Kiedyś moja koleżanka radziła się, co ma zrobić, bo została zaproszona na wesele a nie stać jej na drogi prezent. Starałam się ją przekonać, żeby nie rezygnowała z wesela a prezent dała taki, na jaki ją stać. Przecież ważna jest
intencja a nie to ile prezent kosztował. Wolałabym dostać tylko kwiaty od osoby, którą lubię i z którą chcę dzielić radość z jakiejś ważnej dla mnie
okazji, od tysiaka w kopercie podarowanego przez nielubianą ciotkę, którą zaprasza się tylko ze względów rodzinnych. Pieniądze to nie wszystko
i tego będę się trzymać.
Z okazji ślubu dostałam od mojej niezamożnej kuzynki komplet haftowanych
serwetek i obrusik. Minęło prawie 30 lat, kuzynka już dawno w
zaświatach, a ja ile razy wyjmuję z szafy ten prezent, ciepło ją
wspominam. W tych szmatkach jest kawałek jej serca, dużo czasu i
najlepsze życzenia, jakie dla mnie miała. Gdyby kuzynka wyznawała zasadę, że powinna dać tyle ile się przy takich okazjach daje, to pewnie nie przyszłaby na mój ślub, uznając, że ją na to nie stać.
Lubię dawać prezenty, więc często obdarowuję bliźnich drobnymi upominkami. Mam ogromną frajdę, jak uda mi się znaleźć coś, co sprawia innym radość. Robiąc zakupy zwracam uwagę na rzeczy, które mogłyby się przydać moim bliskim i jak trafiam na coś fajnego, to kupuję. Niestety nie należę do ludzi majętnych, więc upominki są skromne, ale nie przypadkowe, bo wiem, co kto lubi.
Kiedy byłam mała chciałam być św. Mikołajem i mieć wielki wór prezentów dla wszystkich, którym jest smutno i źle. W dziecięcej naiwności sądziłam, że można innych uszczęśliwić dając im wymarzone rzeczy. Teraz wiem, że rzeczy nie zapełnią pustki samotnego dzieciństwa i nie są remedium na biedy tego świata. Jednak obdarowywanie bliskich drobnymi dowodami życzliwości i pamięci może dodać życiu trochę słodyczy. Bo radość obdarowanego jest wartością dodaną do przyjemności, jaką odczuwam obdarowując. I naprawdę trudno powiedzieć, kto więcej zyskuje, ten, kto daje czy ten, kto bierze. Ale to żaden problem.
Jestem kobietą, która ma już życia popołudnie, ale starość ignoruję na ile się da. Tytuł bloga odnosi się do tego, że jeżeli popatrzymy na życie jak na górę, to ja już schodzę ze swojej góry, a kto chodził po górach wie, że schodzi się trudniej. Jednak smęcę umiarkowanie, bo wolę się śmiać. A że potrafię się śmiać również z siebie to powodów do śmiechu mi nie brakuje. Na blogu piszę o swoich i nie swoich potyczkach z życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz