Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakatarzony pasażer. covid to ja nie mam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zakatarzony pasażer. covid to ja nie mam. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 października 2020

Gwiazda autobusu linii 39, zasmarkany młodzieniec i zestrachana seniorka

Jestem zawirusowana,   bo bolą mnie kości, głowa i chrypie jak Jan Himilsbach po popijawie. Chrypką straszę okoliczny naród  ilekroć muszę się odezwać. Ale bycie trędowatą, to jednak ciekawe doświadczenie. Jako porządny obywatel stosuję reżim sanitarny, ale ze zdziwieniem obserwuję reakcje ludzi. Jadę autobusem, zamaskowana po czubek głowy i od czasu do czasu chrząkam, bo brak tlenu i bolące gardło to kiepskie połączenie. Metr dalej stoi młody chłopak, któremu gluty nachalnie wyłażą z nosa, więc na powrót je wciąga walcząc z przepełnionym nosem i grawitacją. Usmarkana maseczka wisi mu smętnie w okolicach brody, ale chłopak słusznie nie ryzykuje założenia jej na twarz. Za usmarkanym tłoczy się wianuszek młodych ludzi, bo ten stoi najbliżej drzwi. Po kolejnym siąknięciu usmarkanego nie wytrzymuję, wyjmuję z torebki paczkę chusteczek podając ją młodemu człowiekowi z krótkim komunikatem : proszę. Zasmarkany przyjmuje chusteczki bez słowa, otwiera paczkę... I wtedy do akcji wkracza seniorka siedzącą dwa miejsca dalej. - Nie bierz! Ta pani jest chora - wdzięcznie mamrocze spod szaliczka zatkniętego pod okulary i zawieszonego na uszach. Zasmarkany chwilowo zastygł w zadumie i najwyraźniej rozważa kogo posłuchać, ale gluty nie odpuszczają, więc wyjmuje chusteczkę i wyciera nos. 

I Co pani narobiła? Teraz on się od pani zarazi. A w ogóle to jakim prawem jeździ pani komunikacja miejską?  - zwraca się do mnie seniorka zamotana w szaliczek. Głowa mnie boli, maseczka mnie dusi, w autobusie gorąco, więc to nie jest odpowiednia atmosfera, żeby chciało mi się rozmawiać z niezadowoloną seniorką. Nawet jakbym jej wyjaśniła, że nie mam typowych objawów Covid, jestem  w miarę możliwości zabezpieczona, siedzę blisko drzwi i jadę do lekarza, to i tak nic  by to nie zmieniło. Dlatego milczę. 

- Ogłuchła pani? - pokrzykuje seniorka, której widocznie bardziej naraziłam się ignorowaniem jej cennych uwag niż tym, że bez jej pozwolenia dałam zasmarkanemu chusteczki. 

- Co za aspołeczni ludzie. Tyle się w telewizji mówi o dystansie społecznym, o kwarantannie, a taka wejdzie do autobusu i zaraża Bogu ducha winnych ludzi - gderała seniorka, nie spuszczając  ze mnie oka. Inni pasażerowie, którzy wcześniej nie byli świadomi moich przewinień, zaczęli mi się przyglądać. I tak, chciał nie chciał, zostałam gwiazdą autobusu linii 39. Już chciałam powiedzieć, żeby seniorka bardziej przyjrzała się swoim szarym komórkom pod kopułką, czy aby nie wyginęły, zamiast tyle uwagi poświęcać mojej skromnej osobie, gdy ktoś mnie ubiegł.

- Pani niech się lepiej nie odzywa. Gdzie pani ma maseczkę? Omotała się jakimiś szmatami i pluje na ludzi. Jak pani jest taka głupia, jak słychać, to trudno, ale po co się pani tym chwali? Głupota też jest zaraźliwa - powiedział w kierunku seniorki pasażer obładowany wiaderkiem i grabkami. Seniorka na chwilę zamilkła, ale widocznie tak była zaprawiona w pyskówkach, że nie mogła sobie odpuścić, musiała mieć ostatnie słowo.

- Po co pan się wtrąca? Uwagę będzie ludziom zwracał, a sam przepisów nie zna. Zaraz zgłoszę do kierowcy, że przewozi pan narzędzia w pojeździe przeznaczonym dla ludzi. 

- Zgłoś wredna babo, to się razem przespacerujemy. Wiaderko ci wsadzę na łeb, żeby wstydu nie było i grabiami będę poganiał - odparował tubalnym głosem pan działkowicz.

Seniorkę zatkało skutecznie. Zresztą nie tylko ją. Droga do następnego przystanku przebiegała w ciszy. Wysiedliśmy z działkowiczem na tym samym przystanku. Działkowicz oswobodził się z maseczki, uchylił czapki i z lekkim ukłonem powiedział do mnie: Do widzenia pani.  Do widzenia, odpowiedziałam grzecznie i patrzyłam, jak mój obrońca i rycerz w jednym oddala się w nieznanym kierunku. Co prawda nie na koniu, ale z narzędziem i wiaderkiem jako częścią zbroi. Cóż, jaka królewna taki rycerz. 😉 Coś mi się zdaje, że muszę częściej jeździć autobusami, bo w dobie zawieszenia masowych rozrywek to może być jedynie dostępny cyrk. A przecież śmiech to najlepsze lekarstwo.

Wypadałoby coś napisać, jak sobie radzę z chorobą, ale właściwie nic nowego się nie dzieje, wciąż lecę starą płytą. Jednak dziś jest już jakby lepiej. Trochę kaszlę, ale płuca czyste. Węchu ani smaku nie straciłam, więc Covida na pewno nie mam. Smak do tego stopnia mnie nie opuścił, że z imieninowych słodkości nie został nawet okruszek. W końcu trzeba było czymś ten czosnek zagryzać. Także tegoroczne imieniny Artura odbyły się szybko, bo żona solenizanta ledwie trzymała się na nogach zaś solenizant nie chciał straszyć znajomych, więc nie stawiał ich przed wyborem, czy poczęstują się plackiem czy jeszcze jakąś jednostką chorobową. Najbliższa rodzina przestraszyć się nie dała i całą winę za niedyspozycję gospodyni zrzuciła na smarki Adasia. Grześki, Marciny i inni  będą musieli chwilę poczekać ze ściskaniem solenizanta. A ja zbieram siły, żeby się wyzbierać do kupki na urodziny Adasia, które już w sobotę. A potem trzeba będzie zorganizować urodziny Eli. Chorować nie mam zamiaru dłużej niż to konieczne, bo limity na choróbska wszelakiej maści już dawno wyrobiłam. Serdecznie dziękuję Wam za dobre życzenia, ciepłe słowa, komentarze i maile. 😘💋🌹

I na dzisiaj to by było na tyle.


Rysunek chorego serduszka złowiony w sieci.