Szukaj na tym blogu

czwartek, 29 września 2011

O zakupach i markowych kołtunkach

Dzisiaj diabli mnie ponieśli do Carrefoura, A wszystko przez to, że wczoraj wpadła mi w ręce gazetka reklamowa i skusiłam się na promocje. Chciałam kupić dla siebie i Marty kolorowe gumiaczki za 1/3 normalnej ceny i skórzane rękawiczki. Jednak jak już wlazłam między półki, to mój koszyk zaczął się niebezpiecznie szybko zapełniać. Marcie oprócz gumiaczków kupiłam czapkę z szalikiem, Nitukowi zimowy kombinezon, sobie dodatkowo jeszcze jedną parę rękawiczek i kolorowy szal, na koniec dorzuciłam wielgachną chustę i prezenty; dla Jolci dywanik łazienkowy, dla męża elegancki sweter, bo ma chłop na dniach imieniny. I tak, kupiłam kilka rzeczy, bez których mogłabym się spokojnie obejść, ale się nie obeszłam, bo uległam tzw. okazji. Na spożywczym też trochę zaszalałam, więc z marketu wyszłam obładowana jak wielbłąd idący w karawanie.

W drodze do autobusu spotkałam znajomą, która na mój widok zareagowała wprost entuzjastycznie. Nie wiem dokładnie, co ją tak ucieszyło - ja jako baba wielbłąd czy może okazja do pokazania się - faktem jest, że ćwierkała bardzo radośnie. Nie pytana poinformowała mnie, że w markecie kupuje tylko spożywkę, bo te ciuchy z sieciówek nadają się tylko na szmaty. Potem omiotła wzrokiem moje tobołki, zlustrowała mnie od góry do dołu i spytała.
– A, coś ty tyle nakupiła?
- No wiesz, trochę żarcia, trochę szmat, nic wartego uwagi.
- Aha – powiedziała. A w tym „ aha” zawarła podsumowanie i opinię.
Nie pozostało mi nic innego, jak się pożegnać, co też zrobiłam.

Przy okazji przypomniała mi się podobna sytuacja z przed mniej więcej roku. Czekałam na córkę w holu jednego z supermarketów. W pewnym momencie do moich uszu dotarły takie słowa.
- Zobacz na tę babę w czarnej chuście. Nawet ciekawie wygląda w tym fioletowym żakieciku.
Mimo woli spojrzałam w kierunku skąd dobiegał głos, bo też byłam w czarnej chuście. Dwa kroki ode mnie przy barowym stoliku siedziały dwie kobiety mniej więcej w moim wieku. Obie zestrojone w modne ciuchy i trochę teatralnie umalowane. Dyskretnie omiotłam je wzrokiem i pomyślałam, że one mimo widocznych starań nie wyglądają zbyt interesująco. Już miałam się odwrócić, ale zatrzymało mnie ich bezceremonialnie gapienie się na mnie. Jedna z nich pogardliwie wydymając usta powiedziała do drugiej, która chyba była autorką pochlebnej uwagi pod adresem mojego żakietu.
Phiiii, zobacz na jej buty. Plastik z Deischmana
Ale tę chustę i broszkę ma fajną – kontynuowała ta mniej wargowo-wzdęta.
Trochę mnie zatkało, bo zachowywały się tak jakbym była głucha albo jakbym była wystawowym manekinem. Jednak nabyta wredność szybko wymusiła na mnie reakcję, więc niewiele myśląc, powiedziałam równie głośno co obie panie.
- Wolę plastik w butach niż w głowie. Tak jest bezpieczniej.
A potem odwróciłam się na pięcie i odeszłam sobie w moich plastikowych butach.

Dzisiaj nie chciało mi się prostować zadęcia znajomej, bo jej opinia ani mnie ziębi ani grzeje. Budowanie własnej wartości w oparciu o stan konta zawsze wzbudza we mnie politowanie. A ekscytowanie się markami ubrań wkładanymi na grzbiet jest i śmieszne, i kołtuńskie. Jednak wspomniane kobiety i moja znajoma były chyba innego zdania. W ich ocenie byłam jakimś podgatunkiem. Mój żakiecik w kolorze burgunda, chociaż porządnie uszyty i z dobrej wełenki, nie zwróciłby uwagi tych pań, bo nie markowy. Duża czarna chusta, którą fantazyjnie zamotałam i spięłam skórzaną broszą, też nie byłaby godna ich zainteresowania, bo bez odpowiedniej metki. I jeszcze te nieszczęsne buty z ekologicznej skóry ( za jedyne 89 zł), które obie panie mogły widzieć na wystawie sklepu mieszczącego się w jednym z boksów marketu. Nic nie mogło mnie uchronić od pogardy. W ich oczach stanowczo nie zasługiwałam na uznanie mnie za równego im człowieka. Cóż. Jakoś to będę musiała przeżyć, że nie należę do takiej „elity”. Dam radę, bo jakoś nie czuję się gorsza. Raczej irytuje mnie fakt, że w naszym opartym na konsumpcji świecie, coraz więcej jest ludzi, którzy swoją wartość mierzą, marką ubrań i gadżetów. Te kołtuńskie zachowania skądś się biorą. Reklama wybija, co niektórym resztki rozumu, więc przechwalają się tym, co mają na sobie, jakby to dodawało im wartości. Natura dąży do równowagi, jak w środku pusto, to przynajmniej powinno być widać, że opakowanie wartościowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz