Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 18 października 2021

Myślenie magiczne, czy może coś w tym jest?


Ktoś obserwuje mnie przez okno? Jeżeli tak to kto?  Dlaczego zobaczyłam coś, czego zobaczyć nie powinnam? Co to jest? Omen, zjawa, czy pospolite fiksum dyrdum? Takie pytania piorunem przeleciały mi przez głowę, bo chyba mam skłonności do magicznego myślenia i uważam, że nic nie jest tak do końca oczywiste.

 A wszystko zaczęło się zwyczajnie. W sobotni wieczór zaległam w łóżku i popijając herbatę gapiłam się w okno, rozmyślając, czym by tu się zająć. Humor miałam taki sobie, bo z powodu złego samopoczucia ominęła mnie impreza imieninowa, więc nie spotkałam się z ulubionymi kumami. Potrzebowałam pocieszenia, ale jakoś nie mogłam się zdecydować jaką przyjemność sobie zafundować. Obserwowanie nieba i drzew rosnących przed domem to jedna z rzeczy, które bardzo lubię. Patrzyłam więc jak wiatr pędził chmury, zrywał z drzew liście, które wirowały wokół gałęzi, żeby za chwilę polecieć w dół. Z za chmur wychylał się księżyc i pięknie zmieniał barwę nieba; dorzucając raz trochę szarości, za chwilę trochę kobaltu, błękitu, czerni, kroplę złota. I przypomniała mi się kołysanka, którą ułożyłam kiedyś dla wnuka.
 

Chodzi nocka ciemną drogą,

rzuca gwiazdki w stada chmur.

Gwiazdki wyspać się nie mogą,

niebo chce iskierek sznur.

A Danielek nasz bąbelek

cichuteńko sobie śpi,

na poduszce przysiadł anioł

szepcze mu do uszka sny.

W snach Danielek podróżuje

mija autem stada chmur

i z księżycem się kumpluje,

żeby w drodze świecił mu.

Księżyc nie ma latarenki,

ale buzię srebrną ma,

której blaskiem nam rozjaśnia

smutki minionego dnia.

- Co tam mruczysz - zapytał książę małżonek, który często nie słucha co do niego mówię, ale zawsze reaguje jak śpiewam. Wiadomo, że mój śpiew jest niskich lotów, ale śpiewam, bo lubię i nikt mi nie zabroni. Dlatego zignorowałam czepialstwo mojej drugiej połówki i zamiast odpowiedzieć wzięłam telefon, żeby zrobić zdjęcie pięknego widoku za oknem. Zachwyt zawsze warto utrwalić, żeby móc do niego wrócić. Buddyjscy mnisi mają na ten temat inne zdanie (zalecają całą uwagę skupić wyłącznie na chwili), ale ja nie mniszka, więc mam swoje.

Gdy spojrzałam na zdjęcie, to poczułam się dziwnie i chwilę trwało zanim mogłam zrobić kolejne.


- Artur, chodź chcę ci coś pokazać - zawołałam męża.

- Co chcesz mi pokazać?

- Nie gadaj, tylko chodź do mnie szybko - powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Co widzisz? - zapytałam podsuwając mężowi aparat.

- Zdjęcie widzę. Co niby miałbym wiedzieć? - odpowiedział wzruszając ramionami.

- Ale co widzisz na tym zdjęciu?

- To co jest za oknem. O co ci chodzi?

- Dobra, powiedz mi po kolei, co jest na tym zdjęciu - nie odpuszczałam.
- No co, chmury, drzewa, księżyc, żyrandol odbijający się w szybie i twoje badyle na parapecie...

- Nic więcej? - przerwałam mu zniecierpliwiona.

- Nic. Nie wiem o co ci chodzi, więc już sobie pójdę - powiedział i czym prędzej wrócił na swój fotel.

Obejrzałam zdjęcia raz jeszcze i rozszerzyłam zespół konsultantów. Wysłałam zdjęcie do mojej córki i do koleżanki, pytając co widzą na zdjęciu. Chciałam się przekonać, czy zobaczą to co ja, czy może już pora przywitać się z psychiatrą.

 
Zarówno córka jak i koleżanka zobaczyły to co ja. Z za okna patrzyły czyjeś oczy, a światło księżyca i gra cieni tworzyły zarys twarzy. Córka jeszcze dodała, że oko wygląda zupełnie jak moje. Pomyślałam tak samo, gdy pierwszy raz spojrzałam na zdjęcie. W szybie nie mogła odbić się moja twarz, bo zdjęcie robiłam leżąc w łóżku, więc nie ta perspektywa i nie te proporcje. O braku okularów nie wspomnę.

Drugie zdjęcie
Coś na mnie patrzy

Także na dziś brak mi jasności co, po co i dlaczego zobaczyłam to co zobaczyłam. I na dzisiaj to by było na tyle.

38 komentarzy:

  1. Zdecydowanie ktoś patrzy. Sama widziałam sporo dziwności, więc nie nie nazywam tego "magicznym myśleniem: tylko szerszym. I za każdym razem, kiedy widzę coś dziwnego, mój umysł najpierw próbuje racjonalizować skubany ;) Ale się nie daję już. Niedawno przeczytałam, że nasze przyszłe/przeszłe wcielenia się z nami kontaktują, czasem nawet pokierują w inną stronę. I coś w tym jest. Kiedy byłam w piątej klasie podstawówki, miałam niewidzialnego przyjaciela. Zapisałam rozmowy z nim w pamiętniku. I trzy lata temu czytając te rozmowy, zorientowałam się, że on mówił mi o tym, co ja teraz odkrywam. O czwartej gęstości, o emocjach, o świecie energii. Wtedy nie rozumiałam. Teraz wiem. Czy to ja sama siebie odwiedziłam, by dodać sobie otuchy, wesprzeć samotną dziewczynkę? Możliwe :) Jest wiele, wiele ciekawych rzeczy na tym świecie. Trzeba tylko pozwolić sobie je dojrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację z tym racjonalizowaniem, bo w pierwszym odruchu szukamy wytłumaczenia opartego na tym co znane. Kiedy spojrzałam na zdjęcie i zobaczyłam coś czego absolutnie się nie spodziewałam, to szybko zaczęłam szukać rzeczywistej przyczyny. Pomyślałam, że to coś to moja twarz, która odbiła się w szybie tak jak żyrandol. Gdy ta wersja odpadła zwątpiłam w to co zobaczyłam. Dlatego szukałam potwierdzenia u innych.
      Mojego męża fascynowały kiedyś hologramy. Pokazywał mi te zdjęcia, a ja za chińskiego boga nie potrafiłam dostrzec nic z tego co on tam widział. A teraz wydaje mi się, że zaczynam patrzeć na swoje życie jak na hologram - spod przymrużonych powiek, nieostro, szerzej - i przez to widzę więcej. Nie mam wyrobionego zdania na temat swoich przeszłych czy przyszłych wcieleń, ale nie odrzucam tej wersji. Kiedyś odbyłam rozmowę z moim pięcioletnim wówczas wnukiem, któremu opowiadałam o moim rodzinnym domu. W pewnym momencie Daniel powiedział: też bawiłem się na strychu. Zatkało mnie zupełnie, bo rzeczywiście w dzieciństwie często bawiłam się na strychu. Ale ... skąd mały to wiedział, skąd dziecko wychowane w bloku wiedziało co to jest strych i dlaczego twierdził, że też tam się bawił skoro dom został zburzony 28 lat przed jego urodzeniem? Nie wiem i nie mam na to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Jeżeli czegoś jestem pewna to tego, że spotykamy w życiu ludzi, których energie współgrają z naszą energią i którzy są naszymi nauczycielami. Odkąd trafiłam do Ciebie mam odwagę widzieć inaczej. Dzięki.

      Usuń
    2. Moja bratanica, ktora urodzila sie 11 miesiecy po smierci mojego taty jako male dziecko wmawiala wszystkim, ze ona zna dziadka. Oczywiscie dorosli jej to wybili z glowy tlumaczac, ze to niemozliwe i zeby nie rozpowiadala idiotyzmow bo ludzie sie beda z niej smiali. No to przestala. Kilka lat temu rozmawialam z nia i jakos tak rozmowa zeszla na temat mojego taty czyli jej dziadka. I przypomnialam jej jak to rodzice jej zabronili mowic o dziadku. A ona na to "ciociu ale ja do tej pory wiem, ze znalam dziadka tylko mi o tym mowic nie wolno, bo nikt nie wierzy" Na co ja powiedzialam "a ja Ci wierze Basiu" ucieszyla sie i dodala "nareszcie ktos normalny" na co ja sie zasmialam i powiedzialam "wiesz z ta normalnoscia to bylabym ostrozna":)))
      Pamietam jak przylecialam do Stanow i z lotniska pojechalismy do domu gdzie mieszkal w wynajetym mieszkaniu moj owczesny maz. Pierwsze to chcialam oczywiscie skorzystac z lazienki wiec powiedzial "chodz to ja ci pokaze gdzie jest lazienka" na co ja powstrzymalam go otwarta dlonia i powiedzialam "ale JA WIEM gdzie jest lazienka" po czym skierowalam sie prosto do lazienki wybierajac sposrd czterech zamknietych drzwi te wlasciwe.
      Nie mogl uwierzyc i dopytywal skad i jakim cudem wiedzialam ale ja tez nie mialam na to wyjasnienia, ot wiedzialam i tyle.

      Usuń
    3. No nie jest łatwo dzielić się takimi dziwami, których inni nie widzą ;) Ale trzeba, bo skąd będziemy wiedzieć, że takie rzeczy się zdarzają? Że na tej planecie nie widzimy wszystkiego, ale jest opcja by zobaczyć więcej, Że podszewka Wszechświata jest cieniutka i wystarczy tylko dać sobie taką opcję: chcę widzieć i wiedzieć więcej...i się dzieje :)
      Ja sobie zdjęcie ściągnęłam na komputer i powiększyłam, bo nie mogłam dojrzeć o co chodzi. I zobaczyłam od razu ;) Trzeba ciut pokombinować, no chyba, że się nie chce, albo boi, bo i tak bywa. Stare rowki do suwania łatwo nie puszczają ;)
      A historia z Danielem, no cóż i dziwna, i nie bardzo :DDD

      Usuń
    4. Dziewczyny, moim zdaniem dzieci widzą więcej, bo jeszcze nie wiedzą, że nie powinny czegoś widzieć. Daniel upierał się, że bawił się na strychu, więc poprosiłam, żeby powiedział jak na tym strychu było, co widział. Powiedział, że ciemno, bo były małe okienka. I rzeczywiście, żeby była wentylacja w czterech ścianach były otwory wielkości dwóch cegieł, bo dom był z czerwonej cegły. Elektryki na strychu nie było. Mój Tata, który był bardzo racjonalnie myślącym człowiekiem powiedział mi kiedyś, że między nami toczy się życie, o którym nie mamy pojęcia. Jego zdaniem wokół nas jest mnóstwo bytów niematerialnych, których zwyczajnie nie widzimy. Gdy o tym rozmawialiśmy miałam 15 lat i robiłam oczy jak spodki, bo absolutnie nie pasowało mi do Taty to co mówił. Po śmierci przyśnił mi się w taki sposób jakby chciał potwierdzić to co mówił za życia. Może kiedyś opiszę ten sen.

      Usuń
    5. Na wstępie napisze, że ja nie widze tych oczu na fotografii:) ale WIEM, że można je zobaczyć. Po prostu nie mam takiego daru oglądania świata z innego poziomu ..ja mam chyba dość rozwinętą intuicje, którą odczuwam niekoniecznie zmysłem wzroku. Jako dziecko też długo myslałam, że moja babcia, która zmarła jak miałam 1,5 roku dała mi pierscionek złoty i taki wózek dla lalek wiklinowy na kółkach... Moja mama jak jej to powiedziałam była bardzo zdziwiona, bo cała ta historia rzeczywiscie sie zdazyła - ja byłam dzieckiem i pamietam, że babcia chora juz bardzo płakała i chciała koniecznie mi cos dać abym ja pamietała.... wózek pozniej nieco przeszkadzał, pierscionek schowany ( złoto), jakies przeprwadzki i już jako 13-14 letnia panna trafiłam znów na ten pierscionek i wiedziałam skad i jak sie znalazł w domu. Moja mama była zadzwiona - sadziła, że ja tego nie moge pamietac... Do dzis zreszta do mojej babci chodze na cmentarz i dbam o jej grób - już teraz jako jedyna osoba. )

      Usuń
    6. Kiedyś byłam straszną racjonalistką i ze zdziwieniem patrzyłam na ludzi, którzy mówili o rzeczach nieoczywistych. Gdy Tata opowiedział mi o kilku sytuacjach, których nie sposób było wytłumaczyć, byłam bardzo zdziwiona, że on taki twardo stąpający po ziemi opowiada jakieś bajki o duchach. Z wiekiem przeszła mi pewność, że wszystko jest takie oczywiste, a jak czegoś nie można wyjaśnić do końca to pewnie tego nie ma. Tak jak Ty mam intuicję i staram się z niej korzystać. Moje najwcześniejsze wspomnienie z dzieciństwa to jak biegałam po kuchni od mojej Mamy do naszej lokatorki, która mi matkowała. Niestety żadna z nich nie zwróciła uwagi, że biegałam trzymając w ręku szklaną butelkę z piciem. Upadłam, butelka się zbiła i zraniła mnie w rękę. Do dziś pamiętam, nie to, że mnie bolało, ale to jak było mi dobrze, bo obie mnie przytulały i całowały. Miałam wtedy niecałe dwa latka.

      Usuń
    7. Oj, tu bym grzebnęła, w tym wspomnieniu...

      Usuń
    8. Do mojej niezaspokojonej potrzeby bycia kochaną i akceptowaną dogrzebałam się już wiele lat temu, więc jeśli o to Ci chodziło to temat mam przepracowany. Nie wiem tylko czy do końca załatwiony. Byłam i jestem nadwrażliwcem, wiec może stąd ten głód. Jak wygląda bezwarunkowa miłość pokazał mi dopiero mój mąż. U niego nie musiałam sobie zasłużyć, nie musiałam być jakaś tam i do czegoś potrzebna, nie musiało mu być ze mną wygodnie, żeby mnie akceptował i kochał. Właściwie to obydwoje jakoś sobie matkowaliśmy. Widocznie musieliśmy na siebie trafić, żeby oprzeć się jedno o drugie. Ludzkie uczucia to jednak kosmos i pełno w nich czarnych dziur.

      Usuń
    9. Chodzi mi o połączenie wypadku, uszkodzenia ciała i bólu z opieką i zainteresowaniem.

      Usuń
    10. Zdaję sobie sprawę z tego powiązania. Jak nic się nie działo - byłam zdrowa, najedzona, ciepło ubrana - byłam dla Mamy niewidoczna. Kiedy chorowałam Mama się o mnie bała i była na wyciągnięcie ręki. Byłam chorowitym dzieckiem: wciąż jakieś anginy, zapalenia gardła, anemia. Chorowałam naprawdę, ale może przyczyną była psychosomatyka, tego wykluczyć nie mogę.

      Usuń
    11. Ano dzieci tak sobie radzą. Na zasadzie: cokolwiek działa.
      Myślę, że psychosomatyka to podstawa wszelkich chorób. Może kiedyś to ogarniemy ;)

      Usuń
  2. Ja nie widzę tego co TY, ale rozumie.
    Bardzo boję się ciemności i unikam wychodzenia z psami na spacer, kiedy jest ciemno. Jednak kiedy muszę, też widzę wiele rzeczy, przeważnie złych, przeważnie, że ktoś tam się czai.

    Tak, śpiewać każdy może, też tak mam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czasami boję się ciemności, a czasami nie, to zależy od mojej kondycji psychicznej. Kiedy jestem słabsza to ciemność źle na mnie wpływa, bo ciemność może kryć w sobie tajemnicę. Przebywanie w takiej absolutnej ciemności, gdy nie ma nawet odrobinki światła to bardzo ciekawe doświadczenie. Doświadczyłam tego kilka razy i to było bardzo ciekawe doświadczenie. Zupełnie inaczej czuje się wtedy swoje ciało. Jeżeli chodzi o śpiewanie, to lubię i praktykuję, bo daje mi to radość. Mąż się śmieje, że wnuki szybko zasypiały przy moich kołysankach, żeby mnie dłużej nie słuchać)))

      Usuń
    2. Blagam kobitki kochane nie wypisujcie takich herezji, ze kazdy moze spiewac. Bo ja mocno naiwna jestem, uwierze i jak wprowadze spiew w zycie to mi Wspanialy na 100% z domu ucieknie. A ja akurat go lubie wiec nie jest to pozadane rozwiazanie:)))

      Usuń
    3. Star, to nie ryzykuj,bo Wspaniały jest wspaniały, więc byłoby żal, gdyby nawiał. Moja niewierząca znajoma chodziła do kościoła, żeby sobie pośpiewać.

      Usuń
  3. Ja nie widzę, ale wpatrując się uporczywie w jeden punkt, zwłaszcza po ciemku, można wszystko zobaczyć ;-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko, ja nie wpatrywałam się w ciemność tylko zrobiłam zdjęcie, na którym zobaczyłam wpatrujące się we mnie oczy. Jak się zbytnio powiększy zdjęcie to obraz się rozlewa i niewiele widać. Jak zdjęcie za małe też trudno dostrzec coś poza chmurami i drzewami. Na samej górze zdjęcia, tam gdzie widać księżyc, jak się dokładnie przyjrzeć to można zobaczyć brodatego starca, który wygląda jak Mkołaj.

      Usuń
    2. No powiększyłam już wcześniej, i nic!
      jotka

      Usuń
    3. To nie mam pomysłu. Ja te oczy zobaczyłam dopiero na zdjęciu. Przyglądając się widokowi za oknem widziałam księżyc, chmury, drzewa i żyrandol odbijający się w szybie. Miałam nawet wstać, żeby wyłączyć górne światło, ale nie chciało mi się wstawać z łóżka.

      Usuń
  4. Ja tez widzę oczy.
    A śpiewać nie umiem, nie mam głosu, a co najlepsze absolutny słuch. Moge sobie w mózgu pośpiewać to, co słyszę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Repo, podobno mozna nauczyć sie śpiewać poprzez technikę - tak uczą się zresztą śpiewaczki operowe - jesli jest słuch to reszta jest ćwiczeniem... Odkryłam to jakieś 8-10 lat temu i mnie to ogromnie zdziwiło... no i pytanie czy sie komuś chce :))) cwiczyć technikę - ja cwiczę techniki oddychania i wiem jak to moz na poczatku męczyć ale pozniej jest ... fajnie :)

      Usuń
    2. Dziewczyny mi żadna technika nie pomoże ładnie śpiewać, bo mam problemy z gardłem i krtanią, więc głos mam taki sobie. Do Himilsbacha mi daleko, ale do śpiewania nadaję się jak kulawy do baletu. Jednak powyższe nie zmienia tego, że śpiewać bardzo lubię. Biedny mąż i biedni sąsiedzi)))

      Usuń
    3. Sarando ja namiętnie oglądam taki show śpiewaczy u nas, Zvezde Granda, i widzę jakie cuda osiągają kandydaci w wyniku treningów mentodami, więc masz jak najbardziej rację. Ale ja to tak w domu sobie podśpiewuje tylko:)

      Usuń
    4. Rok moze dwa po slubie wstalam rano jak skowronek (znaczy okolo poludnia) i tanecznym krokiem z Happy Birthday na ustach zlozyc zyczenia urodzinowe mojemu mezowi. Kryste jak on mnie szybko i zchlannie calowal!!!!!!!!!!! zeby tylko zamknac mi usta i zeby ten spiew nie kaleczyl jego uszu:))))))))))))
      On bidok ma sluch absolutny a ja spiewam jak najebany pershing :))))

      Usuń
    5. Mój mąż też ma dobry słuch muzyczny, więc cierpi jak ja śpiewam, ale przecież nikt nie obiecywał, że droga do świętości będzie łatwa)))

      Usuń
  5. Basiu, widze oczy, szczegolnie jedno wieksze, drugie jakby przymruzone? W dodatku calosc widze jako pysk zwierzecia, ktore bardzo przypomina Lwice... Nie wiem czy to Twoja dusza zaglada do Ciebie, czy inny rownolegly byt, ale ostatnio kazde Twoje zdjecie jest metafizyczne.. Kiedys smialam sie z duchow i zjaw - a przeciez to czysta arogancja aby myslec, ze jestesmy jedynymi bytami we wszechswiecie, to czysta zarozumialosc, pycha i niewiedza, bo to o czym nie wiemy badz czego nie umiemy zrozumiec to tego nie ma? Kto dal nam prawo, aby tak myslec? ano sami sobie dalismy... Jestesmy jak strusie, wkladamy glowe w piach i czujemy sie bezpiecznie , bo przeciez naokolo niczego nie ma. A naokolo nas jest WSZYSTKO, wszystko to czego nie widzimy, nie slyszymy, nie umiemy objac naszym ograniczonym mysleniem ... Widocznie w Tobie otwieraja sie wrota , ktore dla innych sa jeszcze zamkniete

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty, też najpierw zobaczyłam oczy. Kiedy zrobiłam drugie zdjęcie, księżyc wyglądał inaczej, ale oczy były w tym samym miejscu. Popatrzyłam za okno i szukałam tego co było na zdjęciu, ale widziałam już tylko chmury i drzewa. Lwa wcześniej nie widziałam, ale po Twojej podpowiedzi przyjrzałam się i zobaczyłam. Gdybym chciała iść w symbolikę, to uważnie patrzące oczy mogą być odzwierciedleniem mojej duszy zaś lew to mój znak zodiaku. Wcześniej miałam tak jak Ty. Nie tylko nie wierzyłam w jakieś byty niematerialne i różne dziwy, ale śmiałam się z ludzi, którzy mówili o takich rzeczach. Tak było do czasu kiedy Tata opowiedział mi o swoich doświadczeniach. Jego trudno było posądzać o fantazjowanie i chęć wzbudzania sensacji. Może rzeczywiście zaczynam odbierać na innych falach. Jedno jest pewne, człowiek jest istotą duchową i bodajże jedyną, która ma tego świadomość. Scalam się z naturą. Pierwszy raz to dostrzegłam, gdy zauważyłam, że każde drzewo inaczej szumi. Napisałam o tym na blogu, bo to było dla mnie odkrycie. Trzymajmy się kochana swoich chmur, bo tylko tak da się jakoś żyć w tym coraz bardziej zwariowanym świecie.

      Usuń
  6. Nic mnie chyba już na tym świecie nie zdziwi. Ani w tym zwyczajnym,ani w tym wirtualnym ani w jego pomieszaniu. Jest tyle róznych dziwnosci, zaskoczeń, silnych a niezrozumiałych wrażen, głosów nie wiadomo skad i uczuć, że nie jesteśmy sami tam, gdzie niby jesteśmy. Myslę, że świat próbuje z nami rozmawiać, że patrzy na nas, tak jak my na niego, daje nam znaki. A to, że czegos nie widzimy, nie znaczy, że tego nie ma. Bo możemy to cos poczuc bardzo mocno albo kątem oka, przez moment dostrzec coś, co w tym samym momencie znika, jakby tego nigdy nie było. A było. O tym mówi nam nasze serce, nasza intuicja. I cóz, jesli nawetktoś powie, ze to tylko jakieś przewidzenia ,czy omamy. Mamy skłonnośc by wszystko tak racjonalizować, bagatelizować, jesli nie umiemy tego pojąc, wyobrazic sobie. To pewnie też ze strachu, bo przecież boimy sie tego, czego wytłumaczyć sobie nie umiemy. A ja mam wrażenie, że świat ma mnóstwo warstw.I my widzimy zaledwie jedną a w przebłyskach dwie. A co tam jest pod spodem? I czym my sami jesteśmy w tym wszystkim? Jakim elementem układanki? Bo przecież wszystko jest po coś. Ja, Ty, my, oni. Widzenia i niewidzenia...
    Pozdrawiam Cię ciepło, Basiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu napisalas to samo co ja, ale innymi slowami :)) Myslimy bardzo podobnie:)

      Usuń
    2. Kitty, bo my som koleżanki z jednej parafii i jednego wyznania)))

      Usuń
  7. I jeszcze jedno - zapomniałam napisać, że bardzo podoba mi sie Twoja kołysanka, Basiu!:-) Najpiękniejsze, najmilsze dla dzieci są takie nasze autorskie spiewanki. I dzieci nie oceniają jakości naszego spiewu, a tylko słuchają z otwartością, ufnością i radości. Bo to głos serca, który trafia do drugiego serca.To serdeczna nić, między bliskimi sobie ludźmi.Sama naturalnośc i szczerosc.
    Nie wstydźmy się spiewać. Róbmy to nawet, gdy nikt nie słucha. Ot, dla siebie, dla chwili, która pragnie wyrażenia melodią i słowem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, trzeba trochę odwagi i uważności, żeby otworzyć się na to co nieznane. Teraz już nie godzę się, żeby wiedza stała mi na drodze do prawdy. Trudno się przestawić z tego co racjonalne na dociekanie czym jest to niewiadome. Też uważam twierdzenie, że czegoś nie ma, bo nie mamy na to "coś" naukowych dowodów i instrumentów, żeby to zbadać, jest błędem. Zawsze byli ludzie, którzy wiedzieli więcej i nie bali się o tym mówić. Ja do nich nie należałam, bo trzymały mnie mocne sznurki, ponieważ bardzo wierzyłam, że tylko nauka pozwala poznać świat. Dzisiaj wiem, że wiedza oparta na tym co mierzalne, sprawdzone doświadczalnie to nie jest cała prawda. To co wiemy, to tylko drogowskaz. Drogę i tak wybieramy sami.
      Jeżeli chodzi o moje śpiewanie, to mąż śmiał się ze mnie, że wnuki szybko usypiają przy moich kołysankach, żeby ich nie słuchać, ale ja w to nie wierzę))) Lubię śpiewać, więc to robię. Bardzo lubiłam opowiadać wnukom bajki, które wymyślałam na potrzeby chwili. Daniel kochał bajki o jeżyku, który wciąż miał jakieś przygody dziwnie pasujące do tego co co on przeżył tego dnia. I nie wiem, kto był bardziej zadowolony; wnuki czy ja.))) Również serdecznie Cię pozdrawiam.

      Usuń
    2. Basiu, w obecnej sytuacji - mam tu na myśli covidowy obłęd, wydaje mi się, że owemu obłedowi ulegają znacznie częściej właśnie ci, co polegają tylko na nauce i tzw autorytetach.Natomiast ci, którzy buntują sie przeciw owemu obłedowi są jak dziecko z bajki Andersena o nowych szatach cesarza. Dzieci mają większą wyobraźnię, nieskazoną jeszcze naukowymi dogmatami. Mają otwarte umysły i chec szukania odpowiedzi na najbardziej nawet dziwaczne pytania. Potrafią widzieć i słyszeć to, co niewidoczne i niesłyszalne jest dla ludzi skażonych naukowym mysleniem i wszechobecną racjonalnością oraz podążaniem za stadem istot podobnych sobie. Nie daja sie zamknac do klatek cudzych prawd. Chcą być wolne i myśleć wolno. Takze śpiewać, gdy najdzie ich taka cheć. Bo spiewanie jest emanacja wolnej duszy. I nikomu nic do tego jak nam to śpiewanie czy też ukłądanie piosenek albo wierszy idzie. jeśli nam to przynosi radość i jakis rodzaj spełnienia, jeśli naszym duszom jest potrzebne, to oto chodzi. A jesli jeszcze przy okazji komuś swoim śpiewem albo wierszowaniem sprawimy przyjemnosć, to tym bardziej ma to sens!:-)***

      Usuń
  8. stanywewnetrzne.com
    Kiedyś już polecałam na swoim blogu. Tytuł notki Lustro. Myślę, że Cię zainteresuje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim zdaniem to liście i światłocień tworzą tego "Ktosia",przyroda ma poczucie humoru ;-)))plus nasza wyobraźnia,zwłaszcza nocą... ale niewątpliwie są rzeczy o których się "fizjologom nie śniło....".Wciąż tak mało wiemy o otaczającym nas świecie.Serdecznie pozdrawiam Basiu.

    OdpowiedzUsuń