Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rocznica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rocznica. Pokaż wszystkie posty

piątek, 31 grudnia 2021

Czas mija i znowu sylwester i Nowy Rok stoi za progiem

Jak już w tytule posta odkryłam Amerykę, to co tu więcej można napisać? Że rok dopiero się zaczynał, a już się kończy? Że czas biegnie szybciej niż Kusociński i nic na to nie można poradzić? No, to jest oczywista oczywistość, ale starzy ludzie często wygłaszają takie prawdy "objawione", a ja jestem stara, więc też trochę poględzę. Mijający rok nie był taki jak chciałam, ale dzięki Bogu że w ogóle był. I to tyle pochwał, roku oczywiście, bo Boga czepiam się umiarkowanie. Człowiek nie bardzo udał się  Stwórcy, więc teraz Bóg musi patrzeć, co z dziełem stworzenia i wolną wolą robi ulepiony przez niego gliniak. Wracając do podsumowań, to mimo kiepskiego roku wiele dobrych rzeczy pozostało niezmiennych; mam kochającą rodzinę, przyjaciół, wielu fajnych znajomych, mam co jeść i gdzie mieszkać, nie brakuje mi ludzkiej życzliwości, książek i spacerów. Nie nudzę się i wciąż jest wiele rzeczy, które chcę i potrafię zrobić. Cieszą mnie prozaiczne, codzienne sprawy, więc w każdym dniu znajduję coś radosnego.

środa, 9 września 2020

Kolejna rocznica


Zdjęcie Taty w młodości, bo duchem zawsze był młody.








 

 

 

Dzisiaj mija 32 lata od śmierci mojego Taty. Odszedł nagle. Na stoliku przy łóżku zostawił gazety, których nie zdążył przeczytać, niedopitą herbatę... Był piękny, słoneczny piątek, cieszyłam się na weekendowy wyjazd, a mój świat nagle stanął i nic już nie było takie jak wcześniej. 

Ale Tata wciąż jest ze mną, bo ci, których kochamy, nigdy całkiem nie odchodzą i na zawsze są częścią nas samych. Moja córka pamięta dziadka i serdecznie go wspomina. Miała tylko siedem lat, gdy Tata zmarł, ale zdążył zapisać się w jej sercu. Dzisiaj rano zadzwoniła z pytaniem, o której idziemy na cmentarz.  Pójdziemy razem z wnukami zapalić Tacie światło. Mój starszy wnuk zna pradziadka z opowiadań. Wie, że jego pradziadek był dobrym, życzliwym człowiekiem, który marzył, żeby zostać lotnikiem. Niestety wojna pokrzyżowała jego plany. Nie zdobył też formalnego wykształcenia, chociaż lubił się uczyć i miał ogromną wiedzę z historii, geografii i przyrody, ale zawsze dzielnie się mierzył ze swoim losem. Ciężko pracował, żeby utrzymać rodzinę, wybudować dom. W niedzielę, jedyny dzień gdy nie pracował od rana do nocy, czytał książki, gazety, magazyny.  Był ciekawy świata. Niedługo historię pradziadka pozna też mój młodszy wnuk, żeby miał z czego czerpać. Bo chociaż dumnym można być tylko z siebie, to mieć w rodzinie takich ludzi, jak mój Tata, to jednak honor. 

Mnie Tata zawsze imponował i wciąż jeszcze myślę, co by zrobił, co by powiedział. Tata bez wychowywania mnie, dużo mnie nauczył. Na przykład, pamiętam, jak mówił, że z człowiekiem można zrobić tylko tyle, ile ten sobie pozwoli. I udowodnił to, gdy stracił pracę. Kiedy został zwolniony dyscyplinarnie, bo postawił się partyjnemu sekretarzowi, nie pozwolił, żeby potraktowano go  jak śmiecia. Podał firmę do sądu i po 13 miesiącach sprawę wygrał. Został przywrócony do pracy, a to był rok 1969. Dlatego ja prawie pięćdziesiąt lat później chodziłam na manifestacje w obronie wolnych sądów. To, jak Tata traktował swoją żonę, nauczyło mnie czego mam wymagać od swojego męża. Poczucie humoru też odziedziczyłam po tacie. 

Pamiętam, jak na weselu Tata rozmawiał z moim nowo poślubionym mężem.

- Widzi Tata, jak mi się udało, będę miał wspaniałą żonę? - powiedział mój chwilowo wniebowzięty mąż.

- Ja widzę, ale ty dopiero zobaczysz, więc ciesz się dopóki możesz - odpowiedział świeżo upieczony teść.
Zaczęłam się śmiać, ale mojemu mężowi nie za bardzo spodobała się odpowiedź teścia.

- Co Tata mówi, przecież Barbara jest wspaniała -  protestował.

- Teraz to już musisz tak mówić i lepiej żebyś tak myślał - powiedział Tata. 

Coś mi się wydaje, że przez te 40 lat naszego małżeństwa mój mąż nie raz pomyślał, że jego teść był mądrym człowiekiem, chociaż wychował mu nieusłuchaną żonę.

Kiedy jeszcze pisałam na Interii jako dziennikarz społeczny wspominałam mojego Tatę. TUTAJ są dwie historie o duchach i opis snu, w którym żegnałam się z Tatą.

I na dzisiaj to by było na tyle.

środa, 9 marca 2011

Dzień 8 marca

Dzień Kobiet, jakiś czas temu okrzyknięty socjalistycznym świętem, znów wraca do łask. Ja lubię świętować. Nigdy też nie miałam nic przeciwko temu, żeby świętować z okazji bycia kobietą. Trzeba być skrajnie fanatyczną feministką, żeby się obrażać i mieć za złe, że świętuje się z okazji posiadania żeńskiej płci.

Moim zdaniem kobieta to bardzo fajny gatunek człowieka, więc święto jej się należy, jak psu buda. Szkoda że niektórzy mężczyźni zauważają kobiety raz w roku, bo sami sobie robią krzywdę. Kobieta, którą się traktuje jak babę do gotowania i prowadzenia domu, zachowuje się jak baba – zrzędzi, ględzi i ma za złe.

Dokładnie rok temu nie w głowie mi było świętowanie. Byłam w szpitalu i wycinano mi guza zlokalizowanego w jamie brzusznej. Przed operacją myśli miałam czarniejsze niż smoła, chociaż bardzo się starałam o pozytywne podejście do problemu. Lekarze przez trzy godziny oglądali moje podroby i nie wiedzieli co też za cudo wyhodowałam sobie na kresce jelita. Do tamtej pory nie wiedziałam nawet, że człowiek ma w brzuchu coś takiego, jak kreska jelita. Guz okazał się niegroźny, więc przeżyłam kolejny rok swojego życia.

Dla odmiany dzisiejszy 8 marca był bardzo miły. Po raz pierwszy trzymałam na rękach mojego wnuka, 4,230 kg szczęścia. Cieszyłam się moją córką, która jest mądrą i piękną kobietą, a od wczoraj również matką. Z radością przyjęłam od męża bukiet frezji i dużo serdeczności.