Kończy się poniedziałek, dla
pracujących pierwszy dzień z tygodnia pracy. Ja na dzisiaj
skończyłam. Nie żebym była gdzieś zatrudniona, bo w kwestii
mojego statusu nic się nie zmieniło. Szanowny ZUS łaskawie
przedłużył mi rentę na następne dwa lata, ale zatrudniłam się
sama. Co zrobić, nie chcem ale muszem. I tak, ledwie wylazłam z
papierów związanych ze sprawami w sądzie pracy a już muszę
zająć się kolejną sprawą.
Albowiem, gdyż, ponieważ, wynajęty
wielce szanowny mecenas wykazał się dbałością wyłącznie o swój
portfel, resztę zaś zostawił swojemu klientowi. Nie chce mi się
teraz pisać o szczegółach, bo długo trzeba by wyjaśniać. Może
kiedyś opiszę tę brazylianę sądową w reżyserji bratowej
Ślubnego, z popisowym numerem wielce szanownego mecenasa, ale nie
teraz. Bo po pierwsze nie mam na to czasu, po drugie czuję przesyt.
Ale o czym to ja chciałam.... Jak
zwykle zaczęłam od przysłowiowego pieca, ale na bloga weszłam,
żeby się podzielić czymś ważnym. To „coś ważne” to słowa
mistrza kriya jogii, Prajnanananda. Robiąc sobie małą przerwę,
trafiłam w sieci na ten tekst. Nie
trzeba interesować się naukami wschodu czy jogą, żeby wynieść z
tego tekstu coś ważnego dla siebie, bo przesłanie jest uniwersalne
dla każdego, kto chce żyć szczęśliwie.
Cytuję: ”Od narodzin do śmierci zależymy od przyrody, rodziny, społeczeństwa, kraju — w końcu, zależni jesteśmy od stworzenia i stwórcy. Gdy jesteśmy zależni od innych, odnosimy korzyści. Gdy uświadomimy sobie, że nasze istnienie jest niemożliwe bez innych, musimy pomyśleć jakiego rodzaju życiem chcemy żyć. Egocentryczne, samolubne życie, zapominanie o dokonaniach innych osób, chełpliwe chwalenie się naszym sukcesem lub opłakiwanie naszych porażek.
A może chcemy wyrażać miłość i wdzięczność dla dokonań innych dla naszego życia. Osoba pokorna, duchowy poszukujący, żyje życiem ciągłego dziękczynienia. Poszukiwacz prawdy — nawet gdy ktoś go rani — jest tej osobie za to wdzięczny: “Dałeś mi szansę zobaczyć jak jestem silny”. To jest test naszej siły i stabilności.”
Chcę żyć szczęśliwie, widzę
mądrość w tych słowach, ale nie mogę o sobie powiedzieć, że
odczuwam wdzięczność dla tych co mi szkodzą. Nie mam problemów z
docenianiem tych wśród których żyję. Nie jest mi obce uczucie
wdzięczności, bo jak słoń pamiętam każde dobro, które mi
wyświadczono. Jednak jeżeli chodzi o wrogów, to, z tego co mi
wiadomo, mam jednego wroga, który steruje kilkoma osobami, chcąc
obrzydzić mi życie. Na początku (całkiem głupio i niepotrzebnie)
dałam się podpuścić i weszłam w interakcję, chcąc odpłacić
pięknym za nadobne. Na szczęście w porę ustąpiłam pola i
przekonałam się, jak dużo można zyskać, gdy człowiek potrafi
się uczyć nawet od wrogów. Dzięki temu oszczędziłam sobie
negatywnych emocji i nie ma we mnie nienawiści, która, jak
powszechnie wiadomo, jest bardzo destrukcyjnym uczuciem. Zauważyłam
też, że mój wróg, mimo usilnych starań żeby mi zaszkodzić,
przypadkowo mi pomógł.
Poniekąd zawdzięczam jej to, że
wzrosło moje poczucie własnej wartości, bo okazało się, że
nawet takiej osobie jak ona nie potrafię źle życzyć. Przekonałam
się, że jestem zaradna i silna. Uwolniłam się od złości, bo
kiedy wnikliwiej się przyjrzałam jej postępowaniu zrozumiałam jej
ograniczenia. Ataki na mnie były jej potrzebne, żeby umniejszając
mnie mogła poczuć się lepsza, ważniejsza, mądrzejsza. Niech jej
będzie skoro tylko na to ją stać.
Zgodnie z radą mistrza
Prajnananandajamy wypadałoby podziękować. Może nawet bym to
zrobiła, ale obawiam się, że byłaby to z mojej strony hipokryzja.
Nie jestem jeszcze na takim etapie rozwoju, żeby czuć wdzięczność.
Nie będę latać z transparentem: Kochajcie swoich wrogów. Na razie
zadowalam się tym, że widzę, jak mimo woli, pomogła mi dookreślić
siebie. To zawsze jakiś początek.