z tym zakupem wiąże się zabawna historia. Poszłam do marketu budowlanego zamówić płytę na szafki do łazienki i absolutnie nie planowałam innych zakupów, ale... nie ominęłam działu ogrodowego. Adasia zainteresował dziwnie wyglądający kwiatek. Uprzejma pani ze stoiska ogrodniczego wyjaśniła nam, że to mięsożerna roślina, która wabi swoim zapachem owady, a potem je zjada. Adaś zrobił wielkie oczy i na wszelki wypadek odsunął się od doniczki. Jednak ciekawość to straszna siła, więc Adaś zaczął drążyć temat. 
Cy muchy tes je? - zapytał, bo jak wiadomo Adaś much bardzo nie lubi. T U jest post o awersji Adasia do much . Pani powiedziała nam jeszcze, że chcąc wzmocnić roślinę trzeba wrzucać do jej kapturów martwe owady.
Cy muchy tes? - upewnił się Adaś. Pani potwierdziła, więc Adaś, jak niczego na świecie, zapragnął mieć takiego kwiatka, bo cytuję: "zeby muchy nie bzycały tseba koniecnie kupić". Nie chcąc rozczarować wnuka babka kwiatka kupiła i poprosiła, żeby niósł kwiatek. Jednak Adaś nie chciał robić za tragarza. W drodze powrotnej mijaliśmy krzak obłędnie pachnącej róży.
- Adasiu chodź powąchać różyczkę - zachęciłam wnuka. Adaś pokręcił tylko głową, chociaż normalnie jest pierwszy do oglądania i wąchania kwiatów.
- Dlaczego nie chcesz? - spytałam zdziwiona.
Adaś spojrzał na kwiatka, którego trzymałam w ręce, dotknął noska i jeszcze raz stanowczo pokręcił głową. I dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego Adaś trzymał się z daleka od doniczki i nie chciał wąchać róż. Jak są mięsożerne kwiatki, to lepiej zachować ostrożność. W końcu nos też jest z mięsa. Mam nadzieję, że ta nadmierna ostrożność mu się nie utrwali.


Kończę już ten kobylasty post, bo za bardzo się rozpisałam.
Jeszcze tylko coś miłego dla uszu. I na dzisiaj to by było na tyle.

17 komentarzy:

  1. Basiu! Co za przepiekne zielonosci u Ciebie, ogrom po prostu👏 Mam wrazenie , ze u Ciebie wiecej zielonego niz w moim ogrodku!👌👌👌 Mam w domu troche roslinek, duzo mniej niz Ty , a chlop i tak narzeka ze u nas jak w warzywniaku , wszedzie zielone wystaje 😂 Adas jest po prostu przeuroczy 😍Cio za madre dziecko . Buziaki dla was gorace przesylam 🥰

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to ja Kitty - gugel znowu kreci 😂

      Usuń
    2. Mój Artur już skapitulował, że obstawiam się kwiatkami. Kiedyś zapytał, czy robię w domu małpi gaj. Powiedziałam, że tak, bo jako rasowa małpa najlepiej czuję się w zielonym środowisku. I było po temacie))) Adaś jest fantastyczny z tymi swoimi gadkami. Po mnie ma zacięcie do filozofowania i szerzenia swoich teorii. Na pytanie: Adasiu jesteś pewny, że jest tak jak mówisz, odpowiada: ocywiście. Fizycznie też jest do mnie bardzo podobny, szczególnie widać to po moich zdjęciach z dzieciństwa.

      Usuń
  2. Był czas, że też roślinki pięknie mi rosły. To się zmieniło, ale trudno wszystko zwalać na kota, musiałam ja się mocno zaniedbać w opiece... ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matyldo ja traktuję te rośliny nie tylko jako ozdoby, ale też jako oczyszczacze powietrza. Nie mam ochoty dostosowywać się do kwiatków, więc wybieram takie, które nie mają dużych wymagań. Gdybym miała kota, to musiałabym bardzo ograniczyć ilość roślin i zwracać uwagę na to czy roślina nie jest trująca. Lubię koty, ale mam tylko drewniane. To jedno z moich obejść, jak nie mogę czegoś tak, to próbuję inaczej. Niby erzac, ale też może cieszyć.

      Usuń
    2. Basiu , dodam tutaj , ze kiedys trafilam na youtubie na 10 roslin, ktore sa zbawienne dla Twego domu ( oczyszczaja powietrze z brudu, szkodliwych substancji rakotworczych a nawet promieniowania magnetycznegi) i zrobilam sobie quiz : okazalo sie ze mam w domu wszystkie z tej listy, jak na zamowienie:) Wybieram rosliny na intuicje i popatrz , nie zawiodla mnie :) Pamietam tylko, ze byl tam skrzydlokwiat, aloes, grubosz, dracena , itp.. aha i paprocie 👍

      Usuń
    3. Kitty...😂

      Usuń
    4. Ja brałam pod uwagę najpierw wymagania roślin i ich urodę. Dopiero później doczytałam, że epipremnum i skrzydłokwiaty są oprócz paproci najbardziej prozdrowotnymi kwiatami. Intuicja często podpowiada nam czego potrzebujemy, ale nie zawsze jej słuchamy.

      Usuń
  3. Mieszkasz w dżungli normalnie!
    Po przeprowadzce roślinki czasami chorują, u mnie po remoncie.
    Nigdy nie wiadomo, jakie otoczenie rośliny polubią, na przykład w domu pewne rośliny dobrze się czują, a w bibliotece marnieją...podobno nasze fluidy tez mają znaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zapisałam i wcięło
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, nie wiem co się dzieje, ale komentarze na blogerze są blokowane. Z zewnątrz to wygląda tak jakby autor bloga je blokował.

      Usuń
  5. Najpierw ucieszę się, że mogę u Ciebie zostawić komentarz, bo na wielu blogach złośliwy blogger mi to uniemożliwia.Uff!
    Potem zachwycę sie Twoimi kwiatkami doniczkowymi. Zachwycę szczerze, bo naprawdę dużo ich masz i ładnie Ci rosną. Ja absolutnie nie mam ręki do kwiatów doniczkowych, więc prawie żadnych w domu nie mam. I tym bardziej podziwiam jak innym ludziom pięknie tego typu roślinki rosną.
    A na koniec pozdrowię Cie serdecznie odnosząc się jeszcze do tego, co napisałaś na początku, że starasz sie nie zajmować sprawami, na które nie masz wpływu, nie zatruwać sie nimi niepotrzebnie, co nie oznacza jednak obojętności na nie. Też tak próbuję, zachować w tym wszystkim jakiś balans, ale nie zawsze mi sie udaje. Przeważnie cos tam sie do duszy przesączy i smutkiem albo złymi przeczuciami zarazi...Bo coraz dziwniejszy jest ten świat, choć ogrody na nim coraz piękniejsze, to jednak coraz mniej odosobnienia i poczucia bezpieczeństwa dające, bo i nad nimi zbierają sie często granatowo-czarne obłoki...Też lubie tę piosenkę Kofty o ogrodach i często ja sobie nucę. Nucę też jednak inną: "Czekam na wiatr, co odgoni ciemne, skłębione zasłony. Stanę wtedy na raz, ze słońcem twarzą w twarz".
    Olga Jawor

    OdpowiedzUsuń
  6. Olu, Ty masz piękny ogród, ja nadrabiam doniczkami. Bardzo podobnie patrzymy na świat, a on się staje taki coraz bardziej nie dla nas. Nie spodziewałam się, że kiedyś będę się cieszyła, że jestem stara i więcej za mną niż przede mną. Bardzo lubię piosenkę Kory, o której wspominasz. Też czekam na wiatr, żeby zrobiło się jaśniej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Basiu, czy tu jest gdzies na stronie adres email do Ciebie? 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Można się ze mną skontaktować przez FB. Podam Ci kontakt na Kroku.






      Usuń
  8. Cudne kwiatki...paprotki z tak szerokimi liśćmi jeszcze nie widziałam.Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń