Szukaj na tym blogu

niedziela, 15 września 2024

Smutny i łzawy tydzień

źródło: internet
Smutny i łzawy miałam ten mijający tydzień, bo w poniedziałek była 36 rocznica śmierci mojego Taty, a we wtorek odprowadziłam w ostatnią drogę Sąsiada. Nic nadzwyczajnego - ludzie umierają - ale tak ciężko się żegnać. 

Kiedy umarł mój Tata byłam młodą kobietą, więc nie rozmyślałam o tym, że też kiedyś umrę. Płakałam tylko nad nim. Ale odkąd zmarła Mama, myśli o mojej własnej śmierci na dobre rozgościły się w mojej głowie. I to nie są mili, chętnie witani goście, raczej tacy, których ciężko się pozbyć. Niestety takie są prawa natury, że co się rodzi, to też umiera, więc sprzeciwianie się temu, choćby tylko myślą, jest bez sensu.

Jednak co z tego, że to wiem? Skoro tak trudno się z tej wiedzy korzysta. Trudno, bo ta sama natura wyposażyła nas w niezwykle silny instynkt przetrwania, który za nic ma inne prawa poza nim samym. A w bonusie od Stwórcy dostaliśmy jeszcze to, że ze wszystkich żywych istot tylko człowiek ma świadomość własnej śmiertelności. No, tak zostaliśmy wyróżnieni. Czasami myślę, że Stwórca namieszał coś w człowieczych ustawieniach fabrycznych i zbyt wysoko ocenił ludzki gatunek, za bardzo stawiał na wrodzoną mądrość. I teraz człowieki, takie jak ja, muszą się borykać ze świadomością swojej śmiertelności i zastanawiać się, czy to co widzą nie jest już przypadkiem światełkiem na końcu tunelu. Takie oto niezbyt odkrywcze, ale za to przygnębiające myśli towarzyszyły mi w drodze na pogrzeb sąsiada.

Sąsiad zasłużył sobie, żeby go pożegnać, bo był naprawdę dobrym człowiekiem, chociaż czasami bywał męczący. Cóż, jak każdy miał zalety i wady, ale wynik sumaryczny jest więcej niż dobry. Znaliśmy się ponad czterdzieści lat i sporo o sobie wiedzieliśmy. Pan Gerard lubił być dobrze poinformowany, więc każde spotkanie wiązało się z odpytywaniem mnie, ale z upływem lat coraz mniej mi to przeszkadzało. Bo im więcej o nim wiedziałam, tym bardziej doceniałam całokształt zamiast skupiać się na irytujących detalach. Miałam też dług wdzięczności u Pana Gerarda, bo gdy chorowała moja Mama raportował mi co się u niej dzieje, gdy mnie nie ma. Mieszkanie Mamy i Pana Gerarda dzieliła tylko ściana, a on miał dobry słuch i dużo chęci do pomocy. Jedną z jego największych zalet była właśnie życzliwość i chęć niesienia pomocy. Był bardzo opiekuńczym mężczyzną.  Przez długie lata zajmował się niepełnosprawną żoną i to na nim spoczywał cały ciężar utrzymania domu. Był dobrym ojcem dla swojego syna, ale tak samo dbał o pasierba. Obu jednakowo wspierał finansowo. Po śmierci żony postanowił, że cały spadek podzieli na pół, bo synowie są jednakowo ważni, chociaż tylko dla jednego był biologicznym ojcem. Niestety kilka lat po śmierci żony zmarł nagle syn Pana Gerarda. A potem to już z roku na rok było widać jak Pan Gerard zapada się w sobie, jak ubywa mu radości życia, a zamiast tego rośnie poczucie osamotnienia. Jednak te ciężary nie przeszkodziły mu, żeby pomagać w opiece nad mieszkającą nad nim sąsiadką. Chodził do niej kilka razy dziennie, żeby ją nakarmić, podać leki, porozmawiać, a jak trzeba to zmienić pieluchę. Dzięki temu córka sąsiadki mogła wpadać do starej matki tylko na chwilę i skwapliwie z tego korzystała. Mam nadzieję, że chociaż miała świadomość, jak wiele zawdzięczała Panu Gerardowi, bo gdy on zachorował nie wykazała się jakimś zainteresowaniem. Skarżył się, że jak trafił do szpitala to nawet nie zadzwoniła, żeby zapytać jak się czuje. A w szpitalu zabronili Panu Gerardowi wstawać z łóżka, bo to kłopot jak osiemdziesięciolatek kręci się po korytarzu. I tym sposobem, ze sprawnego jak na swój wiek człowieka, Pan Gerard zaczął mieć problemy z chodzeniem. Po powrocie do domu kilka razy się przewrócił i nie mógł już mieszkać sam. Wnuczka załatwiła mu dobry dom opieki, ale on już nie potrafił odnaleźć się w nowych warunkach. Ostatni raz rozmawiałam z nim na dwa tygodnie przed śmiercią. Był przygnębiony, bo jak powiedział:"Nie ma tu co robić, ani z kim porozmawiać, same trupki leżą. I przez klimatyzację się przeziębiłem." Obiecałam, że go odwiedzę, ale już nie zdążyłam. Tydzień po naszej rozmowie trafił na OIOM i po kolejnych siedmiu dniach zmarł. Miał 83 lata i dobre życie za sobą. I chyba to był dla niego najlepszy czas, żeby pożegnać się z tym światem. W dniu pogrzebu cały dzień padał deszcz. Światu ubyło jednego dobrego człowieka.

Gdy byłam na cmentarzu w rocznicę śmierci Taty przysiadłam sobie na chwilę, żeby pomyśleć i posłuchać, jak szumi wiatr w cmentarnych drzewach. I powiem Wam, pięknie szumiał i było mi w tym szumie bardzo dobrze.


Na starym cmentarzu czuje się ten święty spokój wszystkich świętych i łagodnie płyną wspomnienia. Jak tak myślałam sobie o Rodzicach, przypomniał mi się wiersz Michała Matejczuka. 

A kiedy po mnie zostaną
Skórzane buty na strychu.
To wspomnij mnie czasem,
Rano.
Przyjdź , posiedź przy mnie,
Po cichu…
I nie płacz proszę, 
Minęło.
Jeszcze nie skończył się świat,
Choć twardo mi się przysnęło…
Pamięć jest wieczna jak wiatr.

Piękny plasterek na duszę. Szkoda, że nie ma już domu, który wybudował Tata. A może jednak jest, tylko w innym wymiarze. Bo tak mi się przypomniało, jak mój pięcioletni wnuk powiedział, że był na strychu mojego domu. - Danielku, to niemożliwe, bo dom został zburzony wiele lat przed tym zanim się urodziłeś - tłumaczyłam. -Wiem, ale na pewno byłem na strychu - upierał się. Nie sprzeczałam się z uparciuchem, ale tak mnie zastanowiło skąd u pięciolatka mieszkającego w bloku słowo strych. Nie wiem. Ale czy wszystko trzeba wiedzieć? Może jednak nie.

Na koniec posta piosenka, która towarzyszy mi od lat.

 I na dzisiaj to by było na tyle.

8 komentarzy:

  1. Basiu, im mam więcej lat tym częściej mam takie czarne, przygnębiające myśli. Kiedyś Irena Santor powiedziała : "Przygotowuję się już do pożegnania z tym światem. Bo to nie jest proste zgodzić się na to , że pewnego dnia przestanie się być." Irena Santor w grudniu skończy 90 lat, ja w tym roku skończyłam 67. Chciałabym dożyć w takiej kondycji jak ONA jej wieku. Pozdrawiam i życzmy sobie zdrowia bo ono jest najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świadomość skończoności ludzkiego życia jest trudna do oswojenia, szczególnie, gdy z racji wieku wiemy, że do kresu już bliżej niż dalej. Ale życzmy sobie zdrowia i pogody ducha, żeby żyć jednym dniem naraz i jak najmniej martwić się o jutro. Pozdrawiam 😘😘😘

      Usuń
    2. Bo martwić się trzeba wtedy kiedy się musi a nie na zapas.

      Usuń
  2. Ciekawe czy teraz mnie tez wrzuci do spamu.

    OdpowiedzUsuń
  3. No masz, nie wrzucilo... a ja tak bardzo nie chce pisac na ten smutny temat. Licze na to, ze rozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie ze rozumiem. Mnie się wczoraj ulało, ale już dzisiaj otrzepalam piórka i jest ok. 😘

      Usuń
    2. Droga Star, pisałam meila do Ciebie w sprawie dostępu do Twojego bloga.
      Czy można tam Ciebie jeszcze znależć ?

      Usuń
    3. Anonimie, ja tak rzadko zagladam do tamtej skrzynki pocztowej. Sorry, ale obiecuje, ze jutro tam zerkne i odpisze. Przepraszam jeszcze raz, ze musisz mnie tu postukiwac :))

      Usuń