Po całym dniu spędzonym na
załatwianiu spraw poza domem marzył mi się spokojny wieczór we
własnym łóżku. Łóżko to moja strefa komfortu. Dzięki
wygodnemu materacowi, podnoszonemu zagłówkowi i podnóżkowi,
pachnącej pościeli, mogę leżeć jak ta królowa angielska. Jak do
tego dodać stolik z laptopem i kubek z aromatyczną herbatą, to
jestem przygotowana do odpoczynku.
Doceniam te „luksusy” i jestem wdzięczna losowi za każdą
przyjemność jaką mnie obdarza. Ktoś może powiedzieć, że jestem
głupia ciesząc się czymś tak błahym i przyziemnym, niech mówi,
mi to nie przeszkadza. I tak swoje wiem - umiejętność doceniania małych
rzeczy pomaga pełniej i szczęśliwiej żyć.
Niestety nie wszyscy mają to szczęście, żeby kończyć dzień
we własnym łóżku. Bezdomność to coraz większy problem, chociaż
są tacy, którzy wolą uważać, że bezdomność dotyka tylko ludzi z
marginesu. Tak nie jest. Przyczyn prowadzących do bezdomności
jest wiele. To nie tylko alkoholizm i nieprzystosowanie społeczne.
Często bezdomność wynika ze splotu niekorzystnych sytuacji
życiowych, które pozbawiają człowieka wiary we własne siły i
prowadzą do wykluczenia społecznego.
Jednak większość tych, których problem nie dotyczy, woli
myśleć, że bezdomność spotyka tylko tych, co sobie na nią
zasłużyli. Takie podejście jest łatwiejsze aniżeli pochylenie
się nad tymi, którym trafił się gorszy los. Łatwiej widzieć w
bezdomnym pijaka, nieroba, aniżeli kogoś komu powinęła się noga,
kogoś kto zasługuje na pomoc. Sądzę, że brak empatii wobec
bezdomnych, a czasami nawet agresja, bierze się z lęku. Nikt nie
lubi konfrontować się z nieprzyjemnymi sytuacjami, nikt nie lubi
poczucia bezradności.
Dlatego, moszcząc się w moim łóżku, czuję wdzięczność, że
mam swój kąt na ziemi. I nikt mnie nie przekona, że to nie jest
powód do radości.